Dziękuję,
cisz, za zmianę reguł. Myślę, że przyniesie ona korzyści nam wszystkim.
Zgodnie z zapowiedzią moje pierwsze wpisy będą się koncentorwały na historii ugrupowania terrorystycznego jakim jest niewątpliwie Al-Kaida.
Zaczynajmy zatem.
Męczennik
Cała ta historia zaczyna się w 1948 roku. Wtedy to do Ameryki, na pokładzie liniowca, przybył pewien człowiek z Egiptu, Sayyid Qutb.
Sayyid Qutb – z prawej
Był wykształconym Egipcjaninem, pracującym w egipskim ministerstwie edukacji, płynącym za ocean niejako na wygnanie. Nie był specjalnie religijny, w istocie przeżywał wówczas pewien kryzys wiary. Jego książki krytykujące wiele spraw socjalnych zdobyły mu rzesze zwolenników, ale i gniew ówczesnego króla Egiptu – Farouka, który wydał nawet nakaz aresztowania krnąbrnego pisarza - dlatego właśnie jego przyjaciele pospiesznie zorganizowali Sayyidowi ten wyjazd. W tym czasie Egiptem wstrząsały antybrytyjskie nastroje, kraj wciąż pozostawał pod bardzo dużymi wpływami tej byłej kolonialnej potęgi. Jednak nawet sam Qutb był w tym okresie pod znacznym wpływem zachodniej kultury – ubierał się jak mieszkaniec zachodu, kochał muzykę klasyczną, filmy z Hollywood, francuską literaturę, jak również prace Darwina i Einsteina. Jednak pomimo w pewnym stopniu oczarowania zachodem, Qutb, jak wielu współczesnych mu muzułmanów, obawiał się postępującego kulturalnego podboju krajów islamskich przez zachód - zachód, który był dla niego jedną istotą, w jego umyśle nie było różnicy między USA a powiedzmy Francją, wszystko, co nie było islamskie, było dla niego „tym czymś innym – zachodem”. Zachodem, który wg niego, skupiał się jedynie na kolonizacji całego świata.
W czasie, gdy Qutb wyruszał do Ameryki, świat arabski był wstrząśnięty wynikiem wojny z Izraelem, a także zbulwersowany pomocą, jaką państwo Izrael otrzymywało od USA. Arabowie byli wstrząśnięci nie tylko poziomem wyszkolenia i siłą armii izraelskiej, ale także słabością i niekompetencją swych własnych dowódców. To powodowało poczucie poniżenia u muzułmanów – coś, co wkrótce stało się jedną z przyczyn wielu tragicznych wydarzeń.
Sayyid Qutb ciągle w głębi duszy zadawał sobie pytanie – „czy powinienem być kim normalnym, przeciętnym jak reszta, czy kimś wyjątkowym?” W końcu wygrała chęć pozostania kimś ponadprzeciętnym i Sayyid postanowił oddać się w całości bogu.
Qutb przybył do Nowego Jorku – miasta gigantycznego, brudnego, przeludnionego, głośnego i wyzywającego. II wojna światowa, wygrana Ameryki, brak strat własnych na terenie kraju, bogactwo oraz poczucie bycia potęgą zbyt wyraźnie widać było na ulicach. Skromny Egipcjanin źle czuł się w społeczeństwie nastawionym głównie na seks, uciechy i materializm, tym bardziej, ze słabo znał język angielski. Pomimo, że w tym mieście mieszkały tysiące imigrantów z całego świata, Sayyid nie potrafił odnaleźć tu swojego miejsca. Czuł odrazę i do Nowego Jorku, i do Ameryki ogólnie, a także do ludzi, z którymi musiał przebywać. Wciąż był uprzejmy, lecz coraz bardziej zamykał się w sobie i w swej religii. Amerykanów wkrótce zaczął postrzegać jako bestie, skupione tylko na uciechach życia.
Po pewnym czasie Qutb przeniósł się do Waszyngtonu, gdzie zaczął studiować język angielski. W swoim pamiętniku zapisał, że życie w Waszyngtonie nie jest złe, jednak i tutaj ciągle krytykował otaczającą go rzeczywistość – zarówno muzykę jak i styl ubierania się młodych ludzi. Nawet jedzenie było dla niego „dziwne”, a wracając od fryzjera zawsze, jak to pisał w swoim dzienniku, „musiał poprawiać swoją fryzurę własnoręcznie”.
Sayyid jeszcze do 1950 roku pozostawał w USA, jednak wyjazd ten, który wg jego przyjaciół miał przy okazji sprawić, że jego poglądy miały stać się „bardziej liberalne”, przyniósł zupełnie inny skutek. Qutb wrócił do swojej ojczyzny jako jeszcze większy radykalista, niż do tej pory. Uznawał białą rasę (ludzi zachodu) jako tę gorszą. Wg niego „biały człowiek w Europie i Ameryce to nasz wróg numer jeden. Biali ludzie miażdżą nas podczas gdy my uczymy nasze dzieci ich historii, ich kultury i ich ‘wzniosłych’ celów. Napełniamy nasze dzieci podziwem i szacunkiem dla kogoś, kto depcze nasz honor i nas zniewala. Zamiast tego zasadzajmy ziarno nienawiści, zniesmaczenia i żądzy zemsty w duszach naszych dzieci. Uczmy je od dzieciństwa, że biały człowiek jest wrogiem ludzkości i że należy go zniszczyć przy pierwszej sposobności.”
Qutb znienawidził tego, co widział w zachodzie – sekularyzmu, racjonalności, demokracji, indywidualizmu, równouprawnienia, tolerancji i materializmu – czyli tych rzeczy, które częściowo „zainfekowały” już i świat arabski dzięki kolonialnej przeszłości. Wg niego, należało obalić wszelką władzę świecką w krajach muzułmańskich i utworzyć państwa oparte jedynie na Islamie i jego prawie. Qutb wiedział, że Islam i „nowoczesność” nie mogą współistnieć, zatem kraje arabskie muszą wyzbyć się tego, co współczesne i co nosi znamiona zachodu – w tym władzy świeckiej. Wg niego, tylko poprzez całkowite oddanie się bogu, w każdej dziedzinie może doprowadzić do ponownej dominacji muzułmanów nad światem. Taka dominacja, jak i środki do jej osiągnięcia, były wg niego obowiązkiem nie tylko wszystkich muzułmanów wobec swych braci, ale i wobec boga.
W tym czasie Egiptem wciąż wstrząsały niepokoje, Powszechne uczucie poniżenia po przegranej wojnie z Izraelem oraz świadomość ciągłych bardzo silnych wpływów brytyjskich sprzyjało tworzeniu różnych bractw, których zadaniem była „walka o przyszłość Islamu”.
Był to także koniec rządów króla Farouka, ponieważ władzę w kraju przejął Gamal Abdul Nasser, odtąd prezydent Egiptu.
Prezydent Gamal Abdul Nasser
Sayyid Qutb wrócił na swoje dawne stanowisko w ministerstwie edukacji. Wcześniej miał swój skromny udział w rewolucji, która obaliła króla, a jego przemyślenia skłaniały go do tego, że jedyną opcją oczyszczenia kraju z zachodnich pozostałości jest „zwykła dyktatura”. Jednak po pewnym czasie stanowiska Qutba i Nassera zaczęły odbiegać od siebie na tyle, że Nasser w 1954 roku wtrącił Sayyida na trzy miesiące do więzienia. Podczas, gdy prezydent próbował oddzielać władzę od religii, Qutb widział świetlaną przyszłość muzułmanów jedynie w całkowitym podporządkowaniu wszystkiego religii. Ta różnica poglądów dramatycznie zmieniła wzajemne relacje obu tych mężczyzn.
W nocy, 20 października 1954 roku, wojna ideologiczna pomiędzy wizją świeckiego państwa a wizją państwa islamskiego osiągnęła swój zenit. Tej nocy, podczas przemówienia Nassera w Aleksandrii, zamachowiec oddał kilka strzałów ze swojego karabinu w stronę prezydenta. Chybił, a Nasser nawet nie uchylił się przed kulami. Pomimo chaosu, jaki wybuchł, prezydent wciąż stał i krzyczał do mikrofonu „Pozwólcie im zabić Nassera, kim jest Nasser, jak nie jednym z wielu? Żyję! A nawet jakbym zginął, to wy wszyscy jesteście Gamalem Abdulem Nasserem!”.
To był punkt zwrotny w karierze tego człowieka. Jeszcze nigdy nie miał aż takiej popularności wśród swych obywateli.
Po tym zamachu aresztowano Qutba, który był wówczas członkiem „Bractwa Muzułmanów”, organizacji radykalnych rewolucjonistów. Oskarżono go o współudział w planowaniu zamachu. Nasser myślał, że zniszczył raz na zawsze tę organizację.
Wiele mówiono o cierpieniu Sayyida Qutba w więzieniu. Skazano go na dożywocie, lecz z powodu jego słabego zdrowia wyrok skrócono do 15 lat. W istocie, więźniów traktowano straszliwie źle - gdy wielu z nich pewnego razu zwyczajnie odmówiło wyjścia z celi – strażnicy zastrzelili ich.
Wtedy to Qutb doszedł do wniosku, że ci, którzy dopuszczali się takich zbrodni przeciwko muzułmanom, nie są w istocie prawdziwymi wyznawcami Allacha. W swoim umyśle Qutb, wg własnego rozumienia, już dzielił ludzi na tych, którzy byli „prawdziwymi muzułmanami” i tych, którzy nimi nie byli, a jedynie takich udawali. To było coś, co muzułmanie zwą
takfir, czyli wykluczaniem kogoś ze społeczności muzułmańskiej.
Sterując ludźmi, nawet z więziennej celi, udało się Qutbowi odtworzyć siatkę Bractwa Muzułmanów, która ucierpiała w wyniku aresztowań po zamachu na prezydenta. Jego wpływ był nawet na tyle silny, że udało mu się, wciąż siedząc w więzieniu, uzyskać poparcie władz Arabii Saudyjskiej w sprawie obalenia Nassera. Zaledwie trzy miesiące po tym, jak Sayyid Qutb wyszedł z więzienia na wolność, ponownie go aresztowano. Pojmano bowiem dwóch członków Bractwa, którzy zeznali o planach obalenia władzy i wymienili jego nazwisko jako jednego z konspiratorów.
Podczas procesu uznano Qutba za winnego i skazano na karę śmierci. Wyrok przyjął on spokojnie, a skwitował słowami „dzięki Bogu. Spełniałem jihad przez piętnaście lat, aż uzyskałem to męczeństwo.”
Sayyid Qutb
Wkrótce jednak Nasser zrozumiał swój błąd, na ulice Kairu bowiem wyległy tysiące zwolenników Qutba, przeciwnych egzekucji. Prezydent wysłał nawet Anwara al-Sadata, swego następcę i vice prezydenta, aby przekazać Qutbowi, że jeśli wystąpi on o łaskę, prezydent mu jej udzieli, a nawet odda mu ministerstwo edukacji. Qutb odmówił. Gdy jego siostra przybyła aby go przebłagać, odparł jej „Moje słowa będą silniejsze, jeśli mnie zabiją”. Qutba wkrótce potem powieszono, a ciała nie wydano rodzinie z obawy, że jego grób stanie się miejscem pielgrzymek jego zwolenników.
Sayyid Qutb jest uznany przez wielu za pierwszego współczesnego męczennika.
”Ten, który oddał”
W tym czasie, gdy na szczytach władzy toczyła się ta ideologiczna walka, Ayman al-Zawahiri był jeszcze nastolatkiem. Urodził się w Egipcie, w dzielnicy Maadi na przedmieściach Kairu. W młodości słuchał opowieści swojego wujka, który był bliskim przyjacielem Qutba. Opowiadał mu on o „wielkim Sayyidzie” i o tym, jak po odwiedzeniu go w szpitalu więziennym tuż przed jego egzekucją, dostał od niego jego osobistą księgę Koranu, która od tej pory była ich „największą relikwią po męczenniku”. Samo Maadi nosiło duże znamiona „zachodniego stylu życia”, w czasach kolonialnych była to bowiem dzielnica, w której mieszkało wielu Brytyjczyków, istniała tu także brytyjska szkoła i angielski klub, na podwórzu którego młody Ayman oglądał wieczorami filmy wyświetlane w kinie pod gołym niebem.
Wpływ wujka Aymana na niego był znaczący. Raz nawet zdarzyło się, że vice prezydent Egiptu, Hussein al-Shafei zatrzymał się przy idących drogą chłopcach – Aymanie i jego bracie i zaoferował im podwiezienie ich swoją limuzyną. Ayman spojrzał na niego i odrzekł, że „nie będą jechać tym samym samochodem, w którym jedzie ktoś współwinny zabójstwa prawdziwych muzułmanów (czyli Qutba)”. Już to wskazywało na wyjątkową determinację chłopca i mogło dawać wskazówki co do jego burzliwej przyszłości i do celu, jak wkrótce sobie wyznaczył: do zrealizowania niespełnionej wizji Sayyida Qutba.
Sam Zawahiri później wspominał: „Reżim Nassera myślał, że zadał śmiertelny cios ruchowi islamskiemu zabijając Qutba i jego towarzyszy”. W istocie to jeszcze w tym samym roku, w którym Sayyid Qutb został powieszony, młody Ayman pomógł w utworzeniu podziemnej komórki, której celem było obalenie rządu i utworzenie państwa islamskiego. Miał wtedy zaledwie piętnaście lat.
Wszyscy ci spiskowcy początkowo pochodzili ze szkoły w Maadi. Była to grupka pięciu studentów, która z czasem zaczęła się powoli rozrastać. Spotkania organizowano głównie w domach, jednak pomimo wielkich aspiracji każdy wiedział, jak niewiele może na razie zdziałać. W tym czasie w całym kraju zaczęły powstawać podobne tajne zgromadzenia, jednak były one zbyt zdezorganizowane, aby cokolwiek zdziałać ani też nie miały często pojęcia o sobie nawzajem, więc nie mogły dokonać niczego skoordynowanego. Wówczas nadeszła kolejna wojna z Izraelem. Był rok 1967.
Po wielu latach antyizraelskiej retoryki, Nasser w końcu zażądał wycofania wojsk ONZ z terenów Synaju. Zablokował również cieśninę Tirańską, aby powstrzymać dostawy do Izraela. Żydzi wówczas odpowiedzieli atakiem prewencyjnym, niszcząc w ciągu dwóch godzin całe egipskie siły powietrzne. Kiedy Jordania i Syria przystąpiły do wojny z Izraelem po stronie Egiptu, ich siły powietrzne również zostały zniszczone jeszcze tego samego popołudnia. W ciągu następnych paru dni Żydzi zajęli cały półwysep Synaj, Jerozolimę, Zachodni Brzeg Jordanu oraz wzgórza Golan całkowicie pokonując wojska państw arabskich. Był to psychologiczny moment przełomowy dla mieszkańców państw Bliskiego Wschodu. Szybkość i siła wojsk izraelskich ponownie upokorzyła Arabów, którzy byli pewni tego, że bóg jest po ich stronie. Klęska ta nie tylko pozbawiła ich części ich terytoriów i wojska, ale i wiary w swoich przywódców, w swoje państwa i w samych siebie. W wielu miejscach ponoszono krzyki, że przegrana w wojnie z tak malutkim krajem jak Izrael to wynik odwrócenia się Allacha od nich i że jedynym sposobem na przywrócenie tej łaski jest usunięcie świeckości i utworzenie państwa islamskiego.
Po raz kolejny Arabowie byli pewni, że odzyskać swoją świetność i przewodnictwo nad innymi narodami mogą jedynie przez całkowite oddanie się bogu. Zatem celem numer jeden stał się dla nich świecki rząd Gamala Nassera. W ten sposób pokonany zostałby „bliski wróg” – czyli świeckość wśród społeczności muzułmańskiej, podczas gdy „daleki wróg”, czyli zachód a w domyśle USA, mógłby poczekać w kolejce na swoją kolej w wojnie o dominację islamu.
Nasser jednak zmarł nagle w 1970 roku na atak serca. Jego następca, Anwar Sadat, szybko postanowił zawrzeć pokój z muzułmańskimi radykałami aby umocnić swoją władzę. Często nazywał się „wierzącym prezydentem”, chcąc w ten sposób uniknąć gniewu radykałów.
Zaoferował nawet układ – pozwoli wszelkim członkom stowarzyszeń nauczać w meczetach tak długo, jak długo będą się wyrzekać przemocy, w zamian prosząc o wsparcie w walce ze zwolennikami polityki zmarłego prezydenta i lewicą. Wypuścił nawet wielu radykałów z więzień, jednak był to straszliwy błąd, gdyż wielu z nich nienawidziło reżim Sadata tak samo, jak i reżim Nassera.
W październiku 1973 roku Egipt i Syria jednocześnie uderzyły na Izrael. Jednak wojska syryjskie zostały ponownie zniszczone, a Egipcjanie zdołali wycofać się tylko dzięki ochronie wojsk ONZ. Mimo wszystko Sadat uważał to za swoje zwycięstwo.
W tym samym czasie komórka Aymana al-Zawahiriego stale rosła i liczyła już około 40 młodych muzułmanów. W tym okresie również poszczególne tajne studenckie stowarzyszenia zaczęły nawzajem zdawać sobie sprawę o swoim istnieniu. W Kairze było pięć lub sześć takich stowarzyszeń, z czego prawie wszystkie miały mniej jak dziesięciu członków. Cztery z nich, w tym grupa Aymana, która była największa, połączyły się tworząc Jamaat al-Jihad, czyli Grupę Jihad, albo po prostu Al-Jihad. W tym więc okresie istniało „Bractwo muzułmańskie” i Al-Jihad, jednak mimo, iż cele obu tych organizacji były takie same, czyli utworzenie państwa w pełni muzułmańskiego, różniły ich metody dotarcia do tegoż celu, Bractwo uważało, że należy tego dokonać za pomocą dyplomacji i polityki. Al-Jihad, że taka droga nie jest drogą prawdziwego, czystego islamu, wszak oni chcieli oczyścić państwo z jakiejkolwiek świeckiej dyplomacji i polityki. Zawahiri również nie popierał skłonności Bractwa do kompromisu z władzą.
