Czerwone ożywi Martwe
Morze Martwe wysycha. W ciągu ostatnich czterech dekad jego powierzchnia zmalała o jedną trzecią. Jeśli tak dalej pójdzie, zniknie do końca stulecia. Ale ratunek jest możliwy: trzeba wykopać kanał łączący ten akwen z Morzem Czerwonym
Rzeka Jordan, która wpada do najbardziej zasolonego na świecie zbiornika, jakim jest Morze Martwe, nie jest w stanie uzupełniać parowania wody. Jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku Jordan wlewał rocznie 1,3 mld metrów sześciennych wody, obecnie nie więcej niż 400 mln. W ciągu roku z Morza Martwego wyparowuje 1050 ton wody. Wszystkie te czynniki sprawiają, że rocznie powierzchnia obniża się o metr. Eksperci szacują, że w tej sytuacji istnieje tylko jedno wyjście: wystarczającą ilość wody mógłby zapewnić sztuczny kanał wiodący od Morza Czerwonego.
Tytaniczny projekt
Projekt ten nosi nazwę Red Dead. Bank Światowy gotów jest sfinansować budowę kanału. Wstępne obliczenia wskazują, że kosztowałaby około pięciu miliardów dolarów i trwałaby dziewięć lat.
Prace studyjne już się rozpoczęły, prowadzą je dwa laboratoria. Specjaliści z Francuskiej Agencji Rozwoju (Agence Francaise de Developpement) zajmują się stroną techniczną ewentualnego przedsięwzięcia: czy jest ono wykonalne, w jakim czasie, przy użyciu jakiego sprzętu. Natomiast brytyjscy eksperci zajmują się ekologiczną stroną takich prac. Prace studyjne pochłoną 12 mln dolarów.
Projekt zakłada zbudowanie kanału długości około 200 km. Zaczynałby się nad zatoką Akkaba. Lustro wody Morza Martwego znajduje się aktualnie 419 m p.p.m., a to oznacza, że taka jest różnica poziomów między tym akwenem a Morzem Czerwonym. Ponieważ jednak kanał musiałby przecinać po drodze wzgórza, dlatego nad brzegiem Morza Czerwonego powstałaby specjalna stacja pomp, tłocząca wodę na wysokość 220 metrów n.p.m. Kanał pomieści 1900 milionów metrów sześciennych wody: dwie trzecie otrzymywałaby Jordania, resztę, równo, Izrael i Palestyna. Różnica poziomu terenu między morzami Czerwonym i Martwym umożliwia zbudowanie nad kanałem elektrowni wodnej.
Niezmiernie interesujący jest ekologiczny aspekt projektu Red Dead. Być może dopływ wody z Morza Czerwonego, zawierającej materię organiczną, sprawi, że do Morza Martwego powróci życie.
Cywilizacja kosztuje
17 tys. lat temu poziom Morza Martwego był tak wysoki, że łączyło się ono z leżącym na północ Jeziorem Tyberiadzkim. Niestety, wysychanie jest skutkiem rozwoju cywilizacji, wzrostu populacji, pobierania coraz większej ilości wody z rzeki Jordan – na potrzeby ludności i rolnictwa. Woda odparowywana jest również w specjalnych basenach, aby uzyskiwać zawarte w niej minerały używane w przemyśle kosmetycznym.
Jordan, jedyna większa rzeka wpadająca do akwenu, nie jest w stanie zaspokoić zapotrzebowania okolicznej ludności na słodką wodę, jest nadmiernie eksploatowana i dlatego nie może też uzupełniać ubywającej wody w Morzu Martwym. Roczny deficyt wody w regionie sięga 500 milionów metrów sześciennych. Bywa, że w niektórych miastach regionu woda jest dostępna w kranach co drugi dzień. Równowagę między wodą, jaka wyparowuje z powierzchni, a wodą dopływającą zapewniłoby obniżenie lustra wody o mniej więcej 100 metrów. Wówczas jednak Morze Martwe zamieniłoby się w martwe, potwornie słone bajoro.
Podobny problem wiąże się z jeziorem Czad, do niedawna trzecim co do wielkości zbiornikiem afrykańskim.
Ratunek w kanale
Od jego stanu zależy życie 22 mln ludzi. Tymczasem jego powierzchnia zmalała o 95 proc! Specjaliści z NASA przeprowadzili symulacje, z których wynika, że jezioro nie ma szans na przetrwanie, zniknie w ciągu 20 lat. W tej sytuacji naukowcy włoscy zaproponowali budowę kanału długości 400 km i skierowanie nim wód rzeki Ubangi, dopływu Konga, do rzeki Szari i dalej do jeziora Czad. Projekt ten nie jest realizowany.
W równie dramatycznej sytuacji znajduje się Jezioro Wiktorii, może zniknąć za pół wieku. Jednak nie pojawiły się projekty ratowania akwenu.
źródło: rp.pl