
Zdarzenie nastąpiło 25.09.2007 gdzieś po godzinie 23.. siedziałem w kuchni i się uczyłem, jak to często u mnie bywa w godzinach nocnych, a więc siedziałem tyłem do okna mając przed sobą cały widok na kuchnie, nagle usłyszałem dźwięk.. tak jakby coś pękło- roztrzaskało się.. zdziwiłem się i pomyślałem że to mój brat coś zrobił, gdyż ma pokój tuż koło kuchni, więc poszedłem do niego i spytałem się czy słyszał to i czy to on!? - odpowiedz brata brzmiała - przecież to u Ciebie myśląc że to ja sprawiłem ten dźwięk!? ..wróciłem do kuchni, zaciekawiony, pomyślałem że może coś spadło z ociekacza gdzie są umiejscowione talerze itp. więc zaglądnąłem i nic... drugi pomysł który mi przyszedł na myśl to zaglądnąć do szafki gdzie stoją swobodnie talerze.. a więc to zrobiłem, otwierając szafkę ku memu zdziwieniu ujrzałem rozbity talerz na drobne kawałeczki i kilka większych... kawałki leżały wszędzie, po całej szafce.. tak jakby go coś wysadziło... Najbardziej zastanawiające jest to że talerz nie mógł sam się zbić.. Wykluczyłem takie czynniki jak ciśnienie, ciepło i to że mógł być źle umiejscowiony - poprzez to się sam zsunąć.. Nie wiem co miało to znaczyć - jedynie co mi przyszło do głowy to myśl że był to znak że ktoś się pożegna z naszym domem - być może to ma jakieś nawiązanie do tego że moja siostra ma się niedługo wyprowadzić... Co myślicie o tym zjawisku!?
Myślę że to nie będzie mój ostatni post i że zostanę tu na dłużej!