W lutym 1978roku Ayman poślubił Azzę Nowair, córkę starego przyjaciela rodziny Zawaririch. Ujęła ona Aynama swoją pobożnością – pewnego dnia w młodości zaczęła całymi dniami czytać Koran i dużo się modlić. Powoli, ale nieuchronnie, podporządkowywała się coraz bardziej zasadom Koranu ażw końcu uznała, że chce założyć niqab – chustę zasłaniającą twarz (do dzisiaj zakładanie takiej chusty w większości krajów arabskich to nie nakaz, ale niewymuszony wybór samych dziewczyn). Według jej brata potrafiła przesiedzieć czasami całą noc czytając świętą księgę islamu, gdy zaś zachodził do jej pokoju następnego dnia rano widywał ją śpiącą na siedząco, z Koranem w ręku, na specjalnym dywaniku do modlitw. Ayman szukał właśnie kogoś takiego. Zgodnie ze zwyczajem, podczas pierwszego spotkania, Azza uchyliła chustę na kilka minut. Spotkali się później jeszcze raz aby przez chwilę porozmiawiać ze sobą, lecz Zawahiri nie zobaczył ponownie twarzy swojej przyszłej żony aż do chwili ślubu. Azza szybko zaakceptowała to, że jej mąż działał w podziemnym ruchu, a pewnego dnia wyznała nawet swemu przyjacielowi, że jej największym marzeniem jest... zostać męczenniczką.
„Moja przygoda z Afganistanem zaczęła się w lecie roku 1980, dzięki zrządzeniu losu” – twierdził później al-Zawahiri. On sam był wtedy z zawodu lekarzem i gdy pracował w jednej z klinik, zastępując jednego z lekarzy należących do Bractwa, jego przełożony spytał go, czy nie zechciałby pojechać z nim do Pakistanu, aby pomóc w leczeniu uchodźców z ogarniętego wojną Afganistanu. Wkrótce Ayman i dwóch innych lekarzy pojechali do Peshawaru z ramienia Czerwonego Półksiężyca – muzułmańskiego odpowiednika Czerwonego Krzyża. „Peshawar” wywodzi się z sanskrytu i oznacza „miasto kwiatów”. Lecz te czasy dawno minęły i obecny Peshawar robił raczej przygnębiające wrażenie. Całe miasto było wręcz zalane uchodźcami z Afganistanu – w 1980 roku było ich tam około 1,4 miliona, w następnym roku ta liczba uległa jeszcze podwojeniu. Ludzie ci błąkali się szukając drogi do obozów dla uchodźców, a wielu z nich było ofiarami wybuchów radzieckich min lub bombardowań, więc bardzo często potrzebowała natychmiastowej opieki lekarskiej.
Tam Zawahiri zanotował następujące spostrzeżenie, że nie można prowadzić wojny partyzanckiej w Egipcie – tam jest bowiem tylko rzeka Nil i rozległe, płaskie pustkowia pustyni. Natomiast góry Pakistanu i Afganistanu wydawały mu się idealne do tego typu walki – rozległe, rzadko zaludnione i niedostępne. To spostrzeżenie stanie się niejako zapowiedzią jego przyszłych losów. Zawahiri, dzięki nabytym znajomościom z lokalnymi przywódcami plemiennymi, parę razy przekraczał granicę i zapuszczał się na teren Afganistanu i był jednym z pierwszych cudzoziemców, którzy zobaczyli odwagę „mudżahedinów” – „świętych wojowników”, którzy walczyli z sowieckim najeźdźcą. Jesienią tego roku Ayman powrócił do Egiptu, gdzie szybko zaczął rozgłaszać cuda, jakich dokonywali prości wojownicy dzięki łasce Allacha. W tym też czasie Zawahiri oddalił się od swojego byłego przyjaciela, Amerykanina będącego muzułmaninem, po rozmowie na temat Ameryki:
„-Ameryka to nasz wróg i z czasem czeka nas konfrontacja.
- Nie rozumiem. Właśnie wróciłeś z Afganistanu, gdzie wspomagali was Amerykanie i teraz mówisz, że to nasi wrogowie?
- Oczywiście, przyjmujemy pomoc Ameryki w walce z Rosjanami, ale Ameryka jest równie zła jak ZSRR.
- Jak możesz mówić coś podobnego? W Ameryce można swobodnie wyznawać Islam podczas gdy w ZSRR zamknięto ponad 50 000 meczetów!
- Nie widzisz tego, bo sam jesteś Amerykaninem.”Ayman al-Zawahiri wrócił na trzy miesiące do Peshawaru w marcu 1981 r.
Z czasem jednak sytuacja w Egipcie zaczęła się znowu zaogniać. Muzułmanie byli i tak już rozwścieczeni podpisaniem przez prezydenta upokarzającego pokoju z Izraelem, a teraz żona Sadata proponowała wprowadzenie prawa kobiet do żądania rozwodu, co dla radykalnych muzułmanów było nie do pomyślenia, gdyż Koran nic na ten temat nie mówił. Na dodatek Sadat zaczął drwić z tradycyjnego ubioru kobiet muzułmańskich nazywając go „namiotem” Krajem wstrząsnęły demonstracje, radykałowie zaczęli nazywać prezydenta „niewiernym”, a w odpowiedzi Sadat zdelegalizował wszelkie stowarzyszenia studenckie i skonfiskował ich majątek. Nadchodziły czasy bezwzględnej walki, tym bardziej, że Sadat ogłosił „zero polityki w religii, zero religii w polityce”.
Zawahiri czekał w ukryciu, wciąż powoli nabierając sił. Miał zamiar uderzyć, gdy tylko uzna, że ma wystarczającą liczbę ludzi i broni do swojej dyspozycji. Jego główny strateg, Aboud al-Zumar planował zabicie prezydenta, obalenie rządu, zajęcie głównych sztabów wojska i służb państwowych, głównej centrali telefonicznej i siedziby radia i telewizji. Inny wysoki rangą członek Al-Jihadu, Essam al-Qamari (ten człowiek powiedział kiedyś Zawahiriemu: „jeżeli będziesz członkiem jakiejś grupy, nie możesz być jej liderem”, gdyż brakowało Aymanowi zdolności przywódczych), dowódca czołgu w armii, nadzorował gromadzenie broni. Cała akcja zakończyła się jednak fiaskiem, gdy policja aresztowała jednego z tragarzy i gdy w jego worku znalazła broń, biuletyny rewolucyjne i mapy z położeniem wojsk pancernych w kraju. Al-Qamari wycofał się w cień a plan spalił na panewce. W wyniku tej wpadki aresztowano wielu członków tej organizacji.
Jednak inny członek Al-Jihadu, porucznik Khaled Islambouli, już planował zaatakowanie Sadata podczas parady wojskowej jaka miała się odbyć w następnym miesiącu...
Khaled Islambouli
Podczas parady, 6 października 1981 roku, Sadat jak przystało na głowę państwa stał na trybunie i salutował przejeżdżającym przed nią wojskom. Obok niego stali zaproszeni goście, w tym kilku amerykańskich dyplomatów i Boutros Boutros-Ghali, przyszły Sekretarz Generalny ONZ. Nagle z jednej z ciężarówek wyskoczyło trzech zamachowców. Islambouli rzucił w stronę prezydenta granaty i wykrzyknął „Zabiłem faraona!” po wystrzeleniu całego magazynka ze swojego karabinu w stronę prezydenta. Sadat zginął na miejscu.
Po tym wydarzeniu miało miejsce spotkanie konspiratorów, którzy proponowali wykorzystanie pogrzebu Sadata do zamordowania całej śmietanki władzy, lecz plan ten również spalił na panewce, gdyż po zamachu zaczęły się masowe aresztowania członków Al-Jihadu. Zawahiri nie robił nic aż do 23 października. Wtedy wreszcie spakował się i postanowił ruszyć do Peshawaru po raz kolejny. W drodze na lotnisko jego samochód zatrzymała policja. Aresztowano go, a kiedy jeden z policjantów uderzył go w twarz, Ayman mu oddał.
Od tej pory był znany w więzieniu jako „ten, który oddał”.
Wszystkich więźniów, po przybyciu do więzienia, rozbierano do naga i bito. Więzienie, w których ich trzymano, wybudowano jeszcze za czasów Saladyna wykorzystując do pracy pojmanych krzyżowców. Zawahiriego, z racji jego pozycji w Al-Jihadzie, torturowano najmocniej, głównie wypytując o Al-Qamariego, który wciąż wymykał się policji i był wówczas najbardziej poszukiwanym człowiekiem w kraju. Policja wciąż czekała w domu Aymana, mając nadzieję, że Qamari w końcu do niego zadzwoni. Nie mylili się, wkrótce zadzwonił ktoś podający się za „dr Essama”, prosząc o spotkanie. Qamari nie wiedział, że Zawahiri został złapany, gdyż specjalnie było to trzymane w ścisłej tajemnicy. Torturami zmuszono Zawahiriego do pójścia na to spotkanie, do jednego z meczetów. Tam wydał on swego przyjaciela a później zeznawał przeciwko wielu swoim kolegom.
Qamariego zastrzelono w 1988 roku podczas jego próby ucieczki z więzienia.
302 członków Al-Jihadu postawiono przed sądem, a podczas procesu trzymano ich w wielkich klatkach. Wtedy to, wśród okrzyków więźniów „nie ma boga prócz Alacha”, „nie wstydzimy się tego, co zrobiliśmy dla naszej religii” i „nie poświęcimy krwi muzułmanów za Żydów i Amerykanów!” Ayman, jako najlepiej wykształcony z całej grupy, występował jako rzecznik wszystkich skazańców.
Ayman al-Zawahiri podczas procesu, wygłaszający mowę zza krat
Więźniowie pewnego razu przed kamerami zaczęli zdejmować swe ubrania i pokazywać ślady tortur. Krzyczeli „gdzie jest ta demokracja? Patrzcie, co z nami robią! Armia Mahometa powróci i pokona Żydów!”
To sprawiło, że Al-Jihad, dotychczas grupa mało znana, zyskała wielką popularność.
Proces ciągnął się przed długie trzy lata.
W tym czasie Zawahiri poznał Szejka Omara Abdula Rahmana – najsławniejszego wówczas znawcę prawa islamu w Egipcie. Szejk Omar, choć był ślepy od dzieciństwa, również został wtrącony do więzienia, ponieważ oskarżono go o współudział w zamachu na Sadata. Wcześniej Szejk Omar przewodniczył konkurencyjnemu tajnemu ugrupowaniu islamskiemu – Islamic Group, której członkowie często napadali na chrześcijan żyjących w Egipcie (stanowiących około 10 % obywateli) kradnąc wszelkie dobra i tym samym zbieając środki na swojąwalkę. Omar ogłosił nawet, że napadanie na chrześcijan jest obowiązkiem, ponieważ „islam i chrześcijaństwo są w stanie wojny”. Od tego czasu powzechne stawały się przypadki, gdy uzbrojeni członkowie Islamic Group napadali na chrześcijańskie wesela i okradali wszystkich gości.
Chociaż liderzy Islamic Group i Al-Jihadu mieli podobne cele – obalenie rządów świeckich i ustanowienie państwa wyznaniowego, różniły ich poglądy na dojście do celu. Omar uważał, że cała ludzkość powinna przyjąć islam i wolał rozgłaszać swoje poglądy. Zawahiri zaś wolał czekać w ukryciu na odpowiednią chwilę, a potem uderzyć i za jednym zamachem szybko przejąć władzę, by wprowadzić w państwie ustrój podobny do totalitaryzmu.
W więzieniu obaj ci ludzie dyskutowali zawzięcie na ten temat. Jedną z najważniejszych kwestii była sprawa kto powinien przewodniczyć zjednoczonym siłom Islamic Group i Al-Jihadu. Zawahiri otwarcie mówiło islamskim przepisie, że emir nie może być ślepcem. Omar odpowiadał, że tak samo nie może być więźniem ani ex-więźniem.
Ostatecznie współpraca między tymi obiema organizacjami została zerwana, a Zawahiri i Szejk Omar stali się swoimi wrogami.
Zawahiriego skazano w końcu na 3 lata więzienia, więc po ogłoszeniu wyroku wypuszczono go na wolność, gdyż odsiedział już dokładnie tyle podczas postępowania sądowego. Dr Ayman al-Zawahiri wyjechał wówczas do miasta Jeddah (lub też Jiddah, Dżudda w jęz. polskim) w Arabii Saudyjskiej.
Mapa Arabii Saudyjskiej. Jeddah znajduje się tuż obok Mekki, nad brzegiem Morza Czerwonego.
Jak twierdził, wyjechał z kraju bo nie mógł znieść ciężaru własnej zdrady.
Osama bin Laden
Arabia Saudyjska nie była zawsze bogatym państwem. W latach 30 XX wieku była bardzo zacofana i biedna. W końcu, po latach walk, władzę nad całym państwem uzyskał klan Saudów, tym samym zakładając dynastię Saudów i państwo zwane do dzisiaj Arabią Saudyjską. Kraj ten potrzebował jakiegoś własnego źródła bogactwa, dlatego na zaproszenie króla przybył tam amerykański geolog – Carl Twitchell. Nie znalazł on niestety ani złota, ani nawet wody, jednak stwierdził jako pierwszy, że kraj ten ma „potencjalne złoża ropy”. W tym momencie do tego kraju zaczęli przybywać inwestorzy, głównie amerykańscy. Jedną z takich firm była Aramco - otrzymała ona prawo do operowania na terenie kraju, ale pod warunkiem, że zatrudniać będzie miejscową ludność. Jednym z jej pracowników był Mohammad bin Laden, ojciec Osamy, emigrant z sąsiedniego Jemenu.
Firma nie dość, że dała Mohammedowi pracę i dość dobre zarobki, również prowadziła bardzo przyjazną politykę zachęcającą pracowników do zakładania własnych firm. Nie dość, że użyczała im własnego sprzętu, dawała kredyty i pomagała we wszystkim, to w przypadku, gdy czyjś własny biznes się nie udał, pracownik w ciągu roku mógł wrócić na swoje stare stanowisko bez jakiejkolwiek straty. Bin Laden jednak stworzył firmę budowlaną (w czasach, gdy brakowało ich w Arabii), która okazała się sukcesem. W ciągu kilkunastu lat stał się bogaczem i stworzył największą firmę budowlaną w całym kraju. Zbliżył się też do rodziny królewskiej, między innymi dzięki zamówieniom na pałace i na największy i najważniejszy swój projekt – powiększenie najświętszego miejsca islamu – meczetu w Mekce.
Mohammed bin Laden miał jednak też i dość przykry nawyk, wynikający ze zwyczajów muzułmańskich. Otóż aby się rozwieść, wystarczyło, żeby mąż powiedział żonie „biorę rozwód”. Bardzo często Mohammed „żenił się” z jakąś młodą dziewczyną, spędzał z nią noc tylko po to, aby następnego dnia powiedzieć jej „biorę rozwód”.
W 1957 roku urodził się Osama, „Lew”, nazwany tak na pamiątkę jednego z towarzyszy Proroka Mahometa. Ojciec Osamy nie był idealnym ojcem, spędzał dużo czasu poza domem, a poza tym miał bardzo wiele innych żon i jeszcze więcej dzieci. Wkrótce również rozwiódł się z matką Osamy, a ją samą wydał za jednego ze swoich pracowników.
Niedługo później, Mohammed bin Laden zginął, gdy jego samolot rozbił się podczas jego podróży do nowej, nastoletniej narzeczonej.
Młody Osama bin Laden uczęszczał do najlepszej szkoły w Jeddah, zwanej „al-Thagr”, zbudowanej przez króla Faisala dla swoich synów. Aby się do niej dostać należało zdać dość trudny egzamin, jednak przystąpić do niego mógł każdy, bowiem do szkoły tej miały według założeń uczęszczać dzieci nie tylko królewskie, ale reprezentujące wszystkie klasy społeczne. Osama, według jego nauczycieli, był normalny i nie wyróżniał sięniczym szczególnym w nauce. Był jednak wysoki i dość późno zaczął dojrzewać. Wszyscy uczniowie musieli na terenie szkoły obowiązkowo nosić strój zachodni, dlatego z tego powodu była to jedna z niewielu okazji, aby przyszłego przywódcę Al-Kaidy zobaczyć w spodniach i koszuli z krawatem.W wieku 14 lat obudziła się w młodym Osamie wiara. Stał się wtedy o wiele bardziej religijny niż ktokolwiek by przypuszczał, zaczął odmawiać noszenia szkolnego ubrania poza szkołą, przestał oglądać swoje ulubione dotychczas westerny, płakać na widok wiadomości z Palestyny, a raz nawet kazał wyłączyć radio swemu kierowcy, gdy uznał, że muzyka nie jest godna prawdziwego muzułmanina. Jego droga do fanatyzmu właśnie się zaczęła.
20 listopada 1979 roku Arabią wstrząsnęła szokująca wiadomość. Tego ranka imam w Wielkim Meczecie w Mekce, najświętszym miejscu Islamu, wszedł na mównicę, aby rozpocząć poranną modlitwę z okazji ostatniego dnia hajj - pielgrzynki.
Wielki Meczet w Mekce rozbudowany przez rodzinę bin Ladenów
Nagle został odepchnięty i dało się słyszeć strzały. Niektórzy ze znajdujących się na placu pielgrzymów wyciągnęli spod swych ubrań karabiny. Grupa terrorystów zabarykadowała wejścia, zastrzeliła kilku policjantów znajdujących się w pobliżu i usadowiła swoich snajperów na minaretach. Rozległy się okrzyki „Allahu akbar!” – „Bóg jest wielki”, podczas gdy wielu wiernych znajdujących się na wewnętrznym placu zostało zabitych bądź uwięzionych w środku.
Z mównicy natychmiast zaczęto krzyczeć, że oto przybył Mahdi – który wg wierzeń muzułmańskich miał przybyć tuż przed końcem świata. Mahdi ma być potomkiem Mahometa i nosić jego imię (Mohammed Abdullah) oraz ma się objawić w czasie hajj. W tym samym czasie miałby objawić się i Jezus, który wspólnie z owym Mahdim miałby pokonać Antychrysta i przywrócić pokój na Ziemi.
Przywódcami tego ataku byli Mohammed Abdullah al-Qahtani i Juhayman al-Oteibi. Oteibi pewnej nocy miałsen, w którym wedle jego zeznań objawił mu się bóg i powiedział, że Qahtani jest właśnie owym zapowiadanym Mahdim. Qahtani dał się przekonać i tak oto dwójka młodych mężczyzn zaczęła organizować grupę młodzieńców, którzy za pomocą terroru chciała ustanowić rządy religijne w Arabii.
