Skocz do zawartości


Zdjęcie

Ottis Toole i Henry Lee Lucas


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

VanPilar.
  • Postów: 114
  • Tematów: 4
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Popularny


Ślepy zaułek puli genetycznej: Ottis Toole i Henry Lee Lucas (1951-1983)


Dołączona grafika
Henry Lee Lucas i Ottis Toole

Spotkanie dwudziestodziewięcioletniego Ottisa Toole'a i jego przyszłego wspólnika, starszego o trzynaście lat Harry'ego Lee Lucasa, w garkuchni przytułku dla bezdomnych w Jacksonville na Florydzie ktoś mógłby z pełnym uzasadnieniem uznać za fragment scenariusza jakiegoś szatańskiego spisku. Wyznawca poprawności politycznej określiłby ich pewnie mianem „upośledzonych ekonomicznie wyznawców alternatywnego stylu życia", wydaje się jednak, że większość Amerykanów wolałaby użyć tradycyjnego pojęcia „białe śmiecie".

Henry Lee Lucas przyszedł na świat pod koniec Wielkiego Kryzysu w zabitej dechami miejscowości Blacksburgh w stanie Virginia. Jego rodzina zamieszkiwała obskurny barak na peryferiach tego miasteczka - daleko poza granicą, do której sięgały wodociągi, elektryczność i linie telefoniczne. Poza Henrym Lee gnieździli się tam jeszcze jego rodzice: fabrykujący samogon tatuś Anderson - znany w okolicy jako „Kadłubek", swego bowiem czasu pijany w trupa wpadł pod pociąg towarowy i stracił obie nogi - mamusia, zdegenerowana i złośliwa prostytutka Viola, jej alfons, niejaki Bernie, oraz ośmioro rodzeństwa. Niektórzy z sióstr i braci Henry'ego uchodzili nawet za dzieci Andersona.
Viola terroryzowała wszystkich - z upodobaniem lżyła i biła męża, ale najwięcej radości sprawiało jej znęcanie się nad Henrym. „Kadłubek" miał przynajmniej jakąś drogę ratunku, mógł się ożłopać ile wlezie swojej „księżycówki", co czyniło go stoicko obojętnym na zaczepki małżonki, ale Henry - póki nie podrósł na tyle, by pójść w ślady ojca - musiał się przyglądać, jak mama obsługuje licznie odwiedzających jej norę klientów. Jeśli próbował wymigać się od tego obowiązku, dostawał tęgie lanie - raz było tak solidne, że trzy dni leżał nieprzytomny, zanim Bernie się zlitował i zawiózł go do szpitala.
Ustawiczne maltretowanie zrobiło w końcu swoje - w głowie chłopca zaczęły ożywać jakieś „głosy", a ponieważ Anderson mianował go pełnoetatowym opiekunem i nadzorcą domowej destylarni, jeszcze przed ukończeniem dziesiątego roku życia dziecię popadło w zaawansowany alkoholizm.

Dołączona grafika
Henry Lee Lucas

W stosownym wieku Henry zaczął pobierać nauki w miejscowej szkole, ale mamusia wysłała go do niej w sukience - z czystej zresztą ciekawości, chciała po prostu się przekonać, jakie zrobi to na wszystkich wrażenie. Nauczyciel Henry'ego zapamięta! go jako chłopca wiecznie brudnego, niedożywionego i rozkojarzonego. Nic więc dziwnego, że ukończywszy piątą klasę, Henry przerwał edukację i w szkole więcej się nie pojawił.
Z braku lepszego zajęcia coraz częściej zadawał się z alfonsem Berniem, który nauczał go, jak dręczyć różne żywe stworzenia i kopulować ze zwierzętami - zarówno przed ich uśmierceniem, jak i po nim. Wprowadzony takim oto sposobem w świat doznań erotycznych i coraz bardziej nimi zainteresowany, kilkunastoletni Henry zaczął dla zabicia czasu regularnie gwałcić przyrodniego brata. Jego problemy pogłębiły się jeszcze po śmierci ojca, który po pijaku wyczołgał się gdzieś z chaty podczas zadymki śnieżnej i zamarzł. Nie mając nikogo ani nic, co trzymałoby go w domu, Henry zaczął włóczyć się po pobliskich mieścinach, siejąc tam postrach i dopuszczając się rozmaitych występków. Już po aresztowaniu, w 1983 roku, przyznał, że jako piętnastolatek udusił i zgwałcił jakąś dziewczynę z Lynchburga. Jej ciało zakopał w pobliskim lasku. Zeznanie to pozwoliło wreszcie rozwikłać zagadkową sprawę zniknięcia siedemnastoletniej Laury Burnley w 1951 roku.

