Skocz do zawartości


Informacje o artykule

  • Dodany: 04.05.2015 - 18:18
  • Aktualizacja: 05.05.2015 - 17:48
  • Wyświetleń: 7202
  • Odnośnik do tematu na forum:
    http://www.paranormalne.pl/topic/39671-tajemnicze-znikniecie-dzieci-sodderow/

    Podyskutuj o tym artykule na forum
 


* * * * *
3 Ocen

Tajemnicze zniknięcie dzieci Sodderów

Napisane przez Simba dnia 04.05.2015 - 18:18

Ile bólu i cierpienia może znieść matka? Kobieta, która do dnia swojej śmierci nigdy nie poznała prawdy, co się stało i gdzie są jej dzieci? To jest historia rodziny Sodder i ich pięciorga dzieci, które w tajemniczy sposób zniknęły podczas pożaru domu.

 

345hh7d.jpg

 

 

Jesteśmy w Fayetteville, w miasteczku w zachodniej Wirginii, w noc Wigilii Bożego Narodzenia, w 1945 roku.

 

Liczna rodzina George i Jennie Sodder o oryginalnych włoskich korzeniach miała dziesięcioro dzieci w wieku od 3 do 23 lat:

ojciec George, był górnikiem, pracował w pobliskiej kopalni, Jenne -  gospodyni domowa, Joe -  zaciągnął się do wojska i nie było go w domu, Johnm  23 lata -  górnik, Miriam, 17 lat – sprzedawczyni, George junior, 16 lat – górnik, Maurice, 14 lat, Martha, 12 lat, Louis, 9 lat, Jennie, 8 lat, Betty, 5 lat i Sylvia 3 lata.

 

W domu czuć było świąteczną atmosferę, a na zewnątrz świat podnosił się po okrutnej wojnie. W Fayetteville kopalnie pracowały bez przerwy, dzięki czemu miejscowa ludność miała gdzie pracować i utrzymać swoje rodziny.

 

Tego wieczoru ojciec przyniósł młodszym dzieciom kilka zabawek i maluchy nie chciały iść spać. Mama Jennie zgodziła się, by bawiły się dłużej niż zwykle pod warunkiem, że potem posprzątają zabawki. W końcu zmęczone dzieciaki poszły spać.

 

Około północy zadzwonił telefon. Kobieta zeszła na dół odebrać. W słuchawce słychać było głos kobiety, która pytała o kogoś, kogo Jennie nie znała i odpowiedziała, że to pomyłka. W odpowiedzi pani Sodder usłyszała dziwnie brzmiący śmiech. Pomyślała, że ktoś sobie żartuje, odłożyła słuchawkę i poszła spać.

 

Wchodząc na górę zauważyła, że okiennice są otwarte, na zewnątrz świeci się światło i drzwi wejściowe nie są zamknięte na klucz. No cóż, to był ciężki dzień, Jennie zamyka okiennice, gasi światło, zamyka drzwi na klucz i wraca do łóżka. Przed snem słyszy dziwny hałas na dachu. Jakby coś mocno uderzyło w dach i zaczęło spadać turlając się. Pomyślała, że coś jej się wydawało i zasnęła. Nie minęło dużo czasu, bo ok. 1:30 poczuła dziwny zapach spalenizny. Szybko obudziła męża – palił się dom.

 

Pożar

 

Razem z mężem pobiegli do pokoi dzieci by je ratować. Jako pierwsi z domu wybiegli John, George junior i Miriam z małą Sylvią na rękach. George zorientował się, że nie wszystkie dzieci są na zewnątrz i wchodzi powrotem do palącego się budynku, ale drzwi wejściowe są już zajęte przez ogień, więc wybija szybę okienną i wchodzi do domu. Niestety płomienie są już tak wielkie, że George zmuszony jest wyjść na zewnątrz bez dzieci.

 

Ojciec wpada na pomysł, by wejść do domu od zewnątrz po drabinie, która leżała niedaleko domu. Niestety drabina dziwnie zniknęła. Wtedy pomyślał, że podjedzie pod dom ciężarówką, którą woził węgiel i po niej wdrapie się do okna, ale samochód nie chciał zapalić.

 

W tym czasie córka Miriam biegnie do sąsiadów, by zadzwonić po straż pożarną. Strażacy mają problem ze zrozumieniem, gdzie się znajduje ich dom i przyjeżdżają dopiero o ósmej rano, kiedy po domu zostają zgliszcza. Nie da się już nic zrobić.
 

Przyjeżdża policja i w ciągu dwóch godzin ustala, że przyczyną pożaru była instalacja elektryczna. George nie wierzył w tą wersję, bo instalacja była wymieniana i gdy zaczął się pożar światła były zapalone. Kabel telefoniczny był przecięty, by nie można było zadzwonić po pomoc. Kto dzwonił do nich godzinę przed pożarem? Po co?
 

To nie koniec tajemnic w tej historii. Ciał pięciorga dzieci nie odnaleziono w spalonym domu. Nie jest możliwe też, by się uratowały. Gdyby zginęły w pożarze, znaleziono by ciała, albo to, co pozostało. A tu nic, ani śladu.
 

Policja nie bardzo przejęła się tym dziwnym przypadkiem i uznała dzieci: Maurice, Marth`ę, Louis, Jennie i Betty za zmarłe. To były te dzieci, które tamtego tragicznego wieczoru chciały dłużej się bawić.

 

George i Jennie nie wierzą, że ciała dzieci kompletnie się spaliły i nie ma żadnych śladów. Rodzice postanowili walczyć, by dowiedzieć się prawdy.

