Skocz do zawartości


Zdjęcie

Jak wyglądało życie na niemieckich okrętach podwodnych ?


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
8 odpowiedzi w tym temacie

#1

kpiarz.
  • Postów: 2233
  • Tematów: 388
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

29y0g13.jpg

 

Pod koniec wojny niemiecki marynarz okrętu podwodnego ginął już po 4 miesiącach. Mimo to nie brakowało ochotników, by służyć na „żelaznej trumnie”.

Wie pan, jak śmierdzi wnętrze U-Boota? Olej, ropa, farba, pleśń i mocz. Pod wodą się tego nie czuje. Dopiero po wynurzeniu. Świeże powietrze upaja. Nigdzie nie czuje się tak smaku powietrza jak tam, tuż po wyjściu okrętu podwodnego na powierzchnię” – opowiadał Otto Kretschmer w biografii „Wilk na Atlantyku” napisanej przez Terence’a Robertsona. Jako dowódca U-99 Kretschmer zatopił najwięcej alianckich statków, a po wojnie został szefem sztabu dowództwa NATO strzegącego bałtyckich cieśnin.

Smród towarzyszył marynarzom U-Bootów na każdym kroku. Unosił się w oparach ropy napędzającej silniki Diesla. Wychodził z worków gnijących kartofli, które zalegały na całym pokładzie, zalatywał z wąskich „zawsze ciepłych” koi, w których marynarze zmieniali się co sześć godzin w ten sposób, że gdy jeden szedł na wachtę, drugi kładł się na jego miejsce. Odór ulatniał się też z wiader, które pod wodą służyły za klozety, a także wtedy, gdy zebrany w nich – jak to określali marynarze – „miodek” był po wynurzeniu transportowany do włazu. Do tego dochodziły trujące opary chloru, które w razie uszkodzenia okrętu bombami głębinowymi często ulatniały się z akumulatorów napędu elektrycznego.

 

Niemieccy inżynierowie, którzy od połowy lat 30. projektowali przyszłą U-Boot Waffe (czyli podwodną broń), położyli nacisk nie na wygodę załogi, ale osiągi okrętu: zasięg, uzbrojenie, głębokość, na jaką mógł zejść, i szybkość zanurzania. Efekt? U-Booty typu VIIc (należało do niego 568 z 1171 zwodowanych podczas II wojny światowej niemieckich okrętów podwodnych) na głębokość 100 metrów schodziły w zaledwie 30 sekund, po kolejnych 20 s były już na 200 m, a gdy uciekały przed atakiem aliantów, zdarzało im się zanurkować nawet na 300 m. Do tego nie był zdolny żaden ówczesny amerykański czy brytyjski okręt podwodny.

 

Jednak warunki sanitarne i wygodę marynarzy potraktowano po macoszemu. Licząca od 44 do 57 osób załoga miała do dyspozycji dwie maleńkie toalety. Ciśnienie wody napierającej na zanurzony kadłub sprawiało, że można było z nich korzystać jedynie do głębokości 25 m, a i to wymagało treningu. Spłuczka w toalecie składała się z kilku dźwigni. Pomylenie kolejności wciskania sprawiało, że do wnętrza okrętu wdzierały się nie tylko ekskrementy, lecz także ocean. W dodatku z jednej z toalet przez pół rejsu i tak nie dawało się korzystać. Brak okrętowej spiżarni sprawiał, że sedes i okolice były zastawione zapasami jedzenia. Na pokładzie znalazło się jednak miejsce dla portretu Hitlera.

 

2namgjq.jpg

toaleta

 

12 ton jedzenia

 

Lawrence Paterson, autor książki „U-Boot. Życie codzienne na niemieckim okręcie podwodnym w czasie II wojny światowej”, wygrzebał w archiwum Kriegsmarine szczegółowy spis produktów, które zabierano na pokład okrętu, i serwowanych tam potraw. W niemieckich siłach zbrojnych nawet pumeks do czyszczenia pięt miał numer, więc w okrętowej kuchni też nie było miejsca na improwizację. I tak dla 55-osobowej załogi wypływającej na 42-dniowy patrol U-Boot ładował 12 583 kilogramy jedzenia i picia, w tym dokładnie 108 kg kiełbas, 2180,5 kg konserw mięsnych, 151 kg ryb, 1750 kg ziemniaków i 416 kg cytryn. W efekcie siódmego dnia rejsu załodze miał być zaserwowany obiad złożony ze smażonej kiełbasy, ziemniaków z sosem, kapusty i owoców, a na kolację sałatka śledziowa i gotowana kiełbasa wołowo-wieprzowa. Natomiast 35. dzień rejsu oznaczał obiad złożony z cebuli, mięsa i ziemniaków. A dzień 42. – gulasz fasolowy z wołowiną i wieprzowiną.

