Jak czytam większość waszych wypowiedzi to widać, że nie wszyscy rozumieją koncepcję i teorie Dänikena. Większość naukowców uważa, że Erich Von Dänikena stwierdził między innymi, że mieszkańcy Peru podporządkowali się, przy rysowaniu linii ( rysunkom z Nazca ), instrukcjom przekazywanym z nieba przez członków załogi statku kosmicznego, który zatrzymał się na Ziemi z kurtuazyjną wizytą. Linie proste mają być, jak nietrudno się domyślić, pasami startowymi i lądowiskami, a rysunki znakami orientacyjnymi.

Ajaj, i co ja zrobię z takim powalającym na kolana dowodem na głupotę paleoastronautyki... Po pierwsze, nie wiem w czym takie twierdzenie jest gorsze od naukowej hipotezy o zajęciach grupowych, w myśl której Indianie mieli za dużo jedzenia i zaczęli kopać na płaskowyżu Nazca by spalić trochę kalorii [to autentyczna teoria, a nie żaden żart]. Po drugie teoria Dänikena brzmi nieco inaczej: z jakiejś przyczyny np: awarii, potrzeby przeprowadzenia badań, uzupełnienia zapasów lądownik Przybyszów osiadł na płaskowyżu odrzucając siłą pędu powietrza wierzchnią warstwę żwiru i kamieni [to tłumaczy, czemu na początku pas jest zwykle węższy, niż na końcu]. Dla Indian było jasne, że z nieba zastąpili Bogowie i co za tym idzie uznali to miejsce za święte. Zaczęli tworzyć, najpierw niewielkie, później coraz bardziej spektakularne obrazy chcąc sprowadzić Bogów z powrotem. Być może błędnie sądzili, iż linie te są im potrzebne. Gdy "pasy startowe" nie odniosły skutku zaczęto tworzyć inne Geoglify: długie wąskie linie prowadzące do określonych miejsc płaskowyżu, wizerunki ludzkich postaci z jedną ręką wzniesioną do nieba, a drugą skierowaną na ziemię, tak jakby krzyczały one: "to tu macie lądować", wreszcie wizerunki "zwierząt", które równie dobrze mogą być wizerunkami gwiazdozbiorów, jak i totemami poszczególnych szczepów. I to tyle jeśli chodzi o teorię Dänikena, nie było żadnej kurtuazyjnej wizyty, nie było żadnego podporządkowania mieszkańców, nie było żadnych instrukcji, żadnych rzeczywistych lądowisk. To wszystko efekt religijnego fanatyzmu, jaki wyrósł na gruncie obserwacji wyższej techniki przez prymitywnych tubylców.

Niektóre badania rysunków w Nazca wykazują, że są one wydłużone, tak, by oszukując nieco perspektywę, można je było oglądać z niewielkiego wzniesienia nad ziemią. Faktem jest, że w górzystym rejonie Nazca można znaleźć miejsca, skąd będziemy w stanie częściowo, podkreślam - częściowo, zaobserwować geoglify. W rejonie Palpa, koło płaskowyżu, gdzie pełno jest całkiem sporych gór znajdzie się nawet takie miejsca, gdzie geoglify widać wyraźnie. Ale w większości wypadków tak nie jest. Podobnie we wszystkich innych miejscach, gdzie spotykamy podobne wyobrażenia. Choćby w Meksyku brak jest w okolicy geoglifów jakichkolwiek gór, co zupełnie wyklucza najmniejsze nawet możliwości obserwacji, podobnie w Australii, gdzie odnajdziemy wizerunek postaci, której obwód wynosi ponad 50 kilometrów. Gdy zaś staniemy na linii często nie będziemy się mogli nawet zorientować, że w niej stoimy, jedynie na jej skraju dostrzeżemy różnicę w poziomie terenu i niewysoki murek. Nie ulega wątpliwości [mimo wszelkich starań czynionych przez naukowe umysły], że wszystkie geoglify, bez wyjątku, nie były przeznaczone dla ludzkich widzów, stojących na ziemi.

