Napisano
17.10.2007 - 19:46
Ale "koniec świata" jako fobia światowa ma swój ogromny plus, albowiem wierząc w apokalipsę zawsze wygrywamy.
Jeśli wierzymy i w związku z tym podejmujemy jakieś działania, które miałyby "zapewnić nam zbawienie/przetrwanie", rozwijamy się. Załużmy, że postanowilismy zadbać o swoje wnętrze właśnie po to, żeby zdążyć nim licznik dobije do zera lub o kondycję fizyczną, która zwiększy nam szanse przetrwania w warunkach skrajnych (a najlepiej obydwie drogi na raz)
I teraz:
- jeśli "koniec świata" naprawdę będzie, a my zadbalismy o siebie to może przeżyjemy i będziemy budować nową cywilizację, a jeśli zginiemy - będziemy o jedną lekcję życia dalej
- jeśli "końca świata" nie będzie, ale my w niego wierząc będziemy się rozwijać to zawsze zyskujemy
- jeśli "końca świata" nie będzie, a my wierząc w to właśnie nie podjęliśmy żadnych kroków to żyjemy jak teraz
czyli 2:1
wiem, że zawsze się można doczepić, że ktoś kto nie wierzy może się rozwijać (w tym jednak przypadku rozpatrujemy zjawisko "końca świata" jako czynnik warunkujący)... poza tym bądźmy realistami - ilu ludzi w związku ze zbliżającym się "końcem świata" zmienia się? A ile mamy osób, które żyją tym zjawiskiem tylko po to, żeby w momencie kluczowym powiedzieć "a nie mówiłem!?".
Warto więc zadać sobie w związku z tym pytanie CZYM jest nasze życie? Jeśli się śmiejemy z osób, które pod wpływem tego "bzika" zmieniają się na lepsze (zaczęły np. medytować, zmieniły pogląd na świat, urodziły się na nowo) to CZYM jest normalność, a kim jesteśmy my, że śmiemy się takiego kogoś osądzać?
Co robicie na codzień? Uczycie się? - po co? Żeby mieć lepszą pracę? - po co? Żeby wygodniej żyć? - po co? przecież i tak umrzemy jak każdy... DLACZEGO więc od razu się nie zabić? Nie mówcie mi tylko, że to dlatego, że człowiek ma wbudowany mechanizm samokontrolny, bo przecież jeśli jesteśmy tak negatywnie nastawieni do Świata to jakim prawem stawiamy ciało ponad myślą?
//Kto się nie rozwija stoi w miejscu, a kto stoi w miejscu ten się cofa.//
Jak przeżyć 2012 rok? A po co w ogóle chcecie go przeżyć? - żeby kontynuować wasz byt (bo ten mechanizm zapewnienia ciągłąści gatunku was do tego "zmusza"?).
Wracamy więc do punktu wyjścia - po co żyjemy? jaki jest tego "wszystkigo" sens?