
Bylem dawniej aspirantem, po roku juz mlodszym ministrantem, dostalem taka legitymacje, sluzenie do mszy, te spotkania i proby cotygodniowe - fajna sprawa, chodzilem tak jeszcze z kilka tygodni, potem przeprowadzka, rzadziej chodzilem, az w koncu przestalem, choc inny kosciol jest bardzo blisko.
Ciekawią mnie takie tematy, ale zbyt wiele sie naczytalem juz i doszedlem do wniosku, ze jednak zakladanie z gory, ze taki Bog istnieje i kropka - nie ma sensu.



Boga nikt nie widzial tak naprawde. Dla mnie glupota jest wierzyc w cos czego nikt nie widzial i nie ma na istnienie kogos takiego zadnych dowodow. Skoro ktos kto go wymyslil, nie widzial go, to czym sie kierowal tak w ogole? Nie widzial, wiec dla mnie takie cos z niczego ;/ Rownie dobrze mogl wymyslic jakiegos, nie wiem... potwora? czy cos.. opisujac przy tym jak wyglada (nie widząc go nigdy), a dzis kazdy by w niego wierzyl i byl przekonany, ze Bog wystepuje pod postacia jakiegos stworka hehh..
"opisujac przy tym jak wyglada (nie widząc go nigdy)" - to by mnie jeszcze bardziej utwierdzilo w przekonaniu, ze jednak ludzie to naprawde naiwniacy