Archeolodzy odkryli również resztki drewnianych słupków wzdłuż linii, co mniej więcej kilometr. Słupków pomagających wyznaczyć linie proste, co mogłoby świadczyć o tym, że ich powstanie nie do końca kierowane było z nieba. Po pierwsze, drewniane słupki to coś absolutnie wyjątkowego na Nazca i nie są one żadną regułą. Po drugie, wytyczenie linii prostej poprzez naciągnięcie linki pomiędzy odległymi o kilometr słupkami graniczy z cudem [linka będzie się walać na ziemi, zaczepiać o kamienie i nie da tak idealnie prostej linii, jakie możemy podziwiać]. Po trzecie, problemy z wytyczaniem linii prostej rosną wprost proporcjonalnie do ich długości, a przypomnę, iż mówimy o ponad 20-kilometrowych odcinkach. Po czwarte, metoda ta zawodzi przy znacznych nierównościach terenu. Po piąte, na Nazca odnajdziemy systemu wielu wzajemnie powiązanych linii - zwykłe odtwarzanie w mniejszej skali i metoda palików nie zdają egzaminu przy skomplikowanych systemach. Po szóste, ten sposób dotyczy wyłącznie linii prostych, a co z licznymi łukami, kołami, zawijasami, postaciami itd. W sumie metoda ta została przez naukę przyjęta za pewnik nie dlatego, że jest w 100% słuszna, ale dlatego, że ciężko wymyślać coś, co pozwoliłoby rozjaśnić wszystkie zagadki Nazca i innych miejsc [w przypadku 50 kilometrowej, pełnej zawijasów linii wyznaczającej zarys osoby w Australii metodę taką można jedynie wyśmiać].
Niedawno odkryto do czego służyły tajemnicze rysunki z Nazca przez najnowsze badania badaczy z Wielkiej Brytanii które trwały 5 lat, i badacze dokładniej przyglądali się tym dziwnym konstrukcjom, podróżując pieszo ich śladem, badając poszczególne ich warstwy i analizując zdjęcia satelitarne. I okazało się, że przynajmniej kilka z nich musiało służyć jako labirynt - co udało się odkryć dopiero podróżując wzdłuż jednego z nich, który jest dokładnie ukryty w otoczeniu, a do tego duże jego fragmenty zostały wymyte przez lokalne powodzie. Według autorów badania to jest właśnie jedyna metoda na prawdziwe "doświadczanie" geoglifów w taki sam sposób jak robili to jego twórcy - którzy nie potrafili latać i wykonywać zdjęć satelitarnych.
Panowie badacze z Wielkiej Brytanii najwyraźniej przeoczyli fakt, że wiele geoglifów zostało wykonanych na prawie pionowych zboczach gór, co raczej uniemożliwia ich funkcjonowanie jako labirynty. A dowód na to, że jeden czy dwa spośród kilkudziesięciu rysunków mogłoby być labiryntem jest dopasowywaniem faktów do wymyślonej teorii. W ten sposób można udowodnić wszystko. Czemu jeden czy dwa miałyby być labiryntem a inne nie, skoro wszystkie są wykonane w podobny sposób. Czym w takim razie były pozostałe ?. Teorie Pana Dänikena brzmią może trochę fantastycznie, ale ''działają'' dla wszystkich rysunków, są ogólne. A dobra teoria powinna właśnie wyjaśniać wszystkie przypadki, a nie tyko wybrane, które przypadkowo pasują do niej z jakichś powodów. A skąd pewność, że w starożytności nie istniała wysoko rozwinięta cywilizacja, którą zniszczył jakiś kataklizm / wojna. Są o tym wzmianki we wszystkich starożytnych kulturach. Potop (Biblia, Indianie obu ameryk, Sumerowie, Grecja), wojny z użyciem pocisków zdolnych niszczyć całe miasta (Mitologia Indyjska, Mahabharata), Zniszczenie sodomy i gomory (biblia).
To by było jak na razie na tyle.
Użytkownik Krzysztof.C edytował ten post 29.04.2013 - 08:34