Napisano
07.12.2008 - 17:52
Wkleję fragment artykułu napisanego przez MARCINA GÓRKĘ i ADAMA ZADWORNEGO w GW:
"Bez wojny nie potrafię żyć" z 18 września 2008:
"Wykopaliska szlag trafił Październik 2004. Magister archeologii Tomasz Burda leci do Iraku na pokładzie amerykańskiego samolotu transportowego C-117. To jego pierwszy kontakt z armią. I pierwsza lekcja: dowiaduje się, że ważniejszy od niego jest sprzęt, a jeszcze przed żywymi w kolejce do transportu wyprzedzają go ciała zabitych.
Burda jest w samolocie na przyczepkę, z transportem części do polskich śmigłowców. Po kilkunastu godzinach lotu ląduje na lotnisku w Bagdadzie. Do polskiej bazy w Babilonie jedzie autostradą Tampa, najniebezpieczniejszą trasą w Iraku. Do dziś ochroniarze z amerykańskiej firmy Blackwater biorą kilkadziesiąt tysięcy dolarów za jej pokonanie. Jest podekscytowany. Babilon, kolebka cywilizacji, to gratka dla każdego naukowca.
Jest w bazie. Gdzieś tu powinna być świątynia Etemenaki. Zbudowano ją tak dawno, że już w starożytności nikt nie pamiętał kiedy. To najważniejsze sanktuarium starożytnego państwa babilońskiego. Siódmy cud świata. Burda nie wierzy własnym oczom: tam, gdzie powinny być ruiny świątyni, jest helipad: wyrównany przez buldożery kwadrat, na którym lądują polskie śmigłowce Sokół i amerykańskie Black Hawk.
Wykopaliska szlag trafił - to najpierw przyszło mu do głowy.
To Amerykanie na ruiny świątyni wylali po kolei ropę i wodę. Stwardniały tak, że powstało podłoże twarde jak beton. Ale zniszczyło starożytne cegły.
"
a Tutaj parę następnych ciekawostek na temat tego co naprawdę dzieje się w Iraku:
Grabież i pożar Bagdadu
Ku chwale George’a W. Busha telewizje w kółko pokazują obalenie pomnika Saddama Husajna przez tłum Irakijczyków w Bagdadzie. To manipulacja. Są zdjęcia całego placu. Widać na nich, że był otoczony czołgami i prawie pusty, że posąg Saddama ściągnął z cokołu amerykański czołg i że wiwatujący tłum Irakijczyków liczył... dwa tuziny osób. W tym samym czasie, pod okiem wojsk amerykańskich, które nie interweniowały, choć widziały, co się dzieje, w Bagdadzie szalała grabież i pożoga, co opisał Robert Fisk, korespondent londyńskiego „Independenta” i meksykańskiej „La Jornada”. Zbigniew Marcin Kowalewski uzupełnił jego reportaż wyjaśniając co kryło się za grabieżą Bagdadu.
Robert FISK
Pożary pochłonęły wszystkie ministerstwa – oczywiście poza ministerstwami spraw wewnętrznych i przemysłu naftowego – podobnie jak biura ONZ, ambasady i centra handlowe. Doliczyłem się 35 spalonych budynków ministerialnych, a ich liczba rośnie.
Opowiem o scenie, której byłem świadkiem w środę. Jechałem swoim samochodem przez Bagdad, gdy na horyzoncie ujrzałem ogromny słup czarnego dymu, zmieniłem więc kierunek jazdy, aby zobaczyć, jakie ministerstwo teraz płonie. Dojechałem do Ministerstwa Przemysłu Naftowego, gorliwie strzeżonego przez żołnierzy USA; niektórzy z nich zakrywali sobie usta chustami, chroniąc się przez chmurami dymu, które buchały na nich z sąsiedniego Ministerstwa Nawadniania. Czyż nie trudno uwierzyć, że nie zdawali sobie sprawy, iż ktoś podpala sąsiedni budynek?
Podpalaczy przywożono autobusami
Potem dostrzegłem inny pożar – o 3 km stamtąd. Podjechałem i okazało się , że płomienie buchają z okien Departamentu Informatyki Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego. Tuż obok siedział na murze żołnierz amerykańskiej piechoty morskiej, który powiedział mi, że pilnuje pobliskiego szpitala i że nie wie, kto podpalił sąsiedni budynek, bo „człowiek nie może jednocześnie widzieć wszystkiego”.
