Napisano
29.07.2011 - 21:01
Dawno nikt tu nic nie napisał, a szkoda. Również nie przypuszczałabym, że na tym forum znajdę wpisy o takiej tematyce.
Świetnie opracowany temat - krótko, treściwie, bardzo jasno. Mam w domu kilka książek na temat s-v, uważam, że jest to wiedza bardzo praktyczna i przydatna.
Im bardziej wgłębiam się w temat, tym bardziej żałuję, że już od dawna nie jest powszechna tzw kindersztuba, czyli nauczanie dzieci odpowiedniego zachowania się w zależności od sytuacji. Kiedyś takie nauki były naprawdę bardzo rozbudowane, co widać często jeszcze w pokoleniu naszych dziadków (no, są wyjątki, niestety, zwłaszcza jeżeli chodzi o babcie, którym wszystko się należy). Teraz ogranicza się właściwie do nauczenia dziecka, że starszym ustępuje się miejsca, kobiety przepuszcza w drzwiach, a i czasem można powiedzieć "przepraszam", czy "dziękuję". Moim zdaniem właśnie winą rodziców, niedopilnowania, by dziecko wyniosło z domu umiejętność stosownego zachowania się, jest tak szerzące się chamstwo.
Jestem kobietą samodzielną, potrafię dokonywać w domu drobnych napraw, wiem, jak obsługiwać wiertarkę, a także mam (między innymi) dość męskie zainteresowania, jak chociażby militaria czy motoryzacja (dwukołowa), jednakże nigdy za feministkę się nie uważałam, nie utożsamiam się z tym nurtem i twierdzę, że feminizm kończy się tam, gdzie trzeba wnieść kanapę na piąte piętro bez windy. Niemniej, do czego zmierzam, zupełnie nie rozumiem, dlaczego kobiety tak nie doceniają tego, że w kwestii s-v są uprzywilejowane, że ustępuje się im miejsca, otwiera drzwi itp. Uważam, że kultura (w sensie umiejętności zachowania się) jest ponadczasowa i takie kobiety prędzej czy później, ale w końcu zatęsknią za tym. Nie jest to natarczywe i przesadne, ale oczekuję, że, jeżeli jestem w towarzystwie mężczyzn, to, skoro zachowuję się jak kobieta i wyglądam jak kobieta, to tak też będą mnie traktować, ustąpią mi miejsca przy stole, jeżeli jest za mało, otworzą przede mną drzwi, czy wezmą ode mnie ciężkie torby z zakupami.
Podczas jednej z dyskusji na temat s-v usłyszałam argument przeciwko poznaniu tych zasad, który brzmiał: "na balach w Wersalu bywać nie będę, więc nie muszę wiedzieć tych bzdur". Naprawdę poznanie podstaw nie wymaga wielkiego wysiłku, a nigdy nie wiadomo, kiedy rzeczywiście będą potrzebne. Że już nie wspomnę o tym, iż w codziennym życiu są bardzo przydatne. Uważam, że nawet w normalnym towarzystwie przeciętnych, zwykłych ludzi ignorowanie zasad s-v jest przykładem zwyczajnego braku szacunku - czy to wobec gospodarza, czy współbiesiadników, czy po prostu grupy, w której obecnie dana osoba się znajduje.
Swoją drogą - znajomość znaczenia kolorów kwiatów obecnie nie jest już tak istotne, jak dawniej. Kiepska jestem z historii, więc nie jestem pewna epoki (nie udało mi się znaleźć rzetelnych informacji na ten temat), lecz obstawiam barok lub romantyzm, ludzie nie wyrażali swoich uczuć tak otwarcie, jak dzisiaj. Umizgi wobec kobiety trwały długo, były bardzo subtelne, a jednymi z pierwszych sygnałów, że mężczyzna czuł coś do kobiety, były właśnie kwiaty - jak w pierwszym poście tego tematu, każdy kolor symbolizował inne uczucie, a wiedza ta była wówczas tak powszechna, jak dziś używanie wulgaryzmów.