Kolejne przestępstwa i ich konsekwencje - aresztowania i kilka pobytów w zakładach karnych dla nieletnich, a także utrata jednego oka w bójce - nie zmieniły ani światopoglądu, ani trybu życia młodzieńca. W roku 1959, kiedy dwudziestotrzyletni Henry Lee Lucas mieszkał z siostrą w Michigan, odezwała się do niego matka. Viola zażyczyła sobie, by syn wrócił do Virginii i zajął się nią - starą, schorowaną kobietą. Henry posłuchał, ale ich pierwsze po latach spotkanie przyjęło dość niefortunny obrót - po kilku godzinach ostrego picia, przeplatanego wrzaskami i wzajemnymi obelgami, Viola zamierzyła się na niego kijem od szczotki, na co Henry dobył noża i poderżnął jej gardło. Zanim zbiegł, znalazł chwilę, by zgwałcić zwłoki siedemdziesięcioczteroletniej matki. Pięć dni później aresztowano go w Toledo, w stanie Ohio. Przyznał się do winy i jako matkobójca skazany został na 20 do 40 lat więzienia. Odsiadując wyrok, zaczął ponownie „słyszeć w głowie głosy" - tym razem odezwała się Viola, która z zemsty za to, co jej uczynił, nakłaniała syna, by odebrał sobie życie. Po dwóch nieudanych próbach samobójczych Henry'ego przeniesiono do Iowa State Mental Hospital (Stanowego Szpitala dla Psychicznie Chorych stanu Iowa). Tam został zdiagnozowany jako „psychopata o skłonnościach samobójczych", „sadysta" i „zboczeniec seksualny". Po cztero i pólletniej kuracji środkami farmakologicznymi i elektrowstrząsami wrócił do więzienia bardziej szalony niż kiedykolwiek. W kwietniu 1970 roku minęła połowa minimalnego wymiaru kary, co dawało prawo do ubiegania się o przedterminowe zwolnienie warunkowe. Jak zwykle w takich wypadkach Henry stanął przed obliczem specjalnej komisji. On sam utrzymywał później, że na zadane mu przez jednego z członków tego gremium pytanie: „A teraz panie Lucas, proszę powiedzieć, czy jeśli zwolnimy pana warunkowo, znów pan będzie zabijał?", miał odpowiedzieć: „Yes, sir, jeśli mnie teraz zwolnicie, będę zabijał znowu". Trzy miesiące później znalazł się na wolności. Twierdził też, że na pożegnanie zapowiedział strażnikom: „Zostawię wam prezent na progu". Oświadczył, że jeszcze tego samego dnia zamordował dwie kobiety, których ciała podrzucił w dobrze widocznym miejscu pod murem więziennym. Nie znaleziono jednak śladów tej zbrodni, trudno więc powiedzieć, ile w tych wyznaniach było prawdy. Tak czy inaczej - pomijając przerwy na krótkie odsiadki - po wyjściu z więzienia Lucas mordował i gwałcił, ile wlezie. Przynajmniej do jesieni 1975 roku, kiedy los rzucił go do Jacksonville na Florydzie i zetknął z Ottisem Toole'em.

Ówczesne Jacksonville - rodzinne miasto jego przyszłego przyjaciela i wspólnika - diametralnie odbiegało od wyobrażenia, jakie większość turystów ma o pięknej słonecznej Florydzie. W roku 1949, kiedy przyszedł tam na świat Ottis, była to nędzna, zapyziała osada rolnicza. Fala turystów i nieodłącznie z nimi związanych pieniędzy nie zdążyła jeszcze wówczas wyjść poza granice Miami, St Petersburga i Fort Lauderdale. Podobnie jak wiele zapadłych i nędznych miasteczek na Południu, Jacksonville było twierdzą twardogłowej, hiperfundamentalistycznej odmiany wiary chrześcijańskiej, w której systemie wartości miłość bliźniego i cnota wybaczania grzechów zdecydowanie ustępowały miejsca „bojaźni bożej", wspartej groźbą ognia piekielnego, smoły i siarki. A rodzice Ottisa - co typowe dla większości wyznawców skrajnie uproszczonych wersji chrześcijaństwa - byli biedni jak myszy kościelne. W dodatku żywili nieodparty pociąg do trunków - a mieszanka fundamentalizmu z alkoholizmem z reguły nic dobrego nie wróży.

