Przedstawiam wam relację kryptozoologa Jonathana Downesa, który w 1998 roku udał się w podróż po Meksyku, w celu rozwiązania zagadki chupacabry. "Ostrożnie prowadziłem samochód po wyboistej, żwirowej drodze, wiodącej przez wioskę w stanie Puebla w Środkowym Meksyku. W północnej części hrabstwa Devon (Anglia), skąd pochodzę, wiele jest takich rzadko używanych traktów, pełnych dziur i kałuż, w których prowizorycznej nawierzchni kolejne generacje traktorów wydrążyły głębokie koleiny. Tutejsza droga była bardzo podobna, pełniła jednak rolę głównej ulicy wioski. W podróży towarzyszył mi mój przyjaciel i współpracownik, Graham Inglis, oraz miejscowa lekarz weterynarii Soledad de la Peńa. Im dalej jechaliśmy, tym bardziej widoczne było, jak ubogi jest to region. Przy drodze leżało kilka zdechłych psów, a w jednej z bocznych uliczek zauważyliśmy coś, co wyglądało na otwarte szambo. Zmierzaliśmy w stronę zagrody rolnika o nazwisku Dom Pedro, któremu dwa lata wcześniej tajemniczy drapieżnik zabił trzy owce. Gdy wjechaliśmy na podwórko, Dom Pedro wyszedł nam na spotkanie. Pierwszą rzeczą, o którą go zapytałem, były białe krzyże wymalowane na ścianach niemal wszystkich domów w wiosce. Mój hiszpański jest raczej słaby, wystarczył jednak, bym zrozumiał wyjaśnienie rolnika, że krzyże są "por protección de vampiros". Dla większości mieszkańców tej części świata "vampiros" to to samo co "chupacabry" - tajemnicze, krwiożercze stworzenia, które zdaniem niektórych są odpowiedzialne za zagadkowe przypadki okaleczeń zwierząt domowych, od jakiegoś czasu odnotowywane w obu Amerykach. Pierwsze doniesienia o chupacabrach, czyli dosłownie "kozich wampirach", znalazły szeroki oddźwięk w międzynarodowych mediach. Na ich temat pojawiły się niezliczone hipotezy, poczynając od domniemanych związków ze zjawiskiem UFO, poprzez meksykański folklor aż po teorie łączące ich obecność z eksperymentami genetycznymi. Jednak z niewyjaśnionych przyczyn najnowsze przypadki zagadkowych okaleczeń zwierząt hodowlanych napotykają na zmowę milczenia, zarówno ze strony pras głównego nurtu, jak i publikacji poświęconych zjawiskom paranormalnym. Wobec powyższych faktów Graham i ja doszliśmy do wniosku, że należy coś zrobić w tej sprawie. Poszukiwania postanowiliśmy rozpocząć od wysłuchania relacji Dom Pedra, przypadek ten był bowiem szczególnie ciekawy. Jedna z jego owiec, która w roku 1996 rzekomo została zaatakowana przez chupacabrę, przez jakiś czas pozostała przy życiu. Soledad de la Peńa powiedziała nam, że 12 godzin po zdarzeniu przybyła do gospodarstwa Dom Pedra, aby zbadać ranne zwierzęta. To, co tam zastała, było tak szokujące, że gdybyśmy na własne oczy nie ujrzeli zapisu wideo z oględzin, nie uwierzylibyśmy w jej relację. Na filmie widać, jak lekarka wkłada dłoń do ogromnej dziury, którą coś wyrwało w piersi owcy. Rana jest tak głęboka, że dłoń znika po nadgarstek. Gdy Soledad wyjmuje rękę, na chirurgicznej rękawiczce widać zaledwie kilka kropelek krwi. Kiedy później opowiadała nam o przebiegu oględzin rannej owcy, jej głos drżał - wszystko wskazywało na to, że zwierzę było do cna pozbawione krwi. Soledad zauważyła w ciele owcy dwie zagadkowe dziury, z których jedna wyglądała, jakby ktoś próbował przewiercić na wylot kości klatki piersiowej. Odnotowała także brak niektórych organów wewnętrznych. Pomimo tak poważnych obrażeń zwierzę ciągle żyło. Soledad nie potrafiła znaleźć wytłumaczenia tego zjawiska, przynajmniej nie takiego, które mieściłoby się w granicach oficjalnej medycyny. Również i ja, mimo pewnego doświadczenia w pracy pielęgniarskiej i solidnych podstaw wiedzy o fizjologii ludzkiej i zwierzęcej, nie umiałem znaleźć racjonalnego wyjaśnienia tych wypadków. Zanim opuściliśmy zagrodę Dom Pedra, zapytałem go o oficjalne stanowisko lokalnego kościoła w sprawie okaleczeń zwierząt hodowlanych. Zapytałem go o to, ponieważ sądziłem, że to proboszcz kazał mieszkańcom wioski wymalować krzyże na domach. Zdaniem Dom Pedra jednak ludzie zainicjowali akcję samodzielnie, a kościół przyjął postawę neutralną. Kilka dni później dotarliśmy do wioski Tlaloxitcan, w której mieliśmy zamiar zebrać informacje o innej serii ataków. Okazało się, że ataki na zwierzęta domowe miały tam miejsce dokładnie tej samej nocy, co w zagrodzie Dom Pedra, która położona jest w odległości 170km na południe. Rozmawialiśmy z Juanem, starszym mężczyzną zatrudnionym na farmie, który w barwny sposób opisał zdarzenia tamtej nocy, Według jego relacji, jednocześnie zostały wówczas zaatakowane zwierzęta z dziesięciu zagród. Wczesnym wieczorem przed tragicznymi zdarzeniami część mieszkańców wsi zauważyła na niebie dziwne światła. Później, około północy, rodziny z dziesięciu osobnych farm zostały wyrwane ze snu niepokojącym hałasem dobiegającym z budynków gospodarskich. Z przerażeniem odkryli, że ich owce i kozy zostały brutalnie zaatakowane przez nieznanego drapieżnika. Dochodzenie wykazało, że tamtej nocy w Tlaloxitcan zginęło 30 zwierząt - po trzy w każdej zagrodzie. Wszystkie miały całkowicie wyssaną krew. Jednak o ile we wcześniejszych przypadkach śladów krwi było bardzo niewiele, tu była ona obficie rozlana na ziemi. Początkowo trudno nam było znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie tego faktu; szybko jednak odkryliśmy, że wioska Tlaloxitcan różni się od innych tym, że jej mieszkańcami są rdzenni Indianie, a nie potomkowie hiszpańskich kolonizatorów. W książce Only Fools and Goat-suckers - the Search for the Chupacabra ("Tylko głupcy i krwiopijcy - w poszukiwaniu chupacabry"), która w szczegółach opowiada przebieg tej i innych ekspedycji, wysunąłem hipotezę, że podobna anomalia jest bardzo znacząca przy próbach odkrycia prawdy o zdarzeniach z udziałem chupacabr. Przyjąłem również założenie, że forma tego zjawiska może mieć wiele wspólnego z tradycją i religią osób, które doświadczyły ataku. W środowiskach przeważająco katolickich, w których obowiązuje etos krwi Chrystusa przyjmowanej rytualnie podczas świętej komunii, krew ofiar chupacabry nigdy nie jest rozlana. Natomiast w takich miejscach, jak wioska Tlaloxitcan, zamieszkana przez potomków niegdyś potężnego imperium Azteków, chupacabra powiela modus operandi przodków Indian, którzy lubowali się w krwawych ofiarach. Podczas ich obrzędów ziemia również była obficie zraszana krwią zwierząt złożonych w ofierze bogom. To, czy powyższa analogia jest słuszna, pozostaje kwestią otwartą, nie da się jednak zaprzeczyć, że za atakami chupacabry kryje się jakaś inteligentna siła. Im więcej relacji analizowaliśmy, tym bardziej dochodziliśmy do wniosku, że istnieje niewyjaśniony związek między doniesieniami o atakach chupacabry a nasileniem się raportów o pojawieniu się UFO. Mimo to natura samej chupacabry wymyka się łatwiej interpretacji. Szczególnie mylące mogą być znaczne rozbieżności w zeznaniach rzekomych naocznych świadków. Podczas naszych poszukiwań usłyszeliśmy wiele całkowicie odmiennych wersji na temat wyglądu tych krwiożerczych bestii. Raz są to zwierzęta przypominające małpy, innym razem stwory obdarzone skrzydłami, czasem przypominają one koty, kiedy indziej zaś archetypowe stworzenia o budowie kangura, z grzebieniem ostrych kolców na grzebiecie. Mieliśmy także okazję zbadać kilka fotografii przedstawiających domniemane chupacabry. Autentyczność żadnej z nich nie została jednak udowodniona, a co najmniej jedna ukazywała stworzenie zupełnie inne od pozostałych. Sprawa tego nietypowego "dowodu" została nagłośniona 25 września 1996 roku w amerykańskim czasopiśmie Dequincey News. Pod nagłówkiem "Co to jest?" wydrukowano relację niejakiej Barbary Mullins, autorki fotografii. Zdjęcie przedstawiało niezwykłe zwierzę, prawdopodobnie potrącone przez samochód, na trasie do Pearce, na wschód od Temple-inland (Luizjana). Na fotografii widoczne jest zagadkowe stworzenie o gęstej, wełnistej sierści. Zdaniem Barbary Mullins, która miała okazję przyjrzeć mu się z bliska, wyglądem i rozmiarem przypominało bardzo dużego psa; jedynie jego pysk budził raczej skojarzenia z pyskiem pawiana. Sprawa wzbudziła liczne kontrowersje, a badacze długo głowili się nad tym, czy jest to po prostu duży pies, czy jakieś nieznane zwierzę, które naprowadziłoby na trop rozwiązania zagadki chupacabry. W końcu, w październiku 1998 roku, Loren Coleman, weteran armii amerykańskiej, a obecnie kryptozoolog, zamieścił w Internecie raport, który został zilustrowany zdjęciem wykonanym przez Barbarę Mullins. W raporcie tym stwierdzał, że fotografię dokładnie zbadali studenci weterynarii i doszli do wniosku, że przedstawia ona wyjątkowo dużego psa. Coleman pisze: "Z badań wynika, że jest to pies, o czym mogą świadczyć jego dość delikatne łapy oraz zadbane pazury, niczym nie przypominające szponów krwiożerczej bestii. Wygląda też na to że był niedawno strzyżony, ponieważ pysk i nogi ma ogolone w sposób typowy dla pudli." Pomimo tych rozczarowujących wniosków tajemnica chupacabry wciąż czeka na rozwiązanie. Podczas naszych podróży spotkaliśmy kilkadziesiąt osób, których owce lub kozy zostały zabite w niewyjaśniony sposób. I mimo że niektórzy naukowcy europejscy i amerykańscy wyśmiewają się z przesądów "prymitywnych wieśniaków" Środkowej i Południowej Ameryki, niemal każdej nocy w tamtejszych gospodarstwach rozgrywają się dramatyczne wydarzenia, których ofiarą padają zwierzęta."
Artykuł pochodzi z moich prywatnych zbiorów i niestety nie umiem okreslic jego pochodzenia ale wydaje sie byc wartosciowy i pomoze rozjasnic wam temat Chupacabry