Witajcie,
to mój pierwszy post na tym świetnym forum. Chciałbym zaproponować wam może przydługi, ale moim zdaniem bardzo ciekawy tekst poświęcony jednemu z najlepszych wizjonerów w historii świata: Alexisowi Didierowi. Jest to moje tłumaczenie z j. francuskiego. Tekst ten udostępniłem również innemu serwisowi zajmującemu się zjawiskami parapsychologicznymi, ale nie widzę powodu, aby nie podzielić się nim z czytelnikami i forumowiczami tego - jeszcze raz powtarzam - bardzo dobrego Vortalu Miłej lektury.
Hipnotyczne podróże w XIX wieku: niepokojący przypadek Alexisa Didiera (1826 – 1886).
Dziś nie wiemy już kim jest "hipnotyk magnetyczny", ani tym bardziej co oznacza określenie "świadomość magnetyczna". Jednak w XIX wieku wyrażenia te stanowiły element codziennego języka, wywoływały ożywione dyskusje, modne wśród ówczesnych ludzi kultury, rodząc wśród nich podziały. Około 1840 roku "hipnotykiem magnetycznym" była osoba, którą działania magnetyzera wprowadzały w specjalny stan świadomości, cechujący się zmianą i poszerzeniem percepcji. Określenie "świadomość magnetyczna" obejmowało wszystkie zdolności percepcji pozazmysłowej, które pojawiały się u niektórych hipnotyków.
Ze wszystkich "hipnotyków magnetycznych", którzy cieszyli się sławą w połowie XIX wieku, najbardziej renomowanym i najsłynniejszym był Alexis Didier (1826 - 1886). Urodzony w biednej rodzinie robotniczej, zdobył uznanie, które przeniknęło granice, zachwycając swymi pokazami królów i książęta Europy. Początkowo pracował jako grawer, następnie był aktorem dramatycznym, wreszcie poświęcił się demonstrowaniu swoich zdolności, uznał bowiem, iż otrzymał szczególną misję: udowodnić za pomocą niepodważalnych doświadczeń, w pełni wieku materializmu, istnienie duszy. Był do dyspozycji wszystkich, którzy pragnęli zobaczyć w akcji jego sławną świadomość. Tak bardzo poświęcił się swemu zadaniu, iż nadwyrężył swą delikatną strukturę i - jak się wydaje - zrujnował sobie zdrowie. Zmarł w 1886 roku.
Dla zademonstrowania swej "świadomości" Alexis musiał wprowadzić się w odmienny stan świadomości. Kiedy znajdował się w stanie zwanym „świadomym”, można było zaobserwować u niego drżenie mięśni. Lekkie, konwulsyjne napięcie ogarniało jego ramiona i wywracało oczy w głąb orbit. Nie tracił on jednak przytomności, mógł konwersować i żartować z obserwatorami, jak człowiek całkowicie przytomny. Jednak, gdy wchodził w posiadanie swych szczególnych zdolności, zdawał się czytać w duszach obecnych lub w zamkniętej księdze. Potrafił przenosić się na odległość, w nieznane miejsce, na temat którego udzielał sprawdzalnych informacji. Posiadał zdolność widzenia poprzez poczwórną opaskę, przepowiadał przyszłe wydarzenia, opowiadał historię przedmiotu i osób, które go posiadały, lub miały z nim kontakt. Wychodząc od jakiejś rzeczy, umiał podać imiona i adresy, przenikając labirynt indywidualnych losów z precyzją, która sprawiała, że obserwatorzy wstrzymywali oddech.
Na początku 1847 roku książe Montpensier, syn króla Ludwika – Filipa, zorganizował seans z udziałem Didiera. Tego dnia weryfikowano zdolności hipnotyka do przenoszenia się w inne, nieznane mu miejsce, oraz widzenia poprzez nieprzezroczyste przedmioty. Początkowo książe okazywał wysoki sceptycyzm, co zdawało się paraliżować młodego hipnotyka. Mimo to próba zakończyła się sukcesem. Na początku seansu Książe wyobraził sobie pewne miejsce, następnie poprosił hipnotyka, aby przeniósł się tam i je opisał. Alexis natychmiast ujrzał apartament z elementem wystroju przedstawiającym egipskie piramidy. Właśnie o tym miejscu myślał książe. W konsekwencji, poruszony gospodarz przeszedł do drugiego doświadczenia. Przyniósł mały kuferek, do którego klucze znajdowały się w jego kieszeni. Następnie zapytał o jego zawartość. Alexis dostrzegł okrągły przedmiot, przez chwilę zastanawiał się, po czym oświadczył: w kuferku znajdowało się cukrowe jajo zawierające w sobie inne małe przedmioty; były to anyżowe cukierki. Gdy otwarto kuferek okazało się, że hipnotyk miał całkowitą rację. Doświadczenie to jest o tyle ważne, iż książe nie wiedział, że jajo zawierało w sobie cukierki. Nie mamy tu zatem do czynienia z przypadkiem telepatii, w którym widzący mógłby czerpać informacje ze świadomości księcia, ale z fenomenem dużo bardziej zaskakującym: czystym jasnowidzeniem.
