http://trawlerphotos...el-127&cat=1213
Dwa tygodnie przed incydentem pod Sztumem podobny obiekt pojawił około 100 km od Sztumu. Na Bałtyku.
Lucjan Szomborg :
Przeważnie chodzimy razem z ojcem w tukę; ja na „Hel 127” [HEL 127 - Fishing Vessel, zarejestrowany z numerem IMO 7028257 Zbudowany w 1959], on na „Hel 125”. Pod koniec sierpnia 1979 r. musiałem bunkrować w Gdańsku.
– „Uważaj, abyś nie spotkał się z UFO.
– Wiem, czytałem o tym w gazecie, podobno od kilku dni na płd. Bałtyku dzieje się coś niezwykłego. Jakieś tajemnicze przedmioty widziano w okolicach lotniska w Rębiechowie, nad Pruszczem Gdańskim, w Malborku, a nawet u nas, w Helu. Ale ja w te bajki nie wierzę. Przeżyłem zresztą już tyle sztormów, że byle jakie UFO-ludki mnie nie przestraszą. Ale dziękuję za ostrzeżenie”.
Pobrałem więc paliwo i w czwartek 23 sierpnia, w południe, znalazłem się na łowisku „Tadeusz-Urszula 5” – ok. 40 Mm od Helu. Dwa próbne zaciągi nie dały rezultatu – ryb nie było. Kogowski Serwis, z którym nawiązałem łączność, wskazał mi łowisko, gdzie znajdę ryby i kuter ojca, wziąłem więc na nich kurs.
Ok. 19.30 włączyłem radar – żadnego sygnału; na ekranie telewizora tylko szumy i trzaski. Płynę wciąż na płn. Zachód, coraz dalej od naszych wód terytorialnych; radar nagle zaczyna działać i po kilku minutach znów przestaje. Na niebie, po mojej prawej burcie pojawiają się lecące wysoko 2 śmigłowce. Nie słyszę ich, obserwuję jednak uważnie i widzę jak odrywa się od nich świecący punkt i wlatując do morza kilkaset metrów od kutra przemienia się w ognistą, czerwoną kulę.
Chcę ją obejrzeć z boku, daję więc polecenie sternikowi Elwartowi: ster – 10 stopni w lewo. Jest 10 w lewo, ale kula ustawia się ponownie w linii dziobu. Ster 15 w prawo – kula znów wprost na kursie; ster 20 w lewo – to samo. Nagle czuję, że moje ciało drętwieje, coś z potworną siłą uciska mi klatkę piersiową, czuję silny, ostry zapach, ogarnia mnie strach. Kuter zaczyna dziwny taniec. Elwart, sztywny zupełnie, nie trzyma steru. Półprzytomny, na kolanach czołgam się, chwytam za ster, daję „cała lewo na burtę”, patrzę na kompas – nie działa. Co się z nami dzieje? Wiem, że gdzieś niedaleko jest ojciec, muszę go ostrzec, wołam przez radio – "uciekajcie od tej czerwonej bo"i.
Czuję, że tracę świadomość, słyszę głos ojca „co wy wyprawiacie z tym kutrem”. Głos ten mobilizuje mnie na chwilę, jeszcze raz ostrzegam przed ognistą kulą i instynktownie biorę kurs na Hel. Swej załodze, porażonej podobnie jak ja, zdrętwiałej ze strachu, chcącej skakać za burtę, każę zejść pod pokład. Odpowiadam przecież za nich. Sam uczepiony steru, na kolanach, z potwornym bólem głowy i klatki piersiowej, prowadzę kuter. Paweł Bona, który przespał całe zdarzenie, wychodzi razem z Figurskim aby mi pomóc. Za chwilę rozsadzający czaszkę ból zmusza ich do ucieczki.
Widzę coraz gorzej, co chwila w ogóle tracę wzrok. Umieram, ale wczepiam się kurczowo w ster. Kula stale mi towarzyszy. Dopiero po jakimś czasie zaczyna powoli znikać. Powoli też mijają bóle, ustępuje paraliż, poprawia się wzrok. Tylko w ustach wciąż czuję słodkawy smak. Widzę kuter ojca, który asekuruje mój powrót do Helu. W porcie jesteśmy nad ranem. Pod koniec dnia udajemy się wszyscy do szpitala wojskowego. Każdy z nas osobno składa relację i zostaje bardzo dokładnie przebadany. Lekarze stwierdzają ostre stany depresyjne i wykluczają możliwość zbiorowej psychozy. Jedynie u mnie ujawniono zmiany w rytmie pracy serca.
Kolejna relacja :
„23 sierpnia 1979 r około godziny 13.00 znajdowałem się na łowisku <Tadeusz-Urszula> , około 40 mil od Helu – relacjonuje lekarzowi Marynarki Wojennej, Zbigniewowi Jabłońskiemu– Lucjan Szomborg – szyper i właściciel kutra rybackiego „Hel-127".
