Ocenę tego filmu można sprowadzić do jednego zdania - jeżeli ktoś jeszcze nie był na tym filmie, to zaklinam - nie idźcie (choć można by nawet dosadniej sprowadzić do tylko jednego wyrazu, ale daruję już sobie).
I to nie dlatego, że film jest o tej a nie innej tematyce. Piszę tak, bo film jest idiotyczny od samego początku do końca.
Oto dlaczego (uwaga - zawarto szczegóły fabuły. Krótkie, bo krótkie, ale i fabuła była tak rozbudowana, jak rysunek dwulatka):
Ustawienie planet w linii. No dobrze, przecież film nie musi zgadzać się z prawdą, no ale mimo wszystko jest to naciągane, bo nic takiego nie będzie miało miejsca.
Bohaterowie - rozwiedziony ojciec i dwójka dzieci - oczywiście ojciec z synem ma problemy a z żoną nie może być, bo ona ma już kogoś innego. Jest to tak standardowe i tak straszliwie przewidywalne, że SZOK.
Kolejny standard, który musiał się pojawić - "szaleniec znający prawdę niedostępną ogółowi" . Mówię tu o panu z radia Yellowstone.
Zabijasz każdego, kto może wygadać się o zbliżającej się apokalipsie (musi to zostać zachowane w absolutnej tajemnicy), ale dzieciaki miliardera z Rosji/Ukrainy wiedzą o wszystkim. Co za profesjonalizm
Gdy uciekasz samochodem a ulica pęka i zawala się, zawsze musi się to dziać tuż za twoim samochodem. Uciekasz dosłownie w ostatniej sekundzie.
Gdy już tak uciekasz sobie tym samochodem i zawala się jakiś most, to dociskasz pedał gazu i przejeżdżasz w ostatniej milisekundzie. Czas tymczasem zwalnia i spadający most opada pod kątem, co pozwala mu na ciągłe ocieranie się o dach samochodu nie miażdżąc go jednak.
Gdy widzisz zawalający się wieżowiec, powinieneś przejechać przez... jego parter! Ależ oczywiście! Kolumny się gną i zawalają, ale ty jedziesz!
Co za g.....
Gdy startujesz samolotem a pas startowy musi się zawalić/spękać, zawsze musi to mieć miejsce tuż za samolotem a on sam musi koniecznie wystartować w dramatycznych okolicznościach w ostatniej chwili.
Gdy lecisz samolotem i widzisz dwa zderzające się wieżowce - musisz oczywiście przelecieć między nimi.
Gdy wybucha wulkan i wyrzuca swoje meteoropodobne bomby wulkaniczne to spadają one wszędzie, ale nigdzie z taką częstotliwością i tak blisko jak w pobliżu samochodu głównego bohatera.
Aha, gdy jedziesz w niebezpieczne miejsce oddalając się od bezpiecznego samolotu zawsze zabieraj ze sobą swoją małą córeczkę.
Samolot, gdy ucieka przed chmurą popiołu, musi koniecznie na moment zniknąć w jej czeluści. Wiemy, że i tak z niej wyleci, ale to takie podniecające. Poza tym - wydaje mi się, że gdyby popiół z tej chmury dostał się do silnika to by ta ich podróż dość szybko się skończyła. No ale to nie film dokumentalny, więc wybaczamy.
Gdy startujesz Antonowem a pas startowy musi się zawalić/spękać, zawsze musi to mieć miejsce dokładnie tuż za samolotem a on sam musi wystartować dosłownie w ostatniej chwili (ile razy można to samo przerabiać w jednym filmie?!). Oczywiście start nie oznacza powodzenia - tuż po nim, gdy wszystko wyda się już bezpieczne, musi pojawić się nowe, niespodziewane zagrożenie - na przykład jakiś budynek o który możemy zawadzić, albo powiedzmy spadająca akurat w tym miejscu stacja kosmiczna. No cokolwiek, byleby tylko było groźnie.
Samo tsunami nie może zniszczyć Białego Domu. Musi to oczywiście zrobić lotniskowiec niesiony przez tę falę. TRAGEDIA!