Osiągnięcia "magnetyczne" Alexisa zachowały się dzięki setkom podobnych historii opowiedzianych przez osoby należące do wyższych sfer, szczególnie do arystokracji. Jego "świadomość" była do tego stopnia niezwykła, że rozsądek broni się przed lekturą niektórych raportów i nawet najbardziej otwarte umysły reagują sceptycznie. Jedynym alternatywnym wyjaśnieniem byłoby stwierdzenie, że Alexis był szczególnie uzdolnionym magikiem, któremu podczas każdego seansu pomagali wspólnicy. Oczywiście hipoteza ta był brana pod uwagę, i aby zweryfikować jej zasadność poproszono o pomoc sławnego Roberta Houdiniego, nauczyciela prestidigitatorów i niewątpliwie najsławniejszego prestidigitatora wszechczasów. Houdini jechał w przekonaniu, że zdemaskuje oszusta. To, co zobaczył tak go oszołomiło, że oświadczył na piśmie, iż nie odkrył w działalności Alexisa elementów sztuki prestidigitatorskiej.
Cóż można myśleć o tym cudownym zjawisku?
Wyjątkowość obiektów opisywanych przez Alexisa, oraz dokładność tych opisów pozwalają na wyeliminowanie hipotezy o szeregu następujących po sobie szczęśliwych trafień. Równie mało prawdopodobne wydaje się być przypuszczenie jakoby hipnotyk potrafił za każdym razem uzyskać wskazówki dzięki rozmowie z obserwatorami.
To bardzo ważne stwierdzenie, jako że dla współczesnych antropologów jasnowidzenie jest zasadniczo " odbiorem przez dialog". Ze sprytem osiągniętym dzięki doświadczeniu, widzący "zarzuca przynętę", mówiąc mgliście na tematy ogólne, na które jego klient projektuje swoje oczekiwania. Jednak ten model, nawet jeśli sprawdza się wobec zwyczajnej praktyki widzących, nie tłumaczy fenomenu Alexisa.
W Brighton, w 1849 roku młodemu francuzowi wręczono zapieczętowaną skrzynkę, zawierającą pewien tekst. Przy osłupieniu obecnych, Alexis bez trudu odczytał jego treść: "mandoliny rozbrzmiały pod balkonem". Żadna, największa nawet zdolność do odbioru przez dialog nie mogła mu pomóc w odgadnięciu w ciągu kilku chwil tego właśnie zdania.
Aby w pełni ocenić sukcesy Alexisa należy zastanowić się nad trzecią hipotezą, zakładającą kumoterstwo. Tyle, że musiała by to być prawdziwa armia wspólników!
Na przykład podczas seansów w Londynie, w czerwcu i lipcu 1847 roku, oraz w Brighton, w styczniu 1849 roku, świadkowie zostali tak dobrani, aby jak najpełniej reprezentować wyższe sfery brytyjskiego społeczeństwa: obecni byli lekarze, lordowie, pisarze, filozofowie itd. Aby pomóc Alexisowi podczas seansu, musiały by ich być dziesiątki, a w niektórych przypadkach prawie wszyscy uczestnicy musieliby pomagać mu w oszustwie. Taka hipoteza powszechnego oszustwa zorganizowanego przez tajną organizację jest żywcem wzięta z powieści sensacyjnych. Poza tym dodatkową trudnością w jej utrzymaniu jest pochodzenie społeczne świadków.
Trudno wyobrazić sobie księcia Montpensier, czy lorda Adare w roli wspólników młodego szarlatana. Co więcej, Alexis zaczął publicznie demonstrować swe zdolności, gdy miał piętnaście lat. Pomysł, że ten praktykant rytownik dysponował na początku swej kariery hipnotyka magnetycznego grupą wspólników należących do wysokiej arystokracji, jest wyjątkowo absurdalny.