Ponieważ nie było tam ryby, skontaktowałem się z <Kogą> (udzielanie informacji o umiejscowieniu ławic ryb) , która udzieliła mi informacji , gdzie aktualnie znajdują się duże ławice. Przy okazji dowiedziałem się,że na zaproponowanym mi łowisku znajduje się już kuter mojego ojca , „Hel-125 „. Ruszyliśmy zgodnie z podanym kierunkiem. Około godziny 19.30 poleciłem stojącemu wówczas przy sterze st.rybakowi Henrykowi Elwartowi aby włączył radar. Okazało się,że radar pracuje, ale nie działa poprawnie, nie daje właściwego obrazu. Występowały także zakłócenia w odbiorze programu TV (dwaj członkowie złogi kutra , po wachcie oglądali transmisję z sopockiego festiwalu piosenki). Po ok. 10 minutach ponownie włączyłem radar-tym razem działał-obraz był wręcz idealny.
Stwierdziłem,że na naszym kursie znajdują się w odległości 6 mil dwa kutry , zatem poleciłem zmianę kursu, aby nie przeszkadzać sobie wzajemnie połowach. Na radarze pojawiło się jeszcze jedno , silniejsze echo, które dawał radziecki statek handlowy, zaś po godzinie kursu skonstatowałem,że dwa mniejsze echa to dwie połowowe jednostki radziecki typu „Tuk”. Dopiero teraz uświadomiłem sobie ,że wpłynąłem w radziecką strefę połowową i nakazałem mienić kurs na kierunek północno-zachodni.
Około godziny 20.15 płynęliśmy wciąż w kierunku północny-zachód - daleko poza naszymi wodami terytorialnymi - gdzieś na wysokości Krynicy Morskiej - zauważyłem,że radar ponownie przestał działać, a także doszły mnie głosy załogi narzekające na zakłócenia w odbiorze TV.
Niemal w tym samym momencie z prawej burty pojawiły się nagle znikąd dwa niezidentyfikowane obiekty emanujące czerwone światło, leciały idealnie obok siebie jakby połączone niewidzialnym prętem. Rybak Elwart przyrównał je nawet do „dwóch helikopterów lub samolotów połączonych niewidzialną linką”.
Wziąłbym je pewnie również za helikoptery, gdyby nie fakt,że leciały bezgłośnie!
Wyglądało to pięknie ,zafascynowany sięgnąłem po lornetkę.
Po około 3 minutach „helikoptery” zniknęły , natomiast od strony dziobu , jakby nad powierzchnią wody pojawiło się ogniście czerwone , rytmicznie pulsujące światło. Czas pulsowania wynosił 2-3 razy na minutę, przy czym intensywność i rytm pulsowania zmieniał się czasem.
„Było to jakby pulsujące, podświetlone ,czerwone serce”- tak określił zjawisko praktykant - motorzysta Paweł Bona - światło o wielkości i kształcie dużej piłki.
Drugi motorzysta Andrzej Urbanowski stwierdził,że w momencie gdy nad powierzchnią morza pojawiła się „czerwona piłka”. od lecących po niebie dwóch czerwonych świateł oderwało się silne białe światło,które powoli opadało w dół , zatrzymało się na moment nad „czerwoną piłką” i zgasło w powietrzu.
Poleciłem starszemu rybakowi Januszowi Figurskiemu, by wszedł na bak i rozpoczął obserwację kuli.
Jeszcze wtedy czułem się dobrze.
Po minucie Figurski wrócił i stwierdził,że ta kula to…ląd ze świecącą latarnią morską. Wiedziałem,że to niemożliwe, znajdowaliśmy się na pełnym morzu, około 40 mil (ponad 70 km) od najbliższego brzegu…
Wydałem więc polecenie Elwartowi, który stał przy sterze , aby wykonał manewr 10 stopni w lewo, chciałem obejrzeć kulę z boku. Manewr został wykonany, jednak światło też zmieniło położenie , ponownie sytuując się od strony dziobu. Kolejny taki manewr (ponownie 10 stopni w lewo) spowodował identyczną reakcję kuli - uparcie trzymała się dziobu.Nakazałem więc dać 20 stopni w prawo.
Zaraz po tym poczułem jakby postępujący od strony nóg paraliż, nudności i narastający ucisk klatki piersiowej. Zaczęło kręcić w nosie od nieznanego mi zapachu, trochę podobnego do woni tabaki. (młodszy rybak Paweł Bona, który wyszedł później na pokład , określił zapach na przypominający mu odór siarkowodoru.Odwróciłem się i zobaczyłem,że sternik sztywnieje i puszcza ster. Przemogłem ból i znalazłem się w sterówce. Złapałem koło sterowe i na kolanach wykonałem manewr: cała na lewą burtę. Przez radio nadałem na kuter ojca : < Uciekajcie od tej boi>- niby od tej czerwonej kuli, przyczyny naszych kłopotów.(pulsując , czerwone światło skojarzyło się Szomborgowi z boją, przyp. mój)…
Przez cały czas nie działał kompas - brak jakiejkolwiek reakcji na wykonywane manewry !
