Po bitwie pod Grunwaldem. Jagiełło ogląda ciała zabitych Krzyżaków
Foto: domena publiczna
O chwili, w której złamana została buta niemieckich rycerzy zakonnych, opowiadał Sienkiewicz w sławnych Krzyżakach i Aleksander Ford w głośniej ekranizacji jego dzieła. Wydarzenie ukazał też niezastąpiony Jan Matejko i to olbrzymim obrazie, wysokim na 4 metry i szerokim na niemal 10. Czy którykolwiek z nich miał rację?
Sławne artystyczne wizje muszą budzić wątpliwości, bo też brakuje dla nich twardych źródłowych podstaw. O tym, kto i jak zabił Ulricha von Jungingen milczał kronikarz bitwy pod Grunwaldem, Jan Długosz. Żadnych wzmianek nie przechowano też w dokumentach ani tradycji.
Osaczony i zabity
Jakie fakty nie ulegają wątpliwości? Wybitny znawca tematu, prof. Stefan M. Kuczyński, tłumaczył, że „wielki mistrz Ulrich został osaczony na polu bitwy i zginął wraz z otaczającymi go dostojnikami i rycerzami”.
Co ważne, o jego śmierci długo nic nie wiedziano. Nawet król dostał raport dopiero późną nocą 15 lipca 1410 roku, gdy bitewny zgiełk dawno ucichł.
Śmierć Ulricha von Jungingen w wyobrażeniu Jana Matejki
Foto: domena publiczna
Zdaniem prof. Kuczyńskiego ze zgonu mistrza zdawali sobie sprawę tylko… ci rycerze zakonni, którzy zginęli razem z nim. Co jednak z wojownikami, którzy ich zgładzili?
„Wielki mistrz pruski poległ”
Popularną teorię zaproponował na początku lat 90. XX wieku wybitny ekspert od wojskowości średniowiecznej, Andrzej Nadolski. Wskazał on konkretnego człowieka, który jego zdaniem mógł położyć trupem wielkiego mistrza. Oparł się na doskonale znanej relacji Jana Długosza.
Kronikarz o okolicznościach śmierci nieprzyjacielskiego wodza nie pisał, ale podał kto poinformował o tym fakcie Władysława Jagiełłę. To małopolski rycerz: Mszczuj ze Skrzynna doniósł królowi, że wielki mistrz pruski poległ i na dowód jego śmierci pokazał złoty pektorał ze świętymi relikwiami, który sługa wspomnianego Mszczuja imieniem Jurga zdarł z zabitego.
Tożsamość zabójcy
Ustalenia nieżyjącego już profesora streszcza w nowej książce Średniowiecze. Obalanie mitów Jacek Kowalski:
Andrzej Nadolski zasugerował, że okoliczności wskazywałyby „na Mszczuja jako na zabójcę Ulryka von Jungingen”, tym bardziej, że ów „Mszczuj był przedchorągiewnym chorągwi nadwornej, a ta właśnie chorągiew brała udział w walce z odwodowym hufcem krzyżackim, prowadzonym osobiście przez Wielkiego Mistrza”.
A zatem nieprawdziwa byłaby Matejkowa wizja półnagich Litwinów mordujących Ulryka, nieprawdziwy opis z Sienkiewiczowskich Krzyżaków i obraz idącego za nimi filmu Aleksandra Forda, na którym widzimy, jak „Mistrz, uderzon ostrzem litewskiej sulicy w usta […] pchnięty rohatyną w szyję, zwalił się jak dąb na ziemię”. Nie: Ulryk padł z ręki polskiego rycerza.
Ulrich von Jungingen na XVII-wiecznej rycinie
Foto: domena publiczna
Czy tak było istotnie? Sam Andrzej Nadolski podkreślał, że jego propozycja to nawet nie hipoteza, ale co najwyżej domysł. Luźna myśl, niemożliwa do sprawdzenia.
Wydało mu się rozsądne, że o śmierci Ulricha najwcześniej wiedział ten, kto go zgładził. Przytoczył też opowieść Długosza, zgodnie z którą szatę wierzchnią wielkiego mistrza przekazano kościołowi parafialnemu w Kijach. Świątyni związanej z rodowcami Mszczuja (Mściwoja) i uważanej za miejsce chrztu rycerza.
„Zginął trafiony w głowę”
Poszlaki mimo wszystko nie wydawały się Nadolskiemu wystarczająco mocne. Pomimo tych zastrzeżeń, pomysł zaraz podchwycili inni naukowcy i publicyści.
Na wyjątkowo wątłych podstawach dowodzili zasług Mszczuja. Rychło zniknęły znaki zapytania i przypuszczenia.
Przykładowo Witold Mikołajczyk, autor amatorskiej książeczki Grunwald 1410. O krok od klęski stwierdził wprost: „Zginął wielki mistrz trafiony w głowę przez Mszczuja ze Skrzynna herbu Łabędź”.
Inni autorzy okazywali się równie stanowczy. A zarazem skuteczni, bo po paru latach już wszędzie pisano, że „zgodnie z tradycją” (sic!) rycerz Mszczuj uśmiercił Ulricha von Jungingena.
