Jednak sie odezwę.
Mam swoje kontakty i swoje sposoby na dowiadywanie sie pewnych spraw. Skąd? Najbardziej wytrwali mogli wczoraj na czacie się dowiedzieć.
Otóż ja uwazam, że nic nie leci teraz w kosmosie i nic nie spadnie, oprócz paru smieci, zawsze plączących się w warkoczu komet.
Dlaczego tak uważam? Nie dlatego, ze jestem "sceptolem", jak to ładnie sie tutaj mówi. Ale dlatego, że jestem (jak wspomniał Muhad) OTWARTY na pewne fakty i obserwacje. Oraz (co również Muhad przytaczał jako argument) WIERZĘ, że moje obserwacje swiata są własciwe.
Moja osobista duchowośc wiąże się z mozliwie maksymalnym zblizeniem do Natury i natury. Ta pierwsza to zawarta w swiecie boskość, ta druga - zwykłe codzienne i empiryczne zycie na ziemi. Jedna i druga N/natura sa jednym. Więc obserwuję świat dookoła, nie wysmiewając ani ludzi szukających Ducha pośród lasów, ani tych, szukajacych Wiedzy poprzez teleskopy. Bo oba spojrzenia są równei wartosciowe. I nalezy być OTWARTYM (znów powołam się na argument kolegi Muhada) na naukowy sceptycyzm, bo tylko on ratuje nas przed błedami WIARY, takimi jak przekonanie o płaskości ziemi, strachach w szafie czy tym podobne. Dzisiejszy świat jest w tym miejscu nie dzięki entuzjastycznym mitomanom, ani dzięki twardogłowym "sceptolom." Sto lat temu widziano na marsie kanały, miasta i w ogóle ludzi zyjących tak smao jak my. Ale tylko dzięki tym "tępym i ograniczonym" sceptolom z NASA wiemy dzisiaj, że to nie są żadne drogi, którymi poruszają się Marsjanie (oddychajacy takim samym powierzem jak my, ba! wierzacy w tego samego Boga, co większość Chrzescijan). To dzieki bezlitosnej brzytwie Ockhama, dzierżonej przez "sceptoli", wiemy, że na Marsie nie ma atmosfery dla takich jak my.
To nie jest obrona racjonalizmu i sceptycyzmu. Tylko próba pokazania, że obie postawy, zarówno wizjonerska i "otwarta", jak i krytyczna i sceptyczna, prowadzą do przodu. To jak z dwoma braćmi - jeden przybiega do domu i mówi: "Patrz, patrz, znalazłem kawał złota, jestesmy bogaci!!!", drugi bierze lupie i mówi: "Durniu, znów przyniosłeś kamień, pomalowany na żłóto". Ale czasem ten entuzjastyczny braciszek przynosi coś, na co drugi z braci, ów sceptol mówi: "O'kurde, to faktycznie moze być złoto..."
Rozumiecie? Zbytnia naiwność w interpretacji wszelakich danych i brak sceptycyzmu skutkuje później rozczarowaniami lub próbami tłumaczenia na wszelką cenę zjawisk, byle tylko "wyszło na nasze". Z drugiej strony - nadmierny sceptycyzm prowadzi do tego samego w sumie - tworzy się swiat oparty tylko na tym, co już wiemy, i nie dopuszczamy niczego nowego. Oba modele swiata sa jednakowo odległe od tego, czym jest rzeczywistośc. Jedni WIERZĄ, że mają rację, drudzy tez WIERZĄ, że maja rację. Czyja WIARA w tym wypadku jest tą własciwą?
Do rzeczy, bo sie rozpisałem o pierdołach, przepraszam.
Ja WIERZĘ, że nic nie grozi ziemi w najlbiższych dniach. Bo obserwuję nature wokół siebie i widzę (to argument dla sceptoli.
) spokojne zachowanie wszelakiej fauny na brzegu Atlantyku - mieszkam na zachodzie Irlandii obecnie. WIERZĘ, że nic nie spadnie, bo obserwuje Naturę i CZUJĘ (argument dla wszelkiej masci channelingowców i ludzi wierzących w kontakty pozawerbalne), że jest ona spokojna i toczy się zwykłym, majowym zyciem.
Nikt nie może polemizować z tym, że zwierzeta instynktownie wyczuwaja niebezpieczeństwo i kataklizm. Nawet najwieksi sceptole temu nie zaprzeczą, ponieważ jest masa obserwacji przyrody to potwierdzających. A więc - skoro natura i Natura są spokojne, to NIC się w niej nadzwyczajnego nie dzieje.
I ja w to WIERZĘ (kto ma zamiar polemizowac z moja WIARĄ w imię jego WiARY? czyja WIARA jest lepsza? Prawdziwsza? czyje kung-fu jest lepsze od mojego kung-fu? ;D )
Tako rzecze wam pewien druid.