Poza tym, hipoteza kumoterstwa może być ewentualnie przyjęta w stosunku do poszczególnych przypadków, natomiast jest nie do utrzymania wobec całokształtu działalności Alexisa Didiera. Gdyby bowiem w ciągu dwunastu lat Alexis dysponował grupą wspólników, wcześniej czy później wyszło by to na jaw. Tymczasem nie odkryłem żadnego nazwiska, żadnego wyznania, żadnego uzasadnionego podejrzenia. I tak przypadek Alexisa pozostaje tajemnicą. Można jedynie żałować, że Akademia Medyczna nie podjęła próby zbadania nadzwyczajnych zdolności młodego geniusza, pomimo wielokrotnych próśb. W ten sposób stracono okazję do zgłębienia ukrytych możliwości ludzkiej istoty.
Jak widać na przedstawionych przeze mnie przykładach, Alexis opisał z powodzeniem, na życzenie księcia Montpensier, znajdujący się w odległym miejscu przedmiot. Zdolność tą, którą wówczas nazywano "podróżą magnetyczną", a którą współcześni parapsychologowie określają mianem "remote viewing", Alexis rozwinął w sposób szczególny. W nie małym stopniu przyczyniła się ona do oczarowania jego współczesnych i przekonaniu ich o prawdziwości darów młodego hipnotyka.
Nie mogę oprzeć się przyjemności, gwoli przykładu, przytoczenia w tym miejscu obszernego opisu autorstwa angielskiego arystokraty, czcigodnego Townshelda. Ten ksiądz anglikański, należący do wyższych sfer, był przyjacielem Dickensa, który był z resztą jego wykonawcą testamentu. Jako człowiek słabego zdrowia, nie mógł pozwolić sobie na sprawowanie posługi duszpasterskiej, dlatego spędzał dni w swojej rezydencji londyńskiej i w posiadłości w Lozannie, nad brzegiem jeziora Leman, poświęcając się swoim pasjom: malarstwu, poezji, studiom nad magnetyzmem zwierzęcym, których owocem były dwa dzieła.
Pewnego październikowego wieczoru w 1851 roku, będąc przejazdem w Paryżu, skorzystał z okazji i złożył niespodziewaną wizytę Alexisowi. Chciał na własne oczy zobaczyć jego zdolności, o których słyszał, ale nie był przekonany, co prawdziwości zasłyszanych informacji. Alexis przystał na prośbę zagranicznego gościa, którego tożsamości nie znał. Rozmowa odbywała się w języku francuskim. Marcillet, klasyczny hipnotyzer, wyszedł, by nie wzbudzać podejrzenia o kumoterstwo, zostawiając obu mężczyzn samych. Wówczas Townshend poprosił Alexisa, aby "odwiedził" jego dom w Lozannie.
„Gdy Marcillet wyszedł, zacząłem badać zdolność jasnowidzenia Alexisa, w tym, co dotyczy widzenia odległych miejsc. Zapytałem go, czy chciałby odwiedzić w myślach mój dom. Natychmiast mi odpowiedział:
- Który? Bo Pan ma dwa! Jeden dom w Londynie, a drugi na wsi. Od którego mam zacząć?
Odrzekłem:
- Od domu na wsi.
Po chwili Alexis powiedział:
- Jestem tam! Po czym otworzył swoje wielkie oczy i rozejrzał się wokół siebie (strated about him). Stwierdziłem, że było to zawieszone w przestrzeni spojrzenie hipnotyka.
Na ile mogłem zauważyć, ani razu nie zamrugał powiekami przez cały okres jasnowidzenia na odległość. Jego źrenice wydawały się być rozszerzone, matowe i nie przejawiały żadnego świadomego ruchu.
- A więc - zapytałem - co pan widzi?
- Widzę - powiedział - dom wielkości średniej. To jest dom, nie zamek. Wokół niego rozpościera się ogród. Po jego lewej stronie, na terenie posiadłości, znajduje się mniejszy dom.
Wszystko to powiedział na wdechach, z pewnym wysiłkiem, przerywając sapaniem każde zdanie. Byłem zaskoczony precyzją opisu mojego domu w Lozannie, szczególnie, gdy wspomniał o "małym domku po lewej stronie", gdzie, według zwyczaju, zamieszkiwała moja gospodyni. To jest cecha wyróżniająca dla tego miejsca, co trudno odgadnąć komuś, kto nigdy tego nie widział.
Dokładność opisu wzmocniła moje przekonanie.
-Teraz - zapytałem Alexisa - jaki pan widzi krajobraz?
- Wodę, wodę - odpowiedział pośpiesznie, jakby widział jezioro, które rzeczywiście rozpościerało się pod moimi oknami. Po czym dodał:
- Są drzewa, naprzeciwko, wszystkie przy domu.
Opis dokładnie odpowiadał prawdzie.
- Dobrze - rzekłem do niego - przechodzimy teraz do salonu. Cóż pan tam widzi?
Alexis rozejrzał się wokół siebie i powiedział (kiedy nie pamiętam jakiegoś dokładnego zwrotu po francusku, wyrażam go w języku angielskim):
- Posiada pan liczne obrazy na ścianach. Co ciekawe, wszystkie oprócz dwóch są nowoczesne.
-Czy mógłby mi pan podać temat tych dwóch obrazów?
-Tak. Jeden przedstawia morze. Drugi jest o tematyce religijnej.
Wobec takiej dokładności, przeszedł mnie dreszcz. Moje zdumienie wzrosło, kiedy Alexis zaczął ze szczegółami opisywać treść religijnego obrazu, który niedawno zakupiłem od włoskiego uciekiniera, a który posiadał liczne i uderzające szczegóły.
Alexis powiedział bez wahania:
- Na obrazie znajdują się trzy postaci: starzec, kobieta i dziecko. Czy tą kobietą jest Dziewica Maryja? (Zadawał sobie pytania na głos, jakby się zastanawiał). – Nie, ona jest zbyt stara.
Kontynuował w ten sposób, odpowiadając na swoje pytania, podczas gdy ja pozostawałem w całkowitym milczeniu.
- Kobieta ma książkę na kolanach, a dziecko wskazuje palcem na coś, co się w niej znajduje! W kącie stoi kądziel.
Rzeczywiście na obrazie znajduje się święta Anna, która uczy małą Maryję czytać. Wszystkie podane przez niego szczegóły były poprawne.
Wówczas zapytałem:
- Na czym jest namalowany obraz?
- Ani na płótnie, ani nie jest to miedzioryt. To jakiś dziwny materiał.
Po chwili zastanowienia zaczął stukać knykciami palców w stół, jakby chciał poznać naturę omawianego materiału. Wreszcie krzyknął:
- Obraz namalowany jest na kamieniu.
Rzeczywiście, obraz był namalowany na czarnym marmurze.
- Teraz – ciągnął dalej – patrzę, co jest z tyłu. To ciekawy kolor. Między czernią a szarością. (Pod obrazem kamień ma dokładnie ten kolor). – Kamień jest chropowaty i wypukły.
Ten ostatni szczegół przekonał by największego niedowiarka. Obraz trudno było oprawić, ze względu na wypukłość marmurowej płyty, na której był namalowany.
Następnie Alexis właściwie opisał dwóch służących, jednego młodego i drugiego w innym wieku. Powiedział, że w żadnej z moich obu rezydencji nie mieszkał nikt inny, jak tylko służący (In nether of my abodes there were any but servants), co jest zgodne z prawdą. Zdawał się czerpać przyjemność z opisu młodej służącej, którą uznał za ładną. Nie pomylił się odnośnie koloru jej oczu, włosów itp. Oświadczył, że za domem znajduje się park:
- Park, który do pana nie należy – dodał z uśmiechem.
Kiedy zapytałem go, czy dostrzega coś godnego uwagi w stylu umeblowania, odpowiedział:
- Godne uwagi, jeśli pan sobie życzy. Dość jednak powszechne. To styl Ludwika XIV.
Następnie opisał bibliotekę, która znajduje się w pobliżu salonu. Powiedział, że okna w salonie są oknami wykuszowymi, a potem opisał ze szczegółami ramę zwierciadła znajdującego się nad kominkiem, wyrzeźbioną przez Grinlinga Gibbona.
- Lustro jest małe w porównaniu z obramowaniem. Są tam kwiaty, owoce, wszystkie wyrzeźbione.
Następnie dodał:
- Widzę odbicie obrazu w lustrze. (To wszystko było prawdą).
Poprosiłem, by go opisał. Nie rozpoczął, jak w przypadku obrazu o tematyce religijnej, ale od razu wydał się ujęty portretem przedstawiającym postać kobiety.
-Nosi czerwony gors, suknię czarną, czy raczej ciemno brązową – oświadczył. Zaczął opisywać dwoje dzieci, po czym nagle stwierdził:
-To również obraz religijny. Przedstawia świętą rodzinę.