Jestem pewien, że ten żołnierz nie zgrywał się ani nie był nieszczery. Gdyby Amerykanie nie chcieli wierzyć w tę relację, podaję, że był to kapral Ted Nyholm z 3 pułku 4 dywizji piechoty morskiej i że zadzwoniłem do jego narzeczonej Jessiki w USA, aby przekazać, że ją kocha. Mimo wszystko coś nie gra, jeśli żołnierzom amerykańskim każe się po prostu obserwować i nic nie robić, gdy motłoch podpala ogromne ministerstwa.
Bo też w tych tłumach, które podpalają w Bagdadzie budynki, w tym nawet wielkie biblioteki i archiwa państwowe, jest coś bardzo groźnego i niepokojącego. To nie rabusie – najpierw zjawiają się rabusie, a po nich przyjeżdżają podpalacze, często niebiesko-białymi autobusami. Pojechałem za jednym z tych autobusów po tym, jak jego pasażerowie podpalili Ministerstwo Kultury, i okazało się, że pędem wyjeżdża z miasta.
Oficjalne wyjaśnienie amerykańskie w tej sprawie brzmi: podpalenia są aktami zemsty – coraz trudniej w to wierzyć – popełnianymi przez „niedobitki reżimu Saddama”, niewątpliwie te same „elementy kryminalne”, o których mówi się rozkazach o wprowadzeniu godziny policyjnej, wydawanych mieszkańcom Bagdadu przez Amerykanów.
Jednak ludność nie wierzy, że winni podpaleń są byli zwolennicy Saddama. Ja też nie. Grabieżcy sami zarabiają na swoich łupach, natomiast podpalaczom trzeba płacić. Pasażerowie tych autobusów są kierowani ku wyraźnie określonym celom. Gdyby Saddam zapłacił im z góry, nie wzniecaliby teraz pożarów. Po zniknięciu Saddama zapomnieliby o sprawie pozostając z forsą w kieszeni.
Kto stał za podpalaczami?
Kim więc są żołnierze tej armii podpalaczy? Tego nie wiemy. Któregoś dnia rozpoznałem nieogolonego mężczyznę w średnim wieku, w tym samym czerwonym T-shircie – trudno zbyt często zmieniać ubranie, gdy nie ma wody, w której można by je uprać – i gdy ujrzał mnie po raz drugi, wycelował do mnie z kałasznikowa.
Grabieżcy nie noszą broni. Czego bał się ten osobnik? Dla kogo pracuje? W czyim interesie leży niszczenie całej materialnej infrastruktury państwa, razem z jego dziedzictwem kulturalnym – teraz, po zajęciu Bagdadu przez Amerykanów? Dlaczego Amerykanie tego nie stopują?
Jak powiedziałem, w Bagdadzie coś bardzo nie gra – dzieje się coś takiego, co każe zadać rządowi USA poważne pytania. Dlaczego np. w zeszłym tygodniu sekretarz obrony Rumsfeld zapewnił, że w Bagdadzie nie doszło do grabieży czy zniszczeń na wielką skalę? Jego zapewnienie było kłamstwem. Ale dlaczego skłamał?
Amerykanie mówią, że nie mają dość wojska, by kontrolować pożary. To też kłamstwo. Bo w takim razie kim są setki żołnierzy wylegujących się cały dzień w ogrodach koło pomnika ku czci poległych na wojnie z Iranem? A kim – setki żołnierzy obozujących w różanych ogrodach pałacu prezydenckiego nie opodal mostu Dżumhurija?
Tak więc, w Bagdadzie ludzie pytają się, kto stoi za zniszczeniem ich dziedzictwa kulturalnego –tożsamości kulturalnej – w wyniku grabieży skarbów archeologicznych Muzuem Narodowego, podpalenia wszystkich archiwów – osmańskich, królewskich i państwowych, jak również biblioteki koranicznej i rozległej infrastruktury państwowej, o której mówimy, że ją dla nich stworzymy?
Dwa strzeżone przez Amerykanów ministerstwa
Dlaczego – pytają – nie ma jeszcze prądu i wody? Komu zależy na tym, aby zdekonstruować, podzielić, podpalić, pozbawić historii, zetrzeć z powierzchni ziemi Irak? Dlaczego milionom mieszkańców ich rzekomi „wyzwoliciele” narzucają godzinę policyjną?
Takie pytania zadają nie tylko mieszkańcy Bagdadu – w większości muzułmanie szyiccy, ale również szyici z miast An-Nadżaf i An-Nasirija; 16 kwietnia w tym ostatnim 20 tysięcy osób protestowało przeciwko pierwszej próbie zmontowania przez Amerykanów rządu marionetkowego.
Oto krótki, choć wymowny bilans po kilku dniach rozmyślnych podpaleń i grabieży. Wojska amerykańskie wycofały się i pozwoliły hordom zdewastować, a następnie spalić ministerstwa planowania, edukacji, nawadniania, handlu, przemysłu, spraw zagranicznych, kultury i informacji.