Siły Saudyjskie były nieprzygotowane na taką okazję i źle wyszkolone. Dodatkowo islam zabrania jakiejkolwiek przemocy na terenie Meczetu, nawet nie wolno tam zerwać najmniejszego kwiatka, więc szturm nie wchodził początkowo w grę. Czas mijał i terroryści podali swoje żądania: chcieli obalenia króla, stworzenia państwa teologicznego, wydalenia wszystkich cudzoziemców, oddania pieniędzy królewskich ludziom i zerwania stosunków z zachodem. Były to takie same żądania, jakie później wysunie bin Laden. Władza wciąż nie robiła nic konkretnego, aby ostatecznie zakończyć ten dramat. W końcu ruszono ze szturmem, ale utknął on w miejscu po zajęciu górnych pięter meczetu i dwóch minaretów. W tym czasie zginął też Qahtani, lecz śmierć samozwańczego Mahdiego nie zmieniła niczego – rebelianci wciąż stawiali opór. W końcu poproszono o pomoc USA, lecz pierwsi z gotowym planem przybyli Francuzi. Do Mekki przybyli trzej komandosi z Groupe d’Intervention de la Gendarmerie Nationale. Jako że nie wolno niewiernym wchodzić na teren Meczetu, grupa szturmowa zgodziła się nawet przejść na islam. Komandosi wpompowali gaz usypiający do podziemi, w których ukryli się terroryści wraz z grupą zakładników, lecz ta metoda okazała się nieskuteczna i walki trwały nadal. W końcu saudyjscy żołnierze postanowili wywiercić na placu dziury przez które wrzucali granaty do podziemnych pomieszczeń, jednak w wyniku tego oprócz terrorystów ginęli i porwani pielgrzymi. W końcu terroryści poddali się - pojmano wszystkich rebeliantów i uwolniono resztę żyjących jeszcze zakładników. Jedyny z żyjących przywódców tego ataku – al-Oteibi błagał króla o łaskę – przy spotkaniu z księciem Turki, Oteibi krzyczał „błagam, poproś króla o łaskę! Przysięgam, że już nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię!”. Turki odparł „Łaskę? Proś boga o wybaczenie”.
Wszystkim 63 terrorystom ścięto głowy podczas największej zbiorowej egzekucji w historii tego kraju..
Wszyscy muzułmanie byli wstrząśnięci. Nieoficjalne raporty o jakich była wtedy mowa szacowały liczbę zabitych na 4000. Najświętsze miejsce islamu było zrujnowane i zalane krwią. A odpowiedzialni za to byli sami muzułmanie.
Całe zdarzenie dotknęło bezpośrednio nawet Osamę, którego aresztowano gdy jechał swoim samochodem. Policja, zobaczywszy kurz wydobywający się spod kół szybko jadącego samochodu, aresztowała kierowcę myśląc, że jest nim uciekający jeden z zamachowców.
Szybko wypuszczono niewinnego bin Ladena, a on sam uważał wówczas Oteibiego i jego pomocników za szaleńców. Kilka lat później jednak miał zmienić zdanie i nazywać Oteibiego i Qahtaniego „prawdziwymi muzułmanami”, którzy byli „niewinni żadnej zbrodni”.
Nie minął miesiąc od czasu, gdy zakończył się ten dramat, a kolejne wydarzenie wstrząsnęło światem muzułmańskim – Afganistan został najechany przez ateistyczne mocarstwo – ZSRR.
Bin Laden uznał od razu, że jego powinnością jest tam pojechać. Według jego własnych opowieści wyruszał potajemnie kilka razy do Pakistanu aby tam dostarczać pieniądze dla mudżahedinów. W tym też czasie Osama poznał Abdullaha Azzama – palestyńskiego wojownika, dużo od niego starszego. Przyjeżdżał on do domu Osamy w Jeddah i tam namawiał gorąco każdego muzułmanina do przyłączenia się do jihadu przeciwko Rosjanom. Podczas swoich wystąpień twierdził, że jest to „święty obowiązek każdego muzułmanina”. Jego osoba zafascynowała Osamę, a jego poświęcenie dla sprawy i oddanie Allahowi zapowiadało to, kim z czasem stanie się sam bin Laden. Osama również pragnął dołączyć do walczących, lecz otrzymał surowy zakaz od rodziny królewskiej, z obawy, że w razie jego pojmania Rosjanie będą mogli uznać to za dowód bezpośredniego saudyjskiego wsparcia dla mudżahedinów – z racji bliskich relacji rodziny bin Ladenów i rodziny królewskiej. Na dodatek matka bin Ladena zabroniła mu tego, więc Osama dał słowo, że nie zbliży się do Afganistanu. W istocie przez cztery lata jego podróże w tamten rejon ograniczały się jedynie do Pakistanu i do miejsc odległych od granicy z Afganistanem.
Abdullah Azzam (mający na sobie tradycyjną palestyńską chustę – keffiyeh) oraz jego syn, Anas
W końcu Azzamowi udało się jednak namówić go do wyprawy do Afganistanu, do jednego z obozów znajdujących się na górze ponad sowiecką bazą. Tam też Osama po raz pierwszy spotkał się z mudżahedinami a także przeżył swój pierwszy nalot bombowy. Pewnego ranka obudziły go radzieckie samoloty, które zbombardowały obóz, a jedna rakieta uderzyła niedaleko niego, lecz nie wybuchła. Pomimo użycia rakiet i bomb, nikt nie zginął, a nawet bojownikom udało się zestrzelić jeden z radzieckich samolotów. Bin Laden nie tylko nasłuchał się wówczas opowieści o waleczności wojowników, ale też i opowieści o tym, że niektórzy z bojowników znajdowali nagle na swoich koszulach ślady po kulach, ale nie byli ranni, a ciała zabitych zachowywały świeżość a nawet pachniały kwiatami. To były cuda, które przekonały go o tym, że nikt nie może zginąć, jeżeli Allah tak nie postanowi i nie można przegrać, jeśli się jest mu w pełni oddanym. Osama jak najszybciej wrócił do Jeddah, gdzie, pomimo tego, że stracił udziały (ok. 2,5 mln dolarów) w ostatnim zleceniu z powodu swojej długiej nieobecności w kraju, zebrał według Abdullaha Azzama od pięciu do dziesięciu milionów dolarów wsparcia dla mudżahedinów. Sam Azzam zaś wydał
fatwę, czyli religijny nakaz, która głosiła, że obowiązkiem każdego muzułmanina jest pomóc w walce z Rosjanami w Afganistanie. W tym czasie także rodzina królewska zaczęła przeznaczać od 350 do 500 mln $ pomocy rocznie dla mudżahedinów, wpłacając te pieniądze do banków szwajcarskich, skąd pieniędzmi tymi później gospodarowali Amerykanie.
Choć Amerykanie starali się pomagać wszystkim walczącym z Rosjanami grupom i możliwe, że część tej broni trafiała do bin Ladena, nie było nigdy mowy o bezpośrednim przekazywaniu mu broni albo specjalnego szkolenia jego żołnierzy. Wszelkie informacje o wysłannikach USA przybywających do bin Ladena aby robić z nim dziwne interesy są zwykłymi mitami.
Jednak mimo tak szeroko zakrojonej akcji niezbyt wielu Arabów odpowiedziało na wezwanie do osobistej walki. Ci, którzy się zgłosili, często zaś byli zwykłymi fanatykami, którzy specjalnie ustawiali swe namioty tak, aby być łatwym celem dla radzieckich bombowców. Pytani czemu to robią, odpowiadali „bo chcemy umrzeć!” Ich umysły wypełnione wciąż były ideą męczeństwa, cudami jakie się tu przytrafiały „wierzącym” i opowieściami o raju.
Również sam Osama nie sprawiał wtedy wrażenia wojownika – w istocie wydawał się ludziom z nim spotykającym jako ktoś „miękki i delikatny”. Gdy się śmiał, miał zwyczaj zasłaniać usta ręką. Gdy prosiło się go, aby zaczął coś mówić, najchętniej zaczynał opowiadać o koniach. Gdy się powiedziało, że się kocha konie, bin Laden od razu nawiązywał rozmowę. Przebywał wciąż w cieniu swojego mentora i przyjaciela - Azzama. Jego godzina jeszcze nie nadeszła.
Aż wreszcie nadszedł ten czas, gdy Rosjanie rozpoczęli wycofywanie się z Afganistanu. Chociaż arabscy (tzn pochodzący z Arabii Saudyjskiej) wojownicy zgromadzeni wokół bin Ladena (w przeciwieństwie do arabskich pieniędzy) stanowili z powodu swej liczebności margines w tej wojnie i praktycznie nie wpłynęli w żadnym stopniu na wynik wojny, bin Laden uznał, że to on i jego Arabowie pokonali Związek Radziecki. Nabrał z czasem przekonania, że wielkie mocarstwo, zwabione do Afganistanu, rozpadło się dzięki jego walce i jego poświęceniu, mimo iż tak naprawdę nie miał on żadnego wpływu na rozpad ZSRR. Jednak to przekonanie stanie się podstawą do jego dalszych działań.
Osama zebrał swoich najbliższych towarzyszy i ich rodziny a następnie wyruszył w kierunku Tora Bora, miejsca w górach Afganistanu, gdzie założył swoją pierwszą bazę – Maasadę, czyli „Leże Lwa”.
To była dokładnie ta sama wojna, która przyniosła światu jedno z jego najsłynniejszych zdjęć:
Sharbat Gula – uciekinierka z ogarniętego wojną Afganistanu
Wtedy też, 17 kwietnia 1987 roku, kiedy śnieg stopniał w górach, Osama poprowadził pierwszy samodzielny atak na placówkę armii afgańskiej (w kraju bowiem wciąż rządy sprawowali afgańscy komuniści). Zebrał grupę 120 arabskich wojowników i po miesiącu planowania wyruszył w dolinę z zamiarem ostrzelania placówki rakietami, szturmu i wycofania się w góry po zapadnięciu zmierzchu. Jednak tuż przed atakiem wyszło na jaw, że żadna z grup nie ma amunicji, bowiem jedyny samochód jakim dysponowano, a który ją rozwoził, ugrzązł na drodze. Zatem szybko postanowiono donieść amunicję, rakiety i moździerze na plecach i przy pomocy czterech mułów, jakimi dysponowano. Wielu wojowników z racji tego jeszcze przed atakiem padło ze zmęczenia i zwyczajnie poszło spać do „Jaskini Lwa”. Reszta była wściekła, bo nie zabrano żadnych zapasów żywności a oni stali się głodni. W ostatniej minucie okazało się też, że nikt nie wziął zapalników niezbędnych do odpalenia rakiet. Jeden z wojowników zatem pogalopował na swym wierzchowcu z powrotem, aby je przywieźć. Jednak wszystko to nie uszło uwadze afgańskich strażników i jeden z nich, przy pomocy jednego karabinu maszynowego aż do zapadnięcia zmroku trzymał wszystkich Arabów w szachu tym samym udaremniając ich atak. Po zapadnięciu ciemności Osama i jego ludzie upokorzeni tą porażką wycofali się do swego obozu.
Jednak już niedługo później inna grupa dokonała skutecznego małego wypadu i po nim Rosjanie, wycofujący się stopniowo lecz wciąż obecni, wraz z armią podległą komunistycznemu rządowi afgańskiemu uderzyli na „Leże Lwa”. Gdy podeszli wystarczająco blisko, Arabowie otworzyli ogień. Zaskoczeni tym Rosjanie i ich sojusznicy ustąpili pola, podczas gdy wojownicy bin Ladena „byli w całkowitej ekstazie”. Jednak w odwecie Rosjanie tygodniami ostrzeliwali rejon Tora Bora przy pomocy moździerzy i zrzucali bomby napalmowe, więc arabscy mudżahedini uznali, że najlepiej będzie opuścić to miejsce i wycofać się w góry, jednak po odejściu szybko zmieniono zdanie i niebawem wszyscy z powrotem ukryli się w tychże jaskiniach. Osama zaś, w wyniku tego rażącego niezdecydowania zrzekł się dowództwa nad sprawami militarnymi na rzecz Egipcjanina Abu Ubayadaha.
Osama bin Laden z czasów wojny przeciwko Rosjanom
Ten zaś podzielił wszystkich na dwie grupy, z czego grupa Osamy miała bronić obozu. Podczas ostatecznego natarcia Rosjan Osama przebywał na pierwszej linii walk będąc stale bardzo blisko żołnierzy wroga (raz nawet uznał, że Allach zesłał na niego taki spokój ducha, że podczas ostrzału moździerzowego zasnął jak dziecko, choć w istocie było to najprawdopodobniej zwykłe zasłabnięcie wynikające z ogólnego słabego zdrowia bin Ladena).W końcu grupa Abu Ubaydaha zaatakowała nieprzyjaciół z boku i podczas ostatecznej potyczki Rosjanie, nie mający wsparcia z powietrza, musieli się wycofać. Sam Osama dostał wówczas od Ubaydaha prezent w postaci karabinka szturmowego AK-74 należącego wcześniej do zabitego radzieckiego oficera. Od tamtej pory nie rozstawał się z nim i ma go prawdopodobnie aż do dzisiaj.
Parę lat później ZSRR rozpadło się. Osama wciąż wierzył, że „śmierć” tego państwa wynikała bezpośrednio z rany, jaką zadał on sam w Afganistanie. Otwarcie wierzył też, że „wiara jest silniejsza niż jakakolwiek broń i jakikolwiek naród i jest przepustką do miejsca, gdzie dzieją się cuda”.
Baza
W tym też czasie Ayman al-Zawahiri ostatecznie zakończył pracę w klinice w Jeddah i przybył do Pakistanu, do szpitala Czerwonego Półksiężyca. Tam też przybrał pseudonim Abdul Mu’iz. „Abd” znaczy „niewolnik” a „mu’iz” to jedno z 99 imion Allacha. I właśnie wtedy Aymanem wstrząsały wątpliwości do jakiej grupy przyłączyć się na stałe – wrócić do Al-Jihadu, który stworzył, czy zwrócić się w stronę nowej organizacji, która jednakowo go pociągała a która nie miała jeszcze swojej nazwy, a która z czasem przerodzi się w Al-Kaidę.
We wczesnych latach 70 pojawiła się w Egipcie mała grupka ludzi, nazywająca się Takfir wa Hijira, czyli Ekskominukacja i Wycofanie się, która miała dość duży wpływ na rodzącą się organizację bin Ladena. Jej lider, Shukri Mustafa zebrał z czasem siłę licząca kilka tysięcy zwolenników. Wszyscy oni czytali pamiętniki Qutba i planowali, że pewnegodnia przejmą władzę w kraju. W międzyczasie ukrywali się, tak jak przyszła Al-Kaida, w nielicznych jaskiniach dzięki czemu uzyskali przydomek „ludzi z jaskiń”. Takfir wa Hijira jako pierwsza też zaczęła tworzyć uśpione komórki swoich agentów, którzy mieli aktywować się na rozkaz w odpowiednim momencie. Taką samą strategię przyjmie z czasem organizacja Osamy bin Ladena.
Dwa lata po załoeniu, organizacja ta uderzyła po raz pierwszy – porwała byłego ministra od spraw religii =, szejka Mohammeda al-Dhahabiego. Gdy rząd odmówił spełnienia żądań, terroryści zamordowali szejka i porzucili jego związane ciało na ulicy.
Przywódcy, wraz z Shukri Mustafą, zostali pojmami i skazani na karę śmierci, jednak ich metody (a głównie usprawiedliwianie mordowania tych, których uznali za „niewiernych”) przejęła później Al-Kaida.
Tymczasem podczas pobytu Aymana al-Zawahiriego w tymże szpitalu w Peshawarze wielokrotnie odwiedzał go sam bin Laden. Choć byli to ludzie o odmiennych poglądach i celach, szybko stali się sojusznikami. Zawahiri potrzebował pieniędzy, których Saudyjczyk miał mnóstwo, natomiast Osama potrzebował wskazówek i wytyczenia kierunku, które z kolei oferował mu Ayman.
Ci dwaj ludzie mieli inne priorytety – Osamę nie interesowała wówczas walka z jakimkolwiek rządem arabskim, jak chciał Zawahiri. Zawahiri zaś nie bardzo interesował się walką z wrogami zewnętrznymi podczas gdy muzułmanami wciąż rządzili świeccy politycy. Przyszła Al-Kaida podąży zatem drogą będącą środkiem pomiędzy tymi dwoma celami – drogą globalnego jihadu. Zawahiri także, aby zwiększyć powagę swojej pozycji dostarczył Osamie wielu żołnierzy, inżynierów, lekarzy i innych oddanych sprawie, wykształconych muzułmanów z Egiptu, których bin Laden przyjął i przyznał standardową pensję 1200 dolarów miesięcznie. To oni mieli stać się wkrótce czołówką przyszłej Al-Kaidy. Obie te organizacje – Al-Jihad i zalążek Al-Kaidy zawiązały między sobą ścisły sojusz i Egipcjanie osiedlili się w swoim własnym mini obozie w kompleksie Leża Lwa.
W tym też czasie Abdullah Azzam napisał w swoich notatkach z tamtego okresu, cytując Sayyida Qutba, że „ta awangarda stanowi solidną bazę (
qaeda) dla długo oczekiwanego społeczeństwa muzułmańskiego”. Azzam – Palestyńczyk - wkrótce pomógł też stworzyć Hamas – alternatywę dla Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jassera Arafata.
Abdullah Azzam pragnął wyruszyć na wojnę przeciwko Izraelowi, natomiast Zawahiri pragnął walczyć przeciwko świeckim rządom krajów arabskich. Obaj ci mężczyźni zaczęli grę, której stawką było wsparcie i pieniądze bogatego Saudyjczyka.
A czego chciał sam bin Laden? Nie interesowała go ani Palestyna, ani Egipt. Jego myśli zwracały się bardziej w stronę krajów Azji i kontynuowaniu walki z ZSRR. Co ciekawe, żaden z tych ludzi nie myślał w ogóle na razie o otwartej walce przeciwko USA.
W końcu zaś, w niedzielę rano, 20 sierpnia 1988 grupa najważniejszych przywódców zebrała się na spotkaniu i formalnie ustanowiła organizację zwaną „Al-Qaeda al-Askariya” – „Bazą Militarną”. Organizacja ta zaczynała od trzydziestu mężczyzn, którzy zaakceptowali i spełnili warunki członkostwa, wśród których były między innymi wymóg dobrych manier, oddania się Allachowi i pełnego posłuszeństwa wobec przełożonych.
Wśród celów na pierwszym miejscu wymieniono „rozsławiać imię Allacha, aby jego religia zwyciężyła”.
Niedługo później, 15 lutego 1989 roku, generał Borys Gromow przemaszerował po moście granicznym do Uzbekistanu. Stwierdził, że „żaden żołnierz ani oficer radziecki nie pozostał za mną. Nasz dziewięcioletni pobyt [w Afganistanie] tak się kończy.”
Jednak pomimo wycofania się sowietów, Afganistanowi daleko było do spokoju. Rząd komunistyczny nie upadł i mudżahedini wciąż walczyli, tym razem przeciwko Afgańczykom. Jak na ironię losu, tak naprawdę to najwięcej arabskich mudżahedinów przybyło nie aby walczyć z sowieckim najeźdźcą, ale ze swoimi braćmi w wierze będącymi w rządzie Afganistanu. Wówczas to wiele organizacji, np. Al-Jihad, lub „Islamic Group” tworzyło własne specjalne instytucje zajmujące się rekrutowaniem dla siebie nowych, młodych członków. Wtedy też toczyły się walki w rejonie Jalalabadu, gdzie oddziały różnych przywódców mudżahedinów, nie koordynując swoich ruchów, próbowały zająć to miasto. Wtedy też, podczas jednego z ataków rządowych wojsk afgańskich, oddział bin Ladena, z nim samym na czele, rzucił się do ucieczki. Gdyby nie odwaga Shafiqa, jednego z żołnierzy Osamy, który samotnie bronił swojego stanowiska przy pomocy moździerza tym samym osłaniając ucieczkę towarzyszy, Osama z bardzo dużym prawdopodobieństwem by wtedy zginął, tak jak ponad 80 jego podwładnych. Jednak udało mu się zbiec na czas.