Mijały minuty, traciłem świadomość, gdy usłyszałem w radio głos ojca, który obserwował nasz kuter wraz ze swoją załogą, z niewielkiej odległości.
<Co wy tam na tym kutrze wyprawiacie ?> Załoga „Hel-125″ zebrała się na prawej burcie i obserwowała nasze dziwne manewry. Rybacy załogi kutra i mój ojciec Augustyn widzieli nad naszym kutrem”długą na cztery metry czerwoną łunę zamkniętą w kształcie kopuły”.
Instynktownie wziąłem kurs na Hel, gdzie trafiłbym z zamkniętymi oczami. Kula trzymała się nas nadal.
Wciąż występował jakby paraliż i ból w klatce piersiowej.Kazałem ludziom schodzić pod pokład, sam powróciłem do sterówki. Kierowali się do niej także Figurski z Boną (Bona został przed chwilą obudzony przez Figurskiego), gdy nagle chwycili się za głowy ,jakby z bólu i wpadli do pomieszczenia rufowego.Później określali to jko „drugie uderzenie”.Figurski odniósł wrażenie,że „rosła i puchła mu głowa powiększając się szybko od środka” zaś Bona wręcz odmienne , czuł jak mówił „nagły ból w skroniach,jakby ktoś dookoła głowy zaciskał żelazne obręcze”…i odnosił wrażenie ,” że jeśli pozostanie dłużej w sterówce,siły i życie po kropelce opuszczą jego ciało”. Po zejściu na dół intensywnie kichał , nie mogąc opanować tego odruchu przez następnych kilkanaście minut.
Ja - relacjonuje dalej Szomborg - zacząłem słabnąć coraz bardziej. Jednocześnie traciłem wzrok,widziałem coraz słabiej. W końcu na jakiś czas straciłem całkowicie wzrok. Czułem tylko, jak wokół rytmicznie drga powietrze.Płynęliśmy w tym stanie około 20 minut , a „czerwona kula” uparcie się nas trzymała. Dopiero po upływie około pół godziny zacząła stopniowo zostawać w tyle, ja zacząłem odzyskiwać wzrok , mijał paraliż i wszystkie bóle. Do dziś czuję tylko słodki smak pod językiem, jaki wystąpił w momencie pojawienia się nieznanego obiektu”.
Kuter „Hel-127” wpłynął do portu 24 sierpnia około godziny 4 rano, a już o godzinie 8 raport o całym incydencie dotarł do komendanta ds. lecznictwa Szpitala Marynarki Wojennej , który podjął decyzję o natychmiastowym przebadaniu całej załogi kutra.
Badania takie przeprowadził zespoł lekarzy specjalistów (Edward Bronowicki,Jerzy Tomaszewski,Bronisław Miłek i Zbigniew Jabłoński).
Oto wyniki tych badań.
„Wszyscy badani, to ludzie młodzi poniżej 30 roku życia i zdrowi. Badania wykluczyły spożywanie alkoholu, narkotyków czy też innych używek.Objawy z pierwszych sekund mogłyby przypominać znany w medycynie zespół M.A.S (zespół taki występuje wskutek nagłego zaburzenia dopływu krwi do mózgu, np. podczas zawału serca. Ale zespół badawczy wyklucza w sposób stanowczy , aby takie objawy mogły powstać jednocześnie u kilku osób naraz, poprzednio zdrowych. Przeprowadzone później testy AspAT, ALAT oraz zapis EKG były prawidłowe.
Wykonano podstawowe badania morfologiczne,biochemiczne,enzymatyczne, EKG (…). Na dwadzieścia różnorodnych wyników u każdego rybaka, praktycznie nie znaleziono odchyleń od stanu prawidłowego. Jedynie u Lucjana Szomborga w zapisie EKG wystąpiła nieznacznego stopnia arytmia typu zatokowego, co mogło być wynikiem szoku lękowego, wywołanego nadmiernym napięciem emocjonalnym.
Niezależnie od badań medycznych , nie zaniedbano innych czynności , które pomogły by wyjaśnić te niesamowite wydarzenia.
Za pomocą liczników Geigera - Mullera wykluczono napromieniowanie kutra i załogi. Ustalono,że na tym akwenie w momencie wydarzeń nie przeprowadzano żadnych ćwiczeń wojskowych, zwrócono się nawet do szefa obserwatorium geofizycznego Polskiej Akademii Nauk na Helu, dra Wacława Czyszka z zapytaniem, czy stale prowadzony przez stację zapis magnetyzmu ziemskiego nie wykazał jakiś anomalii.
Nic z tego !
(...)
Lucjan Szomborg zmarł 17 lipca 1991 roku – na ostrą niewydolność mięśnia sercowego. Miał lat 40. nigdy przedtem nie chorował.
źródło: https://paranormalpl...-kuter-hel-127/