„Zbyt dowolna interpretacja”
Dopiero ostatnio do głosu znowu zaczęli dochodzić sceptycy. Dr hab. Krzysztof Kwiatkowski, współautor monumentalnego kompendium Wojna Polski i Litwy z Zakonem Krzyżackim w latach 1409-1411,podał w wątpliwość szereg założeń Nadolskiego, a zwłaszcza jego entuzjastycznych następców.
O twórcy pierwotnej koncepcji napisał, że jego „dywagacje w wielu miejscach nie tylko opierają się na zbyt dowolnej interpretacji dość oszczędnego w szczegółach opisu Długoszowego, ale też zawierają nieprawdziwe stwierdzenia z zakresu liturgiki” (odnośnie możliwego wykorzystania kirysu).
Alphonse Mucha, obraz Po bitwie pod Grunwaldem z 1924 r.
Foto: domena publiczna
Jeszcze ostrzej został potraktowany Dariusz Piwowarczyk, autor popularnonaukowej sylwetki Mszczuja ze Skrzynna. Zdaniem Kwiatkowskiego ten badacz spłodził tekst pełen „niedopuszczalnych uproszczeń” i „anachronizmów”.
Zgubione ciało
W ocenie Krzysztofa Kwiatkowskiego – adiunkta na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu – cała sprawa w żadnym razie nie jest oczywista.
„Z dalszego przekazu Długoszowego wiadomo, że nazajutrz poszukiwano ciała wielkiego mistrza i zadanie to powierzono bynajmniej nie Mściwojowi, ale pokojowcowi (kemerer) wielkiego mistrza Stanisławowi z Bolumina” – podkreśla mediewista.
Wygląda na to, że wiadomości Mszczuja nie zostały przyjęte za pewnik. Rycerz i jego sługa nie byli zdolni wskazać miejsca, gdzie rzekomo poległ mistrz. Zdaniem Kwiatkowskiego nie tyle zgubili drogę wśród ciał, co raczej… nigdy nie widzieli zwłok Ulricha. A tylko ciało jakiegoś ważnego Krzyżaka, którego wzięli za wrogiego dowódcę.
Wydaje się, iż [wspomniany sługa] Jurga zdobył pektorał niekoniecznie należący do Ulryka von Jungingen, ale do innego z dostojników zakonnych, choćby wielkiego marszałka Fryderyka von Wallenrode czy któregokolwiek z braci krzyżackich noszący w bitwie pektorał.
Można powątpiewać, że Mściwój był w stanie rozpoznać, z którym spośród braci zakonnych miał w ferworze walki do czynienia, jeśli nie było miejsca na stoczenie zwyczajowego pojedynku z wyzwaniem. Ponadto noszonych przez dostojników zakonnych na ich kropierzach znaków herbowych pochodzący z Małopolski Mściwój mógł nie znać.
Nie ma zatem nadal jednoznacznych przesłanek dla ustalenia, kto zabił Ulryka von Jungingen.
Natomiast jest bardzo prawdopodobne, iż poległ on w trakcie starcia konnego, a więc w typowo kawaleryjskim boju, na co wskazywałby przekaz o dwóch ranach, jakie otrzymał, jednej (prawdopodobnie pierwszej) w czoło i drugiej, zapewne śmiertelnej, w pierś.
Dlaczego się nie pochwalił?
Według dr hab. Jacka Kowalskiego, autora książki Średniowiecze. Obalanie mitów, to nie tożsamość człowieka, który zgładził wielkiego mistrza jest najciekawsza, ale raczej… sam fakt, że po bitwie nikt nie próbował jej ustalić.
„Dlaczego nie tylko Mszczuj, ale i żaden inny polski rycerz nie pochwalił się zwycięstwem nad tak zacnym przeciwnikiem?” – słusznie dopytuje specjalista z Uniwersytetu Adama Mickiewicza.
Dlaczego „polskie relacje o bitwie grunwaldzkiej dokładnie informują, kto wziął żywcem najwybitniejszych jeńców ze strony pokonanej, natomiast nie wymieniają imiennie nikogo, kto położył trupem któregokolwiek z przywódców wojsk krzyżackich”?
Wszyscy szli pod miecz
Odpowiedź kryje się, jak można przypuszczać, we wstydzie, a zwłaszcza – w politycznych czy wręcz propagandowych kalkulacjach.
Jak tłumaczył już Andrzej Nadolski, po nim zaś Krzysztof Kwiatkowski, „fakt zabicia na polu bitwy, a nie wzięcia do niewoli znacznej części starszyzny zakonnej miał być dla opinii chrześcijańskiej na tyle bulwersujący, że imion sprawców nie należało rozgłaszać”.
Polacy, głodni odwetu za wszystkie zbrodnie i łajdactwa, nie okazywali litości nawet poddającym się rycerzom wroga.
Pamiętali Krzyżakom mordy na ludności cywilnej, na kapitulujących załogach polskich twierdz. Pod Grunwaldem więc – że znów zacytuję nową pracę Jacka Kowalskiego – brali do niewoli „jedynie krzyżackich sojuszników, a wszyscy bracia zakonni szli pod miecz”.
Spośród dostojników zakonu obecnych pod Grunwaldem nikt nie przeżył. I w interesie Władysława Jagiełły nie leżało, by ktokolwiek próbował dociekać przyczyn takiego stanu rzeczy. O imiona bohaterów, którzy odesłali Ulricha von Jungingen na łono Abrahama król wolał więc w ogóle nie pytać.