Po nieudanej próbie zdobycia Jalalabadu, grupy różnych mudżahedinów pogrążyły się we wzajemnej, bratobójczej walce, w której z czasem przewagę zdobyły dwie z nich – jedna dowodzona przez Gulbuddina Hekmatyara i druga dowodzona przez Ahmeda Shaha Massouda.
Ahmed Shah Massoud – przywódca jednej z dwóch zwalczających się grup afgańskich wojowników
Obaj chcieli przekształcić Afganistan w państwo islamskie, jednak obaj byli też swoimi zaciekłymi wrogami. Podczas gdy Hekmatyar był sprawnym dyplomatą, Massoud był błyskotliwym dowódcą. Większość Arabów sprzymierzyła się z Hekmatyarem, lecz Osama, zmartwiony tym, że muzułmanie walczą między sobą, przybył do Arabii Saudyjskiej, aby skonsultować się z księciem Turkim – szefem wywiadu saudyjskiego, z kim najlepiej się sprzymierzyć. On zaś doradził, że najlepszą opcją jest w ogóle opuścić Afganistan.
Książę Turki
Abdullah Azzam zaś, palestyński mentor bin Ladena, który przez wiele lat wprowadzał o w arkana walki i był jego idolem w tej kwestii, sprzymierzył się z Massoudem. Ostateczne pożegnanie bin Ladna ze swym przyjacielem, Azzamem, było długie i wylewne. Niedługo później Azzam wraz ze swoimi synami wybrał się samochodem do meczetu na modlitwę. Gdy parkowali, tuż obok wybuchła bomba zrobiona z 20 kilogramów TNT. Cały samochód został rozerwany na kawałki.
Choć zamach zlecił prawdopodobnie Hekmatyar, to Ayman al-Zawahiri został ostatecznym zwycięzcą, bo od tej pory pozostał sam na placu boju o względy bogatego Saudyjczyka.
Osama powrócił do Arabii jakiej nie znał. Zmieniło się wiele – wzrosło bogactwo, ale zmniejszyły się wolności osobiste. Poza tym Arabia stała się głównym sprzymierzeńcem USA w tym rejonie po tym, jak w Iranie miała miejsce islamska rewolucja, która obaliła przyjaznego Stanom Zjednoczonym szacha. Wielu młodych ludzi odczuwało przy okazji, że życie w krajach zachodu jest jakby pełniejsze od życia w krajach muzułmańskich – co prawda ich kraj był bogaty, lecz brakowało w nim wielu swobód.
Osama twierdził, że jego nienawiść do Ameryki sięga 1982 roku, kiedy to Szósta Flota pomogła Żydom w walce z Libanem. Mało kto pamiętał wtedy, że bin Laden osobiście dziękował ambasadorowi Arabii przebywającemu wcześniej w USA, mówiąc „dziękuję, że przekonał pan Amerykanów, aby nam (mudżahedinom ogólnie) pomogli w Afganistanie”.
Jednak nawet wtedy plany bin Ladena ograniczały się jedynie do bojkotowania wyrobów i firm amerykańskich (jak na ironię losu wygląda też fakt, że całe bogactwo i wpływy rodzina bin Ladena zawdzięczała właśnie amerykańskiej firmie Aramco) oraz do zasypywania listów ze skargami ambasady USA.
Choć bin Laden wrócił na swoją dawną posadę w rodzinnym biznesie, jego duszą wciąż wstrząsały ideologiczne wyrzuty. Jego dodatkową bolączką był fakt, że w jego rodzinnym Jemenie władzę sprawowali komuniści. Sam Osama pragnął, aby cały Półwysep Arabski, jako „ziemia święta”, była wolna od komunizmu i w ogóle od ateistów lub świeckich wartości. Postanowił zatem przerzucić się do Jemenu, zorganizować tam siatkę partyzancką i walczyć z tamtejszym rządem. Wtedy też wielu jemeńskich członków Al-Kaidy przybywało do jego domu i wychodziło z niego z walizkami pełnymi pieniędzy, przeznaczonymi na ten właśnie cel.
Prezydent Jemenu był poirytowany. Przybył nawet do Arabii aby prosić króla o pomoc w zdławieniu buntowniczych planów bin Ladena. Ten zakazał Osamie jakiegokolwiek wsparcia dla partyzantów w Jemenie i w zamian otrzymał od niego zapewnienie, że bin Laden nie ma z tym nic wspólnego. Po jakimś czasie jednak Osamę znów przyłapano na rozgłaszaniu w Jemenie antyrządowych haseł i na wspomaganiu finansowym rebeliantów. Niesubordynacja swego poddanego była wówczas dla króla Arabii czymś zupełnie nieznanym. Wezwano Osamę do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i udzielono mu ostrej reprymendy. Po tym wszystkim bin Laden wspominał, że czuł się jakby był w ogniu krzyżowym. Wierzył, że działa dla dobra rządu Arabii, lecz zderzył się z brutalną rzeczywistością. Nikt tej jego pomocy i tej jego walki nie chciał. Na dodatek zabrano mu paszport, jako karę za jego personalne prowadzenie polityki zagranicznej.
”Krzyżowcy”
Wówczas nastąpił kolejny moment przełomowy w historii Bliskiego Wschodu. Małe państewko arabskie – Kuwejt, wspomagało finansowo Irak podczas jego długoletniej wojny z Iranem. Po jej zakończeniu dług Iraku wobec swego małego sąsiada wynosił ok. 65 miliardów dolarów. Na dodatek, po zakończeniu tej wojny, Kuwejt zwiększył swoje wydobycie ropy o 40%, co spotkało się z zarzutami Iraku o celową próbę zrujnowania jego gospodarki.
2 sierpnia 1990 roku wojska irackie uderzyły na Kuwejt. Arabia Saudyjska, która dopiero od niedawna inwestowała w nowoczesny sprzęt wojskowy była w szoku. Co prawda posiadała nowoczesne uzbrojenie, ale nie miała ani licznej armii ani niezbędnego wyszkolenia. Na dodatek niedługo po inwazji do Jeddah przybyli wysłannicy amerykańscy, z gen. Normanem Schwarzkopfem na czele, którzy pokazali przedstawicielom rządu Arabii zdjęcia satelitarne Kuwejtu ukazujące trzy irackie dywizje pancerne i ogromną liczbę piechoty – jego zdaniem zbyt dużą siłę do jedynie zabezpieczenia malutkiego Kuwejtu. Na dodatek raporty donosiły o grupach zwiadowców irackich, którzy przekraczali granicę „Kuwejtu” z Arabią i zapuszczali się w głąb państwa Saudyjskiego. W momencie wybuchu wojny książę Turki – szef wywiadu Arabii, przebywał w USA na wakacjach. O inwazji dowiedział się podczas seansu w kinie podczas którego oglądał „Szklaną pułapkę II”. Od razu wyruszył do Białego Domu, gdzie zaczął ustalać plany zbliżającej się odpowiedzi państw zachodu na tę wojnę. Bin Laden natomiast wysłał do króla list prosząc w nim o nie ściąganie obcych wojsk do Arabii. Uznał i obiecał, że jest w stanie wyszkolić i przygotować ponad 100 000 armię wojowników, którzy obronią Arabię w razie ataku. Skopiował nawet prezentację gen. Schwarzkopfa wyciągając własne plany wybudowania przy pomocy sprzętu budowlanego rodziny bin Ladenów sieci umocnień na granicy. Gdy spotkał się w końcu z członkami rządu, ci wyśmiali go. Gdy stwierdzili, że w Kuwejcie nie ma gór i jaskiń w których można się ukrywać i gdy spytali się, co zrobi, gdy Saddam zaatakuje ich przy pomocy gazów bojowych, Osama odrzekł, że „będą walczyć z nim ich wiarą w Allacha”. Bin Laden nie bał się armii irackiej, pomimo tego, że była ona wówczas największą siłą w świecie muzułmańskim. Gdy mu o tym przypomniano, odrzekł, że „wygonił sowietów z Afganistanu”. Ludzie, którzy wiedzieli jak znikomą rolę odegrali bojownicy pochodzenia nie-afgańskiego w wyrzuceniu radzieckich okupantów wyśmiali jego słowa.
Jednak sprawa udziału armii USA w tej wojnie była już nieunikniona. Stany Zjednoczone importowały olbrzymie ilości ropy z Arabii Saudyjskiej, swojego najbliższego sojusznika w tym rejonie i nie mogły pozwolić, aby tak ważne źródło tego strategicznego surowca przejął Irak. Zagrożenie złóż arabskich uznano za główne zagrożenie bezpieczeństwa narodowego USA. Amerykański jastrząb już ostrzył swoje szpony.
W tym czasie Osama, z powodu oziębłości rządu, zwrócił się do duchownych, prosząc ich o ustosunkowanie się do sprawy obecności obcokrajowców na „świętej ziemi”, bowiem wg niego sam prorok Mahomet zakazał takiej obecności (w istocie wielu chrześcijan i żydów żyło wówczas na półwyspie w spokoju i dopiero później zabroniono wstępu innowiercom do Mekki i Medyny, dwóch najświętszych miast). Jednak król Arabii również naciskał na duchownych, którzy w końcu wydali
fatwę, zgodnie z którą można było zaprosić obce wojska do kraju pod warunkiem, że będą one broniły islamu. W ten sposób władca zapewnił sobie religijne wsparcie w tej kwestii.
Niedługo później pół miliona żołnierzy USA i mniejsza liczba żołnierzy z innych państw przybyło do Arabii, co wielu mieszkańcom tego kraju wydało się początkiem okupacji. Choć wszystkie bazy z rozmysłem umieszczono z dala od miast, na pustyni, aby trzymać się z dala od widoku, muzułmanie doskonali zdawali sobie sprawę z tego, że nie potrafią się sami obronić i że musi to za nich robić kraj niewiernych. Co więcej, wśród tych obrońców były też kobiety, dość liczne w armiach zachodu, co dodatkowo poniżało Arabów. Osama zaś był wściekły. Nie widział w Amerykanach obrońców swojego kraju (kim rzecz jasna byli wówczas żołnierze koalicji), lecz „krzyżowców”, którzy chcą podbić „ziemię Mahometa”.
Na dodatek krajem zaczęły wstrząsać ruchy dążące do „uzachodowienia” państwa – np. grupka kobiet muzułmańskich zaczęła żądać prawa do kierowania samochodami, co wcześniej było dla nich zabronione. Arabia z kraju bogatego i szanowanego stała się krajem bogatym, lecz upokorzonym, którego obywatele czuli hańbę i swoją niższość w porównaniu z obywatelami krajów zachodu.
Wkrótce armie koalicji postanowiły ruszyć do ataku i wyzwolić Kuwejt. Czołgi przetoczyły się przez pustynię i wojska Saddama poniosły straszliwą klęskę.
Czołg M1A1 Abrams – wiem, że każdy go zna, ale jakiś podpis musiałem dać
Po wyzwoleniu Kuwejtu prezydent George Bush stwierdził „tej nocy w Iraku, Saddam spaceruje wśród ruin. Jego machina wojenna została zmiażdżona, jego możliwość do grożenia innym zniszczeniem zakończyła się.”
Zaczęła się natomiast nowa era w walce Osamy z zachodem. Tak jak Bush widział „nowy porządek” w sile ONZ, tak Osama gardził tą „dominacją USA i akcjami wymierzonymi w Arabów, których wykonawcą będzie ONZ”. Sam marzył o własnym „nowym światowym porządku”, w którym to kraje arabskie dominowałyby i w którym odtworzony zostałby kalifat – jednolite i religijne rządy arabskie rozciągające się od Hiszpanii po Pakistan.
W końcu, w obliczu krwawej bratobójczej walki w Afganistanie pomiędzy dwoma armiami mudżahedinów, Osama wyprosił od ministra Naifa swój paszport pod warunkiem jednak, że nie będzie się samodzielnie wtrącał w żadne prowadzenie polityki. Twierdził, że uda mu się powstrzymać walki i że może odegrać znaczącą rolę w ustanowieniu tam pokoju. W 1992 roku wyjechał do Peshawaru gdzie towarzyszył w pokojowych negocjacjach. Książe Turki wybrał na swojego sprzymierzeńca Hekmatyara. Jednak Osama potajemnie sprzymierzył się z Massoudem, co w rezultacie sprawiło, że bojownikom Massouda potajemnie udało się przeniknąć do Kabulu (stolicy kraju) i ją opanować. To było otwarte sprzeciwienie się Turkiemu i wtrącenie się do polityki zagranicznej państwa. Od tej pory książę Turki i Osama bin Laden stali się swoimi wrogami.
Choć walki w Afganistanie się nie skończyły, czasy jihadu w tym kraju – owszem. Wielu byłych arabskich mudżahedinów uważanych było za niebezpiecznych – obce kraje nie chciały ich wpuszczać do siebie. Obywatele Arabii Saudyjskiej byli prawie od razu po powrocie aresztowani i poddawani przesłuchaniom. Wtedy do Osamy przybyli wysłannicy z raju.
Afrykański Raj
Do bin Ladena przybyli wysłannicy z Sudanu. Zaoferowali mu cały kraj do osiedlenia się oraz całkowitą wolność poruszania się i prowadzenia jakichkolwiek działań. Zaciekawiony tą propozycją, Osama wysłał swoich agentów aby rozejrzeli się po Sudanie i ocenili atrakcyjność tej oferty. Wrócili oni wprost oczarowani perspektywą osiedlenia się w tym przyjaznym kraju, więc pod koniec roku 1992 Osama przeniósł swoją Al-Qaedę, czyli „bazę”, do Sudanu. Dodatkowo, zgodnie z oczekiwaniami Sudańczyków, przywiózł ze sobą wiele maszyn budowlanych i obiecał wybudować za darmo 300km drogę we wschodnim Sudanie jako „prezent dla narodu Sudańskiego”.
Do Chartumu, stolicy Sudanu, Osama przeniósł się wraz ze swoimi czterema żonami i, w tym czasie, już 17 dziećmi i został powitany przez głównego inspiratora tego sojuszu Sudanu z bogatym Saudyjczykiem - Hassana al-Turabiego, który również był zdania, że słabość państw islamskich i ich obecna pozycja na świecie wynikała ze zbyt małego oddania się bogu i z działań zachodu.
Hassan al-Turabi, duchowny przywódca Sudanu
Osama bin Laden i Hassan al-Turabi w Sudanie
Jednak mimo wszystko były pewne istotne różnice w poglądach obu tych mężczyzn. Na przykład Turabi chciał połączenia dwóch odłamów islamu – Sunnitów i Szyitów, co dla bin Ladena było niemalże herezją. Był też zwolennikiem włączenia się sztuki i muzyki do religii islamu, czemu stanowczo przeciwny był bin Laden. Turabi był też wcześniej zwolennikiem zwiększenia praw kobiet, co dla wielu muzułmanów było nie do pomyślenia.
Dom Osamy bin Ladena w Chartumie
Czas spędzony w Chartumie można by uznać na najszczęśliwszy okres w życiu Osamy bin Ladena. Założył własne biuro zajmujące się nadzorowaniem własnych interesów gospodarczych w budynku leżącym naprzeciw Ministerstwa Spraw Islamskich, które mieściło się w dawnym brytyjskim sławnym... domu publicznym. Podobnież gdy Osama to usłyszał, śmiał się tak, jak już dawno tego nie robił.
W Sudanie bin Laden oddał się rolnictwu, budowaniu nowych obiektów i jego pasji – hodowli koni. Często też bywał na wyścigach tych zwierząt, jednak irytowała go obecność muzyków, którzy zawsze wówczas głośno grali. Wtedy zatykał uszy palcami i choć jego towarzysze mówili mu, że to nie jego wina, że tu są i że grają, on co chwilę chciał ich uciszać, gdyż uważał muzykę za rzecz niegodną muzułmanina i za „tubę diabła”. W pewnym momencie, gdy Osama po raz kolejny poprosił muzyków o uciszenie się, ci kazali mu... spadać. Od tej pory bin Laden nie przychodził już na miejscowe wyścigi konne.
W tym okresie Al-Kaida stała się praktycznie organizacją budowlano-rolniczą a sam Osama często zabierał swoje żony i dzieci nad rzekę, gdzie urządzał im pikniki, bawił się z nimi na trawie i czytał poezję, a dla swoich podwładnych z Al-Kaidy często organizował zwykłe przyjacielskie mecze piłki nożnej. Tutaj też Osama zaczął poświęcać się niemalże w całości rolnictwu. Zaczął badać nowe metody uprawy roślin i próbował wdrażać nowe technologie. Stwierdził nawet, że Sudan byłby w stanie wyżywić cały świat, gdyby tylko dobrze był zarządzany. To w tym okresie był bardzo bliski odejścia z Al-Kaidy i pozostania farmerem. Jednak wciąż było coś, co nie dawało mu spokoju. Wojska amerykańskie wciąż stacjonowały w Arabii i było to właśnie to coś, co sprawiało, że Osama bardzo pragnął coś z tym w końcu zrobić.
Wtedy też nastąpił kolejny kryzys – w Somalii zapanowała straszliwa klęska głodu, a pomoc humanitarna – żywność i leki, przejmowały bandy które wykorzystywały je do własnych celów. Siły ONZ zatem zdecydowały się wysłać misję pokojową, której celem było zabezpieczenie dostaw żywności i lekarstw dla muzułmańskich mieszkańców Somalii i ewentualne pojmanie wrogich przywódców band. Drobny epizod tej operacji można obejrzeć w filmie „Helikopter w ogniu”.
Podczas gdy Amerykanie, jak i cały świat, postrzegali tę misję tylko i wyłącznie jako zwykłą pomoc humanitarną dla biednych ludzi z biednego kraju, którzy cierpieli męki z powodu głodu i przemocy, Osama widział w tym kolejny etap inwazji USA na kraje muzułmańskie. W jego przeświadczeniu kontrolowany przez Stany Zjednoczone był już Kuwejt i Arabia Saudyjska. Głód w Somalii wg niego był przykrywką do opanowania i tego kraju a po nim...? Na pewno i Jemenu a potem zapewne i Sudanu. Al-Kaida zaczęła zatem przygotowania do powstrzymania USA przed, jak im się wydawało, zacieśnieniem pętli na szyjach muzułmanów, podczas gdy Amerykanie w ogóle nie mieli jeszcze pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak „Baza” Osamy bin Ladena.
