Moja katechetka w szkole była ździebka nienormalna, ale zapamiętałam jedną myśl o powstaniu Boga, którą nam przekazała. Wg. niej Bóg jest materią, która powstała (wyłoniła się?) wraz ze wszechświatem (big-bang?) i istnieje wraz z Nim aż do jego końca a nawet dalej.
Po części zgadzam (wierze/uważam za możliwą) się z tą teorią. Przede wszystkim czym jest Bóg? Przytocze pewną teorie wg. której Bóg jest synonimem Losu. Los zadecydował o tym, że np. istnieje taki wszechświat, a nie inny, jesteśmy jacy jesteśmy, czy choćby od podstaw, że elektrony poruszają się w taki sposób a nie inny. Nie wiadomo czy Bóg=Los ma na to wpływ. Możliwe, iż rozdziela co się dzieje w poszczególnych wszechświatach (jeżeli równoległe wszechświaty istnieją). Sprawia że pisząc to w tym wszechświecie przez przypadek odkryłem tą stronke. W innym nie odkryłem jej (google inaczej dało na szczęśliwy traf) i teraz sobie śpie, a może już gdzie indziej nie żyje wychodząc na dwór w czasie, gdy tutaj cośpisałem. Ale tak naprawde kto o tym decyduje? Wszystko równie dobrze może być czystym przypadkiem.
A może jednak Bóg ma na to wpływ. Gdyby mógł np. ingerować w przypadki tak jak w filmie "Oszukać przeznaczenie" jak to robiłą śmierć.
Odnosząc się do tej teori Bóg jest Losem, Czasem, zbiorem przypadków. Pomoże to jednak określić kiedy postał Bóg. Nie jest co prawda to konkretna odpowiedź. Otóż tak jak nie ma Króla bez poddanych, tak i nie ma Boga bez świata (poddanych), o którym po części, albo całóściowo decyduje. Pozostaje jednak kto/co to wszystko stworzył?
Rozważanie to jednak jest zgubne. W końcu nieskończoną ilość razy można zadawać to pytanie. Co było przed tem? A co jeszcze wsześniej?
Jedyny sposób aby przestać się tym dręczyć to jedna z teorii. Załóżmy że stworzymy kiedyś wszechświat poprzez mikro/wielki wybuch. Czytałem gdzieś że jest to możliwe poprzez odpowiednio silne zgniecenie jakichś cząsteczek/atomów, powodując coś na wzór "naszego" wielkiego wybuchu. W tym stworzonym przez nas świecie (który będzie wielkości atomu czy czegoś takiego, tak jak w filmie Faceci w bieli, jakieś stwory trzymające kuleczke wielkości tych od pinponga w któych my mieszkaliśmy)
powstanie kolejna inteligenta rasa, która stworzy swój wszechświat. Tak kilkanaście, kilkaset razy kolejne rasy będą tworzyć swoje wszechświaty. W końcu jedna z ras stworzy nas.
Powstanie coś jak zaburzenie czasu i przestrzeni (nie znam się ale może wszędzie będzie inny czas, inne jego pojęcie) ale ich Big bam będzie tym naszem Big bamem. Tworzy się błędne koło, które nie ma tak naprawde początku ani końca i równie dobrze może dziać się jednocześnie.
P.S Przedstawiłem swoją wizje i poglądy na ten temat, nie narzucam nikomu swojego zdania, więc proszę o nie pisanie komentarzy typu "a nie bo było tak, twoje to nie prawda, tak nie mogło być" hipotetycznie mogło być wszystko i nic, więc teog typu komentarze są bez sensu (bądz sensem jest nabicie postu)