Zapytałem go o imię malarza. Z razu zdawał się być zaskoczony. Potem rzekł: - Od dawna nie żyje. Następnie szepnął grobowym głosem:
- Rafael – po czym osunął się w głąb swojego fotela, niczym człowiek wyczerpany jakimś wysiłkiem. Imię „Rafael” było wypisane złotymi zgłoskami na rąbku szaty Dziewicy.
Później opisał obrazy znajdujące się po obu stronach obrazu Świętej Rodziny ( „There is only one on each side”, powiedział).
- Po prawej stronie znajduje się malowidło przedstawiające sztorm na morzu.
Opis obrazu wiszącego po lewej stronie zajął mu więcej czasu. Początkowo określił go po prostu jako „wnętrze”. Jednak ponaglany moimi pytaniami, udzielił bardziej precyzyjnej odpowiedzi dotyczącej dzieła de Morlanda, które rzeczywiście powiesiłem w tamtym miejscu. Przedstawiało wnętrze stajni: mężczyznę z taczką i leżącego na ziemi siwka, jeśli chodzi o ścisłość.
Alexis zdawał się współczuć koniowi, gdyż dodał ostatni szokujący element do swojego opisu, wykrzykując:
- Biedne stworzenie! Ma rany na bokach!”.
Kilka precyzacji dotyczących opisanych faktów
Angielski badacz, M. Guy Lyon – Playfair, po przeczytaniu mojej książki udał się do muzeum, któremu Townshend zapisał w spadku swoją kolekcję i odnalazł dwa obrazy, opisane podczas wizji przez Alexisa.
Na pierwszym z nich znajduje się, bez wątpienia, Dziewica z Dzieciątkiem, z imieniem „Rafael” napisanym drobnymi literami na rąbku jej sukni. Na drugim namalowany jest człowiek z taczką i stary koń leżący w stodole, z ranami na boku. Wszelkie odgadywanie można tu wykluczyć, jako że opis jest poprawny. Pozostaje jedynie hipoteza, iż czcigodny Townshend, brytyjski arystokrata i przyjaciel Dickensa, został wspólnikiem młodego paryskiego oszusta. Sprawa staje się zatem delikatna.
Oczywiście, aby rozstrzygnąć kwestię tak trudną nie wystarczy oprzeć się na pojedynczym wydarzeniu tego rodzaju, ale skupiając się na szeregu analogicznych przypadków, należy znaleźć ich związek z doświadczeniami przeprowadzanymi tu i teraz. Skupiam się jednak na tym punkcie, gdyż kwestia ich rzeczywistości w niektórych okręgach intelektualnych jest dziś uznawana za dziwaczną i przestarzałą.
Według mnie, mamy do czynienia ze świadomym odwlekaniem w czasie, strategią uników, i nie trzeba pogłębionej refleksji, aby przewidzieć bardzo poważne konsekwencje antropologiczne, jakie pociągną za sobą fenomeny jasnowidzenia, gdy zostaną wreszcie wystarczająco udowodnione. Tymczasem w XX roku pojawili się tacy jasnowidze jak: Ossowiecki, Gerard Croizet, Ingo Swann, czy Mac Moneagle, którzy pokazali, że są zdolni do tworzenia fenomenów porównywalnych z tymi, które wyżej opisałem, ale w warunkach o dużo większej możliwości kontroli. Zatem grupa badaczy może znaleźć się w miejscu, w którym przeszłość i przyszłość spotkają się i będą się wzajemnie kontrolować.
Na zakończenie chciałbym, pozostawiając na boku problem realności wspomnianych zjawisk, poddać analizie pewne procesy, które można zaobserwować w trakcie podróży hipnotycznych. Jedna cecha obecna jest zawsze w sprawozdaniach: Alexis przeżywa i komunikuje swoim ciałem wydarzenia, o których opowiada. Zachowanie to pojawia się tak często w opowieściach, że aż trudno zdecydować się na któreś z nich. Weźmy na przykład psa, który zagraża osobie, do której Alexis ma się przenieść. Zanim sam zrozumie, że chodzi o molosa, drży z lęku i imituje wszystkie ruchy zwierzęcia.
A jeśli celem, jaki obiera jest głowa zmarłego?
Na początku doświadczenia, zanim sam uświadomi sobie czego dotyka, przepełnia go przerażenie, wrzeszczy ze strachu.
Arystokrata angielski prosi go, by odwiedził jego rezydencję we Florencji? Natychmiast podchodzi do okna, by podziwiać krajobraz.