Dlaczego Al-Kaida skierowała swoją uwagę na USA, które niedawno jeszcze wspomagały muzułmanów w Afganistanie? Przeważnie dlatego, że widziano w niej uosobienie chrześcijańskiej potęgi. Mudżahedini byli przedstawiani w USA jako romantyczni bojownicy walczący dzięki wierze z komunistycznym mocarstwem. Lecz chrześcijaństwo i islam były rywalami – w istocie w umysłach ludzi zakotwiczonych mentalnie w VII wieku chrześcijaństwo nie było jedynie rywalem – było wręcz arcywrogiem.
29 grudnia 1992 roku wybuchła bomba w hotelu Movenpick w Adenie, stolicy Jemenu a inna bomba eksplodowała przy hotelu Goldmohur.
Jest to z pewnością hotel Movenpick w Jemenie. Nie udało mi się jednak ustalić, czy to autentyczne zdjęcie tamtego wybuchu.
Ataki te były skierowane na amerykańskich żołnierzy, którzy mieli podobno nocować w tych hotelach w Jemenie w oczekiwaniu na wylot do Somalii. Chociaż w zamachach zginęły dwie osoby – australijski turysta i jemeński pracownik hotelu a siedmiu Jemeńczyków zostało ciężko rannych, nic się nie stało żadnemu amerykańskiemu żołnierzowi, gdyż wszyscy z nich nocowali w innym hotelu i wyruszyli w drogę wg planu. Ameryka nawet nie zauważyła tego ataku, nikt z jej obywateli nie zginął i w niczym te zamachy nie przeszkodziły, jednak Osama szybko uznał to za swój sukces. Ale obok wzajemnych gratulacji w obozie zamachowców w Sudanie dały się słyszeć również pierwsze pytania pełne wątpliwości. Jedną z ofiar był muzułmanin, zatem czy zgodny z islamem był ten zamach, który pozbawił go życia i czy ci, którzy go zorganizowali nie złamali czasem praw Koranu?
Odpowiedzi na te pytania szybko udzielił Abu Hajer. Powoływał się na historię ze średniowiecza, kiedy to Mongołowie spustoszyli Bagdad, ale później przeszli na islam. Zastanawiano się wtedy, czy można się na nich mścić, ponieważ islam zabraniał zabijania braci w wierze. Ówczesny teolog, Ibn Tamiyyah odparł, że pomimo tego, że formalnie przeszli oni na islam wyznając wiarę w Allacha, nie byli prawdziwymi muzułmanami. Na dodatek orzekł, że każdy kto handlował z Mongołami, pomagał im lub nawet stał obok nich może zostać zabity. Jeżeli był dobrym muzułmaninem, pójdzie do raju. Jeżeli złym – znajdzie się w piekle. Zatem wg tej logiki, terroryści z Al-Kaidy uznali, że mają prawo organizować zamachy nawet w krajach muzułmańskich, bowiem nawet jeśli zginie jakiś muzułmanin, to w imię walki o wyższą sprawę – walki z niewiernymi. Jeśli osoba ta była dobrym muzułmaninem, to terroryści wierzyli, że wyświadczają jej przysługę, wysyłając ją do raju. Jeżeli zaś złym – nie było powodu płakać z powodu śmierci złego muzułmanina.
Zatem według tej logiki to nie od Al-Kaidy zależały losy dusz zabitych – tylko od nich samych. Każda zabita osoba otrzymywała wg nich właściwą zapłatę w niebie lub piekle, więc zarówno jemeński pracownik jak i australijski turysta po prostu spotkali się z należną im zapłatą za ich życie. Al-Kaida zaś czuła się moralnie zwolniona z odpowiedzialności za ich śmierć i nie uznawała tego za mordowanie swoich współbraci w wierze.
Cele Al-Kaidy zaczęły się krystalizować. Wydane niedawno dwie fatwy – o zabijaniu Amerykanów i zaakceptowaniu śmierci niewinnych, nakierowały Al-Kaidę nanowy tor. Od tej pory celem nie były wrogie armie, lecz zabijanie cywili. Poprzednia koncepcja Al-Kaidy jako mobilnej armii mudżahedinów, którzy mieliby bronić islamu, zanikła. Pojawiła się nowa – zamaskowanej siły, której celem było
aktywne atakowanie zachodu.
Związek Radziecki nie był już żadnym zagrożeniem. Jedynie Ameryka była jedyną siłą, która mogła zagrozić odtworzeniu dawnego Kalifatu, a skoro tak, musiała być zaatakowana i pokonana.
Wieże World Trade Center
Po problemach w swojej ojczyźnie, szejk Omar Abdul Rahman, zwany też „ślepym szejkiem”, udał się do USA, gdzie szukał azylu. Chociaż przebywał w Stanach Zjednoczonych, wciąż głosił, że należy rabować banki i zabijać Zydów. Podróżował do USA i Kanadzie zbierając nowych zwolenników. Amerykanó nazywał „potomkami małp i świń, które jedzą ze stołów Żydów, komunistów i kolonialistów. Mimo przebywania w USA namawiał swoich zwolennikó do atakowania zachodu – „przecinania szlaków transportowych, niszczeniu ekonomii, zatapiania statków, zestrzeliwania samolotów, mordowania na ziemi, w powietrzu i na wodzie.”
I w istocie jego słuchacze zaczęli planować owe ataki. Mieli nadzieję sparaliżować Nowy Jork mordując kilku polityków i niszcząc takie obiekty jak Most Jerzego Waszyngtona, tunele Hollanda i Lincolna, Federal Plaza i budynek ONZ podczas zsynchronizowanych ataków bombowych. FBI ustaliło później, że Osama potajemnie finansował te wysiłki.
Praktycznie nikt w agencjach wywiadowczych nie miał pojęcia o tej siatce, jaka utworzyła się tuż pod ich nosami. Niewiele osób w CIA, nie mówiąc już o policji, znało wówczas język arabski. Amerykanie zwyczajnie zignorowali zagrożenie, mając naiwne przeświadczenie, że „nikt, kto mieszka w Stanach nie ma powodu, aby się obracać przeciwko nim”.
26 lutego 1993 roku wynajęty Ford Econoline kierowany przez Ramziego Yousefa zaparkował w podziemnym garażu wieży północnej kompleksu World Trade Center. Sam Yousef szkolił się w budowaniu bomb w jednym z obozów Al-Kaidy. Umieszczając samochód wypełniony materiałami wybuchowymi w południowym narożniku wieży północnej planował zawalenie jej na wieżę południową, co miało doprowadzić do ich wspólnego kolapsu. Liczbę ofiar Yousef oceniał na 250 000 osób, co wg niego miało odpowiadać takiej samej liczbie Palestyńczyków zabitych w potyczkach z Żydami, wspomaganymi przez USA. Ramzi zapalił długie na 20 stóp lonty i uciekł z garażu do miejsca znajdującego się na północ od wież WTC, skąd miał obserwować upadek budynków. Bomba wybuchła wyrywając gigantyczną dziurę w sześciu kondygnacjach ze stali i betonu. Budynek zadrżał, ale wytrzymał eksplozję. Specjalista FBI od materiałów wybuchowych stwierdził, że gdyby bomba miała o 500 funtów (ok. 226 kg) materiałów wybuchowych więcej, wieża najprawdopodobniej nie wytrzymałaby eksplozji. Inny agent, widząc skalę zniszczeń powiedział z podziwem: „te budynki będą stać wiecznie”.
Sam Ramzi uciekł do Pakistanu, a później do stolicy Filipin – Manili, zanim zdołano go pochwycić. Jednak atakowi można było zapobiec, tylko popełniono parę błędów. Na przykład zatrzymano na lotnisku kolegę i partnera Ramziego, Ahmeda Ajaja, który posiadał przy sobie m.in. podręczniki do produkcji bomb i fałszywy paszport. Osadzono go w areszcie, skąd wiele razy dzwonił do Ramziego, jednak nikt nie kwapił się ani do przetłumaczenia ich rozmów ani do namierzenia rozmówcy, jak również nikt nie podejrzewał, że dzwoni on do innego agenta Al-Kaidy w Stanach. Jeden z podręczników jaki posiadał Ajaj i jaki zatrzymano zawierał fragment przetłumaczony na język angielski jako „The Basic Rule” („podstawowa zasada”). W istocie był to jednak arabski wyraz oznaczający słowo „Base”, czyli „Baza”, po arabsku zapisany jako „al-qaeda”. To tylko świadczy o braku świadomości Amerykanów o groźbie, jaka czaiła się w krajach arabskich pod tą nazwą.
Tuż po przyjeździe do Pakistanu, Yousef udał się do Manili na Filipinach, gdzie zaczął organizować „Operację Bojinka”, której celem były między innymi próby zamachów na Billa Clintona i Jana Pawła II podczas ich wizyt na Filipinach, zestrzelenie samolotów pasażerskich przy użyciu rakiet przeciwlotniczych i zaatakowanie przy użyciu porwanego samolotu siedziby CIA w Langley.
Miesiąc po zamachu na WTC Zawahiri odwiedził USA. Objeżdżał meczety w Ameryce i zbierał pieniądze na „pomoc dla potrzebujących w Afganistanie”. Kolejną ironią losu było to, że jednym ze źródeł finansowania organizacji terrorystycznych były właśnie takie spontaniczne datki samych Amerykanów, przekonanych, że ich pieniądze idą na pomoc dla potrzebujących. W istocie szły one na utrzymywanie rodzin i wspieranie akcji Al-Jihadu Aymana al-Zawahiriego.
Co zaś się tyczy podręczników Al-Kaidy, kolejną ironią losu jest to, że powstały one na podstawie podręczników US Army wykradzionych przez agenta Al-Kaidy, Alego Mohammeda, który służył w Armii USA.
Ali Mohammed, wtyczka Al-Kaidy w armii amerykańskiej.
Mohammed często wyjeżdżał do Afganistanu, że jedzie „zabijać sowietów” podczas wojny w tym kraju. Jednak swoje kroki kierował nie na linię frontu, lecz do obozów przyszłej Al-Kaidy, gdzie nauczał terrorystów tego, czego jego uczono w armii USA. Bin Laden sam był wśród jego pierwszych studentów-słuchaczy.
Al-Jihad zawsze trapiły problemy finansowe i to było jedna z przyczyn zawiązania ścisłego sojuszu z bin Ladenem. W tym czasie większość członków Al-Jihadu była już opłacana przez bin Ladena. Choć cele tych organizacji wciąż były różne, coraz bardziej zacieśniały się więzi pomiędzy nimi.
Również Islamic Group dawała w tym czasie o sobie sporadycznie znać. Pewneg dnia ogłosiła, że postawiła przed sobą cel „zabicia codziennie jednego policjanta w Egipcie”. Uszanowali też nakaz ślepego szejka, aby atakować świeckich intelektualistów w tym laureata nagrody Nobla – Naguiba Mahfouza, nazywając ich „niewiernymi”.
W 1994 roku Mahfouz cudem uniknął śmierci potym, jak zatakowano go przy pomocy noża. Ironią losu jest to, że Mafhouz był ulubieńcem Qutba. Gdy Sayyid Qutb był w więzieniu, Mafhouz odwiedzał go w więzieniu. Obecnie zaś grupy terrorystyczne, które wyrosły na dziedzictwie Qutba obróciły się przeciwko kręgowi intelektualistów, do którego powstania Qutb bardzo się przyczynił.
Ayman także przeprowadzał swoje zamachy, jednak były one, z racji jego przekonań, wymierzone w postaci z rządu Egiptu. W tym okresie miały miejsce dwa główne zamachy na egipskich polityków – raz na ministra spraw wewnętrznych, kiedy to obok jego samochodu wybuchła bomba w motocyklu, który zatrzymał się tuż obok, jednak ministrowi nic się nie stało, i drugi, kiedy to celem stał się premier Egiptu. Jednak w wyniku tego drugiego zamachu zginęła tylko egipska dziewczynka, co wywołało powszechne oburzenie na terroryzm, a podczas jej pogrzebu ulice wypełniał wściekły tłum krzyczący „terroryzm to wróg Allacha!”. Zawahiri był wstrząśnięty tą reakcją. Wierzył, że ustanowienie państwa religijnego jest w interesie wszystkich prawdziwych muzułmanów i że należy je osiągnąć przy pomocy wszelkich możliwych środków, jednak ci ludzie okazywali się niewartymi jego poświęcenia. Zamiast podzielać jego poglądy, oni nagle zaczęli się mu sprzeciwiać. To było coś, czego Ayman nie potrafił przyjąć do wiadomości.
Tymczasem w Somalii głód spowodował śmierć już ponad 350 000 ludzi. Osama jednak twierdził, że wysłał ok. 250 ludzi, aby walczyli tam z wojskami USA które wg niego nie niosły pomocy, lecz przybyły, aby zniewalać. Somalijczycy jednak potraktowali wrogo przybyszów i odegrali oni mało znaczącą rolę w wydarzeniach widocznych w filmie „Helikopter w ogniu”. Kilku agentów Al-Kaidy widziało na własne oczy, jak oba helikoptery zostały strącone. Gdy Amerykanie odpowiedzieli ogniem pociski trafiły dom znajdujący się po sąsiedzku z tym, w którym ukrywali się ci bojownicy. Bojąc się tego, że Amerykanie mogą ich pojmać i odkryć ich tożsamość, uciekli z miasta.
Zdjęcie helikoptera oznaczonego kryptonimem „Super Six Four” lecącego nad Mogadishu, stolicą Somalii i rejonem walk. To jeden z dwóch helikopterów zestrzelonych wówczas przez bojowników.
Jednak wycofanie się wojsk USA z Somalii, które nastąpiło niebawem, Osama przyjął jako wynik jego walki i jego pomocy. Uznał, że to on przepędził niewiernych z Afryki. Oczywiście było to założenie całkowicie błędne.
Upadek Raju
Co prawda agencje wywiadowcze USA i innych państw zachodu albo nie wiedziały wówczas nic o bin Ladenie, albo nie przykładały wagi do jego osoby, lecz niektórzy ludzie w Arabii Saudyjskiej i Egipcie zaczęli interesować się działalnością Saudyjczyka przebywającego w Sudanie. Wtedy też miały miejsce dwa wydarzenia, które zakłóciły spokój tego afrykańskiego raju. Raz ostrzelano meczet, w którym zawsze modlił się Osama, za drugim razem zaś ostrzelano jego biuro, gdy rozmawiał on z jednym ze swoich synów. Bin Laden od początku podejrzewał, że inspiratorami byli ludzie u steru władzy w Arabii Saudyjskiej. Saeed Badeeb, członek wywiadu arabskiego podległego Turkiemu zaś oświadczył później, że „ nigdy nie chcieliśmy go zabić, jedynie ostudzić”. To wyraźnie wskazywało bardzo napięte relacje pomiędzy Osamą bin Ladenem a Arabią Saudyjską już na początku lat 90.
Szczytem tego konfliktu było pozbawienie Osamy obywatelstwa Arabii Saudyjskiej wkrótce potem, gdy wysłany do Chartumu przedstawiciel króla przybył odebrać mu jego paszport. Bin Laden z pogardą rzucił mu go w twarz. Formalne więzy łączące go z Arabią Saudyjską stawały się coraz słabsze.
I wtedy zaczęły się problemy. Jedynym bowiem źródłem bogactwa bin Ladena były wpływy z firmy prowadzonej przez całą rodzinę. Po tym wydarzeniu wpływy te zostały zablokowane i Osama został odcięty od wszelkich zysków z biznesu rodzinnego. Jego własne zaś firmy okazały się kompletnym fiaskiem. Na dodatek pieniądze były źle zarządzane, rozlokowane na różnych kontach na różne nazwiska poszczególnych członków, co sprawiało, że były bardzo trudne do nadzorowania. Spadły pensje poszczególnych członków Al-Kaidy a na dodatek, podczas pierwszych kłopotów finansowych, zaczęły pojawiać się pierwsze kradzieże z kont przez prywatnych członków Al-Kaidy. Jednym z takich „złodziei” był al-Fadl, któremu udowodniono kradzież 110 000$ z kasy organizacji. Bin Laden postanowił wybaczyć mu ten występek jeżeli zwróci pieniądze. Fadl rozważał tę propozycję, jednak ostatecznie uciekł na zachód, gdzie jakiś czas później za 1 000 000 $ zgodził się współpracować z wywiadem USA. Podczas pobytu w więzieniu los wynagrodził go także za jego słuszną decyzję wygraną w Loterii New Jersey
Jednak mimo to na początku lat 90 Osama nie porzucił planów przygotowania kolejnych ataków. W czasie, gdy Amerykanie wciąż przebywali w Somalii, wysłał swojego agenta, Alego Mohammeda, aby rozejrzał się w Nairobi, stolicy Kenii. Ten określił parę celów, między innymi francuskie centrum kulturalne oraz brytyjski hotel. Izraelska ambasada oraz biuro linii lotniczych El Al (izraelskich linii lotniczych) były bowiem zbyt silnie chronione. Dodatkowym celem mogła być amerykańska ambasada, która dumnie wznosiła się przy jednej z ulic.
Ali kilka razy dziennie spacerował koło ambasady, pozując na turystę i nosząc ze sobą dwa aparaty fotograficzne. Starał się uwiecznić schemat patroli strzegących ambasady w różnych porach dnia i położenie kamer. Wszystkie dane notował w swoim laptopie. Bin Laden obejrzał plany i nawet zadecydował, gdzie powinna się zatrzymać ciężarówka wypełniona materiałami wybuchowymi, jednak wkrótce wojska USA wycofały się z Somalii i plan został odłożony na półkę.
Jak do tej pory, Al-Kaida tak naprawdę nie dokonała niczego. Na dodatek jej finanse praktycznie stopniały. Sam Osama wspominał, że wówczas rząd saudyjski jeszcze raz zwrócił się do niego i zaoferował 2 miliardy riyali (ok. 533 mln. $), jeżeli zgodzi się powrócić i porzucić jihad. Wszystko to, połączone z tęsknotą do ojczyzny, powodowało, że bin Laden był ponownie naprawdę bliski odejścia od drogi walki. Jednak ostatecznie odmówił, a wtedy jego skarbnik uciekł do Arabii, co wywołało niemałą panikę w szeregach organizacji. Wydawało się, że Al-Kaida wkrótce rozsypie się w proch.
Bin Laden bardzo tęsknił za domem. Zwierzał się, że swoich krewnych widzi jedynie wtedy, gdy przyjeżdżajądo niego prosić go o powrót do kraju. Gdy jego rodzina dowiedziała się o tych rozterkach, wysłała do niego jego dawnego przyjaciela – Jamala Khashoggiego. Przyjechał on z magntofonem, na który chciał nagrać obietnicę, że bin Laden powróci i wyrzeknie się jihadu.