Dołączona grafika
Ottis Toole

Mały Ottis miał więc niewielkie szanse rozwijać swe wrodzone zdolności, nawet jeśli przyjmiemy, że takowe posiadał, choć rutynowe testy określały jego IQ na poziomie 54-75, co w przypadku tej górnej wartości uchodzi za granicę upośledzenia umysłowego. Bardziej szczegółowe badania wykazały również „uszkodzenie czołowego i limbicznego płata mózgu", czego skutkiem były periodyczne omdlenia i ataki padaczki. W efekcie skierowano go do szkoły specjalnej, którą porzucił jednak po skończeniu ósmej klasy.
Na domiar złego wiele wskazuje, że w jego rodzinie panowały rzeczywiście dość osobliwe poglądy religijne. Jak to ujął sam Toole, „jeśli się wierzy w Boga, trzeba wierzyć również w diabła. Jeśli wierzysz w diabła - wierzysz w Boga". Wydaje się pewne, że przynajmniej kilku jego krewnym było w gruncie rzeczy obojętne, której z tych sił oddają cześć, a jego babka otwarcie wyznawała satanizm i miała zwyczaj zabierać Ottisa na cmentarze, skąd oboje wykradali zwłoki niezbędne w obrzędach tego kultu. Krążyły też pogłoski, że poza bezczeszczeniem ludzkich szczątków sekta jego babci miała obyczaj jadać ludzkie mięso i wyprawiać orgie seksualne - w celach sakralnych, oczywiście.
Nie da się wykluczyć, że właśnie przez wtajemniczenie w owe zboczone praktyki (choć uszkodzenia mózgu też pewnie swoją rolę odegrały) Ottis już we wczesnym dzieciństwie wykazywał niezdrową fascynację ogniem, która z wiekiem rozwinęła się w pełnoobjawową piromanię: „Im większy ogień, tym bardziej mnie podniecał". Na dobitkę młody człowiek był homoseksualistą i miał wyraźną skłonność do transwestytyzmu, co z całą pewnością nie ułatwiało mu integracji z miejscową społecznością. Spytany kiedyś o swój stosunek do kobiet, Ottis odparł lapidarnie: „Próbowałem. Nie lubię". Trudno przypuścić, by w fundamentalistycznym Jacksonville zachowania i poglądy tego rodzaju jednały mu szczególną sympatię.
Nienawiść do świata Ottis zagłuszał hektolitrami samogonu i narkotykami. Zaczął od podkradania barbituranów matce, a z czasem zaczął używać wszystkiego, co zdołał ukraść. „Ach, dragi. Brałem wszystkie. Cokolwiek wpadło mi w ręce. Niektóre naprawdę dawały mi kopa, rozumiecie, o co idzie".

Już jako nastolatek Ottis bywał przeważnie pijany albo naćpany, zabijał czas podkładaniem ognia, a pieniądze na alkohol zdobywał, prostytuując się przebrany za kobietę. Trudno wyjaśnić, w jaki sposób mierzący ponad 180 cm wzrostu, szczerbaty i wielkouchy Ottis znajdował chętnych na swoje usługi, najwyraźniej jednak przypadał niektórym do gustu - czego przykładem pewien komiwojażer, który w 1963 roku nabrał ochoty na czternastoletniego transwestytę. Z nudów, pod wpływem głodu narkotyków albo z czystego po prostu szaleństwa Ottis zamiast pójść w jego objęcia, rozjechał klienta jego własnym samochodem, po czym rozpłynął się bez śladu. Kiedy po kilku latach zjawił się z powrotem w Jacksonville, policja uważała go za głównego podejrzanego w czterech sprawach o morderstwo.
Jesienią 1976 roku obaj - Henry Lee Lucas i Ottis Toole żyli w Jacksonville na krawędzi ostatecznej degrengolady. Nie mieli za co zaspokajać swoich narkotykowych i alkoholowych potrzeb, byli bez pracy i najwyraźniej nie w nastroju, by kogoś zabić albo coś ukraść. Z konieczności żywili się więc darmowymi zupkami, które wydawano w przytułkach dla bezdomnych. Pewnego dnia przypadek zetknął ich w kolejce do jednej z takich garkuchni. Wdali się w pogawędkę i już po chwili nie mogli wyjść ze zdumienia, ile mają ze sobą wspólnego.
Ponieważ Henry sypiał pod gołym niebem albo w przytułkach, Ottis zaprosił go do Springfield - podupadłego przedmieścia Jacksonville, gdzie mieszkał wraz z matką, jej aktualnym mężem, siostrzeńcem i siostrzenicą - Frankiem i Becky Powellami - oraz żoną Novella. Nie wydaje się prawdopodobne, by którekolwiek z nich okazało zdziwienie, kiedy Ottis wrócił do domu z Henrym. Zawsze przyprowadzał ze sobą jakiegoś mężczyznę, z którym potem sypiał - czasami za pieniądze, czasami gratis. Wszystko więc było w porządku, a Novella przeniosła się do sąsiadów. Lee wprowadził się do łóżka Ottisa, a w chwilach wolnych od związanych z tym zajęć zabiegał o względy z lekka upośledzonej umysłowo Becky. Nawet najlepsze życie może się jednak znudzić i nie upłynęło wiele czasu, a Henry Lee i Ottis ruszyli na szlak szukać przygód.
Przemieszczali się ze stanu do stanu, kradnąc po drodze samochody, zabijając ludzi i rabując wszystko, co wydawało im się łatwym łupem. Od czasu do czasu - ot tak, żeby poczuć dreszczyk prawdziwej emocji - „rozwalili" jakiś bank. Niekiedy zabijali, żeby zdobyć samochód, czasami, żeby zaspokoić swe chucie cielesne, zdarzało się też, że robili to dla czystej przyjemności zabijania. Obydwaj przysięgali później, że jeśli nie mieli czasu, by zatrzymać się i zamordować autostopowicza własnoręcznie, rozjeżdżali go samochodem, dodawali gazu i ruszali w dalszą drogę. Czego to nie robi się dla zabawy.

