Często odnoszę wrażenie, że Tobie chodzi o kontynuację dywagacji a nie wyjaśnienie i zamknięcie sprawy. Bo jaki ma sens wałkowanie w kolejnych postach tematu rurkowych czujników kontaktu z gruntem, skoro od początku wiadomo, do czego służyły? Czy po lądowaniu układały się równolegle, czy się łamały, czy wreszcie orały regolit - nie ma to znaczenia. W chwili zetknięcia się z gruntem którejś z trzech anten LSSP, na konsoli pilota LM zapalały się dwie niebieskie kontrolki i pilot wyłączał silnik. Jeśli interesuje Cię działanie tych czujników, możesz skorzystać z sieci.
Te wbrew pozorom nie mające znaczenia, mało istotne głupoty mogą jednak stanowić o realności lub nie księżycowych lądowań.
Nie interesuje mnie oficjalna wersja dotycząca ich działania, bo wystarczy nawet licha wyobrażnia by wiedzieć jak powinny się te "czujniki" zachować podczas realnych misji, a skoro Apollo 11 za taką właśnie uchodzi, to wiedza w jaki sposób rozłorzą się one na gruncie powinna być zdobyta na Ziemi z udziałem kopii LMa, bo na Księżycu była to już "musztarda po obiedzie".
Nie wymagam od kopii możliwości latania w ziemskich warunkach, ale dzwigów było chyba pod dostatkiem a na pewno więcej niż... wyobrażni.
Zrozumiałe jest, że pierwsze wyprawy były okazją do gromadzenia doświadczeń i sprawdzenia działaniu sprzętu...
"Zrozumiałe" było by takie postępowanie jedynie wówczas, gdyby te "uczenie się" wraz z kolejnymi wyprawami przekładało się bezpośrednio na realia, jednak same filmowe przekazy z lądowań kolejnych misji pokazują, że nauka ta szła naukowcom amerykańskim nad wyraz opornie.
Twój dar opowiadania o misjach Apollo - mimo że imponujący, to nie przesłoni ich mankamentów i mimo to że waga tych niedociągnięć jest niewielka, to jednak wystarczająca aby zasiać pewną nieufność do tych wypraw.
Pierwsze pionierskie lądowanie wyprawy Apollo 11 było krótkotrwałym wypadem, gdzie astronauci przebywali 21,5 godziny z czego tylko 2,5 godziny spędzili poza statkiem...
Jak by nie nazwać pierwszej załogowej misji, to nie była ona byle piknikiem na skraju lasu i na naukę było już "cokolwiek" po czasie - mając oczywiście na uwadze zdrowie i życie załogi, a... cóż ci biedni astronauci musieli robić przez ponad 21 godzin na postoju w ciasnym pomieszczeniu lądownika, czy to z potrzeby wymiany zasobników z filmami do aparatów, czy żeby zaczerpnąć świeżego... tlenu, w tej wątpliwej - sztucznej atmosferze ?
Czym grozi czysty tlen przekonano się w jednej z misji, a czy 1/3 wartości ciśnienia ziemskiej atmosfery zapobiegnie zapłonowi jej przy byle tarciu... ?
Twoje wyjaśnienia nie tłumaczą faktu braku pokrycia tym drobnym, księżycowym pyłem kamieni w identyczny sposób jak "wszystkiego w okół", przecież biorąc pod uwagę siłę ciążenia i możliwość jego osypywania się, to "czapy z pyłu" powinny się utrzymać na każdym, nawet najbardziej stromym wzniesieniu - pomijając mikrometeoryty, które z każdego kamienia potrafią zrobić... pumeks utrwalający tylko tę pyłową powierzchnię.