Podczas obiadu Osama zaczął opowiadać o swojej organizacji. Stwierdził, że jest pewny, że Amerykanów można bardzo łatwo wygonić z Arabii Saudyjskiej. „Uderzyliśmy ich w Jemenie i uciekli. Uderzyliśmy w Somalii i też uciekli”. Jamal odparł: „Osama, to niebezpieczne. To tak jakbyś wypowiedziałwojnę. Dasz Amerykanom prawo, żeby na ciebie polowali.”
Osama jedynie się uśmiechnął.
Jamal ponownie wyciągnął magnetofon. Osama wciążopowiadał o tym, jak tęskni za rodzinnym domem i był naprawdę bliski wyrzeczenia się przemocy i powrotu do ojczyzny.
Wtedy ktoś do niego podszedł i szepnął mu coś do ucha. Bin Laden wstał i wyszedł na podwórze, gdzie stało kilku mężczyzn mówiących z egipskim akcentem. Kilka minut później Osama powrócił, a Jamal ponowił prośbę o nagranie.
- Co z tego będę miał? - spytał bin Laden.
- Nie wiem. – odparł Khashoggi. - Nie reprezentuję rządu. Ale powiedz coś! Przełam lody! Może spotka się to z pozytywną reakcją!.
- Tak, ale ruch taki jak ten musi być dokłądnie przemyślany.
Osama dodatkowo przedstawił swoje żadania: pełne wybaczenie win i termin wycofania wojsk amerykańskich z Arabii Saudyjskiej. Na dodatek zaczął zapraszać postaci z rządu Arabii Saudyjskiej aby przyjechały do Sudanu zobaczyć jego osiągnięcia.
- Osama, każdy Saudyjczyk boi się pokazywać z tobą publicznie. Nie widzisz tego? – Jamal nie wytrzymał. Osama wg niego stracił poczucie rzeczywistości i przestał zauważać co tak naprawdę zrobił swoim rodakom i jak w ich oczachteraz wygląda.
Bin Laden ponownie jedynie się uśmiechnął.
Na koniec rozmowy Khashoggi powiedział, że odlatuje następnego dnia i jeżeli Osama zechce jednak nagrać na kasecie swoją wolę pojednania, niech zadzwoni do jego pokoju w hotelu.
Bin Laden nie zadzwonił.
Przeniesiemy się teraz na moment na drugą stronę barykady.
Ścigając terrorystów
Był luty 1995 roku, dwa lata po pierwszym ataku na WTC. Richard Clarke, koordynator Białego Domu do spraw kontrterroryzmu otrzymał wiadomość, że Ramzi Yousef został zauważony w Pakistanie, więc od razu zadzwonił do siedziby FBI, do sekcji odpowiedzialnej za zwalczanie terroryzmu. Odebrał Jack O’Neill, nowy, świeżo awansowany przełożony tego działu, który dowiedział się, że musi uruchomić wszystkie swoje siły, aby jak najszybciej porwać podejrzanego. Służby amerykańskie mają na taki sposób doprowadzania podejrzanych do miejsca przesłuchania specjalne określenie – „rendition”. Choć normalnie takie wydarzenie planuje się miesiącami, O’Neill miał na to zadanie jedynie kilkanaście godzin. Operacja, jak się okazało, musiała zostać przeprowadzona błyskawicznie, ponieważ Yousef za kilkanaście godzin miał wsiąść do autobusu i wyruszyć do Afganistanu, gdzie byłby poza zasięgiem Amerykanów. Jako że Pakistan nie zgodził się na lądowanie wojskowego samolotu, O’Neill kazał jak najszybciej przemalować jeden z nich na barwy cywilne. Wydano także zarządzenie, żeby samolot z porwanym terrorystą tankował w powietrzu, bo obawiano się, że po wylądowaniu w jakimś kraju po drodze Yousef mógłby w nim zażądać azylu. Gdy w końcu przemalowano samolot, załadowała się do niego ekipa agentów, łącznie z lekarzem, na wypadek gdyby Ramzi miał problemy ze zdrowiem. Choć ekipa zajmująca się dostarczeniem podejrzanego do USA już była w powietrzu, O’Neill musiał jeszcze błyskawicznie zorganizować grupę, która zatrzymałaby podejrzanego na miejscu. W tym celu zadzwonił do rezydenta FBI w Pakistanie, który naprędce zebrał kogo mógł (także ludzi z DEA, czyli agencji do walki z działalnością związaną z narkotykami, aktualnie przebywających w Pakistanie i paru żołnierzy pakistańskich) i wyruszył na łowy. O 9:30 rano, 7 lutego, grupa agentów zapukała do pokoju nr 16 w hotelu Su-Casa w Islamabadzie. Parę chwil później zaspany Yousef został powalony na ziemię i skuty. Błyskawicznie zabrano go na lotnisko i załadowano do samolotu. Gdy w końcu przelatywali nad Nowym Jorkiem, jeden z agentów poprosił swego przełożonego, siedzącego tuż obok, o pozwolenie ściągnięcia zatrzymanemu przepaski z oczu. Gdy dostał takie pozwolenie, zdjął delikatnie Ramziemu czarną przepaskę z twarzy i wskazał na wieże WTC, które przesuwały się za oknami tuż pod nimi.
„Widzisz? Dalej stoją” – powiedział do niego.
Ramzi Yousef w stroju więźnia po jego dostarczeniu do USA.
Tymczasem bin Laden dokonywał właśnie kroku, który jeszcze bardziej i to definitywnie poróżni go z władzami jego ojczystego kraju. Wydał oświadczenie, w którym określał króla Arabii jako zdrajcę i niewiernego. Oskarżał go także o uczynienie ze swego kraju kolonii USA, w której „brudne stopy niewiernych kalają świętą ziemię”.
W następnym tygodniu książę Naif ogłosił egzekucję Abdullaha al-Hudhaifa. Był on jednym z arabskich bojowników walczących w Afganistanie, który został wcześniej skazany na 20 lat za spryskanie twarzy pracownika więzienia, podejrzanego o torturowanie więźniów, kwasem.
Ta nagła zmiana wyroku została odebrana jako groźba pod adresem bin Ladena.
Na przedmieściach Rijadu, stolicy Arabii Saudyjskiej, znajdowała się siedziba Saudyjskiej Gwardii Narodowej, której zadaniem było w głównym stopniu strzec rodziny królewskiej.
Z racji tego, że utrzymanie sojuszu z Arabią było ważnym celem także i Amerykanów, na mocy porozumienia w ośrodku tym przebywało wielu żołnierzy USA, którzy szkolili swoich arabskich partnerów.
Krótko przed południem, 13 listopada 1995 roku, przed tym budynkiem wybuchła bomba ukryta w samochodzie-pułapce uszkadzając go jak i kompletnie niszcząc wiele zaparkowanych obok samochodów. Zginęło siedmiu ludzi a sześćdziesiąt osób zostało rannych. Pięciu zabitych mężczyzn było Amerykanami.
Zniszczenia po wybuchu bomby.
Po tym wydarzeniu saudyjska policja rozpoczęła masowe aresztowania ludzi, którzy dawniej związani byli z jihadem w Afganistanie. W trakcie śledztwa ustalono, że szef grupy konspiratorów odpowiedzialnych za ten zamach szkolił się w obozie Al-Kaidy w Afganistanie. Choć sam bin Laden nie przyznał się do tego ataku, ogłosił sprawców „bohaterami”, a także istnieją niepodważalne dowody świadczące o tym, że grupa tych terrorystów otrzymywała pewne wsparcie od Al-Kaidy.
W tym czasie prezydentem Egiptu był Hosni Mubarak. Od czasu zamachu na Sadata, który miał miejsce 14 lat wcześniej, w Egipcie panował bez przerwy stan wyjątkowy i bezlitośnie tępiono każdy przejaw skrajnego radykalizmu islamskiego.
Hosni Mubarak we własnej osobie.
W kwietniu 1995 roku egipski wywiad dowiedział się, że dwie grupy dotychczas rywalizujące ze sobą – Al-Jihad i Islamic Group rozpoczęły dialog, który miał na celu połączenie sił w walce z rządem Egiptu i rozpętaniem na nowo terroru.
Rozpoczęto planowanie zamachu na Mubaraka, a zajął się tym jeden z członków Al-Kaidy – Mustafa Hamza. Planowano ustawić wzdłuż drogi w Etiopii, wiodącej na lotnisko, dwa samochody-pułapki, ponieważ prezydent Egiptu miał polecieć z wizytą do tego kraju i miał przejeżdżać tamtędy, gdyż była to jedyna droga z lotniska do stolicy Etiopii.
Gdy miała nadjechać limuzyna prezydenta, zamachowcy z pierwszego samochodu mieli ostrzelać ją przy pomocy karabinów i wyrzutni rakiet. W przypadku gdyby zawiedli, dalej stał kolejny, drugi samochód z załogą przygotowaną na powtórzenie ataku. Gdy samochód z prezydentem zbliżył się do pierwszej zasadzki, dwóch terrorystów ostrzelało go z karabinów, lecz wyrzutnia rakiet nie wypaliła z powodu awarii. Prezydent zapewne ocalił swoje życie decydując się na natychmiastowy powrót na lotnisko, unikając w ten sposób drugiej zasadzki.
Po tym wszystkim w Egipcie znów narosła fala aresztowań domniemanych konspiratorów i członków organizacji islamskich. Postanowiono też rozprawić się z tymi organizacjami raz na zawsze, a tajną bronią wywiadu egipskiego mieli być w tej walce... szpiedzy-chłopcy.
Zwabiono nastoletnie dzieci domniemanych liderów tychże organizacji i pod pretekstem poczęstowania sokami i lodami podano im narkotyki a następnie wykorzystano seksualnie wszystko dokładnie fotografując. Po tym przedstawiono chłopcom te zdjęcia i zmuszono do współpracy grożąc ujawnieniem tych zdjęć ich rodzinom. W społeczeństwie muzułmańskim, a zwłaszcza wśród ludzi tak oddanych religii jak członkowie Al-Jihadu, za takie coś ojciec mógł syna nawet zabić, więc szantaż złamał chłopców. Egipcjanie nauczyli ich fotografować dokumenty i używać mini-mikrofonów. Po jakimś czasie zdecydowano się wykorzystać ich do roli zabójców a ich celem miał być sam Zawahiri. Pierwszym planem usunięcia przywódcy Al-Jihadu było umieszczenie przez jednego z chłopców bomby w domu Aymana, jednak tę bombę odkryto przed czasem. Druga sposobność nadeszła, gdy jeden z chłopców zachorował i przebywał w szpitalu, bowiem jego lekarzem był sam Zawahiri. Gdy dowiedziano się gdzie dokładnie leży chłopiec i kiedy przyjdzie do niego Ayman, wysłano grupę zabójców, lecz z niewiadomego powodu Zawahiri nie przyszedł. Ostatnia próba miała polegać na podłożeniu kolejnej bomby, lecz gdy agent egipski wysadzał z samochodu młodego chłopaka ze specjalnie przygotowaną do tego celu bombą-walizką, sudańscy agenci już na niego czekali. Egipcjanin uciekł zostawiając chłopca samego. Podczas ich procesu (po pojmaniu obu młodocianych szpiegów przez Al-Jihad) uznano, że chłopcy osiągnęli już pełnoletność (po rozebraniu ich do naga), zatem powinni odpowiadać za swoje czyny jak dorośli mężczyźni i Ayman rozkazał ich zastrzelić.
To był błąd. Po tym wydarzeniu Al-Jihad stał się bliski całkowitej dezintegracji. Zamordowanie z zimną krwią dwóch chłopców spowodowało, że wielu członków tej organizacji opuściło ją a władze Sudanu zażądały natychmiastowego wyjazdu Zawahiriego z kraju. Jasne stawało się, że przepowiednia wygłoszona długo wcześniej przez al-Qamariego na temat zdolności przywódczych Aymana, była jak najbardziej prawdziwa. Sam Zawahiri także nie mógł pozostać obojętny na próby zamachu na jego życie i postanowił się zrewanżować. 19 listopada 1995 roku jego ludzie przeprowadzili skuteczny i samobójczy zamach bombowy na ambasadę Egiptu w Islamabadzie. Odpowiedź Aymana była zatem jasna i wyraźna. Ale znowu wyrosły pewne kwestie natury moralnej.
Islam zakazuje samobójstwa. Istnieje nawet opowieść, według której w jednej z bitew jeden z najbardziej odważnych wojowników walczących w armii Mahometa został bardzo ciężko ranny. Aby ulżyć swoim cierpieniom, przebił się swym własnym mieczem i zmarł. Widząc to, Mahomet, mimo że wcześniej uważał go za wzór do naśladowania i za przykładnego muzułmanina, stwierdził „on jest przeklęty za to co uczynił”.
Samobójstwo w islamie jest równoznaczne odebraniem życia muzułmaninowi, a to jedna z najgorszych zbrodni. Jednak znowu terroryści uznali, że w dobie walki o dobro islamu trzeba poświęcić się i złagodzić pewne prawa. W interpretacji al-Zawahiriego terroryści samobójcy to ludzie, którzy „poświęcili się za wiarę i za Allacha”, zatem była to jakby inna, specjalna forma samobójstwa a cel nie tylko łagodził skutki tego czynu, ale i sprawiał, że uznawany był za godny pochwały.
Wyrzucenie Zawahiriego z Sudanu było ciosem także dla bin Ladena. Z jego otoczenia znikli bowiem ludzie, którym najbardziej ufał i którzy byli rdzeniem jego organizacji. Na dodatek pewne stało się, że na kraj ten zostaną nałożone sankcje za zamachy jakie niedawno przeprowadzono, zatem dawny przyjaciel stał się obecnie dla sudańskiego rządu niewygodny. Pojawiły się nawet plotki, że Osama będzie „następnym Carlosem” (Carlos, a właściwie Ilich Ramírez Sánchez zwany też „Szakalem” był terrorystą, który został sprzedany przez sudańskie władze i wydany Francuzom, podczas gdy w Chartumie był podawany operacji). Rząd Sudanu wypuścił nawet fałszywą plotkę, że Francuzi poprosili o podobne wydanie Osamy, co miało rzecz jasna na celu wystraszenie Saudyjczyka.
Podczas ostatniej nocy swego pobytu w Sudanie, amerykański ambasador (następnego dnia przenosił się do Kenii, ponieważ wycofywano z Sudanu amerykańskie przedstawicielstwo) rozmawiał z sudańskim vice prezydentem na temat tego, jak poprawić wizerunek Sudanu w oczach USA. Ambasado Carney zasugerował, aby Osamę wysłać do Arabii Saudyjskiej. Miał pewne informacje, że Saudyjczycy wybaczą mu po raz kolejny, jeśli bin Laden oficjalnie przeprosi.
Po paru miesiącach rozmów w końcu osiągnięto porozumienie, że bin Ladena należy usunąć z Sudanu. Administracja Clintona wciąż postrzegała Osamę jako bogatego sponsora, a nie jakieś poważne zagrożenie. A ponieważ w Sudanie roiło się od byłych mudżahedinów uznano, że lepiej będzie odciąć ich od pieniędzy wyrzucając Saudyjczyka z kraju. W tym czasie bin Laden nie był jeszcze poszukiwanym człowiekiem, ale z pewnością niechcianym.
Amerykanie wciąż naciskali na pospieszne wydalenie go z kraju.
- Niech wyjedzie z Sudanu. Tylko nie pozwólcie mu jechać do Somalii.
- W takim razie pojedzie do Afganistanu. – odparł przedstawiciel Sudanu.
- Niech sobie jedzie.
Osama bin Laden został wygnany z kraju, który kiedyś był dla niego rajem. Zmuszony był wyjechać bardzo szybko, zatem musiał pozostawić wszystkie większe maszyny jakie tu ze sobą przywiózł oraz zakupione budynki bez zwrotu pieniędzy. Rząd wciąż był mu winien 20 milionów dolarów za drogę, jaką wybudował, ale że nie był w stanie wypłacić takiej kwoty od razu, Osama zgodził się wziąć zaliczkę w postaci farmy, wartej wówczas 5 milionów. Teraz, zmuszony był odsprzedać ją rządowi za marną część tej wartości. Sam Osama stwierdził później, że zdołał odzyskać jedynie 10% pieniędzy, jakie przywiózł ze sobą do tego kraju.
Wygnaniec, razem z częścią ludzi którzy wciąż byli mu wierni wsiadł na pokład wyczarterowanego samolotu, pilotowanego przez Rosjanina. Oto stał się samotnym bojownikiem, który został pozbawiony prawie wszystkiego. Jego organizacja się rozpadała, jak również i jego rodzina powoli popadała w rozsypkę. Zgodnie z przewidywaniami, bin Laden skierował się w stronę Afganistanu. Wylądował na tym samym lotnisku w Jalalabadzie, które kiedyś oblegał.
Afganistan i Talibowie
Po wycofaniu się Rosjan z Afganistanu nie nastał tam czas pokoju. Różne frakcje mudżahedinów natychmiast rozpoczęły bratobójczą walkę – plemiona walczyły z innymi plemionami, rody z innymi rodami. Wkrótce spirala nienawiści przewyższyła wszystko to, czego Afgańczycy doznali podczas sowieckiej okupacji. Codziennością Afganistanu stały się walki, morderstwa, grabieże i gwałty, a każda krzywda okraszona była nawoływaniami do rodowej zemsty, która miała przewyższyć doznane cierpienia i która była częścią błędnego koła.
W tym okresie zamętu główną rolę odegrał mułła (duchowny) Omar, który nauczał w skromnej szkole religijnej w małej wiosce niedaleko Kandaharu. Także w tej wiosce miały miejsce okrutne wydarzenia, na przykład pewnego dnia lokalny przywódca zorganizował zbiorowy gwałt na grupce młodych chłopców. Aż pewnego razu Omar doznał wizji. Pojawił się przed nim prorok Mahomet i poinformował go, że on, skromny, wiejski mułła przywróci pokój w państwie.
Ośmielony tą wizją, Omar wyruszył na swoim motocyklu do okolicznych wiosek i tam głosił, że coś musi zostać zrobione, jeśli ma wrócić porządek, zaś uczniowie wszystkich szkół religijnych słuchali go w skupieniu i przyznawali mu rację. Tak powstał ruch uczniów, którzy ogłaszając się „nieprzekupnymi i czystymi sługami Allaha” wyruszył, aby uporządkować kraj. To początek Talibów, bowiem w języku pasztuńskim „uczeń”, to „taliban”.
Talibowie zdobywali coraz większą sympatię, ponieważ wyglądali na jedyną siłę, która rzeczywiście mogła zaprowadzić spokój w Afganistanie. Wiele lokalnych garnizonów poddało się, przechodząc na ich stronę. Wiele innych zdławiono przy pomocy siły.