 

„Mieliśmy wszystko, czego dusza zapragnie – choć wszystko było czuć olejem napędowym” – pisał we wspomnieniach Reinhard „Teddy” Suhren, dowódca U-564. Wyruszający na bojowy patrol U-Boot wyglądał jak stragan z żywnością. Pęta kiełbas i wędzonego boczku zwisały na sznurach między wyrzutniami torped i pod sufitem centrali bojowej, a worki kartofli zrzucano pod stołem nawigatora. Wszędzie walały się też konserwy, którymi żywiła się załoga przez połowę rejsu, gdy świeża żywność zgniła. „Największy problem mieliśmy z pieczywem. Chleb wieszaliśmy w hamakach, żeby nie wystawiać go na działanie wilgoci, miał mnóstwo powietrza, ale i tak pleśniał na potęgę. Po paru tygodniach wyglądał jak biały puchaty królik. Zdrapywaliśmy, co się dało, i zjadaliśmy, a jaki mieliśmy wybór” – pisał „Teddy” Suhren.

 

Perfumy zamiast klimatyzacji

 

Na pokładzie teoretycznie można się było umyć. W łazienkach i kambuzie, czyli okrętowej kuchni, znajdowały się krany z ciepłą i zimną morską wodą, a specjalnie opracowane mydło dawało w słonej wodzie odrobinę piany. W praktyce nie było to jednak łatwe. Ciasnota i fakt, że za prysznicowy brodzik robiły wiadra, raczej nie sprzyjały higienie. Dowód? Na okręcie obowiązywał zakaz golenia, kubek słodkiej wody do mycia zębów przysługiwał raz na dwa dni – stąd powszechne problemy z dziąsłami. Niemcom udało się jednak unikać szkorbutu. Radiotelegrafista, który był też pokładowym felczerem, co tydzień rozdawał kolegom przydział wielkich witaminowych piguł (ból rannych koił natomiast cukierkami z opium). Wszyscy członkowie załogi zabierali w rejs flakony perfum, którymi usiłowali zabijać zapach spoconych ciał. Na szukającym ofiar na południowym Atlantyku okręcie temperatura sięgała 40 stopni Celsjusza, a w nazywanej jaskinią maszynowni dochodziła do 60. Na U-Bootach, w odróżnieniu od angielskich czy amerykańskich odpowiedników, nie było klimatyzacji. Efekt? Marynarze często pełnili służbę jedynie w regulaminowych bokserkach marynarki wojennej: białych – gdy płynęli na południe, granatowych lub khaki – gdy mieli tropić frachtowce na morzach Północy.

 

Służbowej bielizny nie zmieniali też zbyt często. Każdy wyruszający na trwający od 6 do 8 tygodni rejs marynarz miał na zmianę tylko jeden zapasowy komplet, trzy pary roboczych drelichów, sztormiak, sweter i kalosze.

 

28a2udi.jpg

Baza U-Bootów w Trondheim 

 

Marynarze nie mieli też własnych koi. W służącym za sypialnię dla połowy załogi przednim przedziale torpedowym jedno przytwierdzone do ściany składane łóżko dzieliły na zmianę dwie osoby. – Ludzie byli upchnięci gorzej niż sardynki w puszce, jednak potrafili przeżyć kilkutygodniowy rejs bez wybuchów niekontrolowanej agresji. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek musiał zajmować się jakąkolwiek sprawą dyscyplinarną – wspominał Klaus Andersen, dowódca U-481.