Pewna dama prosi go, by opisał statek, na którym przypłynęła z Indii? Niezwłocznie przenosi się na pokład okrętu.
Opisując brata pewnej damy, żyjącego w Indiach, imituje jego tik, polegający na ciągłym odrzucaniu do tyłu jego długich włosów.
Na pytanie czcigodnego Townshenda, dotyczące materiału, na którym namalowany był jego obraz, reaguje uderzaniem knykciami w stół, „jakby chciał przez dotyk sprawdzić o jaki materiał chodzi”.
Gdy słynny lekarz paryski Książe de Vomont prosi go o przeniesienie się do jego biblioteki, Alexis imituje wyraz twarzy Homera z popiersia, które się tam znajduje.
Kiedy sławna aktorka Celeste Mogador pyta go na temat okoliczności kradzieży, której ofiarą stał się jej kochanek Robert, nie tylko widzi on miejsce zamieszkania złodziejki, ale zaczyna chodzić jak ona.
Aktorka opowiada:
„- Czy mógłby mnie pan do niej zaprowadzić? – poprosił Robert, zdumiony jak ja tym, co usłyszał.
-Tak – odrzekł. – Proszę poczekać. Przeszedł się w koło, po czym oznajmił:
-Jesteśmy na ulicy B. To są drugie drzwi od bramy na lewo; mieszka na czwartym piętrze. Aha! Nie ma jej; są tylko dwie inne kobiety: jej matka i siostra. Na łóżku leży sukienka.
-Ale, czy pan ją widzi? Co zrobiła z sakiewką? – dociekał Robert.
-Proszę poczekać, pójdę za nią! Jest! To aktorka, nie, to nie jest teatr. Za dużo tu ludzi i słychać śpiewy; ona wychodzi”.
W październiku 1843 roku Alexis przebywał wraz z Marcilletem w Rouen. Podczas jednego z seansów, jakiś niedowiarek poprosił go o przeniesienie się do jego biurka i opisanie go. Młody jasnowidz aż nazbyt dokładnie spełnił jego prośbę:
„-W pańskim pokoju znajduje się biurko; nie dotyka ono ściany: jest tam wystarczająco miejsca, aby przejść, przeciskając się lekko, jak tu.
Alexis podniósł się i podszedł do stołu do gry, niczym człowiek który boi się uderzyć w ścianę znajdującą się bardzo blisko niego. Chwilę później wskazał na ścianie okazały pistolet. Aby sprawdzić, na życzenie Marcilleta, czy broń jest sprawna, odwiódł kurki. Alexis był tego wszystkiego świadomy”.
W badaniach, jakim poddawał swoje doświadczenia, kładł szczególny nacisk na pewną zdolność nawiązywania głębokiej łączności z istotami i rzeczami, uważanymi przez niego za absolutnie istotne. Jest to cecha, jaką odnaleźć można również u innych widzących, a którą określa się mianem remote viewing; zdolność wyrażająca formę doświadczenia , o której psychologia zachodnia nie ma właściwego pojęcia, mimo że jej obecność potwierdzono wśród tzw. ludów prymitywnych, co może pomóc nam poczynić uwagi o charakterze bardziej ogólnym.
Dla określenia procesów mentalnych jakimi posługuje się jasnowidz, przychodzi natychmiast na myśl słowo: „intencjonalność”. Posługuję się nim tutaj nie w sensie technicznym, jaki nadają mu filozofowie, ale w jego znaczeniu obiegowym. Stanowczo, w akcie świadomym, dobrowolnym i pełnym pasji Alexis kieruje się do swojego celu. Po raz ostatni przypomnijmy o dziwaczności jego chodu : dziwaczności, którą być może – przez siłę nawyku – przestaniemy wreszcie zauważać.
Jasnowidzowi wskazuje się bez uprzedzenia coś niewiadomego: osobę, miejsce, przedmiot, wydarzenie z przeszłości, teraźniejszości lub, rzadziej, przyszłości, znane albo nieznane świadkowi, posiadające jakieś znaczenie lub nie. Chwilę wcześniej wskazany cel, jest dla niego równie obcy i obojętny, jak dla reszty śmiertelników. Wystarczy jednak, że pobudzi on swoją uwagę i swoje pragnienie, aby w przeciągu kilku minut jego umysł przenikały obrazy, doświadcza nawet bardzo silnych uczuć, aby następnie obraz celu, widoczny w kolejnych fazach jako rodzaj mgły, osiągnął, w niektórych przypadkach, całkowitą ostrość.
Bertrand Meheust
źródło: www.metapsychique.org