Podczas jednego z napadów na sklep nocny Henry najpierw sterroryzował ekspedientkę, a później zastrzelił ją i poczekał, aż Ottis skończy gwałcić zwłoki. Później upierał się jednak, że wszystko było winą tej kobiety - nie chciała być cicho i leżeć spokojnie, jak jej kazano. Natomiast Ottis - podkreśli! Henry - nigdy nie dba! o takie subtelności, strzelał bez uprzedzenia. „Tym się różni! ode mnie. Zabija!, kiedy przyszła mu ochota. Ja przynajmniej najpierw ich ostrzegałem. Ottis to najgorszy morderca na świecie".
Rabunek sklepów z całą pewnością dostarczał naszej parze wiele uciechy, jednak nic nie mogło się równać z radością, jaką dawały im krwawe wyczyny na autostradach. Bywało, że Ottis i Henry polowali na autostopowiczów, innym razem sami ich udawali, by ukatrupić naiwnych kierowców. Czasami Ottis bywał naćpany po uszy, niekiedy czysty jak niemowlę. Imali się wszelkich metod podejścia niczego się niespodziewającej ofiary, tak by przynajmniej jeden z nich mógł ją łatwo uśmiercić. „Zabieraliśmy mnóstwo autostopowiczów, no nie? -wyjaśnia! później Toole. - Większość kobiet Lucas zabijał sam, strzałem w głowę albo w korpus, kilku rozwalił łeb łyżką do opon, parę sztuk udusił". Henry Lee mówił o tym wszystkim znacznie bardziej otwarcie i obojętnie. „Z tych, których wzięliśmy do samochodu, zabiłem prawie wszystkich". Głównym - poza chęcią pozbycia się świadków - powodem, dla którego to czynił, byt jego niespożyty apetyt seksualny, a Henry zdecydowanie wolał zaspokajać go z martwymi niż żywymi. „Żywa kobieta to nie dla mnie, wolę się pieprzyć z martwymi niż żywymi".
Ale nawet on bywał czasami skłonny do ustępstw. Pewnego razu na autostradzie międzystanowej 1-35 zatrzymali się przy parze młodych ludzi, którym skończyła się benzyna. Ottis wyskoczył z wozu, żabił mężczyznę dziewięcioma strzałami w głowę i klatkę piersiową, a przerażoną dziewczynę wciągnął na tylne siedzenie samochodu. Tam zaczął gwałcić ją Lucas. Ottis zdecydowanie nie lubił, by jego przyjaciel wykorzystywał seksualnie inne niż on sam osoby żyjące, nadepnął więc hamulec, wyrzucił dziewczynę z samochodu i wpakował w nią sześć kul rewolwerowych. Obaj panowie zostawili zwłoki na poboczu i pojechali dalej.

