To ostatni mój post w tym wątku, jeśli chodzi o pochodzenia pasa planetoid. Jeśli chcesz, załóż wątek np. w dziale o Nibiru (Twoja wypowiedzi zaczynają mi się powoli z tą rzekomą planetą kojarzyć) i możemy naszą rozmowę swobodnie dalej kontynuować.
Zaintrygował mnie taki lekko domniemany tryb Twoich wypowiedzi, jest on słuszny bo niczego nie możemy być do końca pewni, tylko zaczynasz zdanie w trybie przypuszczalnym a kończysz w ten deseń że tak musi być bo póki co jest to najbardziej wiarygodna wersja.
A co w tym dziwnego? W nauce nie ma dogmatów i prawd absolutnych. W takiej sytuacji chyba normalne jest, że uznawanymi teoriami są najbardziej wiarygodne NAUKOWO koncepcje. Swą wiarygodność uzyskują poprzez weryfikację obserwacyjną lub eksperymentalną, którym owe teorie są poddawane.
Zbiór najsolidniejszych teorii tworzy spójny i wewnętrznie niesprzeczny system zwany paradygmatem (nie mylić z dogmatem). Gdy paradygmat zostaje zakwestionowany (po wykazaniu jego rozbieżności z obserwacją lub eksperymentem), dochodzi do rewolucji naukowej.
Może przejaskrawię trochę ale jeszcze nie tak dawno bo przed ok. 700 laty jedyna słuszną wersją budowy naszego układu była Ziemia w centrum i krążące w okół niej Słońce i gwiazdy.
To bardzo przejaskrawiona, wręcz nieprawidłowa próba analogii.
Przedkopernikańskie poglądy na budowę kosmosu były typową wiedzą empiryczną. Co najwyżej opisywały one obserwacje, lecz niestety zupełnie nie wyjaśniały żadnych mechanizmów. Np. wszelkie dziwaczne pomysły z
deferentami i epicyklami (link wiki), których zadaniem miało być wyjaśnianie skomplikowanych ruchów planet na niebie były tak naprawdę g..... warte, gdyż tak naprawdę nie wyjaśniały niczego. Np. odpowiednie dobranie prędkości planety w ruchu po epicyklu pozwala otrzymać nawet kwadratowy kształt jej orbity. Taka niczego nie wnosząca swobodność to właśnie wynik braku mechanizmów wyjaśniających owe ruchy.
Podobny status do tych geocentrycznych poglądów mają dziś wszelkie sitchinowskie teorie opisujące powstanie U. Słonecznego. Niby wyjaśniają wszelkie obserwacje, ale kiedy przychodzi do opisu mechanizmów to leżą i kwiczą. Wszystko wg staje się wg nich możliwe, tylko że podstawowe prawa, jak prawo grawitacji zwykle trzeba wyrzucić do śmietnika.
Co do tej kupy gruzu, zakładasz że " planetoidy wchodzące w jego skład powinna cechować podobna (prostopadła) orientacja ich orbit względem płaszczyzny wyznaczanej w przybliżeniu przez orbity planet U. Słonecznego." czyli planeta lub coś innego poruszającego się po takiej prostopadłej orbicie rozpadło się nagle i wszystkie jego kawałki lecą nadal w tym samym kierunku.
Ja nie zakładam. Tak musiałoby być, jeśli ufać podstawowym prawom fizyki. No i ja nie zakładam, że coś wielkiego rozpadło się nagle, bo to coś w ogóle nie istniało.
Mi chodzi o to co spowodowało rozbicie tego obiektu bo chyba nie myślisz że ktoś wysypał z góry z kubełka ten gruz, złapała go nagle grawitacja i tak sobie lata.
A może zanim założymy, że ten obiekt istniał naprawdę, wyjaśnimy, jakie fizyczne mechanizmy mogłyby spowodować, że prostopadle poruszający się intruz spowodował powstanie pasa planetoid poruszających się w kierunkach, które są zupełnie odmiennie zorientowane w przestrzeni? Pytam, bo podstawowe prawa fizyki raczej z tym wiele wspólnego by nie miały...
Nawiasem według Twojej teorii i zasady zachowania pędu, skoro te planetoidy czy asteroidy nadal krążą w tym miejscu to coś tam wcześniej musiało być
No pewnie, że było. Były planetoidy, a jeszcze wcześniej kilkukilometrowe planetozymale, a jeszcze wcześniej pył i gaz obłoku protoplanetarnego.