 

347ioti.jpg

koje podoficerskie

 

Duma admirała Donitza

 

„Jedyną rzeczą, która naprawdę przerażała mnie podczas wojny, było zagrożenie ze strony U-Bootów. (...) Ataki U-Bootów były moim najgorszym koszmarem” – napisał w wojennych wspomnieniach premier Wielkiej Brytanii, Winston Churchill. Trudno się mu dziwić. Szare wilki przez całą wojnę zatapiały średnio jeden statek dziennie. A tylko między wrześniem a grudniem 1939 r. posłały na dno 170 brytyjskich transportowców. Łącznie, według niemieckiego dowództwa broni podwodnej, zatopiły 69 proc. z 2603 statków i 175 okrętów wojennych, jakie stracili alianci podczas wojny.

 

oiubn8.jpg

Dowódcy U-boota U-552 podczas wchodzenia do portu w St. Nazaire

 

Tego spustoszenia w szeregach największych flot świata dokonały perfekcyjnie wyćwiczone załogi, które nawet pod koniec wojny w 95 proc. składały się z ochotników i niemal do końca wojny uważały się za elitę. „Mieliśmy mnóstwo zapału, morale było doskonałe, rwaliśmy się do walki za Vaterland” – pisał Wolfgang Schiller, elektryk na U-505, jednym z czterech U-Bootów, które zachowały się do dziś. Takich jak on pod wodę ciągnął smak ryzyka, większa samodzielność służbowa i spodziewana sława. I nic to, że pod koniec 1943 r., gdy szala zwycięstwa na morzu przechyliła się na stronę aliantów, niemiecki podwodnik żył średnio siedem miesięcy, a w połowie 1944 r. – jedynie cztery. I nic to, że z 648 zniszczonych okrętów podwodnych aż 429 poszło na dno z całą załogą.

 

Clay Blair, autor monumentalnej książki „Hitlera wojna U-Bootów”, która w tym roku doczekała się drugiego polskiego wydania, tajemnicy sukcesów upatruje nie tylko w taktyce wilczych stad, lecz także w doskonałym wyszkoleniu i doborze ludzi, którzy przeszli ostrą selekcję fizyczną i psychiczną oraz morderczy pogram szkolenia. Najpierw sześć tygodni fizycznej zaprawy, potem kilka miesięcy ćwiczeń na Bałtyku. Ot, choćby regulaminowe 132 symulowane ataki torpedowe. Mordercze tempo dotyczyło wszystkich. Od puszczającej węgorze (tak niemieccy marynarze mówili na torpedy) obsługi wyrzutni, przez nazywaną pieszczotliwie smoluchami obsadę maszynowni, po smutjego – jak określono okrętowego kuka. W efekcie każdy marynarz znał okręt od podszewki i w razie przecieku wiedział, który z zielonych zaworów odkręcić, a który z czerwonych zakręcić. W dodatku wszystkie potrafił znaleźć nawet po ciemku.

 

„Pragnąłem zarazić załogi uwielbieniem dla U-Bootów, natchnąć je zaufaniem do nich i tak wychować, aby były gotowe do bezinteresownego poświęcenia” – pisał we wspomnieniach wielki admirał Karl Dönitz, dowódca całej U-Boot Waffe, który o ile mógł, osobiście wyprawiał okręty w morze. Wielki Lew – jak nazywała Dönitza nazistowska propaganda – różnił się od innych wysokich rangą hitlerowskich oficerów. Podwładnych nie traktował z góry, rozkazy przekazywał im osobiście, sam wybierał kapitanów okrętów. W efekcie U-Bootami dowodzili odważni młodzi ludzie, którzy często nie mieli 30 lat lub dopiero co je ukończyli. Najbardziej niezawodny z niemieckich kapitanów, wspomniany już Otto Kretschmer, dowódca U-99, „królem tonażu” został jako 29-latek, tyle samo lat miał niewiele mniej skuteczny Joachim Schepke z U-100, a dowódca U-81 Friedrich Guggenberger miał zaledwie 26 lat, gdy jego okręt zatopił potężny lotniskowiec Ark Royal, dumę Royal Navy.