W swoim filmie musisz sprawić, aby ludzie jęknęli "ach!". Aby to osiągnąć zniszcz coś drogiego. Ale nie budynki - to banał. Zniszcz do wyboru:
- dzieła sztuki,
- zabytki,
- drogie samochody
Im więcej, tym lepiej. Nic tak nie łamie serca jak fakt, że właśnie zezłomowało się parę Ferrari, Lamborghini i Bentley'ów.
Co musi uderzyć w amerykańską arkę i to oczywiście w miejsce, które oczywiście spowoduje zerwanie okrętu? Oczywiście - nic innego tylko Air Force One! Z tylu samolotów na lotnisku tylko on i tylko w to miejsce tylko tej arki!
Piękna przemowa Pana Wielkie Serce. Wzruszające słowa które poruszają serca innych. W obliczu wyginięcia gatunku narażamy jedną trzecią kandydatów do repopulacji świata tylko dlatego, że Pan Wielkie Serce tak powiedział, a jego Starszy Mentor Z Laską powiedział do członka załogi "nie waż się tego dotknąć, synu!".
Na miejscu kapitana kazałbym od razu aresztować obu panów.
Ale to naiwny film, więc czego mogłem się spodziewać?
Skłóceni wcześniej ojciec i syn muszą wspólnie uratować cokolwiek. Syn nagle musi pojawić się z pomocą i chociaż ma jakieś 10 lat - jego pomoc musi okazać się niezbędna. W sytuacji stresowej synek nie trzęsie się jak króliczek i nie przytula się do mamy - on ratuje świat i ludzkość wraz ze swym nielubianym do tej pory tatą! Co za śliczne, holywoodzkie pojednanie! Tak - pamiętajmy - wszyscy lepiej postarajmy się o synów przed apokalipsą - bo bez nich na pewno wszyscy zginiemy. Im syn młodszy i wcześniej bardziej buntowniczy - tym lepiej.
Uwaga! Niebezpieczeństwo! Okręt musi sie z czymś zderzyć. Apokalipsa, zniszczenie świata, zawalone miasta, stopione Hawaje, przebiegunowana planeta, gigantyczna fala, zerwanie się z kotwicy - to wszystko to pikuś! Niebezpieczeństw musi być bez liku i aż do samego końca. Zatem gdy okręt już musi w coś uderzyć, to dlaczego by nie w.... Mount Everest! W tym momencie miałem już dosłownie dość.
"- Panie Kapitanie!
- Tak?
- Ominęliśmy Mount Everest!
(w tle) HURRRA! YES! YES! YES! YEEEEAAAH!
- Kapitanie!
- Tak?
- Nastąpiło kolejne przesunięcie skorupy! Jesteśmy znowu na kursie kolizyjnym z Mount Everestem!
- Manewry wymijające!
- Kapitanie! Udało się!
(w tle) HURRA! WEEEEEE!
(na konsoli zapala się czerwone światełko) BEEP! BEEP! BEEP!
- Co tak błyska?
- Kapitanie! Wygląda na to, że... (zapiera dech w piersiach) kontynent australijski zerwał się z miejsca i dryfuje prosto na nas. Zderzenie za 30 sekund!
- Manewr wymijający!
- Kapitanie! Udało się!
(w tle) YEEEAAAH! DZIĘKI CI! DZIĘKI CI!
BEEEP! BEEP! BEEP!
- Kapitanie! Księżyc... właśnie się rozpadł! Jego połówka uderzy w nas dokładnie za 12 minut!
- Manewr wymijający!
- Udało się!
BEEP! BEEP! BEEEP!
- Potężny rozbłysk słoneczny zaraz liźnie Ziemię! Zrobi to dokładnie 14 metrów od nas! Zastosować manerw wymijający?
- Nie. Ojciec i Syn i tak zaraz nas wszystkich uratują. (nonszalanckim tonem jakby nigdy nic, zakładając okulary słoneczne i biorąc fajkę w usta i robiąc minę a'la MacArthur) A ja tymczasem idę na pokład złapać trochę opalenizny."
