To że na kartce jest narysowany kwadrat znaczy, że jest też narysowany prostokąt ale to, że narysowany jest prostokąt nie musi już znaczyć, że jest tam też kwadrat. Tak samo z Twoim Porsche, to że w Niemczech produkują Porsche oznacza, że produkują tam samochody ale już to, że produkują tam samochody nie oznacza, że akurat Porsche.
???
Właśnie o tym mówię. Fakt, że ktoś gdzieś opiera swoje życie na miłości, nie oznacza, że żyje wg zasad, które przekazał Jezus. Pojęcie miłości ma wiele oblicz, zależnych często od wyznawanej i praktykowanej religii/filozofii. Niejednokrotnie „święte” prawa i zasady innych religii okazują się całkowicie sprzeczne z nauką Jezusa i to nie tylko dotyczącą miłości.
I tak na przykład, muzułmanin może jak najbardziej naklepać swojej żonie, tylko za to, że nie była mu posłuszna. Inny przykład: Hindus powinien kilka razy się zastanowić, zanim pomoże jakiemuś choremu biedakowi, czy żebrakowi. Dlaczego? Bo zakłócając spłatę karmicznego długu, może nieszczęśnikowi więcej zaszkodzić, niż pomóc. Obraz nędzy i rozpaczy pogłębiają jeszcze panoszące się wszędzie szczury – ze względu na ich „świętość”, nietykalne. Jak myślisz, skąd ten gigantyczny bród, smród i ubóstwo na ulicach Indii czy Bangladeszu? Właśnie głównie stąd. Jakoś w tych tylko kilku zaprezentowanych przykładach trudno dopatrzyć się śladów przedstawianego przez Jezusa obrazu miłości.
Ale ja się temu nie dziwię. W końcu chrześcijaństwo i islam, a tym bardziej religie/filozofie dalekiego Wschodu to zupełnie inna para kaloszy.
Jestem świadomy, że Jezus wiedział co mówi, w tym sęk, że my nieraz tego nie dostrzegamy. Oczywiście, że miał na myśli swoją osobę. Ja staram się to uogólnić bo dla wielu osób jest to niezrozumiale stwierdzenie. (...) Sęk w tym, że Jezus mówiąc, że przez Niego wiedzie droga do Ojca miał na myśli swoją naukę, to chyba oczywiste? Trzeba kierować się Jego nauką aby "przez Niego" dotrzeć do Ojca. A jego nauka to właśnie miłość, poszanowanie, równość, tolerancja itp. Zamiana przeze mnie słowa "Jezus" na "miłość" ma tylko na celu uświadomienie sensu nauki Chrystusa, której filarem jest właśnie wszechobecna miłość do bliźniego.
Sęk w tym, że owe uogólnianie niczego nie wyjaśnia, a zupełnie zmienia sens Ewangelii. Jezus to nie tylko nauczyciel, a Ewangelia to nie tylko zbiór zasad dobrego i prawego życia.
Pomijasz kilka bardzo istotnych, wręcz kluczowych aspektów. Przeczytaj 17 rozdział Ewangelii Jana (poniżej link do fragmentu w przekładzie Biblii Tysiąclecia):
http://online.biblia...zial.php?id=356Tu bardzo wyraźnie i jednoznacznie Jezus ukazuje pełny obraz celu swojej misji.
Np. wyznawcy innych religii, czy systemów filozoficznych, wcale nie są na straconej pozycji (lub na gorszej jak to uznaje Kościół). Chodzi tu o to, że wszyscy są równi, obojętnie czy w Boga wierzą czy też nie, obojętnie czy maja na Niego inne poglądy i inne Jego wyobrażenia.
Mam kilka wątpliwości.
Po pierwsze:
I rzekł im: Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony. Mar. 16:15-16Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata.
Mat. 28:19-20Dlaczego Jezus stawia taki nacisk na rozgłaszanie Ewangelii, skoro wg Ciebie inaczej wierzący nie muszą się o swój los przejmować? Ponadto Jezus w jasny sposób daje do zrozumienia, że odrzucenie Dobrej Nowiny równoznaczne jest z potępieniem (też Mar. 3:29). Nie da się ukryć, że w Ewangelii nie chodzi tylko o nauczenie miłości, poszanowania, równości i tolerancji...
