Ludzie otwarci nie biora wszystkiego na bank, rozpatruja...z drugiej strony jak ktos z entuzjastow sie pomyli to nikomu szkody nie zrobi, jedynie sobie, ze zaufal swoim przekonaniom.Natomiast sceptycy dzialaja w ten sposob ze wszedzie robia szumu, sklucaja ludzi, wysmiewaja i sa obojetni na dostrzegalne symptomy jakiegos zjawiska.Co jest bardziej niebezpieczne dla innych?
Moim zdaniem Twoje ostatnie słowa są przesadą. Wcale nie musi być tak, że sceptycy robią wokół siebie szum i skłócają ludzi. Na pewno część z nich postępuje w taki sposób, podobnie jak zbytnia naiwność i zbytnie zaufanie w rzeczy, które mogą być tłumaczone jedynie wiarą, w żaden inny sposób, prezentowane na okrągło i bez żadnych oporów, również mogą prowadzić do konfliktu.
W pełni zgadzam się z postem Czeskiego, zwłaszcza z jego częścią dotyczącą spraw poznawczych.
Moim zdaniem, człowiek otwarty, to ten, który, jak powiedziano by w taoizmie, idzie "ścieżką środka". Zachowuje niezbędną równowagę pomiędzy tym, co czuje, w co wierzy, czego doświadcza w sferze - hm - mentalnej, a światem rzeczywistym, materialnym, tym którego doświadcza na co dzień, tym, na co wskazują badania naukowe. Natomiast używanie określenia "otwarty" w stosunku do człowieka, który bezkrytycznie przyjmuje rzeczy niezrozumiałe, jako przekazy międzyplanetarne, astralne, czy duchowe, w tym, że we współczesnych eksperymentach nie udaje się odtworzyć sposobu budowania piramid dopatrując się niezbitego dowodu, że w ich budowie brała udział pozaziemska cywilizacja, jest nieuprawnione. Taki ktoś nie jest "otwarty". To człowiek żyjący w świecie wyobraźni i w oderwaniu od rzeczywistości.
Prawdziwa "otwartość", to zachowanie równowagi. Również pomiędzy tym, co namacalne, udokumentowane, udowodnione i tym, co takie nie jest. A przede wszystkim zdolność do samodzielnego myślenia i poddawania rzeczy własnemu osądowi (i używanie tej zdolności), a nie przyjmowanie cudzych słów i opinii za niezbitą i niezbijalną prawdę. Na wiarę, tylko i wyłącznie.
Twoja ocena mojej postawy, Muhadzie nie była do końca sprawiedliwa. Nie mogę mieć Ci tego za złe, nie wiesz bowiem nic o moim rzeczywistym nastawieniu do życia i światopoglądzie. I niech tak zostanie. Zapewniam Cię tylko, że nie bazuje on wyłącznie na cynicznym sceptycyzmie.
Jeśli chodzi o szkodliwość działań sceptyków lub entuzjastów - tu na dwoje babka wróżyła. Bo entuzjasta z dużą charyzmą, który jest w stanie zgromadzić wokół siebie masy innych entuzjastów, podzielających jego wizję i bez zastrzeżeń wierzących w jego przekaz, jest w stanie choćby doprowadzić do masowego samobójstwa swoich wyznawców - było przecież kilka przypadków tego rodzaju sekt. Często bywa zresztą tak, że charyzmatyczny przywódca nie jest wcale entuzjastą, a gromadzącym entuzjastów wokół siebie zręcznym manipulatorem, któremu niekoniecznie chodzi o jakiekolwiek korzyści materialne, a raczej o korzyści mentalne - poczucie władzy nad innymi, własnej mocy, czy też w końcu zdobywanie "wyznawców" może prowadzić do wzrostu przekonania o słuszności własnych sądów i ocen. Do potwierdzania własnej, nierzadko niczym nie popartej wiary, w wierze innych.
Być może zresztą, w wymiarze pozareligijnym, taki jest właśnie przypadek Juliena?
A wracajac do tematu - ja również uważam, że nic nie spadnie. Wprawdzie znajduję się zbyt daleko od Atlantyku, żeby móc to rozpoznać w zachowaniu różnych żywych istot - ale w zmianach pojawiających się na stronie Juliena dostrzegam pewien dość charakterystyczny mechanizm psychologiczny. Zresztą, skoro z fragmentu jądra komety zrobiły się trzy asteroidy - naprawdę trudno mi to traktrować poważnie. Cóż, poczekamy - zobaczymy. Skoro "pierwsze ostrzeżenie ma nadać cnn" - trzeba będzie ustawić nasłuch... ;-)