No i rzecz jasna - nie oszukujmy się. Dla amerykańskiego widza happy end nie oznacza przeżycia apokalipsy ani nawet pogodzenia się z synem. Mama i Tata muszą znów być razem. Nie ma co się łudzić, że rywal Taty a jednocześnie Nowy Mąż Mamy ma jakiekolwiek znaczenie - jego życie jest niczym. Zginie czy tak czy inaczej aby widz mógł sobie westchnąć - "jak pięknie się skończyło!"
To tylko część głupot z tego filmu. Jest ich tam dużo więcej, ale myślę, że już te doskonale kwalifikują ten film jako żenadę dekady .
Ja już zostałem ukarany podwójnie za to, że z nudów poszedłem w poniedziałek do kina na tę szmirę. Po pierwsze - skatowałem własny mózg, co już samo w sobie jest niewybaczalne. Po drugie - miejsce za mną zajął jakiś kaszlący dziadek i to on prawdopodobnie zafundował mi gorączkę 39 stopni przez parę dni i wymioty w nocy. Ale cóż - kara musi być adekwatna do popełnionej winy...
W jednej z gazet przeczytałem jednak artykuł jednego z astronomów z NASA który dobił mnie jeszcze bardziej niż ten film. Astronom ten pisał, że dostaje mnóstwo maili od ludzi wierzących w tę apokaliptyczną bzdurę a które zaczynają się dość często od słów "wiem, że nie może pan powiedzieć mi prawdy, ale czy...".
A jeden nastolatek napisał, że woli się zastrzelić niż dożyć tych straszliwych wydarzeń. Czy dla zysku producenci filmowi czasem nie przeginają? Rozumiem - nakręcić film i sprzedawać bilety. I tak by zarobił nawet bez tej otoczki "prawdy". Ale żeby od razu tworzyć strony internetowe rzekomo "zajmujące się badaniem apokalipsy" albo sugerować istnienie jakichś tajnych programów mających ratować ludzkość? To jest przecież chore...
No ale gdyby nie było takich idiotycznych filmów, to nie byłoby też takich perełek:
TRAILER
Szczęście w nieszczęściu.
I to nie dlatego, że film jest o tej a nie innej tematyce. Piszę tak, bo film jest idiotyczny od samego początku do końca.
Oto dlaczego (uwaga - zawarto szczegóły fabuły. Krótkie, bo krótkie, ale i fabuła była tak rozbudowana, jak rysunek dwulatka):
Ustawienie planet w linii. No dobrze, przecież film nie musi zgadzać się z prawdą, no ale mimo wszystko jest to naciągane, bo nic takiego nie będzie miało miejsca.
Bohaterowie - rozwiedziony ojciec i dwójka dzieci - oczywiście ojciec z synem ma problemy a z żoną nie może być, bo ona ma już kogoś innego. Jest to tak standardowe i tak straszliwie przewidywalne, że SZOK.
Kolejny standard, który musiał się pojawić - "szaleniec znający prawdę niedostępną ogółowi" . Mówię tu o panu z radia Yellowstone.
Zabijasz każdego, kto może wygadać się o zbliżającej się apokalipsie (musi to zostać zachowane w absolutnej tajemnicy), ale dzieciaki miliardera z Rosji/Ukrainy wiedzą o wszystkim. Co za profesjonalizm
Gdy uciekasz samochodem a ulica pęka i zawala się, zawsze musi się to dziać tuż za twoim samochodem. Uciekasz dosłownie w ostatniej sekundzie.
Gdy już tak uciekasz sobie tym samochodem i zawala się jakiś most, to dociskasz pedał gazu i przejeżdżasz w ostatniej milisekundzie. Czas tymczasem zwalnia i spadający most opada pod kątem, co pozwala mu na ciągłe ocieranie się o dach samochodu nie miażdżąc go jednak.
Gdy widzisz zawalający się wieżowiec, powinieneś przejechać przez... jego parter! Ależ oczywiście! Kolumny się gną i zawalają, ale ty jedziesz!
Co za g.....