 

To, czego nie zdziałało morale i szkolenia Dönitza, robiła goebbelsowska propaganda. Rejsy z udziałem korespondentów wojennych, takie jak ten, wokół którego osnuty jest scenariusz słynnego filmu „Okręt” Wolfganga Petersena, nie były rzadkością. Podobnie jak transmitowane przez radio słowa kapitanów, adresowane do walczącego narodu. Z załóg U-Bootów przemysł propagandowy czynił bohaterów. Dowódca U-47 Günther Prien, który w październiku w 1939 r. przedarł się do głównej bazy brytyjskiej marynarki wojennej, zyskał oficjalny przydomek Byka ze Scapa Flow. Natychmiast kazano mu także napisać książkę. A w 1940 r. „Moja droga do Scapa Flow” stała się w III Rzeszy hitem wydawniczym numer dwa. Tuż po „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Na cześć „króla tonażu” Kretschmera skomponowano pompatyczny marsz, który orkiestry dęte wygrywały wszystkim wychodzącym w morze i wracającym do portu U-Bootom.

 

Natomiast wydana w tym roku książka „W kręgu U-Bootów” przypomina wiersz dowódcy U-100 Joachima Schepkego, który z lubością cytowano na spotkaniach werbunkowych z członkami Hitlerjugend:

 

„Żyjemy i giniemy dla jednej idei:

Rozbić wrogie zapory u Twej granicy,

By wreszcie ziścił się odwieczny sen,

Potężne Niemcy mają przestrzeń pod słońcem”.

Jak widać, skuteczność bojowa nie zawsze przekłada się na lekkie pióro.

 

Artykuł ukazał się w "Newsweeku Historia" 12/2013.


  • 16



#2

D.K..

    Semper invicta

  • Postów: 3144
  • Tematów: 2693
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Pozwolę sobie dodać w tym miejscu fragment mojego posta z debaty, która odbyła się na forum dawno już temu, z niewielkimi tylko zmianami. Część informacji naturalnie się powiela (zdjęcia są miniaturkami, kliknięcie otworzy obraz w pełnych rozmiarach):
 

Warunki bytowe

Omawianie warunków życiowych na okręcie podwodnym podczas drugiej wojny światowej należy rozpocząć od próby wyobrażenia sobie gabarytów wnętrza. Realia nieco odbiegają od filmowej rzeczywistości i właściwie jedynym skutecznym sposobem na poznanie, z czym do czynienia mieli ówcześni marynarze (nie tylko niemieccy) jest odwiedzenie jednego z okrętów pełniących funkcję muzeum. Najciekawszym moim zdaniem i na szczęście stosunkowo blisko znajdującym się okrętem udostępnionym do zwiedzania jest U-995, okręt typu VIIC, w Laboe niedaleko Hamburga. Wracając do tematu, weźmy na warsztat przykładowo najpopularniejszy typ VIIC – długość całkowita kadłuba to 67 metrów, ale już wewnętrzny kadłub sztywny (puryści muszą mi wybaczyć pewne uproszczenie) ma długość 50.5 metra. Oznacza to, że na przestrzeni 50 metrów musi pomieścić się od 44 do 52 członków załogi (przy minimalnej obsadzie przypada niewiele ponad metr bieżący kadłuba na osobę!), a do tego silniki diesla, elektryczne, zestaw wielkich i ciężkich baterii akumulatorowych, 14 torped, wszelkie urządzenia sterujące i kontrolne, toaleta, kuchnia, zapasy żywności oraz miejsca leżące (celowo nie używam określenia „łóżka” lub „koje”) dla załogi.
 

VIIc.HMS%20Graph-U-570.2m.jpg
Przedni przedział torpedowy, załoga podczas posiłku. Zdjęcie w rzeczywistości przedstawia brytyjską załogę okrętu HMS Graph, który tak naprawdę jest zdobytym przez aliantów U-Bootem typu VIIC, noszącym pierwotne oznaczenie U-570, a przemianowanym następnie właśnie na HMS Graph.

 
Jedno „łóżko” przypadało na dwóch członków załogi, którzy się zmieniali schodząc z wachty. Tylko kapitan oraz pierwszy oficer dysponowali luksusem pojedynczej koi. Zresztą, co tu się rozpisywać, obrazy lepiej przemawiają od słów:
 

IX.U-107.1m.jpg
Przedni przedział okrętu U-107, typu IXB.