Istniały trzy źródła ich siły:
- pieniądze zza granicy, bowiem inne kraje, w tym głównie Arabia Saudyjska widziały w nich jedyny sposób na przywrócenie ładu,
- rzesze nowych zwolenników, bowiem za każdym razem, gdy Talibom brakowało żołnierzy, zwyczajnie zamykali szkoły a uczniowie od razu i bez oporu do nich przystawali, co sprawiło, że w niedługim czasie ich liczba sięgała 24 tysięcy bojowników,
- i na koniec opium, bowiem Afganistan szybko stał się jego producentem nr 1 na świecie.
Talibowie na kontrolowanych przez siebie terenach szybko wprowadzili nowe prawa, które oparli na swoim rozumieniu Koranu. Były to prawa bardzo surowe, a z racji tego, że ogromna większość Talibów była albo sierotami albo wychowywała się w obozach uchodźców, w których dominowali mężczyźni, nie rozumieli kobiet, co odbiło się na skandalicznych przepisach uderzających w płeć piękną.
Wszystko co było według nich nieczyste zostało zakazane, między innymi wieprzowina, świnie, wszystko co wytwarza muzykę, telewizja, rzeczy zrobione z ludzkich włosów, komputery, anteny satelitarne, alkohol, szachy, maski, latawce, wino, lakier do paznokci, pomniki, obrazki i wiele innych, dla nas normalnych i niewinnych rzeczy. Prawo nakazywało nawet, że „broda mężczyzny nie może być krótsza od długości zaciśniętej pięści”.
Ucierpiały nawet zwierzęta w lokalnym ZOO w Kabulu. Po zdobyciu miasta przez Talibów jeden z nich wskoczył do klatki niedźwiedzia i odciął mu nos, bo wg niego „jego broda była zbyt krótka”, a inny wskoczył na wybieg lwa z zamiarem go zabicia, krzycząc „teraz ja jestem lwem!”. Gdy lew już go pożarł, inny z Talibów rzucił na wybieg granat ciężko kalecząc zwierzę.
Marjan – lew bohater. Oprocz niedźwiedzia i dwóch wilków jedyne zwierzę w ZOO, które przetrwało rządy Talibów. Zdechł całkiem niedawno, już po wyzwoleniu. Co ciekawe Marjan ma swój własny, oznaczony grób, który jest często odwiedzany przez ludzi.
A kobiety... cóż, „Kobieto, nie powinnaś wychodzić poza swój dom” głosiło oficjalne zalecenie, a prawo głosiło między innymi, że „jeżeli kobieta wyjdzie na zewnątrz w modnym, zdobionym stroju, zostanie przeklęta”.
Na dodatek zakazano kobietom pracy w jakimkolwiek zawodzie, co doprowadziło do totalnego załamania się systemu edukacji i opieki medycznej, ponieważ ponad połowę osób tam zatrudnionych (a czasem nawet więcej, jak w przypadku szkolnictwa, gdzie 7 na 10 nauczycieli to były kobiety) stanowiły kobiety.
Dość szybko zwykli ludzie przekonali się, że Talibowie to dość trudna alternatywa, jednak mimo wszystko wybrali ją, ponieważ jednak dawała choć cień nadziei, że w końcu do umęczonego kraju zawita jako taki spokój.
Do właśnie takiego kraju przybył Osama. Wciąż pogrążonego w wojnie (ze znanym już nam Massoudem, który tym razem walczył przeciwko Talibom), ale w głównej mierze kontrolowanego już przez młodych Talibów.
Co prawda bin Laden nie był tutaj przez nikogo zaproszony, ani oczekiwany, ale przyjęto go mimo wszystko. Wysłani do Arabii Saudyjskiej afgańscy emisariusze, spytawszy się co z nim zrobić, usłyszeli tylko „trzymajcie go cicho”.
W tym samym też czasie Abu Ubaydah, ten sam człowiek od którego Osama dostał kiedyś karabin należący do poległego radzieckiego oficera, płynął promem przez jezioro Wiktorii, aby dokonać inspekcji komórki Al-Kaidy znajdującej się w Tanzanii. W pewnej chwili przeładowany prom przechylił się na bok i zaczął tonąć. Abu Ubaydah, jeden z czołowych ludzi organizacji Osamy bin Ladena utonął razem z kilkoma swoimi towarzyszami.
Abu Ubaydah nie był jedyną stratą bin Ladena. Wielu jego dawnych towarzyszy postanowiło nie przyjeżdżać w ogóle do Afganistanu. Wtedy też Osama przeżył duchowe odrodzenie. Swoją siedzibą ustanowił jaskinie Tora Bora.
MAPA AFGANISTANU Z ZAZNACZONĄ POZYCJĄ TORA BORAW jaskini prorok Mahomet dostąpił objawienia anioła, w niej też schronił się kiedyś przed swoimi wrogami, którzy go ścigali. Jedna z dawnych opowieści islamu mówi, że ostateczna walka zacznie się, gdy armie Allacha wyruszą z państwa Khorasan (dawnego arabskiego państwa znajdującego się w Azji) pod czarnymi sztandarami (takimi, jakie nosili Talibowie) a wojownicy będą nosili przydomki od miast, z których pochodzą, czyli tak, jak często miała to w zwyczaju Al-Kaida.
Prorok Mahomet rzekł kiedyś: „Armie niosące czarne sztandary przyjdą z Khorasanu. Żadna siła nie powstrzyma ich a oni ostatecznie osiągną Jerozolimę i zatkną tam swoje sztandary. Jeżeli zobaczycie czarne sztandary przybywające z Khorasanu, dołączcie do nich natychmiast, nawet jeśli będziecie musieli czołgać się wśród lodu, ponieważ zaprawdę będzie wśród nich Kalif, Al-Mahdi”
(Kalif to władca muzułmanów, a Al-Mahdi to tytuł przywódcy, który przybędzie, aby ostatecznie pokonać szatana)
To wszystko niesłychanie działało na wyobraźnię bardzo pobożnego Saudyjczyka. Jednak głównym kluczem do zrozumienia duchowego odrodzenia jest hidżra, czyli wędrówka Mahometa i jego współtowarzyszy z Mekki do Medyny. Tak jak Mahomet, Osama bin Laden musiał uciekać z jednego miejsca do drugiego, osamotniony i z pustymi rękami.
Hidżra była punktem zwrotnym w życiu Mahometa. Było to tak ważne wydarzenie, że kalendarz muzułmański liczy lata od tego właśnie momentu a Islam w ciągu najbliższych lat błyskawicznie rozlał się po okolicznych ziemiach.
Wędrówka bin Ladena do Afganistanu również była punktem zwrotnym w jego życiu i miał on także nadzieję, że stanie się początkiem nowej ery w dziejach Islamu i świata.
Świat muzułmański czuł się upokorzony. Osama, pewny swojej misji od boga, postanowił głośno wykrzyczeć swoją receptę na wyjście z tej sytuacji.
Wypowiedział więc wojnę Stanom Zjednoczonym Ameryki.
23 sierpnia 1996 roku wydał „Deklarację wojny przeciwko Amerykanom okupującym Ziemię Dwóch Świętych Miejsc (Arabię Saudyjską)”.
Groził w niej atakami na Amerykanów, lecz oczywiste było, że on sam nie był w stanie jeszcze spełnić swych gróźb. Dlatego to wystąpienie przeszło jeszcze bez większego echa.
Niedługo po tym, jak Osama zadomowił się w Tora Bora, przybył do niego Khaled Sheikh Mohammed, wuj Ramziego Yousefa, który już wówczas przebywał w amerykańskim więzieniu. Zainspirowany atakiem Yousefa na WTC, Mohammed dołączył do niego na miesiąc podczas jego pobytu na Filipinach, w roku 1994. Tam stworzyli plan wysadzenia w powietrze dwunastu samolotów pasażerskich nad Pacyfikiem. Ramzi, wyszkolony w konstruowaniu bomb, stworzył miniaturowy ładunek który był niewykrywalny przez kontrolę na lotnisku. Postanowił przetestować swój wynalazek podczas jednego z lotów, z Manili, stolicy Filipin, do Tokio. Yousef wszedł na pokład, zainstalował minibombę pod swoim fotelem, a następnie wysiadł na wyspie Cebu, podczas międzylądowania. Jego miejsce zajął Haruki Ikegami, 24-letni inżynier z Japonii. Dwie godziny później, bomba eksplodowała zabijając go na miejscu i nieomal strącając samolot do morza.
Skutki wybuchu tej minibomby.
Chociaż bin Laden twierdził, że nie znał Yousefa osobiście, wysłał do niego, do Manili, posłańca z prośbą, aby ten zabił prezydenta Clintona podczas jego wizyty na Filipinach. Ramzi nawet opracował plan ataku, lecz zrezygnował z niego z powodu zbyt silnej prezydenckiej ochrony. Drugim celem zatem miał się stać papież Jan Paweł II, który przybył na Filipiny miesiąc później. Zamachowcy nawet przygotowali dla siebie sutanny, lecz pewnego dnia, pod ich nieobecność, chemikalia w laboratorium Ramziego zapaliły się, zdradzając całą akcję. Yousef uciekł, jednak pozostawił swój komputer na dysku którego zapisane były wszystkie jego plany.
Jednak były one również w umyśle Khaleda Sheikha Mohammada. Przybył on z nimi do Osamy, a obejmowały one różne sposoby zaatakowania Ameryki, włączając w to plan, który wymagał wyszkolenia kilku pilotów i ich samobójczego ataku za pomocą samolotów pasażerskich na wybrane budynki na terenie USA. Bin Laden był nastawiony do tego pomysłu sceptycznie, ale zaprosił Mohammeda do formalnego przyłączenia się do Al-Kaidy. Ten grzecznie odmówił. Ale ziarno 11 września już zostało zasiane.
W marcu 1997 roku do Afganistanu przybył dziennikarz CNN Peter Arnett. Udało mu się przeprowadzić z Osamą bin Ladenem wywiad:
Peter Arnett i Osama bin Laden
Oto fragmenty wywiadu (pełen wywiad dostępny na przykład
TUTAJ):
REPORTER: Mr. Bin Ladin, could you give us your main criticism of the Saudi royal Family that is ruling Saudi Arabia today?
BIN LADIN: Regarding the criticisms of the ruling regime in Saudi Arabia and the Arabian peninsula, the first one is their subordination to the US. So, our main problem is the US government while the Saudi regime is but a branch or an agent of the US.
REPORTER: Mr. Bin Ladin, you've declared a jihad against the United States. Can you tell us why? And is the jihad directed against the US government or the United States' troops in Arabia? What about US civilians in Arabia or the people of the United States?
BIN LADIN: We declared jihad against the US government, because the US government is unjust, criminal and tyrannical. It has committed acts that are extremely unjust, hideous and criminal whether directly or through its support of the Israeli occupation of the Prophet's Night Travel Land (Palestine). And we believe the US is directly responsible for those who were killed in Palestine, Lebanon and Iraq. The mention of the US reminds us before everything else of those innocent children who were dismembered, their heads and arms cut off in the recent explosion that took place in Qana (in Lebanon). This US government abandoned even humanitarian feelings by these hideous crimes. It transgressed all bounds and behaved in a way not witnessed before by any power or any imperialist power in the world. They should have been considerate that the qibla (Mecca) of the Muslims upheaves the emotion of the entire Muslim World. Due to its subordination to the Jews the arrogance and haughtiness of the US regime has reached, to the extent that they occupied the qibla of the Muslims (Arabia) who are more than a billion in the world today. A reaction might take place as a result of US government's hitting Muslim civilians and executing more than 600 thousand Muslim children in Iraq by preventing food and medicine from reaching them. So, the US is responsible for any reaction, because it extended its war against troops to civilians. This is what we say. As for what you asked regarding the American people, they are not exonerated from responsibility, because they chose this government and voted for it despite their knowledge of its crimes in Palestine, Lebanon, Iraq and in other places and its support of its agent regimes who filled our prisons with our best children and scholars. We ask that may God release them.
REPORTER: Mr. Bin Ladin, what was the significance of the Afgan war for the Islamic movement? Veterans of that war are fighting for Islamic movements and conflicts from the former Soviet republics such as Chechnya to Bosnia to Algeria. Can you explain that phenomenon to us?
BIN LADIN: The influence of the Afghan jihad on the Islamic world was so great and it necessitates that people should rise above many of their differences and unite their efforts against their enemy. Today, the nation is interacting well by uniting its efforts through jihad against the US which has in collaboration with the Israeli government led the ferocious campaign against the Islamic World in occupying the holy sites of the Muslims. As for the young men who participated in jihad here, their number, by the grace of God, was quite big, Praise and Gratitude be to Him, and they spread in every place in which non-believers' injustice is perpetuated against Muslims.
REPORTER: Now, the United States government says that you are still funding military training camps here in Afghanistan for militant, Islamic fighters and that you are a sponsor of international terrorism; but others describe you as the new hero of the Arab-Islamic world. Are these accusations true? How do you describe yourself?
BIN LADIN: After the collapse of the Soviet Union in which the US has no mentionable role, but rather the credit goes to God, Praise and Glory be to Him, and the Mujahidin in Afghanistan (!!!), this collapse made the US more haughty and arrogant and it has started to look at itself as a Master of this world and established what it calls the new world order.(...) The US today as a result of the arrogant atmosphere has set a double standard, calling whoever goes against its injustice a terrorist. It wants to occupy our countries, steal our resources, impose on us agents to rule us based not on what God has revealed and wants us to agree on all these (oto właśnie wyraz bezpodstawnegoi fałszywego przeświadczenia bin Ladena o okupacyjnych zapędach USA). (...)We look upon those heroes, those men who undertook to kill the American occupiers in Riyadh and Khobar. We describe those as heroes and describe them as men. They have pulled down the disgrace and submissiveness off the forehead of their nation. We ask Allah, Praise and Glory be to Him, to accept them as martyrs.
Q) Mr. Bin Ladin, your family is a rich powerful family in Saudi Arabia. Have they, or the Saudi Arabian government asked you to stop your activities?
BIN LADIN: They have done that a lot. They have pressured us a lot, especially since a lot of our money is still in the hands of the Saudi ruling family due to activities of the our family and company (Saudi construction giant, the Bin Laden Group). They sent me my mother, my uncle, and my brothers in almost nine visits to Khartoum (Sudan) asking me to stop and return to Arabia to apologize to King Fahd.
Q) Mr. Bin Ladin, have Saudi agents attempted to assassinate you? Are you targeted by the U.S. government? Are you in fact in fear of your life?
BIN LADIN: The U.S. pressures are no secret to you. The Saudi pressures are also in response to American pressures. There were several attempts to arrest me or to assassinate me. This has been going on for more than seven years. With Allah's grace, none of these attempts succeeded. (bin Laden w czasie wywiadu był już całkowicie skłócony z władzami Arabii Saudyjskiej i odcięty od wszystkiego, co miał zanim wkroczył na drogę jihadu)
Q) What are your future plans?
BIN LADIN: You'll see them and hear about them in the media, God willing.
W tym czasie jednak Osama najprawdopodobniej nie miał jeszcze na własnych rękach krwi żadnego Amerykanina. Wspomagał terrorystów, lecz starał się zachowywać dystans. Akcje takie jak ta w Jemenie, Somalii, Rijadzie albo na Khobar Towers były przeprowadzane przy jego zachętach i prawdopodobnie pewnej pomocy finansowej i materialnej (a także dzięki szkoleniach w jego obozach), ale nie był on ich głównym inżynierem. Choć Ramzi Yousef szkołił się w obozie Al-Kaidy, nie wykonywał on bezpośrednich rozkazów Osamy, ale działał raczej z własnej woli. Dlatego choć bin Laden miał swój pewien udział w tym zamachu, nie był jednocześnie bezpośrednio w niego zaangażowany.
Osama przyznawał się do swego pewnego udziału w wyżej wymienionych akcjach, lecz dowody były po prostu niewystarczające, aby w tym czasie poważnie wiązać go z nimi.
CIA w tym czasie uważała go raczej za człowieka zajmującego się raczej finansowaniem terroryzmu, choć nie mającego już zbyt wiele pieniędzy. Dlatego wielu traktowało go niezbyt poważnie.
Mułła Omar, przywódca Talibów, był jednak negatywnie zaskoczony. Wysłał po bin Ladena swój helikopter, wzywając go do Kandaharu. Omar nie wiedział, czy Saudyjczyk będzie jego sojusznikiem, czy rywalem. Postanowił jednak, że nie pozwoli mu przebywać w rejonie Jalalabadu, który Talibowie nie kontrolowali zbyt dobrze.
Obaj mężczyźni spotkali się na lotnisku w Kandaharze. Podzas rozmowy Omar zaczął nakłaniać Saudyjczyka do przeniesienia się w rejon tego miasta i tym samym większego oddania się w gościnę i opiekę władz Afganistanu. Zażądał jednak od bin Ladena zaprzestania udzielania podobnych wywiadów w przyszłości. Gdy Osama się zgodził, mułła Omar dał mu do wyboru jedno z dwóch miejsc – opuszczone baraki robotników jakiejś firmy związanej z energetyką, albo opuszczone farmy zwane Tarnak. Bin Laden wybrał to drugie miejsce.
Tarnak Farms w Google Earth
Współrzędne dla Google Earth:
31° 27′ 18″ N, 65° 49′ 26.4″ E
Alec Station
Jack O’Neill w styczniu 1997 roku został agentem specjalnym w National Security Division w Nowym Jorku, największego i najbardziej prestiżowego oddziału FBI. Tam objął dział kontrterroryzmu i kontrwywiadu, a w tym dział I-49, który był odpowiedzialny za Bliski Wschód. Większość ludzi z tego składu to Nowojorczycy, na przykład Louis Napoli, detektyw z nowojorskiej policji przydzielony do I-49 w ramach Joint Terrorism Task Force, bracia John i Mike Anticev, dzieci chorwackich imigrantów, Richard Karniewicz, syn polskich imigrantów, który grywał polki na swym akordeonie, Jack Cloonan, Carl Summerlin, Kevin Criuse, Dan Coleman i inni.
Do badania Osamy bin Ladena utworzono jednostkę składającą się z pracowników FBI, CIA i NSA. Została oficjalnie nazwana „Bin Laden Issue Station”, lecz potocznie zaczęto ją zwać „Alec Station”, od adoptowanego syna Michaela Scheuera, jednego z członków tej jednostki.
Jack O’Niell był z FBI, uważał, że jego zadaniem jest znaleźć każdy trop, jaki wiódłby do bin Ladena, wykorzystać go w publicznym procesie i schwytać go w celu uwięzienia w Stanach Zjednoczonych. Scheuer był natomiast z CIA, więc jego cechowała pełna skrytość, chęć utrzymywania wszystkich informacji w tajemnicy przed szerszą publiką i uważał, że samego Osamę powinno się zabić.
