Pojęcie dość szerokie, trudne do wytłumaczenia. Sprawa określenia terminu "apokryf" jest jednak ciągle daleka od ostatecznego rozwiązania.
Nie może być daleka, bo rozwiązanie jest przed oczami. Nie powinno się mnożyć niepotrzebnych definicji. Słowo "apokryf" pochodzi z greki: "apokryphos" co w tłumaczeniu daje "z ukrytego". Określenie dla czegoś co jest zakryte, zaciemnione, zamętnione. Wiedza apokryfów jest celowo właśnie taka.
Być może słowo to nawiązuje do hebrajskiego imiesłowu ganuz (...)
Nie wiem czemu w tekście ktoś odwołuje się do hebrajskiego, jakąś okrężną drogą, skoro greckie słowo dostatecznie tłumaczy samo siebie.
(...) który znaczy "wyłączony od użycia oficjalnego i liturgicznego, wykluczony z kanonu Pisma Świetego"
Myśl autora tekstu jest tu niezrozumiała. Ze słowa o greckiej genezie przeszedł do hebrajskiego "ganaz", skąd wywodzi znaczenie w kontekście wręcz katolickim (czyli ani greckim ani hebrajskim): wyłączony z użycia oficjalnego i liturgicznego.
Apokryf (tu: dzieło pisane) jest wyłączany z użycia oficjalnego właśnie dzięki swojemu znaczeniu, tzn. czegoś zakrytego (gr. apokryphos), czegoś niemożliwego do podania oficjalnie. Oczyszczenie znaczenia z pokątnych interpretacji i naleciałości historycznych jest niezbędne dla zrozumienia terminu.
Też nie do końca. "Wiedza powszechna" w przypadku chrześcijaństwa nastąpiła dopiero po wystąpieniach Lutra.
Nie pojmuję. Dopiero Luter rozpowszechnił chrześcijaństwo? W okresie między Jezusem a Lutrem nie ma chrześcijaństwa w rozumieniu powszechnym?
Przecież istota średniowiecza to chrześcijaństwo. Miedzy tymi terminami pojmowanymi czasowo, jako okres w dziejach Cywilizacji Zachodu, można postawić znak równości: średniowiecze = chrześcijaństwo. Luter pojawił się w momencie schyłkowym średniowiecza - wniosek?
Do tego momentu wiedza dla ludu była dostępna po łacinie, a łacina jako taka dostępna dla ludu nie była. Prosty lud nie czytał Pisma w domu, bo
-było za drogo,
-nie rozumiał tego co tam napisano,
-"tłumaczeniem" zajmował się nauczyciel, ksiądz, zakonnik.
Prosty lud z "wieków ciemnych" był lepiej zaznajomiony z wiedzą chrześcijańską od współczesnego wiernego, a już na pewno od współczesnego ateisty. To paradoksalne, a nieznajomość łaciny nie była tu żadną przeszkodą. Człowiek średniowiecza był zanurzony w chrześcijaństwie. Wiara chrześcijańska napędzała całą machinę o nazwie "Zachód", a wraz z nią wszystkie najmniejsze trybiki codzienności. Człowiek był dobrze zaznajomiony z wiarą chrześcijańską, bo był to temat zaprzątającym wszystkich, bez względu na warstwę społeczną.
Poza tym edukacja średniowieczna opierała się na autorytetach. To co punktujesz jako warunek niekorzystny dla rozpowszechnienia wiedzy chrześcijańskiej jest dla niej właśnie najkorzystniejszy. Różnica jest mniej więcej taka, że lud średniowiecza czerpał wiedzę chrześcijańską od wykształconych autorytetów, a współcześni biorą nauki u niewykształconych amatorów, zwykle u siebie samych. Kiedyś mądry nauczał głupiego, dziś głupi poucza głupiego. Rachunek jest prosty.
Pisma te powstawały także w następnych wiekach, aż do średniowiecza (...) Ewangelię Barnaby zachowaną w tekście wczesnowłoskim (...) oraz średniowieczną Ewangelię gruzińską (...)
Trochę się to kłóci z argumentem o barierach językowych i ekonomicznych, o których pisałeś. W średniowieczu nie tylko krążyły teksty apokryficzne, ale też powstawały nowe. Nie w celach zarobkowych, jak wygodnie byłoby nam myśleć. Patrząc na możliwości wydawniczo-dystrybucyjne, na takich tekstach nie dało się zarobić. Jedyne co można było zyskać to proces i posądzenie o herezję. Skąd więc popyt na wiedzę ukrytą (apokryf)?