Gdy startujesz samolotem a pas startowy musi się zawalić/spękać, zawsze musi to mieć miejsce tuż za samolotem a on sam musi koniecznie wystartować w dramatycznych okolicznościach w ostatniej chwili.
Gdy lecisz samolotem i widzisz dwa zderzające się wieżowce - musisz oczywiście przelecieć między nimi.
Gdy wybucha wulkan i wyrzuca swoje meteoropodobne bomby wulkaniczne to spadają one wszędzie, ale nigdzie z taką częstotliwością i tak blisko jak w pobliżu samochodu głównego bohatera.
Aha, gdy jedziesz w niebezpieczne miejsce oddalając się od bezpiecznego samolotu zawsze zabieraj ze sobą swoją małą córeczkę.
Samolot, gdy ucieka przed chmurą popiołu, musi koniecznie na moment zniknąć w jej czeluści. Wiemy, że i tak z niej wyleci, ale to takie podniecające. Poza tym - wydaje mi się, że gdyby popiół z tej chmury dostał się do silnika to by ta ich podróż dość szybko się skończyła. No ale to nie film dokumentalny, więc wybaczamy.
Gdy startujesz Antonowem a pas startowy musi się zawalić/spękać, zawsze musi to mieć miejsce dokładnie tuż za samolotem a on sam musi wystartować dosłownie w ostatniej chwili (ile razy można to samo przerabiać w jednym filmie?!). Oczywiście start nie oznacza powodzenia - tuż po nim, gdy wszystko wyda się już bezpieczne, musi pojawić się nowe, niespodziewane zagrożenie - na przykład jakiś budynek o który możemy zawadzić, albo powiedzmy spadająca akurat w tym miejscu stacja kosmiczna. No cokolwiek, byleby tylko było groźnie.
Samo tsunami nie może zniszczyć Białego Domu. Musi to oczywiście zrobić lotniskowiec niesiony przez tę falę. TRAGEDIA!
W swoim filmie musisz sprawić, aby ludzie jęknęli "ach!". Aby to osiągnąć zniszcz coś drogiego. Ale nie budynki - to banał. Zniszcz do wyboru:
- dzieła sztuki,
- zabytki,
- drogie samochody
Im więcej, tym lepiej. Nic tak nie łamie serca jak fakt, że właśnie zezłomowało się parę Ferrari, Lamborghini i Bentley'ów.
Co musi uderzyć w amerykańską arkę i to oczywiście w miejsce, które oczywiście spowoduje zerwanie okrętu? Oczywiście - nic innego tylko Air Force One! Z tylu samolotów na lotnisku tylko on i tylko w to miejsce tylko tej arki!
Piękna przemowa Pana Wielkie Serce. Wzruszające słowa które poruszają serca innych. W obliczu wyginięcia gatunku narażamy jedną trzecią kandydatów do repopulacji świata tylko dlatego, że Pan Wielkie Serce tak powiedział, a jego Starszy Mentor Z Laską powiedział do członka załogi "nie waż się tego dotknąć, synu!".
Na miejscu kapitana kazałbym od razu aresztować obu panów.
Ale to naiwny film, więc czego mogłem się spodziewać?
Skłóceni wcześniej ojciec i syn muszą wspólnie uratować cokolwiek. Syn nagle musi pojawić się z pomocą i chociaż ma jakieś 10 lat - jego pomoc musi okazać się niezbędna. W sytuacji stresowej synek nie trzęsie się jak króliczek i nie przytula się do mamy - on ratuje świat i ludzkość wraz ze swym nielubianym do tej pory tatą! Co za śliczne, holywoodzkie pojednanie! Tak - pamiętajmy - wszyscy lepiej postarajmy się o synów przed apokalipsą - bo bez nich na pewno wszyscy zginiemy. Im syn młodszy i wcześniej bardziej buntowniczy - tym lepiej.