 

 

Vesikko-4m.JPG

Tylny przedział dla załogi na okręcie typu II. Zdjęcie wykonane na fińskim okręcie-muzeum Vesikko, który był prototypem dla U-Bootów typu II, można więc przyjąć, że przedziały na niemieckich okrętach wygladały prawie identycznie. Pomieszczenie widoczne na zdjęciu znajduje się na samym końcu kadłuba, za silnikami. W podłodze widać wały napędowe śrub, zapewne nietrudno wyobrazić sobie warunki panujące w tym miejscu podczas rejsu.

 

Dodajmy do tego kilka niewątpliwych atrakcji, jakie oczekiwały na marynarzy podczas rejsów, a mianowicie brak wentylacji, ogrzewania oraz klimatyzacji (czyli upał podczas rejsów w tropikach, w niektórych wspomnieniach członków załóg można znaleźć informację o temperaturze 60 stopni Celsjusza w przedziałach silnikowych) oraz zimno w trakcie rejsów w porze zimy, szczególnie po Morzu Północnym oraz Atlantyku. Na okręcie panowała wszechobecna wilgoć, wskutek czego żywność błyskawicznie się psuła, odzież gniła a buty rozpadały. Dzielność okrętu podwodnego wbrew pozorom była zerowa, co oznacza, że jednostka bujała się we wszystkie strony nawet na niewielkiej fali, a podczas sztormów wszechobecnych na Atlantyku niejednokrotnie dochodziło do ciężkich kontuzji, a niekiedy nawet wypadków śmiertelnych wśród marynarzy. Cytując Petera Cremera, dowódcę U-333:

Wahadło w centrali pokazywało, że okręt łapał przechyły aż do 60 stopni, co pozwalało stojącym na pomoście dotykać rękami lustra wody. Dzięki nisko umieszczonemu środkowi ciężkości U-Boot szybko się podnosił – zresztą tylko po to, by natychmiast położyć się na drugą burtę.

(Fritz Brustal-Naval: Ali Cremer, U-333, str. 91)

Oczywiście o jakiejkolwiek higienie można było zapomnieć – prysznic się brało przed wypłynięciem, a następny dopiero po powrocie do portu, to samo się tyczy golenia, zmiany bielizny, itp.
 
 


Bundesarchiv_Bild_101II-MW-3926-02,_Fran

Przedni przedział torpedowy U-103, typ IXB. Członek załogi podczas prania - uchwycona na zdjęciu chwila była luksusem dostępnym tylko w porcie, fotografia została wykonana podczas postoju w Lorient.

 

Warto nadmienić o niekończących się kolejkach do jedynej na okręcie, obsługiwanej ręczną dźwignią toalety oraz czegoś chyba najbardziej charakterystycznego dla okrętu podwodnego, a więc opisywanego w praktycznie każdej pozycji z gatunku literatury wspomnieniowej – podeprę się kolejnym cytatem:

Po tygodniu rejsu zapanują tutaj zupełnie inne zapachy – smród stęchlizny i wilgoci, oleju napędowego, potu, moczu, nasienia, brudnej, pleśniejącej odzieży, gazu wydobywającego się z akumulatorów, odór gotowanych posiłków i mieszający się z nimi zapach wody kolońskiej Colibri, którą wachta na pomoście zmywała słony pył z twarzy. Po dwóch tygodniach wnętrze U-Boota bez przesady będzie można nazwać rurą ściekową z zaworami, wypełnioną cuchnącym, zgniłym powietrzem, które przenika cały pozostały jeszcze prowiant.

(Michael Gannon, Operacja Paukenschlag, str. 30).
 
 


VIIc.U-995-4m.jpg
Przedni przedział torpedowy okrętu U-995, typ VIIC/41. Obecnie znajduje się on w Laboe pełniąc funkcję okrętu-muzeum.

 

VIIc.U-995-5m.jpg
U-995, przejście w grodzi do centrali. Tak wygladały wszystkie przejścia w grodziach okrętu.

 

VIIc.U-995-7m.jpg
Ten sam luk, ale od drugiej strony.

 

VIIc.U-995-6m.jpg
U-995, na zdjęciu drabina prowadząca do kiosku, powyżej znajduje się pokrywa luku umożliwiająca wyjście na zewnątrz okrętu. Drugi właz znajdował się na rufie.