Jak powiedziałem, dwa ministerstwa stoją nietknięte – i są nietykalne – ponieważ wewnątrz i na zewnątrz ustawiono czołgi, transportery opancerzone i jeepy oraz setki uzbrojonych ludzi. Co to za ministerstwa – tak ważne dla Amerykanów? Ano oczywiście spraw wewnętrznych, ze swoim ogromnym bogactwem informacji policyjnej o Iraku, i przemysłu naftowego. Archiwa dotyczące najcenniejszego dobra Iraku – jego pól naftowych i, co ważniejsze, jego wielkich, być może największych na świecie, rezerw ropy naftowej – są poza zasięgiem ciżb i grabieżców, gotowe – co na pewno jest intencją Waszyngtonu – do podziału między amerykańskie kompanie naftowe. To rzuca światło na rzeczywiste cele wojny USA z Irakiem i skłania do interesującej refleksji.
Od 12 kwietnia dużo się mówi o „nowej postawie” Amerykanów. Na ulicach osiedli klasy średniej pojawiły się nagle patrole piechoty wyposażone w transportery opancerzone i nakazały młodym ludziom, którzy wywozili lodówki, meble i telewizory, aby wyładowali na chodnik te wszystkie przedmioty, których własnością nie mogą się wykazać. Widok był żałosny. Po tym, jak zniszczono warte miliardów dolarów budynki rządowe, komputery i archiwa, Amerykanie zatrzymują wyrostków z dwukołowymi wozami ciągnionymi przez muły i konfiskują bezwartościowe krzesła kupione z drugiej ręki.
Grabież muzeum starożytności
Rozbite na dziesiątki tysięcy kawałków bezcenne relikwie dziejów Iraku leżą na podłodze. Grabieżcy szli od regału do regału, systematycznie zdejmowali posążki, naczynia i amfory Asyryjczyków i Babilończyków, Sumerów, Medów, Persów i Greków i rzucali je na podłogę.
Nasze stopy chrzęściły na rozbitych figurach marmurowych, kamiennych posążkach i naczyniach, które przetrwały wszystkie oblężenia, jakie przeżył Bagdad, wszystkie najazdy na Irak w ciągu całej jego historii, tylko po to, aby zniszczono je, gdy Stany Zjednoczone „wyzwoliły” miasto. Ci, którzy to uczynili, postąpili tak ze swoją własną historią – fizycznie zniszczyli dowody tysięcy lat kultury swojego narodu.
Odkąd talibowie urządzili orgię niszcząc Buddów z Bamianu i posągi w muzeum kabulskim, a być może od czasów drugiej wojny światowej lub jeszcze wcześniejszych, nie zdarzyło się, aby tyle skarbów archeologicznych tak bezmyślnie i systematycznie rozbito na kawałki.
„Tak nasi ludzie postąpili ze swoją historią”, powiedział mężczyzna w długiej szacie, gdy w Narodowym Muzeum Archeologicznym Iraku oświetliliśmy naszymi pochodniami stosy ongiś doskonałych naczyń sumeryjskich i posągów greckich, teraz pozbawionych głów i ramion. „Trzeba, żeby żołnierze amerykańscy chronili to, co pozostało. Potrzeba nam tu Amerykanów. Potrzeba nam policji.”
Tego jednak dnia strażnik muzeum, Abd as-Satar Abd al-Dżabar, doświadczył tylko jednego – strzelaniny między grabieżcami a miejscowymi mieszkańcami; na zewnątrz muzeum nad naszymi głowami gwizdały kule. „Proszę spojrzeć”, mówił podnosząc duży kawał wyrobu garncarskiego, którego delikatne ornamenty przeżyły gwałtowny koniec, gdy dzban rozbito na cztery części. „Był asyryjski.” Asyryjczycy panowali w tym regionie prawie 2 tysiące lat przed Chrystusem.
Co robili Amerykanie?
A co robili Amerykanie jako nowi władcy Bagdadu? Wczoraj rano werbowali znienawidzonych byłych policjantów Saddama po to, by w ich imieniu przywrócili prawo i porządek. Ostatnią armią, która uczyniła coś podobnego, była armia Mountbattena – po odbiciu Indochin w 1945 r. zatrudniła pokonaną armię japońską, aby ta kontrolowała ulice Sajgonu. Byli policjanci bagdadzcy ustawiali się w kolejce pod hotelem „Palestyna”, bo usłyszeli przez radio, że wzywa się ich, aby wznowili swoje „funkcje” na ulicach.