Samo zabijanie i różne sposoby seksualnego wykorzystywania ofiar zarówno przed ich śmiercią, jak i po niej to w gruncie rzeczy drobnostka w porównaniu z faworyzowaną przez Ottisa metodą pozbywania się zwłok. Co prawda ani on, ani Henry Lee nigdy nie zostali formalnie oskarżeni o ludożerstwo, ale Toole nigdy nie robił tajemnicy ze swego upodobania do pieczonego na ruszcie ludzkiego mięsa. Lucas - choć raz czy dwa skusił się na wspólną tego rodzaju kolacyjkę - z zasady nie brał w tym udziału. Nie dlatego, by miał coś przeciw samej idei kanibalizmu, skądże! Nie odpowiadał mu tylko sposób, w jaki wspólnik przyrządzał potrawy. „Nie lubię sosu barbecue" - że pozwolimy sobie ująć to jego własnymi słowy.
Krótko przed śmiercią, w roku 1996, Ottis Toole udzielił wywiadu niezależnemu dziennikarzowi Billy'emu Bobowi Bartonowi. Kiedy ich rozmowa zeszła na gastronomiczne upodobania Toole'a, Barton zauważył, że słowa rozmówcy świadczą o jego szczególnym upodobaniu do potraw z młodych chłopców. „Trochę się tego w życiu zjadło -odparł skromnie Ottis i dorzucił garść szczegółów. - Najpierw wychodziłem, żeby upolować jakiegoś małego chłopaka [...] chwytałem go, wiązałem, kneblowałem, pakowałem do bagażnika i wiozłem do siebie". Tu Ottis zaczął rozwodzić się nad różnymi zboczonymi praktykami seksualnymi, do których zmuszał ofiary, i dopiero uporawszy się z tym problemem, wrócił do rozważań o swoich ulubionych metodach kulinarnych. „Po rozebraniu do naga trzeba go powiesić - głową na dól - za kostki, poderżnąć gardło, wypatroszyć, usunąć wnętrzności, wątrobę i serce. Potem odciąć głowę i spuścić krew. [...] Piekłem ich w całości nad węglem drzewnym; węgiel drzewny daje mało dymu. Trzeba zdjąć ciało i nadziać je na stalowy pręt. Wsadza się go w tyłek i pcha mocno, aż wyjdzie szyją [...] potem mocuje wszystko na widełkach rożna, żeby można było obracać. Smaczne jak cholera".

Poproszony o określenie smaku dziecięcego mięsa Toole, stal się jeszcze bardziej wymowny: „Smakuje jak pieczone prosię. Nie da się odróżnić chłopca od dziewczynki, dopóki nie skończą dziesięciu lat. U nastolatków pojawia się pewna różnica w aromacie; chłopcy trochę bardziej zalatują dziczyzną. Daj mi kawałek pieczonego czternastolatka i czternastoletniej dziewczyny - bez mrugnięcia okiem powiem ci, które jest które [...]. Z nastolatków robi się dobrą pieczeń; moja ulubiona to zadnia i krzyżowa. Jeśli chodzi o młodsze - to wolę żeberka -[są] soczyste i bardzo smaczne. Powinieneś kiedyś spróbować [...]. Ludzie jedzą świnie, krowy, konie. Ja lubię jeść ludzi. To też dobre mięso. Jak sam nie jadłeś, to nie mów, że niesmaczne. Mogłoby ci przypaść do gustu".

Zapytany, ilu ludzi zabił i zjadł, Ottis również odparł pytaniem: „Tych, co zabiłem sam, czy tych, których zabiłem i zjadłem z Hen-rym?". Nieświadom ich współpracy również w tej dziedzinie Barton poprosił o liczbę łączną: „Cóż, ze stu pięćdziesięciu albo coś koło tego" - odpowiedział Toole.
Motyw kanibalizmu pojawia się również w zarejestrowanych rozmowach Lucasa z Toole'em. „Pamiętasz - wspominał Ottis - z kilku z nich wycięliśmy polędwice [...] jak podlać je sosem barbecue, to nawet całkiem niezłe mięso, nie uważasz?". W odpowiedzi Henry powtórzył swoją negatywną opinię o sosie barbecue w ogóle, a rym, którego używał Ottis, w szczególności.

Wszystkie te i tak już sprawiające wrażenie płodów schorzałej wyobraźni, mało wiarygodne rewelacje bledną jednak w porównaniu z opowieściami Lucasa i Toole'a o tym, co zaczęło się dziać po ich rzekomym spotkaniu z niejakim Donem Meterikiem, przywódcą satanistycznej sekty Ręka Śmierci. Henry twierdził, że znał tego człowieka już wcześniej - niewykluczone, że z czasów, kiedy razem z babką brał udział w obrzędach czcicieli diabła. Meteric miał ich podobno zapytać, czy byliby zainteresowani pracą w charakterze rytualnych katów, mordujących wskazanych ludzi podczas tajemnych misteriów sekty. Ewentualne wynagrodzenie miało wynosić dziesięć tysięcy dolarów od łebka. Obaj zgodzili się z entuzjazmem - ostatecznie do tej pory zajmowali się podobną robotą za darmo, dla czystej przyjemności.