Moim subiektywnym zdaniem niemiecki okręt podwodny był najbardziej parszywym miejscem, w którym można się było znaleźć podczas wojny.
Źródła: Wikipedia, uboat.net, uboatarchive.net, ubootarchiv.de, zbiory własne - literatura oraz zdjęcia.

 

Koniec cytatu :)

 

Mogę też zaprezentować kilka zdjęć wykonanych własnoręcznie w U-995, okręcie-muzeum typu VIIC udostępnionym do zwiedzania w Laboe, koło Hamburga. Nie widać na nich tego, że wysokość przedziałów waha się w zakresie 170-180 cm, a to i tak głównie dlatego, że z okrętu wyjęto baterie i całkiem sporo wyposażenia, dzięki czemu można było poprowadzić podłogę niżej, niż normalnie. Same zdjęcia nie są najwyższej jakości z dwóch powodów -- po pierwsze w środku jest ciasno i ciemno, po drugie przewalają się tabuny turystów i ciężko spokojnie cokolwiek złapać w kadr.

 

image001m.jpg

U-995

 

image002m.jpg

Koja podoficerska

 

image003m.jpg

Wyjście przez kiosk na mostek do tzw. ogródka zimowego

 

image004m.jpg

Pulpit nawigacyjny

 

image005m.jpg

Sławetna toaleta. Zwróćcie uwagę na liczbę dźwigni i pokręteł. Po skorzystaniu z toalety należało wykonać szereg czynności w ściśle określonej kolejności -- napompować ciśnienie w układzie, przełączyć blokadę, otworzyć zawór, wypompować za burtę, zamknąć zawór itp. Drobna pomyłka lub pośpiech zazwyczaj kończyły się efektowną fontanną wody i nie tylko wody do wnętrza okrętu.

 

image006m.jpg

Koje raz jeszcze, tym razem marynarskie.

 

image007m.jpg

Przedział torpedowy. Pomiędzy wyrzutnie (czyli na zdjęciu na wprost) można się wcisnąć jedynie bokiem i mocno się garbiąc.

 


  • 3



#3

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Muszę powiedzieć, że porównując fotki z posta Kpiarza z tymi z posta Kuraka (tak wogóle, to powinno się pisać "posta", czy "postu"?) - zaskoczyła mnie jedna rzecz.

A mianowicie "obszerność" toalety (zdjęcie pt. toaleta) zaprezentowane przez Kpiarza.

Byłaby to toaleta kapitańska?

Swojego czasu rozczytywałem się w książkach marynistycznych (również tych poświęconych "podwodniakom") i zapamiętałem, że oficerowie (a szczególnie kapitan) mieli jednak nieco wyższy "standard lokalowy".

Ktoś może się zdziwić ale to jest naprawdę toaleta pełnowymiarowa (na upartego, można by ją przedzielić drzwiami) - bardzo duża jak na miałkość miejsca wynikającą z innych fotek (zaryzykowałbym stwierdzenie, że podobne można znaleźć w niejednym bloku mieszkalnym). Tym bardziej, że w zamieszczonych tekstach wyczytałem informacje o "fetorze wydobywającym się z wiader na fekalia".

Taka luźna uwaga - ale jak ktoś się zechce odnieść, to chętnie poczytam.


  • 0



#4

D.K..

    Semper invicta

  • Postów: 3144
  • Tematów: 2693
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Muszę powiedzieć, że porównując fotki z posta Kpiarza z tymi z posta Kuraka (tak wogóle, to powinno się pisać "posta", czy "postu"?) - zaskoczyła mnie jedna rzecz.
A mianowicie "obszerność" toalety (zdjęcie pt. toaleta) zaprezentowane przez Kpiarza.

 

Na 99% oba zdjęcia przedstawiają dokładnie tę samą toaletę z U-995. 

 

Byłaby to toaleta kapitańska?
Swojego czasu rozczytywałem się w książkach marynistycznych (również tych poświęconych "podwodniakom") i zapamiętałem, że oficerowie (a szczególnie kapitan) mieli jednak nieco wyższy "standard lokalowy".
Ktoś może się zdziwić ale to jest naprawdę toaleta pełnowymiarowa (na upartego, można by ją przedzielić drzwiami) - bardzo duża jak na miałkość miejsca wynikającą z innych fotek (zaryzykowałbym stwierdzenie, że podobne można znaleźć w niejednym bloku mieszkalnym)..

