Mimo wspomnianych zastrzeżeń, trudno nie dostrzec religijnych analogii w państwach, ustrojach i systemach zlaicyzowanych. Tam gdzie brakuje klasycznej religijności, rodzą się jej nieklasyczne zastępniki. W tym miejscu prześledzimy to na przykładzie komunizmu, ale myślę że nie byłoby problemów w doszukaniu takich analogi i w innych podobnych jemu przypadkach. Zaskakujące jest, że komunizm pozostający z religią (religiami) w głębokiej sprzeczności, wręcz walcząc z Kościołem oraz życiem religijnym, jednocześnie wielkimi garściami czerpał z jej "dorobku", z religijnego szablonu znanego od wieków. Niektóre symptomy podobieństwa nie płynęły ani ze specyficznych cech komunizmu, ani z cech religii, lecz wynikały z cech naszego myślenia tak ogólnych, ze trudno je odnieść do jakichś konkretnych nurtów. Każdy człowiek nosi w sobie homo-religiusa jak nazwał go Eliade i uwolnienie się od skłonności do wiary, obrzędu i rytuału nie jest dla natury człowieka rzeczą łatwą. Wizja walki dobra i zła, światła i ciemności, Boga i Szatana, to odwieczne kategorie rozumowania ludzi. Marzenie o życiu bez grzechu, o życiu idealnym, nie jest specyfiką religii. Marzenie o świecie dobrym, odkupionym, o swoistym raju, o czystych świętych jest po prostu właściwe ludziom. Podobieństwo wizji zrealizowanego komunizmu i wizji raju było intelektualnym owocem odwiecznych marzeń, siedzących w każdym z nas. Podobieństw między komunizmem a religią można znaleźć naprawdę wiele, od pochodów 1-majowych jako procesji, po podobny kanon obowiązującej wtenczas sztuki. Za Marcinem Kulą, oto ich próbka:
Święci: Komunizm upodabniał się do religii przez stworzenie panteonu postaci, które odegrały szczególną rolę, usytuowanych w hierarchicznej strukturze. Istniał brodaty "Stwórca" (Marks), istnieli uczniowie i uczniowie uczniów. Nie wszyscy uczniowie dochowali wierności. W trakcie walk została wypracowana jedynie słuszna linia, która istniała od początku, tylko nie wszyscy byli godni ją dostrzec. Ci, którzy szli słuszną drogą, zostali otoczeni kultem, a ich spreparowane życiorysy odgrywały rolę podobne do żywotów świętych. Szczególnym kultem otoczonych było dwóch, skądinąd znanych panów. W bajkach jakie serwowano dzieciom w latach 50-tych, Lenin pojawia się jako dobry duch wręczający dzieciom prezenty. Do obowiązkowego nabycia były ołtarzyki z Leninem, medaliki, statuetki i święte obrazy ukazujące tego wodza. Obraz samego Stalina upodabniał się do obrazu Boga poprzez zorganizowany kult. W filmie Agnieszki Holland "Europa, Europa" przedstawiona jest scena propagandy antyreligijne, gdzie na sugestie nauczycieli dzieci proszące Boga o cukierki nic nie dostają. Następnie proszą Stalina o cukierki - i w tym momencie ktoś z dziury w suficie wysypuje im paczkę słodyczy.
Relikwie: Istotnym momentem w ramach myślenia religijnego jest śmierć i pytanie "co dalej". W ramach materializmu, który święcił triumfy w nie tak odległej historii naszego kraju, odpowiedź na takie pytanie powinna brzmieć oczywiście - "nic". W praktyce odpowiedź była jednak bardziej skomplikowana. Wybitni zmarli wskazywali drogę, mało tego, wybitni zmarli byli na swój sposób wciąż z nami. Wielcy komunistyczni zmarli pozostawali wśród nas, bowiem doczesne ich szczątki służyły jako relikwie - tak jak w przypadku kultu świętych. Czym innym, jak nie relikwiami były zabalsamowane ciało Lenina w mauzoleum na Placu Czerwonym, Ho Chi Minha w Hanoi, czy Mao Zedonga w Pekinie? Czymś na pograniczu relikwii była legitymacja partyjna, która przywodziła na myśl świadectwo otrzymywane przy chrzcie, tudzież noszony na szyi krzyżyk. Od żołnierzy podczas wojny oczekiwano, że raczej dadzą się zabić niż zniszczyć legitymacje.
Święta Księga: Komunizm dorobił się tekstu spełniającego role świętej księgi - "Krótkiego kursu". Jako rasowa święta księga i ta była w dużym stopniu anonimowa. Anonimowość, tak jak ma się to de facto w przypadku Biblii, nadawała jej cechy tekstu pochodzącego "z góry", zaś cień Stalina jako domniemanego autora wiązał ją z kim należało. Dla "świętego" charakteru księgi uznane były za bezdyskusyjne - w końcu objawień się nie dyskutuje.
Autor - ja, na podstawie ksiązki Marcina Kula "Religiopodobny komunizm".