CZĘŚĆ 1
Na początku lipca 1947 roku w amerykańskim stanie Nowy Meksyk niedaleko miejscowości Roswell, zdarzył się incydent, który, niewyjaśniony do dziś, obrósł wieloma legendami. Prawdopodobnie ponad pół wieku temu pod Roswell rozbił się obiekt latający obej cywilizacji, a wszyscy jego pasażerowie zginęli. Bezpośrednio po zajściu lotnictwo Stanów Zjednoczonych twierdziło, że przejęło obiekt, ale już następnego dnia zdementowało plotkę rozdmuchaną przez media. Nieco później wojskowi upierali się, że chodziło jedynie o balon, a o żadnym UFO nie mogło być mowy.
Na temat Roswell napisano wiele książek. Dowody rzeczowe przepadły w magazynach wojskowych. Tak się przynajmniej uważa. Ciągle pojawiają się świadkowie, którzy ujawniają nowe informacje lub spekulacje na ten temat. Wiarygodności tej kwestii nie zwiększył niestety film, który nakręcono w połowie lat 90. ubiegłego stulecia, przedstawiający jakoby sekcję zwłok pasażera obiektu latającego. Prawdopodobnie było to fałszerstwo
(przyp. autora: teraz jest juz powszechnie wiadomo, że film był sfałszowany), ale i tak nasuwa się pytanie czemu miało służyć? Żeby podważyć wiarygodność innych prac i raz na zawsze zakończyć temat? A może za mistyfikacją stoi jedynie zwykła ludzka chciwość?
Zostawmy Roswell - inni napisali o nim wystarczająco dużo. Równo 50 lat przed wydarzeniami w Roswell doszło w Stanach Zjednoczonych do podobnego incydentu, który niestety popadł w zapomnienie. A przecież towarzyszące mu wydarzenia były nie mniej frapujące niż w Roswell
Lawina doniesień, jakoby zaobserwowano niezindentyfikowane obiekty latające, która przetoczyła się przez USA w 1947 roku, jest porównywalna z podobnym zjawiskiem z lat 1896-1897. Można by powiedzieć, że nasza planeta przeżywała wówczas istny najazd obcych statków powietrznych. Za punkty kulminacyjne uznano jesień 1896 i wiosnę 1897 roku, choć zainteresowanie tematyką nie skończyło się bynajmniej wraz z katastrofą jednego ze statków(...)
Co tak naprawdę się wydarzyło, 50 lat przed wydarzeniami w Roswell? 17 kwietnia 1897 roku o świcie w północnym Teksasie nadleciał z południa Duży srebrzysty podłużny obiekt, podobny do cygara. Kierował się dokładnie na malutkie miasteczko Aurora, położone w odległości 30 km od Fort Worth. Obiekt uderzył w wiatrak i wybuchł. Szczątki statku powietrznego i ciała podobnego do ludzkiego znajdowało się w całej okolicy.
Dziennik "Dallas Tiemes Herald" tak relacjonował to wydarzenie 19 kwietnia 1897 roku:
"Około szóstej ranne ptaszki w Aurorze byli świadkami, jak na niebie pojawił się statek powietrzny, który nadleciał z głębi kraju. Kierował się na północ i leciał bardzo nisko nad ziemią. Najwyraźniej zawiódł system sterowania, bo maszyna sunęła z prędkością 15-20 km na godzinę i coraz bardziej zbliżała się do ziemi. Dotarła nad centrum miasteczka, uderzyła w wieżę wiatraka sędziego Proctora i po ogłuszającej eksplozji rozbiła się na kawałki. Szczątki znajdowano na obszarze wielu kilometrów. Zniszczeniu uległy także wiatrak i zbiornik na wodę, a także ogród sędziego. Na pokładzie był prawdopodobnie tylko pilot. Znaleziono jego zwłoki; choć bardzo zniekształcone, pozwalają bez wątpienia stwierdzić, że nie był to mieszkaniec z tego świata.
Miejscowy urzędnik pocztowy, z zamiłowania astronom, T.J Weens, wyraził przypuszczenie, że pilot mógł byc mieszkańcem Marsa. Znaleziono przy nim dokumenty, zapewne plany podróży, napisane nieznanymi hieroglifami. Zniszczenia statku powietrznego były rozległe, by można było wyciągnąć jakiekolwiek wnioski co do jego budowy czy napędu. Kadłub zrobiono z nieznanego metalu, który wygląda jak stop aluminium i srebra. Zapewne ważył kilka ton. Na miejscu jest wiele osób oglądających wrak i zbierających kawałki tajemniczego metalu. Jutro po południu odbędzie się pogrzeb pilota." Podobny artykuł ukazał się w innym dzienniku, w "Fort Worth register". Dodano tam także:
"Pilot, który najwyraźniej nie pochodził z tego świata, otrzymał chrześcijański pochówek na cmentarzu w Aurorze". Zdarzenie musiało wówczas wywołać nie małe zamieszanie. Jednak Teksas był wtedy głęboką prowincją. Dziwna katastrofa szybko poszła w zapomnienie.
Oryginalny artykuł pochodzący z gazety Dallas Tiemes Herald.
Tajemniczy Metal Sytuacja zmieniła się dopiero w 1973 roku, gdy ekspert lotniczy Wiliam Case znalazł w starych gazetach wzmiankę o katastrofie. Rozpoczął badania, które dowodzą, że niemal dokładnie pół wieku przed wydarzeniami w Roswell w Stanach Zjednoczonych doszło do podobnego incydentu - do katastrofy UFO!
Zaraz po katastrofie z 17 kwietnia 1897 roku zebrano kawałki tajemniczego metalu. Częśc z nich przetrwała do naszych czasów i można je było profesjonalnie zbadać. Dokonujący tego doktor Thomas Gray z University of North Texas stwierdził, że przynajmniej jeden fragment wzbudził jego zdumienie. Zachowywał się jak przetopiony, wyglądał jakby wydobyto go z ziemi. Szczególnie interesujące jest to, że ten fragment, choć składa się głównie z żelaza, nie ma wielu cech charakterystycznych dla tego metalu. Nie magnetyzuje się na przykład, co więcej nie jest twardy i porowaty, jak żelazo, tylko giętki i lśniący. Analiza wykazała, że jest to stop żelaza - 75%, cynku - 25% i wileu pierwiastków śladowych.
"Nie chcę się wypowiadać, czy stop ten pochodzi z Ziemi, czy nie, ale moja ciekawość jako naukowca budzi fakt, że stop z taką zawartością żelaza nie ma właściwości magnetycznych - podsumował profesor Gray. - Jeśli naprawdę okaże się, że to przedmiot pozaziemski, trzeba go będzie zbadać dokładniej".
Niektóre kawałki metalu dosłownie stopiły się w jedno z wapiennymi skałami z okolic Aurory, co można wyjaśnić nagłym podwyższeniem temperatury i jej szybkim ochłodzeniem. Nasuwa się jednak pytanie, co wywołało taki wzrost temeratury? W archiwach Aurory nie ma mowy o żadnym wielkim pożarze, zresztą nawet największy pożar nie doprowadziłby żelaza do takiej temperatury. Case, który na nowo światu o wydarzeniach w Aurorze, powiedział w wywiadzie udzielonym w 1983 roku: "Wszystko wskazuje, że to był wybuch. Rozproszenie kawałków metalu, które znaleźliśmy na ziemi, dowodzi, że maszyna leciała bardzo nisko. Najpierw eksplodowała prawa, dolna część; jej szczątki rozprysły się na terenie o pow. 10 km kwadratowych, wzdłuż płaskiego zbocza wapiennego wzgórza. Zaraz potem doszło do drugiej. ostatecznej eksplozji, wtedy szczątki zostały rozwiane na północ i zachód".
Późno ujawnieni świadkowie W 1973 roku udało się odnaleźć jeszcze dwoje naocznych świadków. Mary Evans miała wówczas 91 lat. Opowiadała: "Miałam wtedy 15 lat. Zupełnie zapomniałam o tym zajściu, póki niedawno znowu nie zaczęto o tym mówić. Mieszkaliśmy wówczas w Aurorze, ale rodzice nie zabrali mnie ze sobą, kiedy szli do sędziego Proctora obejrzeć miejsce zdarzenia. Po powrocie opowiadali, że doszło do katastrofy statku powietrznego. Pilot zginął w eksplozji. Mieszkańcy miasteczka, którzy znaleźli jego szczątki, mówili, że to był <<mały człowiek>> i jeszcze tego samego dnia pochowali go na cmentarzu w Aurorze. Katastrofa wywołała wówczas spore zamieszanie. Wielu ludzi wpadło w panikę. Nie wiedzieli, co będzie dalej. Upłynęło wiele lat, zanim po raz pierwszy zobaczyliśmy ten samolot".
Drugi świadek to Charlie C. Stephens, urodzony w 1890 roku. W czasie katastrofy miał siedem lat. Rankiem 17 kwietnia 1897 roku pędził razem z ojcem krowy na pastwisku, gdy nad ich głowami przeleciał tajemniczy, jasno oświetlony obiekt w kształcie cygara. Maszyna posuwała się powoli i zmierzała w stronę Aurory, miasteczka oddalonego o 5 km. Nagle ojciec i syn usłyszeli głośny wybuch i zobaczyli na horyzoncie płomień, który palił się przez kilka minut. Siedmioletni Charlie chciał natychmiast tam pobiec i wszystko obejrzeć, ale ojciec go upomniał, że najpierw musi skończyć pracę.
W 1973 roku już 83-letni Charlie Stephens opowiadał, jak jego ojciec następnego dnia pojechał konno do miasta, a po powrocie mówił o kawałkach metalu i rozbitym statku. Nie wspomniał natomiast o pilocie - i nic w tym dziwnego, zapewne pochowano go już poprzedniego dnia na małym cmentarzu w Aurorze.
"W dzieciństwie ojciec często mi o tym opowiadał", wsopmniał Charlie Stephens z zadziwiającą jasnością umysłu. Sam jednak dowiedział się o pilocie dopiero jako 20-latek.