Nie była obszerna. Tak naprawdę to klaustrofobiczna dziura o rozmiarach jakiś metr na metr i półtora metra wysokości. Warunki lokalowe były zróżnicowane na statkach i okrętach nawodnych, bo na nich miejsca było w bród. Na U-Bootach wręcz przeciwnie. Luksus kapitański polegał na tym, że miał koję tylko dla siebie, oddzieloną zasłoną od reszty plus składany stolik o rozmiarach 30x30 cm i malutką szafkę. Oficerowie i podoficerowie mieli "ciepłe" koje, jak reszta załogi. Toalety były dwie tylko na większych modelach U-Bootów, mniejsze, jak Typ II miały tylko jedną. W dodatku nie można było z niej korzystać przy zanurzeniu na głębokość większą, niż 25 metrów.

 

Warunki bytowe na okrętach brytyjskich oraz amerykańskich były sporo lepsze, np. okręty typu Gato oraz Balao miały 4 toalety oraz znacznie więcej miejsca dla załogi. Oczywiście kosztem parametrów bojowych, Niemcy akurat pod tym względem poszli po linii wręcz ekstremalnej. 

 

P.S.

"Posta" czy "postu"? Nie ma obecnie chyba jeszcze jasnego stanowiska. Jeśli traktować słowo "post" analogicznie jak "post" w znaczeniu religijnym, albo wyrazy zbliżone - "kompost", "list" itp., to prawidłowa wydaje się być dopełniacz w postaci "postu". Ale jeśli nie brać pod uwagę słów zbliżonych fleksyjnie, ale skupić się na analogiach z kategorii znaczeniowej, to można uznać za poprawną formę "posta" -- podobnie jak "maila". Nie mówimy przecież "wynika to z mailu", tylko "wynika to z maila"... Polska język tródna żecz.:)


  • 0



#5

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

Na 99% oba zdjęcia przedstawiają dokładnie tę samą toaletę z U-995.

 

Powiedziałbym , że nawet na 100 %. Wyraziłem się nieprecyzyjnie - nie chodziło mi o porównanie zdjęć tych dwóch toalet (bo nie ulega wątpliwości, że jest to to samo zdjęcie, tylko inaczej skadrowane) ale raczej o porównanie gabarytów toalety z miejscami noclegowymi (odnosiłem się raczej do Twoich zdjęć "debatowych")

 

Tak naprawdę to klaustrofobiczna dziura o rozmiarach jakiś metr na metr i półtora metra wysokości.

 

 

Tu bym się spierał (ale bazuję tylko na fotografii zamieszczonej przez Kpiarza) - nie jestem specjalistą w temacie "okręt podwodny", więc śmiało możesz mnie sponiewierać :szczerb: .

Patrząc na to zdjęcie Kpiarza, porównuję proporcje wyposażenia, do sanitariatów współczesnych. Być może mylnie ale oszacowałbym wielkość miski sedesowej na szer. ok 30 - 35 cm i głęb. 45 - 50 cm (i to jest absolutne minimum).

Umywalkę określiłbym gabarytowo na 35 - 40 cm szer. i 25 - 30 cm głęb. (i to jest już całkiem spora umywalka jak na te warunki)

W tej sytuacji, rzeczywiście szerokość pomieszczenia zamknąłbym na ok 1 m (w najszerszym miejscu) ale już jego długość zdecydowanie ten 1 m przekracza (o wysokości się nie wypowiadam, bo ze zdjęcia nic nie wynika na ten temat) - typowałbym, że spokojnie będzie to jakieś 1,2 do 1,5 m.

Tak czy owak.

Po pierwsze, w dalszym ciągu podtrzymuję, że jest to nadmiar luksusu powierzchniowego jak na ciasnotę okrętu podwodnego (widywałem toalety w blokach o podobnych gabarytach).

Po drugie - część z miską sedesową od części przedsionka (z umywalką) można by oddzielić drzwiami (co wskazuje,ze nie była ona jednak tak mała jak można by się było spodziewać).

Już sam fakt, że "optycznie" pomieszczenie to zostało podzielone na "część właściwą (sedes) i "przedsionek" (umywalka) wskazuje na dość spore "rozbuchanie powierzchniowe".

