Okrutne obyczajeKażdego człowieka ograniczają pewne zasady moralno-obyczajowe typowe dla kultury, w której się wychował. Niektóre tradycje i wartości wielu egzotycznych plemion, a przede wszystkim związane z nimi obrzędy, rytuały i tabu są dla nas szokujące.
Większość niezrozumiałych i okrutnych obyczajów i obrzędów dotyczy kobiet, a zwłaszcza modyfikacji ich wyglądu. Już starożytni Rzymianie wiedzieli, że o gustach się nie dyskutuje, jednak w opanowanym przez kult szczupłego ciała współczesnym świecie, fakt, że istniały (i nadal istnieją) kultury, dla których „grube jest piękne”, wydaje się dziwny. W niektórych częściach świata kobiety od wczesnego dzieciństwa były specjalnie tuczone, bo tylko grubaski uznawano za godne pożądania, ich otyłość świadczyła o powodzeniu i wysokim statusie mężczyzny, a także miała gwarantować płodność. W północno-zachodniej Afryce (u Tuaregów i plemion Maurów) tuczone dziewczynki musiały dwa razy dziennie zjeść 3 l kuskusu, ryżu i różnych zbóż wymieszanych z tłustym mlekiem. Ważącym czasami nawet ponad 200 kg kobietom dokuczało nadciśnienie, cukrzyca, miały kłopoty z nerkami, cierpiały na bezpłodność i inne choroby, dlatego od pewnego czasu tuczenia zabroniono. Mimo to w krajach Sahelu nadal uważa się, że puszyste panie mają większe szanse na dobre zamążpójście niż chude.
Tak jak tuczenie kobiet odchodzi powoli do lamusa, tak zwalczanie tzw. obrzezania kobiet idzie o wiele oporniej. Zabieg ten jest rozpowszechniony w Egipcie, Sudanie i innych krajach środkowej Afryki. Kilkuletnim (czasami nastoletnim) dziewczynkom wycina się łechtaczkę i wargi sromowe mniejsze. Najbardziej radykalny sposób zwany „cięciem faraońskim” (choć z badań mumii wynika, że starożytni Egipcjanie nie obrzezywali swoich kobiet) polega na usunięciu nie tylko łechtaczki, warg sromowych mniejszych, ale i nacięciu warg sromowych większych tak, by się ze sobą zrosły, czasem nawet częściowo się je zaszywa. Zazwyczaj zabieg ten przeprowadza się bez znieczulenia w fatalnych warunkach higienicznych (np. kamiennym nożem, kawałkiem szkła lub żyletki), co prowadzi do powikłań, psychicznych urazów, a nawet śmierci wielu młodych kobiet. Przyczyną, dla której nadal jest on praktykowany, są nie tylko względy estetyczne, ale także wiara w to, że wycięcie łechtaczki pozbawia kobietę ostatniego pierwiastka męskiego, zapewnia jej zdrowie, gwarantuje łatwiejszy poród. U wielu ludów zabieg zaszycia warg sromowych miał uniemożliwiać podjęcie współżycia płciowego przed zamążpójściem.
XIX-wieczna ilustracja przedstawiająca Hotentotkę.
To niesłychane, ale na tym samym kontynencie cierpiące na steatopygię (odkładanie się tkanki tłuszczowej na udach i w biodrach) kobiety hotentockie i buszmenki poddawały swoje genitalia zupełnie innym, już bezbolesnym, praktykom. Od dzieciństwa wyciągały sobie i tak już znacznie większe niż przeciętnie wargi sromowe mniejsze tak, że swobodnie zwisały one w dół, co antropolodzy nazwali „fartuszkiem hotentockim”. Im bardziej wydłużone były genitalia – a dochodziły nawet do 18 cm – tym atrakcyjniejsza pod względem seksualnym była ich właścicielka. Zresztą zajmowanie się na różne sposoby swoimi genitaliami (pocieranie, nakłuwanie, wyciąganie, masturbacja itd.) pod bacznym okiem dojrzałych kobiet miało przede wszystkim rozbudzić seksualność, gdyż wyćwiczone w ten sposób kobiety stawały się doskonałymi kochankami. Poza Afryką podobne zwyczaje praktykowały mieszkanki wyspy Ponape i innych wysepek mikronezyjskiego archipelagu Karoliny.
Coraz rzadszym, ale nadal praktykowanym obyczajem jest pozbawianie młodej dziewczyny dziewictwa w trakcie publicznych obrzędów inicjacyjnych. W zależności od plemienia deflorację przeprowadzają starsze kobiety, kapłani, a czasami nawet ktoś z rodziny dziewczyny, używając do tego palca albo najróżniejszych przedmiotów (u afrykańskich Luwalów jest to np. kawałek drewna lub korzeń manioku w kształcie męskiego członka, u Aborygenów bywa to bumerang).
Wbrew pozorom nie tylko kobiety cierpią w imię tradycji, piękna i religii. Umartwianie się po śmierci kogoś bliskiego w większości kultur łączyło się z zadawaniem sobie bólu przez przedstawicieli obojga płci. Upuszczanie krwi, kaleczenie ciała, wyrywanie sobie włosów, przypalanie, nacinanie skóry, a nawet amputowanie palców (Oceania i plemię Mandanów z Missouri) – wszystko to miało przedstawiać rozpacz po starcie krewniaka. Jednak zdecydowanie najbardziej szokujące obrzędy wiązały się z inicjacją, czyli przekroczeniem granicy między dzieciństwem a dorosłością.
Obrzędy inicjacyjne są symbolicznym przygotowaniem do życia, które rzadko bywa łatwe i pozbawione bólu, dlatego wszyscy, którzy chcieli dołączyć do grona dorosłych, musieli dać dowód swojej gotowości. Podczas gdy dziewczynki deflorowano, „obrzezywano”, skaryfikowano (wycinanie lub wypalanie na skórze wzorów), chłopcy również musieli przejść niezwykle trudną drogę, by stać się prawdziwymi mężczyznami.
Jedne z najokrutniejszych obyczajów inicjacyjnych praktykowali w przeszłości Indianie Ameryki Północnej. W wielu plemionach indiańskich żyjących na prerii w czasie święta zwanego Tańcem Słońca nowicjuszy wieszano na hakach, co było swoistą próbą bólu. Haki były wbite w skórę na piersiach, przez nie przeciągano liny i zawieszano młodzieńca na drzewie. Zazwyczaj wisiał on około godziny albo dotąd, aż skóra pękła i zemdlony „tancerz” padał na ziemię. Indianie uważali, że każdy mężczyzna choć raz w życiu powinien zawisnąć na hakach, był to bowiem sposób na walkę z samym sobą. Rytuał ten naśladowany jest dzisiaj przez neoprymitywistów.
Przyprawiające o dreszcze rytuały praktykowali także australijscy Aborygeni i mieszkańcy Melanezji. Polegały one na podcinaniu członka (subincyzja) po uprzednim obrzezaniu. Najprostsze nacięcie wykonywano (najczęściej kamiennym nożem) po spodniej stronie od żołędzi do podstawy penisa. Cięcie sięgało cewki moczowej i było zabezpieczane przed zrośnięciem.
Rzeczywista przyczyna wykonywania tego zabiegu nie jest do końca znana. Część plemion twierdziła, że podcięcie penisa chroni przed chorobami. Niektórzy badacze uważają, że główną przyczyną była chęć zwiększenia rozkoszy seksualnej u kobiet, co gwarantował zmieniony kształt penisa (podchwycili to współcześni neoprymitywiści, którzy przeprowadzają na sobie takie zabiegi). Inni dopatrywali się w subincyzji rodzaju antykoncepcji. Niewykluczone jest jednak, że taki przecięty członek miał przypominać kobiecy srom, a wypływająca z niego krew symbolizowała pierwszą krew menstruacyjną. Co do jednego nie ma wątpliwości – był to sposób na sprawdzenie wytrzymałości i odporności na ból. Mniej odważni kandydaci na prawdziwych mężczyzn uciekali z wioski, zanim przyszła ich kolej.
Okrutne? Jak pisał Lévi-Strauss w „Smutku tropików”: „[...] żadne społeczeństwo nie jest zupełnie dobre, lecz również żadne nie jest zupełnie złe, wszystkie dają swym członkom pewne korzyści, wziąwszy w rachubę osad niesprawiedliwości, którego waga pozostaje w przybliżeniu stała”.
Źródło Onet.pl
AGNIESZKA KRZEMIŃSKA, archeolog, dziennikarka „Polityki”
Artykuł pochodzi z numeru specjalnego "Wiedzy i Życia"