Napisano
14.02.2006 - 21:34
Tajemnica Himalajów (część II) :
Doktor Muldaszew zebrał podczas swoich podróży sporo informacji na temat poprzednich cywilizacji (podobno były aż 22). Cywilizacje te osiągnęły bardzo wysoki poziom techniczny, zostały jednak zniszczone albo przez kosmiczne katastrofy, albo wskutek autodestrukcji. Te same katastrofy (uderzenie meteorytu, zlodowacenie itp.) zmieniły również klimat na naszej planecie, zatem wygląd kolejnych generacji humanoidów zmieniał się, gdyż musieli dopasować się do zmodyfikowanych warunków.
Niewiele wiadomo na temat cywilizacji przedatlantydzkich. Nieco danych zawierają publikacje Rudolfa Steinera i Heleny Blavatzky. Istniał podobno ląd zwany Hyperborea, położony w miejscu dzisiejszego bieguna południowego. W zamierzchłych czasach gęsto zaludniona była Grenlandia. Tam, gdzie dziś rozciągają się wyspy Japonii, znajdowało się tzw. Imperium MU, natomiast Lemuria leżała gdzieś na Oceanie Spokojnym. Przyjmując, że Ziemia poruszała się wówczas po innej orbicie, czego rezultatem była również odmienna od obecnej siła grawitacji, można wysunąć przypuszczenie, że istoty zamieszkujące naszą planetę wyglądały inaczej od dzisiejszych ludzi—były większe i miały być może nie taką fizyczno—psychiczną postać jak my. Żyły w tym samym czasie, co dinozaury, na co wskazują różne znaleziska archeologiczne.
Zdaniem Muldaszewa pierwsi Lemurianie byli ogromnego wzrostu (do 20 metrów), mieli cztery ręce i dwie twarze, przy czym tylna posiadała w pełni rozwinięte trzecie oko. Późniejsze generacje upodobniły się już bardziej do Atlantów—dwie ręce, jedno oblicze, trzecie oko ukryte we wnętrzu czaszki. Potomkowie Lemurian, nazwani przez Muldaszewa Lemuro—Atlantami, osiągnęli bardzo wysoko poziom rozwoju technicznego, podejmowali loty kosmiczne i żyli w zgodnym sąsiedztwie z Lemurianami.
Jeśli chodzi o opis wyglądu Lemurian, podchodzę do niego sceptycznie, zwłaszcza w kwestii ich rzekomych czterech ramion i dwóch twarzy. Dr Muldaszew, podając te informacje, powołuje się na doniesienia Heleny Blavatzky.
Konkretniejsze dane posiadamy na temat Atlantydy. Ten wielki kontynent—wyspa stopniowo pogrążał się w oceanie. Ze względu na położenie tego lądu i panujący tam klimat—bardzo ciepły i wilgotny—tamtejsza flora wyraźnie różniła się od znanej nam. Wiele gatunków rosło pod wodą, a sami Atlanci wykształcili cechy pozwalające na egzystencję zarówno na lądzie, jak i pod wodą (błony pomiędzy palcami i wspomniane już wcześniej szczegóły budowy oczu i nosa). Niebo miało wówczas czerwonawe zabarwienie, zaś Atlanci skonstruowali niezwykłe maszyny latające, które dziś nazwalibyśmy latającymi talerzami—pojazdy poruszane pewnego rodzaju napędem antygrawitacyjnym.
Mieszkańcy tego kontynentu dysponowali “ukierunkowaną energią mentalną” (zdolność telekinezy), która umożliwiała im manipulowanie przedmiotami za pomocą siły myśli, podobnie jak Uri Geller i dzieci—media, które spotkałem na Hawajach, potrafią zdeformować przedmioty na odległość lub unieść je w powietrze. Atlanci używali tej mocy do wznoszenia budowli. Piramidy w Gizie to prawdopodobnie ostatnie wielkie pomniki Atlantydy.
Niezwykła potęga Atlantów i znajomość praw natury bywała jednak wykorzystywana również w destrukcyjny sposób. Poprzez krzyżówki genetyczne wyhodowano zmutowane istoty, część ludności cierpiała pod uciskiem. Wreszcie doszło do katastrofy—olbrzymi potop dotknął większą część kuli ziemskiej. Fala zmiotła z powierzchni ziemi miasta Atlantów, a główna część kontynentu pogrążyła się w odmętach.
W literaturze przedmiotu znaleźć można najróżniejsze próby wytłumaczenia przyczyn katastrofy: uderzenie ciała niebieskiego, eksperymenty z bronią jądrową, ingerencja istot pozaziemskich albo powtarzające się co 13 tysięcy lat przesunięcie biegunów ziemskich. Spekulacjom nie ma końca. W każdym razie niektórzy mieszkańcy Atlantydy przeżyli i osiedlili się na innych lądach, gdzie przez tysiąclecia dostosowywali się do nowych warunków, m.in. zmieniał się ich wygląd. Inni z kolei weszli w stan samadhi i do dziś przebywają we własnym ciele. Wielu Atlantów schroniło się w najwyższych górach naszej planety, gdzie nie dotarła fala powodziowa. Rozmówcy profesora wyjaśniali mu, że część z nich ukryła się w jaskiniach Himalajów, inni zaś pod piramidami w egipskiej Gizie.
Ja sam słyszałem o podobnych historiach w Karpatach, jednak najbardziej znane pochodzą z Andów. W Andach znajduje się system tuneli; podczas moich podróży na Jukatan, do Meksyku i Belize spotkałem osoby, które potwierdzały, że niektóre z tych podziemnych miast wciąż są zamieszkane. W 1999 roku pojechałem do Peru i Boliwii, w 2001 roku razem ze Stefanem Erdmannem do Brazylii, a w 2002 roku do Chile, przy czym wszystkie te podróże służyły poszukiwaniom informacji o systemach podziemnych tuneli. Zarówno w Peru, jak i w Brazylii uzyskaliśmy całkowite potwierdzenie naszych teorii. Więcej na ten temat znajdzie się być może kiedyś w odrębnej publikacji—tutaj za bardzo odeszlibyśmy od zasadniczego wątku.
Inni Atlanci żyją obecnie w głębinach oceanu i doskonale przystosowali się do wodnego środowiska. O teorii przedstawiającej kulę ziemską jako pustą w środku skorupę już mówiliśmy, tak samo jak o zdumiewających relacjach badaczy polarnych na temat otworów w powierzchni Ziemi na biegunach, przez które to otwory rzekomo dostać się można do wnętrza Ziemi. Czyżby tam również osiedliły się niedobitki atlantydzkiej cywilizacji?
Ernest Muldaszew usłyszał też od tybetańskich mędrców o tak zwanych prorokach świata, czyli ludziach żyjących od tysięcy lat, którzy co parę stuleci “budzą się” ze stanu samadhi, aby przekazać światu swą wiedzę, a następnie na powrót “zasypiają”.
Mamy więc do czynienia z istotami, które co kilka wieków wychodzą z samadhi i pojawiają się wśród nas. Podobnie uczy historia na temat kolejnych wcieleń Buddy. Pierwszy Budda nazywał się Tonpa Shenrab, objawił się przed 18013 laty w Tybecie, w kraju zwanym Shambhala i przekazywał ludziom duchowe przykazania. Jego śladami podążały kolejne wcielenia Buddy. Z głoszonych przez niego nauk dowiadujemy się, że na Ziemi pojawi się 1002 proroków. Ilu z nich już nawiedziło naszą planetę, nie wiadomo, natomiast Buddę po raz ostatni widziano przed 2044 laty. W relacjach z tamtych czasów zwraca uwagę opis jego niezwykłego wyglądu, 32 cechy, które odróżniały go od “normalnych” ludzi.
Najważniejsze z nich to:
- błony między palcami dłoni i stóp (prawdopodobnie służyły
do pływania),
- brak podbicia na stopach,
- ramiona sięgały aż do kolan,
- męski organ płciowy ukryty w fałdach skóry, niewidoczny
na zewnątrz,
- złote zabarwienie skóry,
- białe loki ze srebrnym połyskiem,
- na głowie okrągła wypukłość,
- długi język, którym dosięgał uszu i nasady włosów,
- 40 zębów bez przestrzeni międzyzębowych.
Taki opis, o ile odpowiada prawdzie, wskazuje, że Budda albo należał do jednej z prehistorycznych cywilizacji (Aliantów lub Lemurian), albo też był przybyszem z innej planety.
Postawmy jednak kilka zasadniczych pytań. Do czego mógłby służyć genetyczny rezerwuar? Do zachowania cielesnych powłok istot, które kiedyś, dawno temu, zamieszkiwały naszą planetę? Ale jaki miałoby to sens, skoro przecież duch panuje nad materią? Odpowiedź na te pytania jest dla prof. Muldaszewa jasna: cielesna forma kształtowała się długo w procesie ewolucji, dostosowując się do zewnętrznych warunków, panujących w otoczeniu. Dusza potrzebuje przecież ciała, by uczestniczyć w “grze życia” w materialnym świecie. Dlatego sensowniejsze wydaje się przechowanie ciała niż stworzenie go od nowa. A poza tym każda komórka zawiera przecież w sobie wspomnienia przeszłości.
Tak więc samadhi jest swego rodzaju szalupą ratunkową dla ludzkości, bowiem w tym stanie przez stulecia można przechowywać powłoki cielesne i w razie potrzeby odtworzyć cywilizację. Wiele cywilizacji uległo już zagładzie i za każdym razem ludzie budzący się ze stanu samadhi tworzyli zalążek “nowej ludzkości”. Również nasza obecna kultura znajduje się tuż przed szczytowym momentem swojego rozwoju, który zbiegnie się w czasie z “oczyszczeniem”, jak zgodnie twierdzą proroctwa z różnych okresów dziejów i wszelkich części świata. Wszystkie te przepowiednie podają też, że dzieje Ziemi rozpoczną się od nowa, donosząc także—co ciekawe – o technologiach przyszłości, lotach kosmicznych i kontakcie z istotami zamieszkującymi wnętrze globu (patrz także Buch 3—Der Dritte Weitkrieg—Księga trzecia—trzecia wojna światowa – mojego autorstwa).
Oto, co opowiada nam na ten temat Charles Berlitz:
W sercu Azji, wśród pustyń Mongolii i gór Tybetu ludzie od wielu wieków przekazują sobie z ojca na syna pełną tajemnic i mistyki legendę o Agarthi i jego władcy, Królu Świata. Owo Agarthi jest królestwem położonym we wnętrzu Ziemi, składającym się z olbrzymich jaskiń pod płaskowyżem środkowoazjatyckim. Dawne plemiona dotarły do tych grot przez tajemne wejścia i zaludniają je do dziś dnia. To podziemne Shangri—La wciąż podobno istnieje pod rządzoną przez komunistów powierzchnią. Ilekroć jego władca. Król Świata, dokonuje przepowiedni, milkną ptaki i inne zwierzęta. Przed setkami lat ów władca wypowiedział proroctwo, które—licząc od momentu jego rzekomego dokonania—ziścić się winno w drugiej połowie XX wieku. Ludzie zaniedbają coraz bardziej swe dusze… najgorsze zepsucie zapanuje na świecie. Ludzie staną się żądnymi krwi zwierzętami i pragnąc będą krwi swoich braci. Półksiężyc okryje się ciemnością, a jego wyznawcy pogrążą się w kłamstwach i wojnach nie mających końca… Korony spadną z głów królów… Wybuchnie straszliwa wojna pomiędzy wszystkimi narodami świata. Zagłada dotknie całe nacje… Głód… przestępstwa nieznane prawu, nie do pomyślenia niegdyś… prześladowani ściągną na siebie uwagę całego świata… Dawne trakty zapełnią się masami ludu, ciągnącego z jednego miejsca w drugie… Największe i najpiękniejsze miasta staną w płomieniach… Rodziny będą rozdzielane, wiara i miłość znikną… Świat opustoszeje… Po pięćdziesięciu latach pozostaną tylko trzy wielkie narody… A pięćdziesiąt lat później rozpocznie się wojna, trwająca 18 lat, a także nastąpią rozmaite katastrofy, po czym ludy Agarthi opuszczą swoje podziemne groty i wyjdą na powierzchnie…
Zgodnie z badaniami prof. Muldaszewa jaskinie samadhi podzielić można na trzy kategorie:
1) groty z ludźmi naszej cywilizacji (Saint Germain?),
2) pieczary z Atlantami albo istotami z jeszcze starszych kultur
(Lemuria, Hyperborea),
3) jaskinie zamieszkane zarówno przez ludzi, jak i istoty dawnych cywilizacji.
Doktor Muldaszew zdołał osobiście dotrzeć do dwóch “opiekunów” jaskini kryjącej co najmniej jednego Antlanta i zaprzyjaźnić się z nimi. Starszy z dwóch mężczyzn nie odwiedza już jaskini (ma 95 lat), młodszy zaś chodzi tam zawsze raz w miesiącu—przy pełni Księżyca albo 11 lub 12 dnia po pełni. Młodszy “opiekun” opowiedział, że już na tydzień wcześniej rozpoczyna medytację, a gdy wejdzie do pierwszej komnaty w grocie, modli się ze wzmożoną siłą i medytuje coraz głębiej.
Ernest Muldaszew i towarzyszący mu Walerij Łobankow nie dowiedzieli się zbyt wiele od tego mężczyzny. Więcej wyjawił im 95-latek, nazwany przez Muldaszewa “starszym, niezwykłym człowiekiem”.
Profesor nagrał na taśmę tę niezwykle interesującą rozmowę i opublikował w swojej książce. Tutaj zacytuję najważniejsze fragmenty.
Gdy dr Muldaszew, Walerij Łobankow i tłumacz Kiram usiedli, okulista pokazał starszemu opiekunowi wizerunek Atlanta. Ich rozmówca początkowo powtarzał uparcie, że temat jaskiń samadhi to tajemnica i nie wolno mu o tym mówić. Padło wiele pytań, zanim powoli zaczął się otwierać.
Muldaszew opowiada:
Muldaszew/Walerij (kolor)
Opiekun jaskiń (kolor)
Pomimo wszystko byłem przekonany, ze w jaskiniach przebywają ludzie w stanie samadhi, nie dałem wiec za wygraną i znów wróciłem do naszego rysunku.
W salach, do których mam dostęp, nie ma ludzi, którzy tak wyglądają. Są podobni… – odburknął staruszek.
Walerij i ja spojrzeliśmy na siebie. Walerij wyszeptał:—Jest ich tam wielu! Skoro w salach, do których ma Pan wstęp, przebywają ludzie w samadhi, podobnie wyglądający… – tu umyślnie zrobiłem przerwę.
Nie wszyscy wyglądają podobnie—odrzekł starszy, niezwykły człowiek z poirytowaniem.
Ale w innych komnatach jaskini
Nie są dokładnie takie same. Ale to tajemnica.
Powiedziawszy to, wziął do ręki rysunek i rzucił nagle:—Ten wizerunek niezwykle mnie poruszył. Skąd go macie?
Muldaszew nie odpowiedział na to i zaczął mówić o trzecim oku. Starzec zaprzeczył, jakoby widział trzecie oko, natomiast o normalnych oczach, nosie i uszach istot w grocie powiedział rzeczy następujące:
[i]Niektórzy mają oczy większe od normalnych, inni zaś nie.
Czy widział Pan w swojej jaskini istoty ze spiralnym nosem—wentylem?
Nie, nosy mają inne. Jedni małe, drudzy duże, jak to ludzie.
A w innych salach jaskini, do których nie wolno Panu wchodzić, czy tam mogą być istoty ze spiralnym nosem?
To tajemnica.
Łobankow nachylił się do mnie i szepnął:—To brzmi jak potwierdzenie. Proszę powiedzieć, czy ludzie w grocie mają duże uszy, czy raczej małe, jak na rysunku – kontynuowałem anatomiczny wywiad.
Mają duże uszy, niektórzy nawet bardzo duże. Tak małych uszu jak na obrazku nie widziałem…
A czy mają takie usta jak na naszym rysunku?
Starszy, niezwykły mężczyzna, dokładnie przypatrzył się rycinie.
Nie, takich ust nie mają. Ich usta są takie, jak zwykłych ludzi.
Ale… czasami również całkiem inne.
A jakie?
To tajemnica
Dr Muldaszew zapytał również o klatkę piersiową, na co starszy opiekun potwierdził, że niektórzy z lokatorów groty mają klatkę piersiową większą od normalnej. Dodał, że w jaskini przebywają istoty różnego wzrostu.
Mnie osobiście zaciekawiło bardzo kolejne pytanie profesora:
[i]Czy ludzie w pieczarze mają nadzwyczaj dużą czaszkę?
Bardzo różnie. Jedni mają bardzo dużą głowę, inni dość dużą, wydłużoną do tyłu, a jeszcze inni całkiem zwyczajną. Ale wszyscy mają długie włosy.
Znów spojrzeliśmy na siebie z Łobankowem. Myśleliśmy o tym samym: w jaskini znalazły schronienie istoty z różnych cywilizacji.
Nagle starszy, niezwykły mężczyzna, wziął do ręki naszą ilustracje i nie czekając na następne, pytanie powiedział:—Mieszkańcy jaskini z twarzą taką jak na rysunku mają duże i silne ciało. Ciało innych, o normalnym obliczu, jest mniejsze i szczuplejsze
Starszy opiekun jaskini samadhi wyjawił, że znajdują się tam istoty z wydłużoną ku tyłowi czaszką. Takie fenomeny odnotowywano nie tylko w Tybecie.
Łobankow i ja zaniemówiliśmy. Starzec pośrednio przyznał, że w grocie znajdują się istoty o wyglądzie odpowiadającym naszemu hipotetycznemu Aliantowi (oczywiście z pewnymi odchyleniami).
A czy widział Pan może u ludzi w jaskini błony pomiędzy palcami rąk i nóg?
Nie, nigdy czegoś takiego nie widziałem. Ich palce są całkiem zwyczajne, tyle że z bardzo długimi paznokciami.
[i]Czy rozpostarli kiedy/palce?
Nie, nie zauważyłem
Muldaszew wypytywał go dalej o oczy—czy ich górna powieka jest powiększona. Opiekun nie mógł na to odpowiedzieć, bowiem istoty te mają prawie całkiem zamknięte oczy.
Wziął ponownie do ręki rekonstrukcję wyglądu Atlanta, która najwyraźniej wywarła na nim duże wrażenie. Kolejne pytania dotyczyły celu istnienia jaskiń, o czym rozmówca uczonych nie chciał jednak rozmawiać. Wyjaśnił, że wtargnięciu intruzów zapobiega ochronna tarcza. Tylko ten, kto przejdzie pomyślnie próbę medytacji, może wejść do środka. Nikomu się to jednak dotąd nie udało.
[i]Kto nie wpuszcza obcych do jaskini?
On!
Kim jest On?
To tajemnica
Staruszek opowiedział jeszcze, że istoty trwają w zupełnym bezruchu, zastygłe w pozycji lotosu. Na pytanie, czy rozmawiał z nimi kiedykolwiek, odrzekł znów, że to tajemnica. Prześledźmy kolejny fragment rozmowy, która staje się teraz nieco ciekawsza:
Jak Pan uważa, czy te istoty o niezwykłym wyglądzie, po tym jak obudzą się z samadhi, mogą żyć jak zwyczajni ludzie?
Mogłyby, ale inaczej niż my.
Inaczej niż my, to znaczy jak?
O to musielibyście zapytać lamów.
Wiadomo, że Budda także wyglądał niezwykle.
Czy możliwe byłoby, że nagle, powróciwszy z samadhi, wyjdzie z jaskini i objawi się na Ziemi?
Tego nie wiem.
Czy niezwykłe istoty w jaskiniach przypominają wyglądem Buddę?
Jedne tak, inne nie.
Ta informacja szczególnie ucieszyła Walerija i mnie, ponieważ potwierdzała nasze śmiałe przypuszczenie na temat istnienia jaskiń zaludnionych w sposób “mieszany”, a wiec pełnym spektrum przedstawicieli różnych cywilizacji.
Jak Pan myśli, kto przenosi ludzi w stan samadhi? – zapytałem.”
To będą wiedzieli lamowie—powtórzył mężczyzna.
Może opowiedzieć tylko o tym, co sam wie, skomentował cicho Łobankow.
W jakim celu ludzie zapadają w samadhi na tysiące, nawet na miliony lat?
Sadze, że większość z nich chce zachować się dla przyszłości…
Na pytanie, dlaczego w pieczarach przebywają nie tylko zwyczajni ludzie, lecz również inni, niepodobni do nas, padła taka odpowiedź:
Ci o niezwykłym wyglądzie to starożytni ludzie, którzy już długo trwają w samadhi.
Kto chroni jaskinie?
Duch.
Czyj duch?
Jego.
Kim jest On?
To wielka tajemnica…
Starszy opiekun wyjaśnił jeszcze, że—gdy był młodszy—sprawdzał, czy w grocie wszystko jest w porządku. Opisał ponownie przebywające tam istoty: siedzą one na tygrysich skórach w pozycji lotosu, z rękami na kolanach. Oczy, do połowy przymknięte, skierowane są ku górze, tak że nie widać białek. Dotykał ich ciał – były twarde i zimne.
Na koniec rozmowy Muldaszew zapytał, czy byłoby mu wolno wejść do
jaskini. Następnego dnia rzeczywiście się tam udał, jednak nie zaszedł daleko. Tuż za pierwszą komnatą rozpoczęły się zjawiska opisane przez Tybetańczyka—złe samopoczucie i ból głowy, wzmagający się coraz bardziej. Chociaż profesor z całych sił bronił się przed ogarniającą go słabością, musiał w końcu zawrócić, gdy ból stał się nie do wytrzymania. Gdy wyszedł, objawy ustąpiły. Spróbował jeszcze dwukrotnie, lecz historia powtórzyła się, więc dał wreszcie za wygraną.
[i]C.D.N.