Tymczasem „wyzwolenie” zamieniło się w okupację. Realia, których Amerykanie – i Donald Rumsfeld – nie dostrzegają, polegają na tym, że za reżimu Saddama biedakami i wydziedziczonymi zawsze byli muzułmanie szyiccy, a klasą średnią sunnici – tak, jak sam Saddam. Sunnici padają ofiarą grabieży ze strony szyitów, toteż strzelaniny między właścicielami a rabusiami są faktycznie konfliktem między dwoma odłamami muzułmanów – sunnitami i szyitami. Amerykanie, nie kładąc kresu tej przemocy – rozniecając swoją bezczynnością przemoc między grupami religijnymi – prowokują w Bagdadzie nową wojnę, tym razem domową.
Wreszcie kilka patroli żołnierzy piechoty morskiej zapuściło się na przedmieścia i zajęło stanowiska koło szpitali, które już i tak ograbiono, ale po zmierzchu trzeci dzień z rzędu w mieście szalały pożary. Płomienie pochłaniały budynek magistratu, a na widnokręgu inne ogromne pożary strzelały w powietrze bardzo wysokimi słupami dymu.
Muzeum było w bazie danych Pentagonu
Wysłano bardzo niewielu żołnierzy i zrobiono to za późno. Wczoraj do kwatery piechoty morskiej przyszła grupa inżynierów i pracowników oczyszczalni wody błagając o ochronę, bo chcą wrócić do pracy. Przyszli też pracownicy elektrowni, ale Bagdad jest już miastem w stanie wojny z samym sobą, na łasce uzbrojonych zbirów i złodziei. Nie ma prądu ani wody, ani prawa i porządku, toteż posuwamy się po omacku w pogrążonej w ciemnościach piwnicy muzeum, potykając się o obalone posągi i rozbite byki skrzydlate.
Dlaczego? Jak mogli to zrobić? Dlaczego, gdy miasto stało już w płomieniach – i niespełna trzy miesiące po tym, jak spotkali się archeologowie amerykańscy i urzędnicy z Pentagonu i rozmawiali o skarbach tego kraju, a Muzeum Archeologiczne w Bagdadzie umieszczono w wojskowej bazie danych – Amerykanie pozwolili ciżbie zniszczyć nieocenione dziedzictwo starożytnej Mezopotamii? No i to wszystko działo się w tym samym czasie, gdy sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld szydził z prasy, która donosiła, że w Bagdadzie zapanowała anarchia. Przez ponad 200 lat zachodni i miejscowi archeologowie zbierali pozostałości po pałacach i grobowcach tego ośrodka pierwszej cywilizacji sprzed 3 tys. lat. Setki tysięcy sporządzonych odręcznie fiszek zalegają teraz podłogi zdewastowanego sanktuarium. Podniosłem jedną z nich. Odczytałem: „Koniec II w., nr 1680”.
Grabieżcy wynieśli się parę godzin przed moim przyjściem i nikt nie miał pojęcia co zabrali. Gablota, w której przedtem znajdowały się kamienne i krzemienne przedmiot sprzed 40 tys. lat, była rozbita i pusta. Nikt nie wie, co się stało z reliewami asyryjskimi z pałacu królewskiego w Chorsabadzie, pieczęciami sprzed 5 tysięcy lat czy ze złotymi kolczykami sprzed 4500 lat, z którymi grzebano księżniczki sumeryjskie. Trzeba będzie wielu dziesięcioleci, aby sklasyfikować to, co pozostało, roztrzaskane torsy kamienne, skarby z grobowców, sztuki biżuterii błyszczące wśród rozbitych dzbanów...
Zagłada dziedzictwa narodowego
Ciżba, która tu przyszła, prawdopodobnie nie miała pojęcia o wartości naczyń i posągów. Wydaje się, że ich zniszczenie było skutkiem zarówno ignorancji, jak i furii. W obszernej bibliotece muzealnej ukradziono lub zniszczono chyba tylko kilka książek – dla grabieżców były bezwartościowe. Przedtem żołnierze Saddama okazali prawie taką samą pogardę skarbom, jak grabieżcy, bo w ogrodach muzeum wyraźnie widać okopy i stanowiska artylerii – jedno z nich wykopano obok ogromnego posągu skrzydlatego byka.
