Ludzie od wieków obserwują dziwne obiekty poruszające się po niebie. Obserwacje UFO mają miejsce w niemal każdym zakątku naszej planety. Do jednego z ciekawszych incydentów UFO doszło w 1959 roku na terytorium Papui-Nowej Gwinei. Analiza tej historii przynosi zaskakujące informacje.
Papua-Nowa Gwinea jest dziś niepodległym państwem, jednak w 1959 roku stanowiła terytorium wchodzące w skład Australii. Tereny Papui były poddawane chrystianizacji, którą przeprowadzali misjonarze. Jednym z nich był ojciec William Gill, australijski misjonarz anglikański, który prowadził misję w ośrodku Boianai. 9 kwietnia 1959 roku duchowny po raz pierwszy był świadkiem dziwnego zdarzenia. Podczas spaceru, zauważył w pobliżu góry niezwykłe światło, które poruszało się z niesamowitą prędkością. Miesiąc później, jego asystent Stephen Moi twierdził, że widział na niebie obiekt o kształcie spodka. W kolejnych dniach o obserwacjach dziwnych obiektów donosili również rdzenni mieszkańcy wyspy. Te doniesienia spowodowały, że sceptyczny duchowny postanowił napisać list do swojego przełożonego, wielebnego Davida Durie. Oto co w nim zapisał:
"Przez ostatnie miesiące napływają liczne relacje od wiarygodnych świadków. Ciekawe jest to, że najnowsze z nich mówią o UFO, które zawisało tuż nad Boianai. Nie wątpię w istnienie tych „rzeczy”, zwłaszcza po tym jak sam widziałem coś dziwnego, jednakże mój prosty umysł wymaga naukowych dowodów zanim będę mógł zaakceptować hipotezę o ich pochodzeniu z kosmosu. Skłaniam się do uznania, że prawdopodobnie wiele obiektów UFO to zapewne swego rodzaju zjawiska elektryczne, atmosferyczne albo coś, co jest skutkiem eksplozji atomowych. Być może mój asystent widział kiedyś ilustrację latającego spodka i jego podświadomość podsunęła mu taki obraz. Dla mnie jest to bardzo trudne do zrozumienia i wolę poczekać, aż znajdzie się ktoś na tyle sprytny, że złapie jednego z nich i wystawi potem na głównym placu.” Ojciec Gill podpisał swój list jako „niewierny William”, jednakże dzień później doszło do niezwykłego zdarzenia, po którym misjonarz całkowicie zmienił zdanie.
Wieczorem 26 czerwca 1959 roku duchowny wychodząc ze swojego domu ujrzał coś w rodzaju białego światła, unoszącego się w płn.-zach. stronie nieba. Obiekt zaczął zbliżać się do jego placówki nie wydając żadnego dźwięku, po czym zawisł na wysokości ok. 100 m. Wówczas 38 osób, w tym duchowny, jego asystent, nauczyciele oraz Papuasi, zgromadzili się, aby obserwować obiekt, który swoim kształtem przypominał dysk. Miał on wyraźnie materialną formę o okrągłej szerokiej podstawie i węższej górnej części. Posiadał pod spodem także coś w rodzaju czterech „nóżek”. Po boku znajdowały się struktury przypominające formą cztery „panele”, które emitowały ogromny blask. Z różnymi przerwami obiekt emitował także słup niebieskiego światła, który skierowany był w górę pod kątem ok. 45 stopni.
Oprócz obiektu widoczni byli także jego pasażerowie, którzy znajdowali się na czymś w rodzaju pokładu umieszczonego na szczycie. Było ich w sumie czworo, jednakże liczba widocznych postaci zmieniała się gdy znikały pod pokładem. W końcu zniknęły również niebieskie światła, a obiekt przebił się przez chmury i odleciał. W czasie tego wieczoru dokonano także innych obserwacji w pobliskiej okolicy. Zdumiony ojciec Gill postanowił napisać raport z całego zdarzenia, który podpisało 25 innych świadków. Duchowny napisał również kolejny list do swojego przełożonego. Oto co w nim zapisał: „Czyż życie nie jest dziwne? Gdy wczoraj pisałem do Ciebie list, w którym wyrażam swoje opinie na temat owego UFO, dziś, mniej niż 24 godziny później, mój punkt widzenia wygląda zupełnie inaczej. Ostatniej nocy w Boianai doświadczyliśmy aktywności UFO. To było coś niesamowitego. Nie ma wątpliwości, że czymkolwiek są te obiekty są sterowane przez pewnego rodzaju stworzenia.”