Uwaga! Niebezpieczeństwo! Okręt musi sie z czymś zderzyć. Apokalipsa, zniszczenie świata, zawalone miasta, stopione Hawaje, przebiegunowana planeta, gigantyczna fala, zerwanie się z kotwicy - to wszystko to pikuś! Niebezpieczeństw musi być bez liku i aż do samego końca. Zatem gdy okręt już musi w coś uderzyć, to dlaczego by nie w.... Mount Everest! W tym momencie miałem już dosłownie dość.
"- Panie Kapitanie!
- Tak?
- Ominęliśmy Mount Everest!
(w tle) HURRRA! YES! YES! YES! YEEEEAAAH!
- Kapitanie!
- Tak?
- Nastąpiło kolejne przesunięcie skorupy! Jesteśmy znowu na kursie kolizyjnym z Mount Everestem!
- Manewry wymijające!
- Kapitanie! Udało się!
(w tle) HURRA! WEEEEEE!
(na konsoli zapala się czerwone światełko) BEEP! BEEP! BEEP!
- Co tak błyska?
- Kapitanie! Wygląda na to, że... (zapiera dech w piersiach) kontynent australijski zerwał się z miejsca i dryfuje prosto na nas. Zderzenie za 30 sekund!
- Manewr wymijający!
- Kapitanie! Udało się!
(w tle) YEEEAAAH! DZIĘKI CI! DZIĘKI CI!
BEEEP! BEEP! BEEP!
- Kapitanie! Księżyc... właśnie się rozpadł! Jego połówka uderzy w nas dokładnie za 12 minut!
- Manewr wymijający!
- Udało się!
BEEP! BEEP! BEEEP!
- Potężny rozbłysk słoneczny zaraz liźnie Ziemię! Zrobi to dokładnie 14 metrów od nas! Zastosować manerw wymijający?
- Nie. Ojciec i Syn i tak zaraz nas wszystkich uratują. (nonszalanckim tonem jakby nigdy nic, zakładając okulary słoneczne i biorąc fajkę w usta i robiąc minę a'la MacArthur) A ja tymczasem idę na pokład złapać trochę opalenizny."
No i rzecz jasna - nie oszukujmy się. Dla amerykańskiego widza happy end nie oznacza przeżycia apokalipsy ani nawet pogodzenia się z synem. Mama i Tata muszą znów być razem. Nie ma co się łudzić, że rywal Taty a jednocześnie Nowy Mąż Mamy ma jakiekolwiek znaczenie - jego życie jest niczym. Zginie czy tak czy inaczej aby widz mógł sobie westchnąć - "jak pięknie się skończyło!"
To tylko część głupot z tego filmu. Jest ich tam dużo więcej, ale myślę, że już te doskonale kwalifikują ten film jako żenadę dekady .
Ja już zostałem ukarany podwójnie za to, że z nudów poszedłem w poniedziałek do kina na tę szmirę. Po pierwsze - skatowałem własny mózg, co już samo w sobie jest niewybaczalne. Po drugie - miejsce za mną zajął jakiś kaszlący dziadek i to on prawdopodobnie zafundował mi gorączkę 39 stopni przez parę dni i wymioty w nocy. Ale cóż - kara musi być adekwatna do popełnionej winy...
W jednej z gazet przeczytałem jednak artykuł jednego z astronomów z NASA który dobił mnie jeszcze bardziej niż ten film. Astronom ten pisał, że dostaje mnóstwo maili od ludzi wierzących w tę apokaliptyczną bzdurę a które zaczynają się dość często od słów "wiem, że nie może pan powiedzieć mi prawdy, ale czy...".
A jeden nastolatek napisał, że woli się zastrzelić niż dożyć tych straszliwych wydarzeń. Czy dla zysku producenci filmowi czasem nie przeginają? Rozumiem - nakręcić film i sprzedawać bilety. I tak by zarobił nawet bez tej otoczki "prawdy". Ale żeby od razu tworzyć strony internetowe rzekomo "zajmujące się badaniem apokalipsy" albo sugerować istnienie jakichś tajnych programów mających ratować ludzkość? To jest przecież chore...
No ale gdyby nie było takich idiotycznych filmów, to nie byłoby też takich perełek:
TRAILER
Szczęście w nieszczęściu.