Ręka Śmierci - podobnie jak inne tego rodzaju stowarzyszenia wyznaniowe - wymagała jednak, by nowi wierni przeszli specjalny rytuał inicjacyjny, toteż zgodnie z najlepszymi tradycjami filmów grozy klasy B Toole'a i Lucasa wywieziono w samo serce bagnisk Florydy, gdzie wyznawcy szatana zwykli byli odprawiać czarną mszę. Tam Meteric przedstawił ich pozostałym, po czym cichcem wskazał jednego z celebrantów, którego mieli uśmiercić. Był to warunek uznania ich za pełnoprawnych, wtajemniczonych członków sekty. Ofiarę znęcili propozycją wspólnego rozpicia na plaży flaszki whisky, a kiedy niczego niespodziewający się mężczyzna przechylił butelkę do ust, Lucas poderżnął mu gardło od ucha do ucha. Zrobił to tak fachowo i czysto, że - jak sam później się chwalił - „widać było gorzałę wylatującą mu z przełyku".
Po wykorzystaniu zwłok przez członków sekty do wymaganych przez Rękę Śmierci ceremonii obrzędowych, zostały one upieczone i spożyte przez wiernych. Ottis opisał później sposób przyrządzania jednego z dań podawanych na rytualnych ucztach sekciarzy z Ręki Śmierci, które szczególnie przypadło mu do gustu. „Obcina się fiuta i jajka faceta, po czym dusi w rondelku jak gulasz albo potrawkę. Gościu, który to gotował, mówił, że to bardzo stary przepis, sprzed tysiąca czy coś tam lat [...]. Ale najlepiej smakują jaja smażone. Trzeba je lekko opanierować i uważać, żeby nie przesadzić z tłuszczem [...]. Cudownie kruche, bardziej kruche niż prażone kasztany. Świeżutkie smażone jajca to jeden z moich ulubionych przysmaków (...) normalnie wolę żeberka, ale jadłem to, co dawali na tych ceremonialnych ucztach".
Pytany, gdzie odbywały się te misteria, Ottis z uporem powtarzał, że wszystkie obrzędy odprawiano na zakupionej przez sektę farmie w Meksyku. Utrzymywał również, że na życzenie Meterica obaj z Lucasem jeździli stamtąd do Teksasu po młode dziewczyny i kobiety dla niego. Interesujące, że choć nie znaleziono żadnych dowodów jej istnienia, o Ręce Śmierci wspominali również znani maniakalni mordercy Charles Manson i David „Syn Sama" Berkowitz.

Kiedy i jak długo trwały związki Ottisa i Henry'ego z Ręką Śmierci, nie jest sprawą do końca jasną, wydaje się jednak, że ich stosunki z sekciarzami popsuły się mocno po śmierci matki i siostry Ottisa w 1981 roku. Toole byl rozżalony, że nie będzie miai się nim kto opiekować, ponieważ oboje siostrzeńców, Franka i Becky Powellów, oddano do schroniska dla nieletnich. Wracając na Florydę, uprowadzili więc dzieci z sierocińca i odtąd zawsze wozili je ze sobą. Wkrótce potem między Henrym Lee a opóźnioną w rozwoju, dwunastoletnią Becky nawiązały się bardo bliskie stosunki, o czysto platonicznym - jak solennie zapewniał Lucas - charakterze. Trudno rozstrzygnąć, czy było to możliwe, ponieważ Henry rzeczywiście polubił tego dzieciaka, czy też dlatego, że nie interesował się dotąd żywymi przedstawicielkami płci odmiennej. W każdym razie związek Lucasa z Becky położył się ponurym cieniem na życie miłosne wspólników i doprowadził do rozpadu tak idealnie zdawałoby się dobranej pary. Henry zabrał Becky i oboje wyjechali do Kalifornii.
Czując się podwójnie - bo i przez przyjaciela, i przez siostrzenicę -zdradzony, Ottis wpadł w istny szal zabijania i piromanii. W roku 1983 siedział już za kratkami, oczekując procesu za podpalenie i morderstwo. W więzieniu po raz pierwszy w życiu przeszedł gruntowne badania psychiatryczne. W sporządzonym w roku 1985 raporcie medycznym czytamy:

[Jest ] osobnikiem skrajnie emocjonalnym, który wydaje się niezdolny do premedytacji. Działa bez namysłu, pod wpływem impulsu, nie mając w tym momencie żadnej zdolności rozróżniania dobra od zła. Zycie samo w sobie jest na tyle pozbawione wszelkiego znaczenia [...] a ponieważ różnicy między ludźmi żywymi a martwymi nie dostrzega, zamordowanie kogoś staje się dla niego rzeczą równie błahą jak dla normalnego człowieka odpędzenie natrętnej muchy. Nieświadomie zaciera granicę między życiem a śmiercią; uważa, że sam jest martwy. Jest upośledzony umysłowo, niepiśmienny i od wczesnego dzieciństwa nie kontroluje swoich zachowań. [...] Osobnik ciężko uzależniony od narkotyków, niebezpieczny w każdych warunkach poza systemem penitencjarnym, a nie da się wykluczyć, że i w więzieniu. Ma uszkodzony centralny system nerwowy, niewątpliwe zmiany w obszarze piata czołowego mózgu. Na defekty neurologiczne wskazują również wyniki testów psychologicznych. Można go uznać za klasyczny przypadek jednostki o głęboko upośledzonej zdolności kontroli własnych emocji.

