Bardzo dobry temat w odpowiednim dziale!
Sam podczas oobe spotkałem kilka istot, które opiekują się mną w materialnym świecie. Po krótce opiszę swe dwie przygody w astralu, w których to poznałem Ich:)
1. Śnię normalny sen i nagle odzyskuję świadomość. Widzę, że to sen, a wszystko to marna imitacja rzeczywistości, gdyż w okół mnie pojawiać zaczęło się multum ludzi, byli dosłownie dookoła mnie w wielkiej liczbie. Po napływie pamięci i jeszcze szczypty świadomości wstałem (siedziałem na ławce) i ruchem ręki wyczyściłem obraz. Po prostu stało się biało, jak na kartce papieru. To była ekspansja, w której chciałem pokreować troszkę swojej rzeczywistości, jednak coś mi przeszkodziło. Stałem tak przez sekundę pośród bieli i zachwycałem się tym widokiem, nie było tam niczego, jak w matrixie w scenie, gdy przywołują regały z bronią... Nagle usłyszałem jakiś dźwięk i spojrzałem w dół. Tuż obok mych stóp stał mały gość, sięgający mi do pasa (dlatego wcześniej go nie zauważyłem), łysy, o pięknych wyłupiastych niebieskich oczach. Patrzył na mnie w taki sposób... Wzrokiem pełnym miłości, oddania, ale także odczuwałem w nim litość. Na sobie miał buddyjskie szaty, czerwone bez żółtych wstawek. -Kim jesteś?-spytałem -Sędzią-opowiedział spokojnie -KIM? -Twoim sędzią, odpowiadam za Twoją karmę.
-Dlaczego jesteś taki mały? -Bo nie popełniasz zbyt wiele grzechów -Wiesz o mnie wszystko? -Tak.
Tutaj zaczęła się zbyt prywatna część rozmowy, której niestety nie upublicznię
2. (Jedno z najdziwniejszych oobe jakie przeżyłem) Śni mi się dom kolegi. Mieszkam tam wraz z rodziną. Nagle poczułem się źle i położyłem się do łóżka. Poczułem, że... umieram! We śnie opuściłem ciało i patrzyłem na nie z góry. Po małych testach w domu na mój faktyczny senny zgon postanowiłem odejść. Ogarnęła mnie ciemność, zupełnie jak podczas dobrej medytacji. Głęboka przestrzeń przed mymi oczami, jednak stałem w tej ciemności i cały czas miałem władzę na ciałem astralnym. Ogarnęła mnie myśl "Jak to? po śmierci nic nie ma?" i stało się! Znalazłem się nad wielkim wyschniętym jeziorem. Stałem na asfaltowej ścieżce prowadzącej wzdłuż owego zbiornika. Rozbiegłem się po ścieżce w stronę brzegu i wybiłem. Fruuuu... kocham uczucie wolności podczas latania w oobe. Podziwiając widoki dostrzegłem majestatyczny kościół, budowany z czerwonej cegły (był cały czas z moimi plecami) Podleciałem do niego podekscytowany chcąc wlecieć na wieżę i zwiedzić go od góry. Wylądowałem na chodniku i postanowiłem, że jednak wejdę normalnie, drzwiami. Przeszedłem przez duże, barokowe drzwi, następnie przechodząc mniejsze drewniane drzwi ze wzorkiem w kratę znalazłem się w środku. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że właśnie siedzą tam ludzie:D Na mównicy stał jakiś gość, rozmawiali chyba o mnie, a sam w głowie poczułem, że to moi opiekunowie. Przechadzając się w okoł nich bacznie się im przyglądałem. po chwili obserwacji stanąłem i głośno zadałem pytanie: Kto odpowiada za mój los? -Ja-powiedział gość w garniturze podnosząc spokojnie rękę. Podszedłem do niego i przyglądałem mu się bardzo uwaznie. Miał ok. 35 lat, jasne oczy, troszkę dłuższy zarost i emanował od niego tak potężny spokój... Korzystając z okazji zaczałem zadawać mu pytania. Pytałem o moje pragnienia, prawa kreacji, o pozytywne myślenie. Na wszystko z grubsza odpowiadał twierdząco. Wiedział już wcześniej o co go zapytam! Po tej fali pytań odszedłem do niego. Chciałem podejść do innych gości, zwłaszcza do tego na mównicy, który teraz gapił się na mnie, ale czułem, że mam już mało energii i zaraz wrócę do ciała. Obraz znikł.
Mam swój sposób wychodzenia z ciała, który wygląda mniej więcej tak: sen->ld->OBE Może niektórzy powiedzią iż jest to tylko wytwór mej wyobraźni, jednak znam się trochę na obe i czuję kiedy napływa do mnie falami pamięć i świadomość, ponadto realność scenerii jest wówczas nieporównywalnie lepsza aniżeli ta ze snów.
Pozdrawiam!