Ci dwaj mężczyźni rozpoczęli wspólną pracę nad nowym, do końca nie poznanym przeciwnikiem, lecz różnice ich samych, jak również agencji, które reprezentowali, w postrzeganiu sprawy miały zaważyć na losie całej operacji skierowanej przeciwko saudyjskiemu terroryście i w konsekwencji doprowadzić do wielkiej katastrofy z dnia 11 września.
25 czerwca O’Neill zorganizował małe, prywatne spotkanie ludzi z tej jednostki w siedzibie FBI w Quantico – wszyscy usiedli przy stole, jedli hamburgery a kilku oficerów CIA poszło postrzelać sobie na strzelnicę. Nagle pagery wszystkich uczestników spotkania zaczęły brzęczeć.
W tym samym czasie w Arabii Saudyjskiej miała miejsce eksplozja tuż obok budynku Khobar Towers. Budynek służył jako baraki dla 4404th Airlift Wing, którego piloci mieli nadzorować wprowadzony po wojnie z Irakiem zakaz lotów nałożony na irackie wojsko.
Miejsce zamachu – krater po wybuchu i uszkodzony budynek Khobar Towers
19 Amerykanów i jeden obywatel Arabii Saudyjskiej zginęło, a 372 osoby zostały ranne. O’Neill był jednym z ponad setki agentów, którzy badali tę sprawę na miejscu.
Zamachowcy jako bomby użyli cysterny – najpierw próbowali dostać się na teren kompleksu przez główną bramę, lecz tam odmówiono im wjazdu. Wtedy zaparkowali na parkingu obok budynku nr 131, pozostawili ciężarówkę z materiałami wybuchowymi, przesiedli się do przygotowanych samochodów osobowych i odjechali. Około godziny 21:50 czasu lokalnego cysterna eksplodowała. Ofiar jednak z pewnością byłoby więcej, lecz kilka minut wcześniej amerykański strażnik pełniący służbę na dachu budynku 131 zauważył zamachowców porzucających pustą cysternę, prawidłowo ocenił sytuację i zaalarmował swoich kolegów, dzięki czemu zaczęto przeprowadzać ewakuację. Gdyby bomba wybuchła trochępóźniej, ofiar być może nie byłoby wcale, bo eksplozja nastąpiła gdy znaczna większość lokatorów schodziłą już po schodach znajdujących się po drugiej stronie budynku, bezpiecznej od wybuchu.
Ale to, co negatywnie zaskoczyło śledczych, było związane nie z samym zamachem, ale przeszkodami na jakie wciąż natrafiali agenci FBI ze strony służb Arabii Saudyjskiej. Na przykład zabroniono im przesłuchiwania podejrzanych ani opuszczania miejsca wybuchu. Wg agentów, Saudyjczycy specjalnie sabotowali śledztwo, aby nie uwypuklać napięć jakie miały miejsce w tym państwie.
Bardzo dobrze to jak wygląda praca amerykańskich śledczych w Arabii pokazuje bardzo ciekawy film
„Królestwo”.
Osama bin Laden nie był najprawdopodobniej czynnie w ten atak zamieszany, lecz pogratulował zamachowcom. Istnieje też podejrzenie, że w pewnej części ich finansował lub dostarczał sprzętu.
Mniej więcej w tym samym czasie Dan Coleman udał się do Niemiec, gdzie w agenci USA zaopiekowali się pewnym emigrantem z Sudanu, który zeznał, że pracował dla Osamy bin Ladena w Chartumie. Nazywał się Jamal al-Fadl. Dopiero po paru przesłuchaniach przyznał się, że uciekł z ponad 100 000 dolarów należącymi wcześniej do Saudyjczyka. I wtedy, podczas tych przesłuchań, z własnej woli zaczął opowiadać o organizacji zwanej „Al-Kaida”. Wtedy po raz pierwszy amerykańscy agenci usłyszeli tę nazwę. Opisał bazy treningowe i uśpione komórki. Opowiedział o zainteresowaniu Osamy dotyczącego zdobycia broni chemicznej i nuklearnej. Opowiedział, że to Al-Kaida jest odpowiedzialna za zamachy w Jemenie z 1992 roku. Agenci byli wstrząśnięci. Tygodniami powtarzali te przesłuchania, lecz Jamal za każdym razem mówił dokładnie to samo, nie myląc się ani odrobinę.
Po powrocie do kwatery „Alec Station”, Coleman studiował dalej informacje podane mu przez Fadla. Zaczął analizować bilingi rozmów wykonanych z telefonu, którego używał Osama podczas swego pobytu w Chartumie. Jeden z dość często powtarzających się numerów należał do Wadiha el-Hage’a, mieszkającego w Nairobi, stolicy Kenii. Większość z jego rozmów telefonicznych była prowadzona po arabsku i została przetłumaczona, jednak czasami rozmawiał on po angielsku, szczególnie kiedy dzwonił do swojej żony, Amerykanki, która przeszła na islam.
Od czasu do czasu starał się mówić dość naiwnym szyfrem, którego jednak jego żona często nie była w stanie pojąć:
- Przyślij dziesięć zielonych papierów, ok.? – powiedział Hage w jednej z nagranych rozmów.
- Dziesięć czerwonych papierów? – spytała
- Zielonych.
- Masz na myśli pieniądze?
- Dziękuję bardzo. – Hage nie krył sarkazmu.
CIA początkowo myślało, że el-Hage mógłby zostać zwerbowany jako podwójny agent, lecz Coleman uznał, że to mało prawdopodobne. Postanowił jednak udać się do Kenii, chcąc znaleźć jakiś dowód, że organizacja taka, o jakiej mówił al-Fadl, faktycznie istnieje.
W sierpniu 1997 roku Coleman w asyście dwóch oficerów CIA pojawił się pod domem el-Hage’a z nakazem przeszukania i z nerwowym kenijskim policjantem u boku.
Dom Wadiha el-Hage’a w Nairobi. Zdjęcie zrobione podczas przeszukania
Podczas przeszukania znaleziono laptopa, a z jego dysku odzyskano pliki, które wcześniej zostały skasowane. Potwierdzały one to, co do tej pory zeznał al-Fadl na temat istnienia Al-Kaidy i na temat jej terrorystycznych celów. Na dodatek było tam parę informacji na temat kupowania broni we wschodniej Europie i o częstych wędrówkach Hage’a do Tanzanii...
W tym samym czasie, w lipcu 1997 roku, dwa miesiące po tym, jak Zawahiri przybył do Afganistanu i dołączył znowu do bin Ladena (po wygnaniu z Sudanu przebywał w Szwajcarii i Bułgarii), Islamic Group, jedna z egipskich organizacji terrorystycznych podobna do Al-Jihadu Aymana Zawahiriego, zawarła potajemny pokój z rządem Egiptu. Wyrzekała się przemocy, a w zamiar rząd wypuścił wszystkich członków tej organizacji ze swych więzień. Zawahiri był wściekły i uznał to za zdradę i hańbę. Samo Islamic Group podzieliło się na dwa obozy – ci, którzy przebywali w Egipcie byli za ugodą z rządem i pokojem, ci, którzy byli za granicą pragnęli dalszej walki. Odłam będący za kontynuowaniem walki przygotował plan nowego ataku, który miał być sprzeciwem wobec tego nieformalnego rozejmu.
17 listopada 1997 roku na teren starożytnej świątyni w Luksorze weszło sześciu młodych mężczyzn. Jeden z nich zastrzelił wartownika. Dwójka pozostała przy wejściu na wypadek przyjazdu policji, która jednak nie przybyła. Reszta wkroczyła do środka strzelając do turystów.
Kadr z nagrania z kamery jednego z turystów, tuż po rozpoczęciu strzelaniny.
Zwiedzający świątynię turyści próbowali uciec, lecz była to idealna pułapka. Rzeź trwała 45 minut. Gdy wszystkich zabito, terroryści porwali autobus szukając nowych ofiar, aż w końcu wpadli na przydrożny posterunek policji. W trakcie strzelaniny jeden z terrorystów został postrzelony, a pozostali go dobili i następnie uciekli w stronę wzgórz, ścigani przez przewodników turystycznych i okolicznych wieśniaków na motorach i osiołkach, nie mających niczego poza kamieniami i łopatami. W końcu zamachowców odnaleziono martwych. Popełnili samobójstwo a w kieszeni jednego z nich znaleziono kartkę, na której przepraszał, że nie wykonali swej misji wcześniej.
58 turystów i czterech Egipcjan zginęło. 35 z zabitych osób było Szwajcarami, inni pochodzili z Japonii, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji, Bułgarii i Kolumbii. 17 innych turystów i 9 Egipcjan zostało rannych. Wśród zabitych byli między innymi pięcioletni Anglik i cztery japońskie pary podczas swej podróży poślubnej.
Egipt był w szoku. Rozwścieczona ludność rzucała przekleństwa pod adresem terrorystów-organizatorów, a ci nagle zaczęli, pod naporem przekleństw, oskarżać tych, których przywykli – jedni twierdzili, że o Żydzi dokonali tej masakry, inni, że egipski rząd. Jednak jakiekolwiek były plany inspiratorów zamachów, po tym wydarzeniu działania terrorystyczne w Egipcie po prostu ustały. W ciągu pięciu poprzednich lat, terroryści egipscy zamordowali w swoim kraju ponad 1200 osób. Po tym ostatnim wybryku całkowicie stracili oni poparcie ludzi. Nie mając gdzie się ukryć, ścigani ze wszystkich stron i bez absolutnie żadnego poparcia wśród ludu terroryzm w Egipcie zamarł.
Zamach ten sprowokował także liderów w Afganistanie do przemyślenia pewnych spraw. Do tej pory liderzy ci byli niczym kółko wzajemnej adoracji – przebywali w zamkniętych obozach gdzie wzajemnie motywowali się wyrwanymi cytatami z Koranu. Podczas tych spotkań uzgodnili między sobą w końcu, że słabość państw islamskich leży w ich złym zarządzaniu przez władze mniej lub bardziej świeckie. Próbowali odpowiedzieć sobie na pytanie – kto jest za to odpowiedzialny? Winą w końcu obarczyli coś, co nazwali „chrześcijańsko-żydowskim sojuszem” wskazując na Traktat Sykes-Picot z 1916 dzielący świat arabski pomiędzy strefy wpływów państw europejskich oraz deklarację Balfoura z 1917 roku która stała się inspiracją dla tworzenia państwa Izrael. Niedługo później rozpadło się Imperium Ottomańskie, co uznano za kolejne zwycięstwo w kampanii „chrześcijańsko-żydowskiego sojuszu” mającej na celu upokorzenie i pokonanie islamu. Dziś ta kampania wg nich prowadzona jest dalej za pomocą ONZ, niewłaściwych ich zdaniem władców państw muzułmańskich, międzynarodowych korporacji, kanałów satelitarnych i międzynarodowych organizacji charytatywnych.
W styczniu 1998 roku Ayman al-Zawahiri zaczął pisać deklarację, która miałaby zjednoczyć wszystkie organizacje mudżahedinów pod jednym sztandarem. Wiedział, że wcześniejsze ruchy terrorystów islamskich, które wielokrotnie powstawały w przeszłości, upadały, ponieważ nie miały sprecyzowanych celów i planów. On chciał to zmienić.
23 lutego 1998 roku w londyńskiej gazecie Al-Quds al-Arabi został opublikowany tekst kolejnej fatwy wydanej przez koalicję terrorystyczną rozmaitych ugrupowań terrorystycznych z Zawahirim i bin Ladenem na czele o nazwie „International Islamic Front for Jihad Against Jews and Crusaders”. Podpisy złożyli Osama bin Laden, Ayman al-Zawahiri – lider Al-Jihadu, Rifai Taha – lider Islamic Group, szejk Mir Hamzah – opozycjonista z Pakistanu i sekretarz Jamiat-ul-Ulema, Fazlul Rahman – szef Harakat al-Asnar i szejk Abdul Salam Mohammed Khan – lider Harakat al-Jihad z Bangladeszu. Nie użyto nazwy „Al-Kaida”, ponieważ chciano jeszcze utrzymać tę nazwę w tajemnicy.
Fatwa nakazywała „obowiązek zabijania Amerykanów i ich sojuszników, cywili i żołnierzy przez każdego muzułmanina, gdy tylko może to zrobić”.
Konferencja podczas której zostaje ponowiona owa fatwa
Jednak członkowie Islamic Group przebywający poza Afganistanem nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Dopiero co przetrwali na emigracji po straszliwej klęsce ataku na świątynię w Luksorze, a tu ich lider, Taha, wciągał ich do jakiejś idiotycznej wojny z USA. W wyniku nacisków Taha został zmuszony do wycofania się z tej koalicji.
Również członkowie Al-Jihadu byli wściekli. Podpisany dokument bowiem odciągał ich od ich celu – czyli obalenia świeckich rządów w Egipcie, a narzucał nowy (i ich zdaniem śmieszny) – wojnę ze Stanami Zjednoczonymi. Jednak Al-Jihad był słaby i bliski rozpadu. W tym momencie członkowie tej organizacji mieli jedynie dwa wyjścia – przystać do bin Ladena albo odejść. Niektórzy wybrali to pierwsze. Jednk byli i tacy, co odeszli z Al-Jihadu – a wśród nich był brat Aymana – Mohammed.
Szczęście jednak zaczęło uśmiechać się do Al-Kaidy po tym, jak wypowiedziała ona wojnę Stanom Zjednoczonym. Do tej pory imię Osamy znane było szerzej jedynie w Afganistanie, Arabii Saydujskiej i Sudanie. Po wydaniu fatwy rozniosło się po całym świecie arabskim. Ochotnicy zaczęli napływać z Pakistanu, Egiptu, Maroka a nawet enklaw muzułmańskich w świecie zachodnim – jak Ahmed Rassam, który przybył aż z Montrealu. Przybyło także wielu z krajów takich jak Jemen, Arabia Saudyjska, Szwecja, Turcja i Czeczenia.
Osama stracił bogactwo, jakie dawniej posiadał, lecz zastąpił je w tym momencie sławą. Choć obiecał Omarowi zachowanie ciszy i nie udzielanie wywiadów, wkrótce bin Laden przyjął grupę pakistańskich dziennikarzy. Powitał ich w swoim dość dziwnym stylu – przyjeżdżając w konwoju wśród wystrzałów na wiwat z karabinów. Nie zrobiło to jednak na Pakistańczykach najmniejszego wrażenia. Choć Osama próbował przekonać ich, że wojna z USA jest ważna, ich bardziej interesowało to, że niedawno Indie przeprowadziły próbę broni jądrowej i chcieli nakłonić bin Ladena do jihadu przeciwko nim. Osama jednak prosił ich „skupmy się na prawdziwych problemach”.
Gdy tylko reporterzy wrócili do Pakistanu, zadzwonił do nich mułła Omar:
„Bin Laden zwołał konferencję prasową ogłaszając jihad i nawet mnie o tym nie poinformował? W Afganistanie może być tylko jeden władca, albo ja, albo bin Laden!”
Dwa dni po tym wywiadzie, do bin Ladena dotarł John Miller z telewizji $$$. W wywiadzie Osama stwierdził, że przewiduje czarną przyszłość dla Ameryki - zamiast pozostać stanami zjednoczonymi, skończą jako stany rozbite (“instead of remaining united states, it shall end up separated states”).
W trakcie wywiadu wielu członków Al-Kaidy weszło do pomieszczenia, w którym Osama rozmawiał z Millerem. Wśród nich byli dwaj Saudyjczycy – Mohammed al-Owhali i „Jihad Ali” Azzam, którzy już kończyli przygotowania do pierwszej poważnej akcji Al-Kaidy.
Gdy zakończono udzielanie wywiadu, technicy Al-Kaidy zabrali taśmę i usunęli z niej twarze obu z nich.
Wywiad Millera z bin Ladenem.
TUTAJ znajduje się fragment tego wywiadu. Zaczyna się od ok. 1:03.
W podanym wyżej fragmencie filmu o Osamie bin Ladenie wspomniana też jest próba porwania go przez CIA. W istocie w tym czasie powstał plan porwania Saudyjczyka i postawienia go przed sądem. Powołano grupę TRODPINT, która składała się ze zwerbowanych Afgańczyków, która miała uzbrojona w pistolety z tłumikami napaść w nocy na Tarnak Farm i porwać bin Ladena. Potem miała wywieźć go gdzieś w góry Afganistanu i tam przetrzymać go przez około 30 dni. Po tym czasie, gdy grupy Al-Kaidy ustałyby w poszukiwaniach swojego przywódcy, w nocy w umówionym miejscu w Afganistanie wylądowałby samolot CIA. Gdyby akcja zakończyła się wcześniej wpadką, CIA umyłoby ręce, bo nie byłoby powiązań między nią a ludźmi z TRODPINT. Gdy jednak byłoby już na tyle bezpiecznie, aby samolot mógł się prześliznąć, wtedy pomalowany na cywilne barwy samolot transportowy CIA wylądowałby w nocy na którymś z prowizorycznych pasów startowych, klapa z tyłu otworzyłaby się i ukazała znajdujący się w środku samolotu kontener jaki używa się do przewozu rozmaitych towarów. W kontenerze tym znajdowałby się fotel dentystyczny z przygotowanymi pasami przystosowanymi do skrępowania wysokiego mężczyzny (jakim był bin Laden) oraz lekarz mający przy sobie rozmaite urządzenia medyczne. Według procedury po przypięciu bin Ladena do krzesła, agent Coleman miałby wówczas wejść do środka i odczytać schwytanemu jego prawa.
Przygotowano nawet specjalny prowizoryczny pas startowy na ranczu CIA w Teksasie, aby piloci mogli w spokoju ćwiczyć lądowania przy całkowitych ciemnościach z goglami noktowizyjnymi na oczach.
Jednak pojawiły się wątpliwości. Po pierwsze Afgańscy najemnicy nie byli zbyt dobrze wyszkoleni i obawiano się, że podczas ataku zginą kobiety i dzieci. Po drugie, Osama byłby wówczas sądzony w USA, gdzie do jego skazania potrzeba byłoby bezspornych dowodów jego osobistej winy. Tymczasem jednak wciąż nie było bezpośrednich i mocnych dowodów, że bin Laden bezpośrednio odpowiada za śmierć obywateli USA. On wspomagał terrorystów, ale przecież nie zabijał bezpośrednio. W istocie było mało prawdopodobne, aby wówczas Osama bin Laden został skazany przez niezawisły sąd.
Plan więc porzucono.
Co jednak przegapiono, to fakt, że podczas wywiadu Millera z bin Ladenem wyraźnie było widać, że tuż za Osamą, na ścianie, wisiała duża mapa na której wyraźnie było widać Afrykę.
To była niezamierzona i niestety nie wychwycona przez nikogo zapowiedź.
Koniec części pierwszej. Następna pojawi się niebawem, zapewne niedługo po świętach.