Z powodu ograniczonej poczytalności, sąd nie mógł orzec wobec Ottisa kary śmierci, wymierzył mu jednak sześć wyroków dożywotniego więzienia, w tym za podpalenie i morderstwo. Pozostający pod ścisłą kontrolą lekarską, poddany systematycznej kuracji Ottis wrócił w końcu do równowagi psychicznej, przynajmniej na tyle, by panować nad sobą bez wsparcia farmakologicznego.
Henry Lee i Becky bawili tymczasem na Zachodnim Wybrzeżu. Dzięki staraniom jednej z tamtejszych kongregacji religijnych - która w nieświadomości swojej przygarnęła oboje - niewyrażająca dotąd żadnych zastrzeżeń wobec morderczych nawyków Lucasa Becky szczerze przejęła się zasadami wiary chrześcijańskiej. Henry poczuł się tym mocno zagrożony, wyprowadził więc kuzynkę byłego wspólnika w jakieś odludne miejsce i tam udusił. A zanim posiekał jej zwłoki na drobne kawałki, odbył z nimi regularny stosunek płciowy - coś, czego, jak się zaklinał, nigdy nie robił za życia Becky. Dziwne zniknięcie dziewczyny nie uszło uwagi jednej ze starszych pań, które dały obojgu dach nad głową - Lucas zaaplikował jej więc identyczną kurację, a poćwiartowane zwłoki staruszki spalił w pobliskim zagajniku.
Dziwić może tylko, że kiedy człowiek, za którym ciągnął się coraz dłuższy i widoczny jak na dłoni krwawy ślad, został wreszcie w październiku 1982 roku zatrzymany i przesłuchany w związku ze sprawą podwójnego morderstwa, wypuszczono go szybko na wolność z braku dowodów winy. Aresztowano go na dobre dopiero w czerwcu roku następnego pod błahym zarzutem nielegalnego posiadania broni. Pobyt w celi wyzwolił w nim gwałtowny napad szczerości; Lucas zaczął przyznawać się do wszystkiego - do zbrodni, które popełnił, przestępstw, które wydawało mu się, że popełnił, i do czynów, które na poczekaniu wymyślał. Zaczął od ujawnienia okoliczności śmierci Becky oraz Kate Rich - kobiety, która ich do siebie przygarnęła. Sąd uznał go za winnego zamordowania Becky, na co Lucas nie omieszkał pogratulować prokuraturze tak znakomicie przygotowanej i przeprowadzonej sprawy.