Ale jak wspomniałem - specjalistą nie jestem, a zdjęcia (bez punktu odniesienia - typu człowiek) mogą być mylnie interpretowane.


  • 0



#6

D.K..

    Semper invicta

  • Postów: 3144
  • Tematów: 2693
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Tu bym się spierał (ale bazuję tylko na fotografii zamieszczonej przez Kpiarza) - nie jestem specjalistą w temacie "okręt podwodny", więc śmiało możesz mnie sponiewierać  :szczerb: .
[...]
Ale jak wspomniałem - specjalistą nie jestem, a zdjęcia (bez punktu odniesienia - typu człowiek) mogą być mylnie interpretowane.

Nie zamierzam Cię poniewierać :), ale możesz spojrzeć na rysunek techniczny U-Boota typu VIIC (czyli praktycznie identycznego, co U-995 ze zdjęć):

 

KrtDT49.jpg

 

Uwaga, spore zdjęcie.

 

Toaleta znajduje się mniej więcej w 1/3 długości kadłuba licząc od dziobu, takie charakterystyczne drzwi, nad etykietą Schott 53. Skoro jest to rysunek techniczny, to proporcje są zachowane. Porównaj rozmiar pomieszczenia toalety z torpedą widoczną z przodu. Jej średnica to dokładnie 533 mm ;)


  • 1



#7

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie chciałbym tu jakoś specjalnie rozdzielać włosa na czworo (to była tylko taka luźna uwaga oparta na rzucie oka na zdjęcie, a to Ty się bardziej znasz ode mnie, co za każdym razem, jak pewnie zauważyłaś, staram się podkreślać :szczerb: ) ale skoro już podrzuciłaś te rysunki...

 

ubott.jpg

 

Szkoda, że na rzucie pokazany jest tylko pokład okrętu, a nie jego wnętrze ale mniejsza...

Tak na moje oko, to sam pokład, w tym miejscu gdzie mieści się toaleta (o ile dobrze ją zlokalizowałem) ma jakieś 2,20 - 2,30 cm. Szerokość kadłuba określiłbym na jakieś 3,50 - 3,70 cm. Czyli... ta moja długość toalety określana na 1,20 - 1,50 cm zostawiałaby, w najgorszym razie, jeszcze jakieś 2 metry (minimum) reszty kadłuba (minus, powiedzmy 1 metr (po 50 cm z każdej strony na wyoblenia i takie tam).

Kurde... aż się boję to pisać (żeby się nie zrobiła jakaś wojna o "sraczyki podwodniaków") ale opierając się na fotkach i rysunkach technicznych, wychodzi na to, że... kibelki na u-bootach były wypaśne (gabarytowo).

edit;

O szerokości pomieszczenia nie wspominam, bo to, że drzwi miały szerokość równą średnicy torpedy nie przesądza, że za nimi nie mogło być szerzej. Zwykle drzwi są węższe niż samo pomieszczenie. Wysokość zostawiamy, bo do niej się nie potrafiłem odnieść.


Użytkownik pishor edytował ten post 17.05.2014 - 23:15

  • 0



#8

D.K..

    Semper invicta

  • Postów: 3144
  • Tematów: 2693
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

No cóż, w takim razie pozostaje Ci tylko wycieczka do Laboe -- opierając się o podaną przez Ciebie lokalizację na forumowej mapie, proponuję weekendowy wypad. Jakieś 12 godzin jazdy w jedną stronę, 4 euro za wejście dla osoby dorosłej ;)

 

A w międzyczasie mogę zaproponować rzucenie okiem na toaletę w U-505, okręcie typu IXC, a więc większym od VIIC:

 

http://archive.msich...oretorpedo.html

 

Wymagana jest wtyczka QuickTime.


  • 0



#9

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Poddaję się :beer:

Nie będę dymał 12 h żeby sprawdzić, czy luźna obserwacja ze zdjęcia jest prawdziwa, czy błędna. Tym bardziej, że podchodzę do tego lajtowo. :szczerb:

Na swoje "usprawiedliwienie" w kwestii "przewypaśna" :roll: (tak, tak - widziałem :mrgreen: ) dodam, że chodziło mi tylko i wyłącznie o porównanie jej skali do pozostałych klitek zaprezentowanych na zdjęciach.


  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych