Napisano
19.12.2007 - 20:00
Witam.
Jest to historia, której doświadczyłem osobiście. Jeżeli, ktoś nie chce nie musi tego czytać.
Byłem młody, butny i zarozumiały. Uczucia innych nic dla mnie nie znaczyły. Potrafiłem mieszać z błotem innych, niszczyć ich psychicznie. Byłem złym człowiekiem. Biedne były te dziewczyny, którym się podobałem. Nie miałem oporów, żeby łamać serca. Do dziś mi wstyd za to. Okropnie wstyd. Jedna szczerze mnie znienawidziła, część innych chyba też, sam nie wiem. Robiłem naprawdę straszne rzeczy. Naśmiewałem się z ułomnych. Naśmiewałem się z religijności. Żyłem tylko dla siebie. Udawałem macho co go nic nie rusza.
Do czasu...
Znalazłem się w bardzo ciężkiej życiowej sytuacji. Miałem mieć operację, strasznie się bałem. Zmiękłem. Pewnego dnia przyszedł do mnie ksiądz. Miał coś takiego niezwykłego w oczach. Mówi się że oczy są zwierciałem duszy. Jego oczy były tak pełne miłości, pełne ciepła, zrozumienia, wspóczucia. Zapytał się czy chciałbym się wyspowiadać przed operacją. Powiedziałem że tak, ale nie wiem jak się rozpoczyna spowiedź. Powiedział że to nie ważne, żebym poprostu powiedział. Powiedziałem wszystko, absolutnie wszystko i rozpłakałem się jak małe dziecko. Ja wielki macho, popłakałem się. Ksiądz dał mi rozgrzeszenie i położył ręce na mojej głowie. Po tej spowiedzi poczułem się tak dziwnie lekko. Nocą zszedłem do szpitalnej kapliczki, pomodlić się. Było ciemno i cicho, byłem tam sam. Uklęknąłem i zacząłem modlić się, a raczej rozmawiać z Bogiem, Ojcem Pio, Jezusem, Aniołem Stróżem, Matką Boską. Łzy same leciały mi z oczu. Tak strasznie się bałem. Obiecałem Bogu, że jeżeli mnie ochroni to zmienie swoje życie o 180 stopni, że stanę się dobrym człowiekiem. Wtedy pod moimi powiekami zapanowała jasność. Zobaczyłem bardzo jasne przepiękne światło. W moim sercu nagle zapanował spokój, poczułem ogromną radość, czułem się tak jakby ktoś oczyścił moje serce, poczułem coś wspaniałego, coś czego nie da się chyba opisać słowami. Błogość, spokój, radość. Wtedy zrozumiałem jak Bóg bardzo kocha ludzi. Jak wielka i wspaniała jest jego miłość. Nie chciałem otwierać oczu, czułem się wspaniale. To było najbardziej niesamowite uczucie jakiego kiedykolwiek doznałem w całym swoim życiu.
Rano operację odwołano. Nie była potrzebna.
Dziś staram się być dobrym człowiekiem. Nie zawsze się udaje, ale naprawdę staram się. Choć przydarzyło mi się dawno temu, wiem że nigdy nie zapomne tego uczucia. Dziś wiem jak to pięknie jest być dobrym, coż to za wspaniałe uczucie pomagać innym. Dziś wiem jak pięknie jest iść razem z Bogiem przez życie. Nie ma nic piękniejszego niż prawdziwa Boska miłość. To czego doznałem odmieniło moje życie na zawsze. Do Kościoła chodzę rzadko, nie na msze, ale po to by porozmawiać z Bogiem. Bóg bowiem kocha każdego człowieka- czy to mułzumanina czy to buddyste, czy też chrześcijanina. To nie ma dla Niego znaczenia. Najważniejsze jest nie to jaką wiarę wyznajemy, ale to co reprezentujemy sobą, jacy jesteśmy dla innych, jakie mamy wobec nich intencje, czy jesteśmy dobrymi ludźmi. To się liczy.
Czytałem kiedyś tylko o jednym podobnym przypadku:
"To był prawdziwy koszmar. Byłem zamknięty w sobie i bardzo zakompleksiony. Wstydziłem się samego siebie, czułem się nikim, nie widziałem w sobie nic dobrego.
Mam 26 lat. Urodziłem się w rodzinie wielodzietnej, jestem najmłodszym z ośmiorga rodzeństwa. W wieku 20 lat doświadczyłem łaski nawrócenia. Odkąd pamiętam w moim sercu gościł potężny lęk. Bałem się ludzi, szkoły, nauczycieli. To był prawdziwy koszmar. Byłem zamknięty w sobie i bardzo zakompleksiony. Wstydziłem się samego siebie, czułem się nikim, nie widziałem w sobie nic dobrego. Czułem się nie kochany, nie akceptowany, a jednocześnie pragnąłem uczucia, szukałem miłości. Z lęku, który ogarnął moje serce i duszę, zrodziła się bardzo silna nerwica. Uciekałem od rzeczywistości w alkohol. Gdy wypiłem, strach ustępował. Zacząłem się upijać już w czwartej klasie szkoły podstawowej. Lęk sprawiał, że byłem na lekcjach jak niemowa. Nauka szła mi bardzo ciężko, na półrocze miałem prawie same niedostateczne oceny. Wiedziałem, że jeśli się nie poprawię, zostanę drugi rok w tej samej klasie. Poprosiłem o pomoc mojego szwagra i wyszedłem na prostą z polskiego i z matematyki, ale nauczycielka historii powiedziała, że nie byłoby sprawiedliwie, gdybym przeszedł do V klasy. To sprawiło, że się załamałem. Wstydziłem się, że powtarzam klasę, więc zacząłem uciekać z lekcji. Zbuntowałem się i postanowiłem już się nie uczyć. Ukończyłem tylko sześć klas szkoły podstawowej. W wieku 14 lat poznałem mojego przyszłego szwagra, boksera, który wtedy był mistrzem Śląska w wadze ciężkiej. On mnie zachęcił, bym zaczął trenować ten sport. Wcześniej nie potrafiłem się bić, jedyne co robiłem, gdy mnie poniżano i wyśmiewano, to płakałem. Pierwszy rok trenowania był straszny. Kiedy zobaczyłem krew na ringu, bałem się i mówiłem sobie, że to nie dla mnie, że ja tego nie przeskoczę. Wkrótce jednak spostrzegłem, że też potrafię boksować i to z niezłym skutkiem. Zacząłem inwestować w siebie, liczył się tylko trening. Pragnąłem być lepszy i lepszy po to, bym mógł się zemścić na tych, którzy mnie wcześniej poniżali i wyśmiewali. Dopiąłem swego, przestałem się bać. Jednak nie walczyłem na ringu – biłem się na ulicy, w barach, na dyskotekach. Bardzo szybko nauczyłem się wykorzystywać to, że potrafię walczyć. Zaczepiałem i prowokowałem. Zacząłem też kraść, by mieć na alkohol. Mając 18 lat trafiłem do więzienia za pobicie i kradzież. Zostałem skazany na 2 lata pozbawienia wolności. Jeszcze bardziej znienawidziłem świat i ludzi. Reagowałem jak nieufne i agresywne zwierzę, zawsze gotowe do ataku. Przez rok po wyjściu z więzienia trwało moje staczanie się na dno. Pracowałem przy produkcji kostki brukowej, gdzie co dzień był alkohol. Wracałem do domu, potem szedłem znowu do baru, by tam jeszcze coś wypić. Myśl, że wrócę do więzienia chodziła za mną jak cień.
I w tej ciemności spotkałem Jezusa kochającego i płaczącego nade mną. Pewnego dnia poszedłem do spowiedzi. Wcześniej też się spowiadałem, ale nie do końca szczerze. Były nawet takie spowiedzi, w których kłamałem. Tym razem wyznałem prawdę. Otworzyłem swoje serce Jezusowi, przyjąłem Go w Eucharystii i poczułem się bardzo lekko. Wszedłem jednak potem do baru, wypiłem jedno, drugie, trzecie piwo i znowu się upiłem. W nocy obudziły mnie potężne wyrzuty sumienia. W moim sercu toczyła się walka: była spowiedź, Eucharystia, a tu stary człowiek, który wyzywa, przeklina i chce demolować. Po czterech dniach znowu poszedłem do spowiedzi i powiedziałem księdzu, że tak szybko upadłem. Wtedy zaprosił mnie do Katowic na ulicę Graniczną, do Wspólnoty Emmanuel. Pomyślałem, że to wariactwo: chodzę już do kościoła w niedzielę, a teraz miałbym chodzić i w soboty?! Postanowiłem jednak pojechać. Przed kościołem pomyślałem, że gdyby ci ludzie wiedzieli, kim jestem, to pewnie nie spojrzeliby na mnie, ale wszedłem do środka.
Podczas Eucharystii udzielany był akurat sakrament namaszczenia chorych. Ludzie klękali przy ołtarzu, a kapłani nakładali ręce, modlili się i namaszczali olejami. Ja także podszedłem i powiedziałem w sercu: Boże, jeżeli jesteś, to uczyń coś z moim życiem, bo ja już siebie takiego nie chcę. Wtedy Pan Jezus dotknął mojego serca w sposób szczególny. Zobaczyłem jedno wielkie światło. Pokój zagościł w moim sercu, a wraz nim i radość, której nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Było to dla mnie coś niepojętego. Nie chciałem tego utracić. Pojechałem do domu i w ogóle nie chciałem iść spać, bo bałem się, że to minie. Zasnąłem jednak, a gdy rano się obudziłem, nie było już tak wzniośle, lecz wiedziałem, że wydarzyło się coś bardzo ważnego.
Opowiedziałem o wszystkim księdzu, a on powiedział, że to Pan Bóg tak działa i że mam o tym zaświadczyć przed wspólnotą. Mówiłem, że nigdy tego nie zrobię, ale znów stał się cud. Wyszedłem – a właściwie to nie ja wyszedłem, a Duch Święty mnie wyprowadził i powiedziałem przed wspólnotą o swojej przeszłości i o tym, że Pan Jezus dotknął mojego serca. To był moment zerwania ze starym światem i starym człowiekiem, moment uznania Jezusa za swojego Pana i Zbawiciela i moje pierwsze świadectwo. Od tamtej pory Pan Jezus sprawia, że mogę świadczyć wszędzie o tym, czego dokonał w moim sercu. A zmienił je tak, że na początku niektórzy spośród tych, którzy mnie znali, myśleli, że zwariowałem. Już szósty rok jestem w katowickiej wspólnocie Emmanuel, która jest dla mnie wielkim darem od Boga i miejscem duchowego wzrostu. Mogę jeździć po całej Polsce i świadczyć o tym, jak doznałem łaski nawrócenia i jak Bóg działa w moim życiu. "
Chciałbym poznać wasze opinie na temat obu historii.