Napisano
17.09.2007 - 10:23
Od kilku dni w internecie szaleje ogień spisku atomowego. Amerykańska armia miała jakoby wyciszyć największy skandal ostatnich lat, gdy po ataku chińskich hakerów miałaby zniknąć z bazy lotniczej w USA termojądrowa głowica. Zamówienie złożyli terroryści. Jak z każdą teorią spiskową, jest w niej ziarno prawdy. I już to wystarczy, by mieć problemy ze snem.
W czerwcu hakerzy z Chin zaatakowali cyberserce wojskowej sieci Pentagonu. Jednym z głównych celów była baza Sił Powietrznych USA w Barksdale, w Louisianie. Ujawniony 30 sierpnia atak dotyczył także komputerów w Wielkiej Brytanii i Niemczech. Czy wojskowi czekali z ujawnieniem faktu do 30 sierpnia czy dopiero 30 się zorientowali? Nie wiadomo.
Internautów zdziwił jednak fakt, że tego samego 30 sierpnia doszło do największego naruszenia bezpieczeństwa w historii amerykańskiej broni jądrowej. Po raz pierwszy od 40 lat w okresie pokoju pod skrzydłami bombowca B-52 podczepiono (niechcący, nieuzbrojoną, ale jednak) strategiczną broń jądrową. Pod skrzydłami - czyli w pozycji "gotowy do strzału" - można przewozić broń jedynie w czasie wojny. Normalnie leci ona samolotami transportowymi.
Pociski cruise z głowicami jądrowymi z bazy Sił Powietrznych USA w Dakocie przewieziono do Barksdale w Louisianie. Tej samej, którą zaatakowali Chińczycy.
I teraz spiskowcy zaczynają przerażać na całego... W największym skrócie - nie wiadomo, ile tam było głowic. Nie wiadomo, ile wyleciało w samolocie w kierunku Barksdale, a ile tam dotarło. Sęk w tym, że wojsko nie chce się tłumaczyć.
Jedna głowica mniej lub więcej, to dramatyczna różnica. Pogubiły się nawet media, wystarczy zerknąć na informacje o "pomyłce" w relacji BBC z 5 września - (mówią o pięciu głowicach) i relacji CNN z 6 września (tu już jest sześć głowic). Po dwóch tygodniach wojsko przyznaje się do sześciu.
Szukający spisku pytają: czy ktoś ukradł Siłom Powietrznym USA głowicę jądrową? Dalej jest jeszcze lepiej...
Pierwszą reakcją wojskowych było przyznanie się do błędu: "Daliśmy plamę, sorry, przez chwilę <10 godzin> nie wiedzieliśmy, gdzie są te głowice, ale były cały czas w naszych rękach".
Część analityków uważa, że wojsko dokonało "kontrolowanego wycieku informacji" z myślą o Iranie. Baza w Barksdale jest bowiem przeładunkową bazą dla ekspedycji wojskowych przewożących sprzęt w rejon Bliskiego Wschodu. "Jeżeli trafiły tam rakiety cruise z głowicami jądrowymi, to znaczy, że za chwilę znajdą się w jednej z amerykańskich baz w pobliżu Iranu" - ma ponoć brzmieć przekaz.
Teoretycy od spisków wolą własne wytłumaczenie i opowieści ekspertów traktują jako zaawansowane mydlenie oczu. Rakiety cruise z bazy w Dakocie miały trafić na złom, sęk w tym, że "złomowisko" jest w Tuscon, w Arizonie, a nie w Louisianie. Z zasady ogranicza się liczbę przelotów między punktami docelowymi, by po drodze nic się nie stało.
Teoria spisku zakłada, że zniknęła jedna z głowic i stoją za tym chińscy hakerzy.
Co ciekawe, w spisek zaangażowany jest też podróżnik Steve Fosset. Zaginął on 3 września. Na pomoc w poszukiwaniu jednego człowieka rzucono całą dostępną technologię cywilną i... wojskową (włącznie z satelitami). Nad całą operacją pieczę sprawuje dowództwo Sił Powietrznych z bazy w Langley (tam siedzibę ma też CIA), odpowiedzialne zazwyczaj za kierowanie operacjami sił specjalnych. O co w tym wszystkim chodzi?
Oto odpowiedź internautów - chińscy hakerzy pomogli terrorystom ukraść głowicę jądrową. Dzięki włamaniu się do komputera w Barksdale wydali nakaz przewiezienia głowic z Dakoty do Louisiany. To teoretycznie możliwe, bo cały proces kontroli transportu zwykłej i jądrowej broni zarządzany jest za pomocą zautomatyzowanej procedury. A teraz Amerykanie pod pozorem poszukiwania Fosseta (bo przecież od dawna wiedzą, gdzie jest), szukają zaginionej atomówki.
Najdalej idący miłośnicy spisków twierdzą wręcz, że atomówka zniknęła na zamówienie prezydenta George'a Busha, który planuje kolejny atak na USA, podobny do tego z września 2001 roku. Tym razem atomowa "robota wewnętrzna" miałaby stać się odpowiednio silnym impulsem do zaatakowania Iranu.
Jan Sochaczewski/CNN