Po drugie:
I rzekł ktoś do niego: Panie, czy tylko niewielu będzie zbawionych? On zaś rzekł do nich: Starajcie się wejść przez wąską bramę, gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, ale nie będą mogli.
Łuk. 13:23-24Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą.
Mat. 7:13Jakoś w tych powyższych cytatach nie da się odczuć wielkiej Boskiej tolerancji dla wierzących inaczej. „Wąska brama” wskazuje raczej, że zbawienie będzie dostępne dla względnie niewielkiej grupy wybranych – tych, którzy w pełni przyjęli Ewangelię.
--------------------
Zakładam, że czytałeś "Naszą szkapę". Dostrzegam analogię między dziećmi a pierwszymi ludźmi. Mianowicie, dzieci odczuwają swoją biedę, nędze w jakiej żyją w sposób naturalny. Nie znają innego życia, więc nie odczuwają swojej niedoli. Nie znaczy to jednak, że życie poniżej minimum egzystencjalnego jest dobre.
Po pierwsze:
Nie za bardzo z tą analogią trafiłeś. „Stan naturalny” nie jest synonimem „stanu dobrego” – może dotyczyć także innych okoliczności. Co najwyżej „pierwotny stan naturalny” można tak określić. Zatem przykład z sytuacją opisaną w „Naszej szkapie” jest raczej nietrafiony.
Po drugie:
Zdefiniuj, co rozumiesz pod pojęciem „dobrego życia”. Zgodnie z biblijnymi standardami jest to życie w zgodzie z Bogiem, zatem i osoba żyjąca poniżej minimum egzystencji może w ten sposób żyć. Ale zdaję sobie sprawę, że Twój standard jest diametralnie odmienny.
Po trzecie:
Nie będę analizował tej sytuacji z punktu widzenia pierwszych ludzi, bo jak mówisz, byłbym z owej sytuacji zadowolony. Jednak stojąc z boku z trzeźwym umysłem i potrzebną wiedzą, zacznę twierdzić, że taka sytuacja mi nie odpowiada. Będąc w raju byłbym szczęśliwy i niechciałbym tego zmieniać. Jednak gdyby przyszedł Szatan i zmienił to, będę uważał, że obecnie jest mi lepiej aniżeli w Edenie.
Myślę, że w chwili obecnej nasza dyskusja do niczego konkretnego nie doprowadzi. Póki będzie toczyła się na suchym filozoficzno-ideologicznym gruncie będzie tylko niekończącą się słowną przepychanką, w której Ty będziesz gloryfikował zasługi Szatana, a ja będę wskazywał zupełnie coś przeciwnego.
Z drugiej strony bardzo dobrze Cię rozumiem. Sam przez wiele lat wyznawałem podobne do Ciebie poglądy. Mając ok. 14 lat, bardziej lub mniej podstawnie zacząłem buntować się przeciwko instytucji KK. Oczywiście jednocześnie obrywał także Bóg. Kilka lat różnych poszukiwań, poznawania innych religijnych i filozoficznych światopoglądów, w połączeniu z kształtującym się materialistyczno-racjonalistycznym podejściem do rzeczywistości zaowocowało przyjęciem przez mnie postawy ateistycznej. Miałem wtedy ok. 17-18 lat. Nic, co nie mogło być empirycznie sprawdzone, nic, czego nie mogłem „dotknąć” zmysłami nie miało dla mnie racji bytu. Początkowo byłem bardzo agresywnym tzw. wojującym ateistą (dzisiaj nazywam tą postawę ateistycznym fundamentalizmem). Religie były dla mnie „groźnymi epidemiami”, bogowie „wirusami umysłu”, a ludzie wierzący po prostu „biednymi i chorymi psychicznie ludźmi”. Z czasem jednak złagodniałem i stałem się takim zwykłym, spokojnym ateistą. I stan ten trwał jakieś 10 lat. Wtedy to przyszły osobiste doświadczenia, które dokonały wyłomu w mojej poukładanej, racjonalnej wizji świata i radykalnie zmieniły mój pogląd na kwestie dotyczące Boga i wiary. I dziś, choć nadal jestem osobą wyjątkowo chłodno analizującą otaczającą rzeczywistość, nie jestem w stanie zaprzeczyć realnej obecności Boga w moim życiu. Cóż, używając mojej wcześniejszej nomenklatury:
Jestem psychiczny.
Także pozdrawiam