Kładąc się spać ani duchowny, ani pozostali świadkowie nie przypuszczali, że następnego dnia czeka ich kolejna niespodzianka. Ok. godziny 18:00 tajemniczy obiekt kolejny raz pokazał się na niebie. Słońce już zachodziło, jednak wciąż było jasno. Oto jak całe zdarzenie opisał ojciec William Gill: „Zawołałem wszystkich i patrzyliśmy na ten obiekt. Oprócz dużego statku, widzieliśmy także dwa małe stacjonarne obiekty. Jeden z nich znajdował się nad wzgórzami położonymi na zachodzie, drugi unosił się nad nami. Widzieliśmy jak na szczycie głównego obiektu pojawiły się sylwetki czterech pasażerów, wyglądających podobnie do ludzi. Jedna z postaci zdawała się spoglądać z góry na naszą grupę kilkunastu osób. Po krótkim czasie zaczęliśmy do nich krzyczeć, prosząc aby wylądowali, jednak nie pojawiła się żadna odpowiedź. W końcu wyciągnąłem rękę i pomachałem. Ku naszemu zdziwieniu wszystkie istoty odpowiedziały tym samym. Nie ma zatem wątpliwości, że pojawiła się odpowiedź na nasze sygnały.
Gdy zaczęło robić się ciemno wysłałem Erica Kodowarę po latarkę i skierowałem serię błysków w stronę UFO. Po minucie obiekt zaczął wykonywać faliste ruchy w przód oraz w tył. Zaczęliśmy machać i kilka razy błysnąłem w jego kierunku. Po 3 minutach postaci zniknęły gdzieś pod pokładem i jakby straciły nami zainteresowanie. Obiekt zaczął unosić się do góry, a warunki do obserwacji znacznie się pogorszyły, gdyż niebo przykryły chmury.” Zdaniem duchownego, pojazd całkowicie zniknął w chmurach, a rozczarowani brakiem bezpośredniego kontaktu świadkowie poszli spać. Ok. godziny 22:40 ludzi znajdujących się w placówce zbudziła potężna eksplozja, jednak na niebie nie widać było żadnych znaków oprócz chmur.
Cała sprawa brzmi niezwykle ciekawie, tym bardziej, że świadkowie wydawali się bardzo wiarygodni. Incydentem zainteresowali się australijscy parlamentarzyści, którzy wywierali nacisk na Ministra Lotnictwa Frederica Osborne’a. Ostatecznie Królewskie Australijskie Siły Powietrzne przeprowadziły śledztwo ws. zdarzenia z Papui-Nowej Gwinei. Główny śledczy w tej sprawie nazwiskiem Lang, doszedł do następującego wniosku: „Choć ojciec Gill wydaje się być wiarygodnym świadkiem, wydarzenia z Nowej Gwinei były zapewne niczym więcej jak naturalnymi fenomenami podkoloryzowanymi przez przeszłe wydarzenia oraz podświadomy wpływ ufoentuzjastów. W czasie obserwacji niebo było zachmurzone. Choć trudno wyciągnąć trwałe wnioski wydaje się, że co najmniej część obserwowanych świateł była w rzeczywistości planetami, takimi jak Jowisz, Saturn i Mars.”
W kolejnych latach wysunięto wiele innych teorii na temat incydentów w Boianai, takich jak obserwacja zjawisk astronomicznych, mistyfikacja lub też wady wzroku ojca Gilla. Sprawą zainteresował się m.in. Josef Allen Hynek, słynny ufolog oraz profesor astronomii. W 1973 roku odbył podróż do Papui-Nowej Gwinei i rozmawiał z innymi świadkami, którzy potwierdzili wersje duchownego. Sam ojciec Gill do końca życia pozostawał przy swojej wersji zdarzeń i zastanawiał się jedynie, czy był to ziemski pojazd czy też raczej pochodził z kosmosu. Zdaniem duchownego, pasażerowie wyglądali z daleka podobnie do ludzi, więc w pierwszej chwili pomyślał, że mogli to być zwykli piloci w maszynie zbudowanej przez Amerykanów lub Australijczyków. Misjonarz wskazywał, że nie zmusza nikogo aby uwierzył w całą historię, ale jako duchowny uważa, że wraz z 37 osobami doświadczył czegoś niezwykłego.
Warto zwrócić uwagę, że incydent z Papui-Nowej Gwinei ma wiele zbieżnych elementów z innymi obserwacjami UFO na całym świecie, w tym z omawianymi wcześniej historiami z Wysp Kanaryjskich oraz Zimbabwe. Nawet zdaniem wojskowych ojciec Gill był bardzo wiarygodnym świadkiem, a jego zeznania potwierdziły inne osoby. Pozostaje zatem pytanie o to, czy incydent ten był związany z tajną ziemską technologią, czy też może był to kolejny przykład na to, że przybysze z kosmosu monitorują rozwój życia na naszej planecie. Być może nigdy nie poznamy odpowiedzi na te pytanie.