Siedząc teraz bezpiecznie pod kluczem w Monroe w stanie Luizja-na, zaczął systematycznie ujawniać kolejne swoje zbrodnicze uczynki: „Dusiłem ludzi, zabijałem ich gołymi rękami z zasadzki, zabijałem z broni palnej, wieszałem ich, mordowałem podczas napadów. Dopuszczałem się zbrodni wszelkich możliwych rodzajów". Przez pewien czas nie bardzo wiedziano, co z rym począć, nikt nie potrafił powiedzieć, czy Henry Lee to największy seryjny morderca w dziejach, czy maniak, któremu samooskarżenia sprawiają perwersyjną radość. Żaden jednak glina godny tego miana nie zazna spokoju sumienia, póki skrupulatnie nie sprawdzi takich rewelacji. Wkrótce do więziennej celi Henry'ego zaczęły ściągać korowody policjantów z całych Stanów Zjednoczonych. Do października 1983 oficerowie śledczy nabrali pewności, że Lucas - a zatem i jego wspólnik Ottis - winni są co najmniej 69 przypadków morderstwa. Do stycznia roku następnego Henry zdołał ich przekonać, że jest sprawcą jeszcze dwunastu kolejnych. Wiosną 1985 roku wydawało się, że jego zeznania pozwoliły rozwiązać zagadkę 90 niewyjaśnionych dotąd zabójstw. Mimo że Lucas oskarżony został ostatecznie o trzydzieści morderstw (oprócz dwóch pierwszych popełnionych na osobach Becky i Kate Rich), wyrok śmierci orzeczono wobec niego tylko w sprawie kobiety figurującej w kartotekach policyjnych pod kryptonimem „Pomarańczowe Skarpetki" - była to bowiem jedyna część garderoby niezidentyfikowanej nigdy ofiary, którą znaleziono przy jej zwłokach.
Przez kilka następnych lat oczekujący na wykonanie wyroku Henry Lee zabijał czas wysyłaniem detektywów policyjnych i agentów FBI w najrozmaitsze, rozsianie po całych Stanach Zjednoczonych miejsca, w poszukiwaniu zwłok coraz liczniejszego grona ludzi, do których zamordowania beztrosko i radośnie się przyznawał. Zważywszy, że ich lista rozrosła się z czasem do 600 pozycji, była to dla organów ścigania rzeczywiście ciężka harówka. W przypadkach, gdy Lucas oskarżał o rzekomy udział w zbrodni Ottisa, trzymany pod kluczem na drugim końcu Stanów Toole skwapliwie wszystko potwierdzał, uzupełniając zeznania Henry'ego o wszystkie szczegóły, jakie zdołał sobie przypomnieć.
W pewnym jednak momencie Henry Lee nieoczekiwanie stwierdził, że wszystko, co powiedział do tej pory, było świadomym matactwem i odwołał złożone wcześniej zeznania. „Czytałem akta i wycinki prasowe, studiowałem zdjęcia, przekopywałem się przez wszystkie związane z tymi sprawami materiały, toteż gdy pojawiał się u mnie detektyw z takiego czy innego stanu lub miasta, mogłem mu szczegółowo opisać interesującą go zbrodnię". Przestał też ujawniać nowe „rewelacje" - co w sposób nieunikniony sprawiło, że wrócił na swoje miejsce w kolejce oczekujących na wykonanie wyroku śmierci. Pozostaje pytanie - skąd taka decyzja? Sam Henry tłumaczył to swoim nawróceniem: „Żaden wprawdzie ze mnie święty, ale wierzę, że pójdę do nieba".

Zupełnie inaczej nagłą zmianę, jaka dokonała się w dawnym przyjacielu, oceniał Ottis. „Henry zaprzecza teraz wszystkiemu, bo chce uniknąć egzekucji. Ja jestem zbyt szalony, żeby posadzić mnie na krześle, mogę więc powiedzieć, jak to było naprawdę. Henry zabił wielu ludzi, wiem o tym, bo tam byłem i pomagałem mu ich mordować. W więzieniu mam wszystko, co potrzeba. Tęsknię tylko za swobodą, za tym, by siąść za kierownicą i jeździć od miasta do miasta, zabijając i rabując po drodze. Tęsknię też za tym, by móc upiec na ruszcie ma-lego chłopca, kiedy najdzie mnie taka ochota. Bardzo lubię grillować [...). Jeśli ktoś chciałby dostać przepis na mój, domowej roboty, sos barbecue, chętnie wyślę mu go za darmo. Musi tylko dołączyć do listu znaczek pocztowy i kopertę zwrotną".

15 września 1996 roku Ottis Toole zmarł w zakładzie karnym na marskość wątroby w wieku czterdziestu siedmiu lat.
Datę egzekucji Lucasa wyznaczono na 30 czerwca 1998 roku. Dziwne, ale trzy dni przed terminem gubernator George W. Bush złagodził mu wyrok. Nie było to zwykłe wstrzymanie egzekucji do czasu ponownego rozpatrzenia materiałów dowodowych, lecz decyzja ostateczna, którą Bush uzasadniał pojawieniem się nowych dowodów świadczących, że w chwili zabójstwa „Pomarańczowych Skarpetek" Lucas przebywał kilkaset mil od miejsca zbrodni. Wziąwszy jednak pod uwagę liczbę ciążących na sumieniu Henry'ego morderstw oraz fakt, że (później) gubernator Bush zatwierdził egzekucję 152 innych morderców, sprawa wydaje się dość zagadkowa. Sześćdziesięcioczteroletni Henry Lee Lucas zmarł 11 marca 2001 roku. Nigdy się nie dowiemy, ilu ludzi naprawdę zabił, podobnie jak na zawsze pozostanie tajemnicą liczba dzieci upieczonych na ruszcie przez Ottisa.

był to fragment książki "Dzieje kanibalizmu"- Daniel Diehl, Mark P. Donnelly

Dołączona grafika
Henry Lee Lucas

Dołączona grafika
Ottis Toole

Zainteresowani tematem znajdą filmy z wywiadami udzielanymi przez tych panów oraz fragmenty rozpraw sądowych na YouTube (w j. angielskim)

Użytkownik VanPilar edytował ten post 01.11.2009 - 16:08

  • 6



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych