Znajoma mojej babci z dzieciństwa opowiadała jej kiedyś pewną historię, a mianowicie...
mówiła ona że w latach szkolnych założyła się z kolegami o to iż o trzeciej w nocy sama pójdzie na cmentarz.
Na dowód tego miała chłopcom przynieść coś z tamtego miejsca, a oni dać jej w zamian 10 zł.
Gdy tylko wybiła trzecia dziewczyna wyszła z domu i poszła prosto na cmentarz...
Wchodząc na jego teren ujrzała stojącą przy studni starszą kobietę, wyglądała ona
jakby nabierała wodę ale nie ruszała się tylko stała w jednej pozycji jakby oczekiwała pomocy.
Długo się nie zastanawiając podbiegła do niej i zerwała jej chustę z głowy po czym zaczęła uciekać,
starsza pani nie drgnęła i nadal milczała, po chwili odwróciła głowę spoglądając tylko w jej stronę.
Gdy dziewczyna wróciła do szkoły koledzy nie uwierzyli jej że chustkę ma z cmentarza więc nie dali jej pieniędzy a ta zatrzymała część garderoby.
Gdy wróciła do domu rodzice jeszcze byli w pracy, siadła do nauki...
nagle w mieszkaniu rozległ się dźwięk lekkiego i mało energicznego pukania do drzwi,
otworzyła je a w progu ujrzała kobietę którą spotkała zeszłej nocy.
Była ona zmasakrowana, zupełnie jakby ktoś ją pobił, powiedziała dziewczynie że za sześć dni równo o trzeciej w nocy
ma wrócić i założyć jej z powrotem chustę na głowę, jeśli nie będzie sama ,a z inną osoba tamta umrze.
Gdy tylko rodzice wrócili z pracy zapłakana dziewczyna opowiedziała wszystko mamie, opowiadając to mojej babci mówiła
że nie mogła się pozbierać i wykrztusić słowa ciągle powtarzała ''on-ona, ona tu była! mamo! to była zabawa a ona naprawdę tu przyszła!
Po sześciu dniach poszła o tej samej godzinie w to samo miejsce, była z matka lecz ta schowała się za murem ogradzającym cmentarz.
Dziewczynka podbiegła i szybko założyła kobiecie z powrotem chustę, na szczęście nie zauważyła ona że nie jest sama...
Dziwny zbieg okoliczności bo po sześciu dniach umarła jej matka.
W mojej miejscowości jest las gdzie husyci mordowali polaków, ostatnio w tamtym miejscu wiele osób popełniło samobójstwo. Moja znajoma organizowała w nim urodziny. Rozpaliliśmy w nocy ognisko i wiadomo wypiliśmy. W środku nocy obudził mnie pisk... nie pisk zwierzęcia, człowieka ani opon samochodu... po prostu coś... trudnego do opisania, jakiś dźwięk przypominający rozpaczliwy i paniczny pisk. Okazało się że jedną z moich koleżanek rozbolał ząb i miał po nią przyjechać chłopak... podeszły do szlabanu gdzie miały na niego czekać (odprowadzały ją dwie inne dziewczyny). Zaraz po usłyszeniu pisku przybiegły roztrzęsione i zapłakane koleżanki, mówiły że szły (szlaban mniej więcej normalnie sięga człowiekowi o wzroście 1,70 cm do pasa) i świecąc latarką w drzewo stojące obok szlabanu ujrzały postać z sylwetki przypominającą wychudzoną kobietę a może nawet same zwłoki... tak czy inaczej to ''coś'' opierało się o drzewo gdzie było przejście, zupełnie jakby nie chciało ich wypuścić z lasu. Owej postaci szlaban sięgał do kolan a może nawet niżej, nie przyglądały się one temu ''czemuś'' zbyt długo ale wszystkie zgodnie stwierdziły że było bardzo chude, blade... jakby biały kolor odznaczający się wyraźnie w ciemności oraz miało czarne proste włosy kończące się gdzieś w okolicy łokci postaci, dłonie trzymała ona na policzkach a usta miała szeroko otwarte i piszczała głośno. Jedna z dziewczyn uciekając zgubiła latarkę. Uwierzyliśmy im bo wiemy że nie są to typy ludzi którzy wierzą w takie rzeczy i są skłonne wymyślać bez celu takie paskudztwa... po za tym każda z nich podchodzi do zjawisk paranormalnych z wielkim dystansem...