0
Jak to się zaczęło
Napisane przez
Don Corleone
,
11 November 2009
·
1313 wyświetleń
Moje zamiłowanie zjawiskami paranormalnymi sięga jeszcze okresu, gdy byłem aktywnym katolikiem i bez większego krytycyzmu przyjmowałem do wiadomości wszelakie rewelacje. Podobnie jak u niektórych, początkiem tego było Z archiwum X oraz Nie do wiary (aż śmieszy mnie jak bardzo gardzę teraz Trojanowskim). Ale jest jeden pozytyw w tym wszystkim - VRP. Nie zawsze lubiłem pobuszować w Chrześcijaństwie, wolałem raczej coś z Kryptozoologii albo Parapsychologii. Ale przyszedł pamiętny rok 2007, kiedy to wpadła mi w oko książka niejakiego Dawkinsa - Bóg urojony. To było life-changing, jak to ładnie mówią Anglosasi. Założyłem konto, bo teraz było mi wreszcie do czegoś przydatne, i ruszyłem szturmować Religię i Filozofię. Pamiętam jak dziś pierwszy temat, w którym coś napisałem, to był Religijny ateizm @może tak może nie. Potem poszło z górki.
Następstwa lektury Boga urojonego były dość znaczne. Nie mogłem być równocześnie sceptycznym ateistą i zwolennikiem teorii reptiliańskich. Znienawidzony dotychczas Joe Nickell przeciągnął mnie na swoją stronę. Mogę być zaraz skrytykowany za moje ciągłe upodobanie teorii spiskowych, ale co tam. Wydarzenia 9/11 to nie to samo co chupacabra. Pamiętam taki moment, kiedy byłem w jakiejś nietypowej księgarni w Zakopanem i tylko brak gotówki sprawił, że odłożyłem na półkę Jak przeżyć kataklizm roku 2012 Geryla. To było kilka miesięcy przed odkryciem Dawkinsa.
Po dwukrotnej lekturze wspominanej wcześniej pozycji oksfordzkiego psora zyskałem nie tylko poszanowanie dla zdrowego rozsądku, ale przede wszystkim szacunek dla nauki w ogóle. Teraz tonę w pracach Hawkinga, Hellera a nawet Bondiego. Wierzcie mi, kosmologia przynosi tyle samo radości co astrologia. Do miłego!
Następstwa lektury Boga urojonego były dość znaczne. Nie mogłem być równocześnie sceptycznym ateistą i zwolennikiem teorii reptiliańskich. Znienawidzony dotychczas Joe Nickell przeciągnął mnie na swoją stronę. Mogę być zaraz skrytykowany za moje ciągłe upodobanie teorii spiskowych, ale co tam. Wydarzenia 9/11 to nie to samo co chupacabra. Pamiętam taki moment, kiedy byłem w jakiejś nietypowej księgarni w Zakopanem i tylko brak gotówki sprawił, że odłożyłem na półkę Jak przeżyć kataklizm roku 2012 Geryla. To było kilka miesięcy przed odkryciem Dawkinsa.
Po dwukrotnej lekturze wspominanej wcześniej pozycji oksfordzkiego psora zyskałem nie tylko poszanowanie dla zdrowego rozsądku, ale przede wszystkim szacunek dla nauki w ogóle. Teraz tonę w pracach Hawkinga, Hellera a nawet Bondiego. Wierzcie mi, kosmologia przynosi tyle samo radości co astrologia. Do miłego!