0
Jak napaliłem się na MD-11
Napisane przez
Don Corleone
,
05 May 2010
·
1357 wyświetleń
Pora coś napisać na lekko przykurzonym blogu. Od dwóch dni boli mnie bark, chociaż bardziej przy szyi i ogólnie nastrój bym miał podły, gdyby nie wspaniały, błogi nastrój wyczekiwania i zauroczenia. Oj tak. Co bardziej nas uszczęśliwia: wyczekiwanie czy doczekanie się? Trudna kwestia doprawdy. Ale do rzeczy. Postanowiłem wyposażyć się w McDonnell Douglasa MD-11. Zawsze mnie pociągały takie egzotyczne klimaty. Alaska, Hong Kong, Tokio, Grenlandia, Boliwia - wszystkie te wyjątkowe i inne zarazem trasy linii transportowych. Od czasu wstąpienia do wirtualnego FedEksu (luty) snułem gdzieś po cichu wizje latania long haulów w ich kolorach (najlepiej w tym starym malowaniu, ech! Ciary...). Ciemna noc, spokojny Atlantyk i ja gdzieś na FL380.
Wybór oczywiście padł na Precision Manuals Development Group (PMDG) i ich znakomitego MD-11. Skubana jest droga (80 dolców), ale warto. MD-11 to samolot różniący się od Boeingów i Airbusów logiką systemów, ich realizacją i samym - co wielu najbardziej podnieca i przeraża - systemem FMS (Flight Management System). Jest on w porównaniu z tym boeingowym bardziej rozbudowany, ale po jego opanowaniu i początkowym otrzaskaniu jest bardzo sprawnym systemem, który implementuje wiele innowacyjnych funkcji, realizacja step climbów niech będzie przykładem - cudo. Kolejną nowością i innością jest autopilot, tajemniczo nazwany w McDonnellu "Auto Flight". Działa on nieco inaczej niż w odrzutowcach konkurencji, bo jest uzbrajany jeszcze na ziemi i sprzężony z automatycznym ciągiem. Nie ma po prostu osobnego systemu Auto Throttle. Ma to swój jeden duży plus - pilot może kompletnie zapomnieć, że jest w pracy. Ten "workload" załogi przy odpowiednim skonfigurowaniu samolotu jest wręcz śmiesznie mały. Można siąść w fotelu i się całkowicie zrelaksować i delektować lotem. Nowością jest też system "Dial-a-Flap", o którym długo można by rozpisywać.
Tego cuda jeszcze nie mam. Czekam na dostawę do sklepu, powiedzmy - branżowego. Pierwszy raz dodatek do FS-a wciągnął mnie bez reszty, nawet bez swojej obecności na moim dysku . Przejrzałem sto stron forum supportu, przeczytałem chyba wszystkie recenzje w sieci (nawet francuską z pomocą Google Tłumacza) i obejrzałem wiele filmów i poradników na YouTubie. Ciągle mi mało ! Jestem całkiem niezłym teoretykiem. Zaraz jeszcze przebrnę przez 400 stron manuali - sama przyjemność. Wreszcie mam poczucie, że gdy dostanę to maleństwo w swe ręce, będę na to zasługiwał w pełni. Maleńka - nadchodzę!
Wybór oczywiście padł na Precision Manuals Development Group (PMDG) i ich znakomitego MD-11. Skubana jest droga (80 dolców), ale warto. MD-11 to samolot różniący się od Boeingów i Airbusów logiką systemów, ich realizacją i samym - co wielu najbardziej podnieca i przeraża - systemem FMS (Flight Management System). Jest on w porównaniu z tym boeingowym bardziej rozbudowany, ale po jego opanowaniu i początkowym otrzaskaniu jest bardzo sprawnym systemem, który implementuje wiele innowacyjnych funkcji, realizacja step climbów niech będzie przykładem - cudo. Kolejną nowością i innością jest autopilot, tajemniczo nazwany w McDonnellu "Auto Flight". Działa on nieco inaczej niż w odrzutowcach konkurencji, bo jest uzbrajany jeszcze na ziemi i sprzężony z automatycznym ciągiem. Nie ma po prostu osobnego systemu Auto Throttle. Ma to swój jeden duży plus - pilot może kompletnie zapomnieć, że jest w pracy. Ten "workload" załogi przy odpowiednim skonfigurowaniu samolotu jest wręcz śmiesznie mały. Można siąść w fotelu i się całkowicie zrelaksować i delektować lotem. Nowością jest też system "Dial-a-Flap", o którym długo można by rozpisywać.
Tego cuda jeszcze nie mam. Czekam na dostawę do sklepu, powiedzmy - branżowego. Pierwszy raz dodatek do FS-a wciągnął mnie bez reszty, nawet bez swojej obecności na moim dysku . Przejrzałem sto stron forum supportu, przeczytałem chyba wszystkie recenzje w sieci (nawet francuską z pomocą Google Tłumacza) i obejrzałem wiele filmów i poradników na YouTubie. Ciągle mi mało ! Jestem całkiem niezłym teoretykiem. Zaraz jeszcze przebrnę przez 400 stron manuali - sama przyjemność. Wreszcie mam poczucie, że gdy dostanę to maleństwo w swe ręce, będę na to zasługiwał w pełni. Maleńka - nadchodzę!