 

Niedługo po tym wydarzeniu spalił się dom sąsiadów Sodderów. W zgliszczach znaleziono siedem spalonych ciał. Dla Jennie to był znak, że jej dzieci nie zginęły w pożarze.
 

W 1949 roku George razem z grupą wolontariuszy przeszukali zgliszcza domu i znaleźli części kości i jakieś organy wewnętrzne. Laboratorium potwierdziło, że organy – wątroba była wołowa, a kawałki kości nie mają śladów pożaru i należały do osoby w wieku między 16 – 22 lat. Prawdopodobnie ktoś podrzucił je z pobliskiego cmentarza. Kto mógł zrobić coś takiego?
 

W 1951 roku Sodder`owie kupują ogromny plakat, na którym umieszczają zdjęcia zaginionych dzieci i wyznaczają nagrodę 5 000 dolarów (w tamtych czasach to ogromna suma), za jakąkolwiek informację o swoich dzieciach. Po kilku latach i braku odzewu podnoszą stawkę do 10 000 dolarów. Niestety i tym razem rezultatów brak.

 

1zz2gqh.jpg

 

Świadkowie

 

Pewien kierowca autobusu zeznał, że w dzień pożaru widział dziwne kule ognia zanim dom zaczął się palić.

 

Jedna kobieta przysięgała, że widziała pięcioro dzieci wsiadających do samochodu zaraz po tym jak zaczął szaleć ogień. Z kolei właściciel pobliskiego baru zeznał, że widział dzieci dzień po pożarze w swoim barze. Zjadły śniadanie i wsiadły do samochodu z tablicą rejestracyjną z Florydy.
 

Inna kobieta twierdziła, że widziała czworo z pięciorga dzieci w swoim hotelu Charleston, w południowej Karolinie.  Dzieci były w towarzystwie dwóch kobiet i dwóch mężczyzn, rozmawiali po włosku. Do hotelu wracali tylko na noc.
 

Podejrzani
 

Złapano mężczyznę, który tamtego wieczoru ukradł drabinę i przeciął kabel telefoniczny. Mimo to, nie zbadano tego wątku, a mężczyznę wypuszczono.

 

Teorie

 

Jedna z najbardziej wiarygodnych teorii, to dzieci zostały porwane. Wielu mieszkańców  Fayetteville wierzy, że tam często giną dzieci, a miejscowa policja przymyka na to oko.

 

Kilka miesięcy przed tragicznym pożarem, Sodderów odwiedził mężczyzna, który próbował im sprzedać polisę na życie. Kiedy odmówili, mężczyzna postraszył ich, że spali im dom i porwie ich dzieci. Ten sam człowiek później był w komisji, która uznała pożar za przypadek.
 

Inni uważają, że Georgio`wi zazdrościła włoska mafia, która od lat chciała przejąć jego pracę przewożenia węgla. Dlatego porwano jego dzieci i wywieziono na Sycylię.
 

Oryginalne nazwisko Sodder`ów brzmiało: Soddu, najczęściej występujące na Sardynii. Rodzina o tym samym nazwisku mieszka w Cinisi, w prowincji Palermo.

 

Przypadek Louisa

 

W 1967 roku pewien detektyw napisał artykuł o rodzinie Sodder. Kilka miesięcy później rodzina Sodder w skrzynce pocztowej znajduje zdjęcie młodego mężczyzny. Na odwrocie widnieje napis :

 

Louis Sodder. I love brother Frankie. LLil Boys. A90135.

 

2yv85r5.jpg

 

Bardzo możliwe, że to było zdjęcie ich syna, który po tylu latach wyrósł na przystojnego chłopca.  Nie wiadomo, czy ktoś nie zrobił sobie głupiego żartu. Wynajęto detektywa, by dowiedział się skąd pochodzi zdjęcie, niestety nic nie znaleziono. Do dzisiaj nie wiadomo, kim był mężczyzna na zdjęciu. Kolejna zagadka tej historii pozostała nierozwiązana.

 

Tajemnicze numery 90135, to kod pocztowy Palermo, miasta we Włoszech.

 

Tajemnica pozostaje

 

George Sodder zmarł w 1967 roku, jego żona w 1989. Nigdy nie poznali prawdy, co stało się z ich dziećmi. Kolejna tajemnica, która prawdopodobnie nigdy nie zostanie rozwiązana.

 

W celu upamiętnienia tragicznych losów rodziny Sodderów wykonano tablicę z ostatnią wolą rodziców:

 

20j2xc4.jpg

 

„ Po trzydziestu latach nie jest za późno na poszukiwania”

 

"W Wigilię Bożego Narodzenia 1945 roku, nasz dom zniszczył pożar, pięcioro naszych dzieci od 5 do 14 lat porwano.
 

Policja uważa, że przyczyną pożaru była instalacja elektryczna, ale to nie prawda, bo światła się świeciły, gdy zaczęło się palić.
 

Ostatecznie stwierdzono, że dzieci zginęły w pożarze choć nigdy nie znaleziono ich szczątków, ani nie było czuć zapachu palonych ciał.
 

Dlaczego policjanci ni zaangażowali się w sprawę? Dlaczego nie ujawniono prawdy, tylko zmuszano nas do uwierzenia w ich wersję?
 

Zdjęcie, które wysłano nam w 1967 roku dowodzi, że Louis żyje i jest w innym kraju”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tłumaczenie własne

 

źródło:  http://labottegadelm...amiglia-sodder/

  • 0