Jeśli uważasz że ja się mądrzę to Twoich wypowiedzi nie można nazwać inaczej niż mądralowaniem się wynikającym z przesadnej wiary w słowo pisane - czy czytając "niewątpliwie mądre" księgi zadałeś sobie kiedyś pytanie "a dlaczego" jest tak... ?Woda w atmosferze nie odpowiada za błękitny kolor czystego, ziemskiego nieba.
Poczytaj sobie TO, bo jak zwykle mądrzysz się w sprawach, o których nie masz zielonego pojęcia.
Znając Ciebie to na pewno nie ,bo jakbyś śmiał poddawać w wątpliwość naukowe dokonania, a ja ośmielam się pytać więc pytam: dlaczego grubsza warstwa atmosfery między Ziemią a zachodzącym/wschodzącym Słońcem powoduje że nasza gwiazda staje się czerwoną - wielką piłką a "obce" gwiazdy bez względu na to gdzie się znajdują nie dostępują tego zaszczytu i są zawsze malutkie i niebieściutkie.
A może nasze słońce nie jest taką typową gwiazdką z nieba których tysiące, a może jej fotony są w jakiś sposób silniejsze od tych baaardzo odległych, a może punktowe strumyki światła nie ulegają rozproszeniu i nawet grubość naszej atmosfery nie musi ich obchodzić ?
Jeśli przyjąć że cząsteczki atmosfery są swoistymi "dipolami" o mniejszej długości niż długość fal fotonów docierającego do nich prostopadle promieniowania świetlnego, to elektrony w atomach tych cząsteczek absorbują tylko część tego promieniowania z czego większa część jest przepuszczana, z którego jakaś część tylko jest absorbowana przez następne cząsteczki itd itp czyli jednym słowem... ble ble ble.
Zeby przekonać się jak to jest w rzeczywistości - skoro operuje się nie tylko atomami ale pszczególnymi elektronami, to najlepiej i drugą stronę czyli strumienie światła sprowadzić do postaci fotonów i tak przykładowo foton z zakresu widzialnej części UV ma dłuższą falę od największego atomu "dipola" czyli cząsteczki atmosfery, tak więc "przeleci" przez niego pozbawiając się tej części swojej długości fali którą zaabsorbował elektron atomu.
Nasz foton jeśli w ogóle "przeżył" tego typu operację stał się "krótszy" o zaabsorbowaną przez elektron długość fali a więc pędzi w kierunku Ziemi jako UV i to z górnego zakresu widma (w zależności od długości fali fotonu pochłoniętej przez elektron)... a przecież już górne warstwy atmosfery podobno wycinają UV z dochodzącego do naszej planety promieniowania słonecznego.
Następny napotkany elektron wycina następną część fali tego fotonu będącego już w zakresie UV stając się promieniowaniem X - być może zwierzęta widzą nas jako żywe szkielety a jedynie nasze mózgi "ubierają" te nagie kości w mięśnie i skórę... ?
Ale to nie wszystko, bo elektrony zgodnie z zasadą "* światło rozproszenie w przód, ma takie samo natężenie jak światło rozproszone wstecz" wypromieniowują w kierunku Ziemi pochłoniętą przez siebie część długości fali fotonu, a ta nie jest nawet z zakresu "X" tylko wysoko energetyczną cząstką, która na pewno by nas... nie głaskała.
Takie tłumaczenie "na siłę" zjawisk przyrody nie do każdego trafia, bo nie zależnie od tego czy rozpatrywać je od strony fali czy cząsteczki to efekt będzie podobny a mimo to wybierając się na plażę nie zabieramy ze sobą... kosmicznych skafandrów.