Zaledwie parę tygodni temu Dżabril Dżalil Ibrahim, dyrektor Państwowego Biura Antyków Iraku, określił zbiory tego muzeum jako „dziedzictwo narodu”. Są to, mówił, „nie tylko przedmioty do podziwiania i kontemplowania. Czerpiemy z nich siłę, by patrzeć w przyszłość. Stanowią chwałę Iraku.” Ibrahim znikł, podobnie jak wielu innych urzędników państwowych, a Abd al-Dżabar i jego koledzy starają się teraz bronić tego, co pozostało po historii tego kraju przy pomocy kolekcji... kałasznikowów. „Nie chcemy mieć karabinów, ale teraz każdy musi być uzbrojony”, powiedział mi. „Musimy się bronić, bo Amerykanie pozwalają, by to się działo. Wydali wojnę jednemu człowiekowi, więc dlaczego zostawiają nas w obliczu tej wojny i wydają na łup tych przestępców?”
„Jesteś Amerykaninem!”, krzyczała do mnie po angielsku kobieta, mniemając, że przyjechałem z USA. „Wracaj do swojego kraju. Wynoś się. Nie chcemy ciebie tutaj. Nienawidziliśmy Saddama, a teraz nienawidzimy Busha, bo niszczy nasze miasto.” Na szczęście nie mogła zwiedzić muzeum starożytności i przekonać się na własne oczy, że całe dziedzictwo jej kraju – podobnie jak jej miasta – zostało zniszczone.
Reporterowi łatwo jest przepowiedzieć ruinę – zwłaszcza po brutalnej wojnie pozbawionej jakiejkolwiek legitymacji międzynarodowej. Lecz na Bliskim Wschodzie optymistów na ogół czeka katastrofa – zwłaszcza fałszywych optymistów, którzy pod pretekstami ideologicznymi, z ustami pełnymi górnolotnego moralizatorstwa i miotając oskarżenia o posiadanie broni masowego rażenia, których dotąd nie zdołali udowodnić, napadają na państwa bogate w ropę naftową.
Tak więc, pozwolę sobie na straszną przepowiednię. Amerykańska wojna „wyzwoleńcza” się skończyła. Wojna Iraku o wyzwolenie od Amerykanów dopiero się zacznie. Innymi słowy, teraz zaczyna się prawdziwa i zatrważająca historia.
Tłum. Zbigniew Marcin Kowalewski
Co się kryło za grabieżą Bagdadu?
Okazuje się, że już 7 kwietnia rosyjska strona internetowa poświęcona wojnie w Iraku, Iraqwar.ru, ostrzegła, iż „USA planują grabież zabytków irackich”. Poinformowała, że takie niebezpieczeństwo wzrosło po spotkaniu grupy bogatych dealerów sztuki, działających jako Amerykańska Rada Polityki Kulturalnej (ACCP), z przedstawicielami Departamentów Obrony i Stanu.
Zbigniew Marcin KOWALEWSKI
Spotkanie odbyło się przed wybuchem wojny. Grupa ta jest znana z tego, że domagała się, aby Irak rozluźnił restrykcje dotyczące własności i eksportu antyków i liczyła, że takie rozluźnienie po upadku reżimu Saddama Husajna zapewni ustanowiony przez USA rząd i że pozwoli to na przepływ antyków irackich na rynek amerykański.
Wieść o tym spotkaniu zaalarmowała amerykańskie środowiska naukowe, w szczególności archeologów, którzy obawiali się, że ACCP potajemnie działa na rzecz zniesienia przez władze USA ograniczeń na import antyków z Iraku po zwycięstwie USA nad tym państwem.
Jeden z czołowych archeologów brytyjskich, profesor lord Renfrew of Kaimsthorn, komentując te niepokojące wieści, oświadczył: „Ustawodawstwo irackie chroni zabytki Iraku. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzeba, to wmieszanie się w to jakiejś grupy Amerykanów powiązanych z dealerami. Wszelka zmiana tego ustawodawstwa miałaby absolutnie potworne skutki.” Również Instytut Archeologiczny Ameryki (AIA) ogłosił, że wszelkie złagodzenie restrykcyjnych ustaw irackich dotyczących antyków miałoby katastrofalne skutki. Jego prezes, Patty Gerstenblith, alarmuje, że „program ACCP polega na stymulowaniu kolekcjonerstwa antyków poprzez osłabienie ustawodawstwa bogatych archeologicznie państw i zniesienie narodowej własności antyków po to, aby ułatwić ich eksport”.
Na łamach „Arab News” największego angielskojęzycznego dziennika wydawanego na Bliskim Wschodzie, prof. Afnan Fatani – jeden z niewielu kobiecych głosów, które dochodzą z Arabii Saudyjskiej – pisze: „W dniu, w którym amerykańska piechota morska zdobyła Irak, jedynymi ludźmi świętującymi jej zwycięstwo były tysiące wyzwolonych rabusiów, przestępców i podpalaczy uzbrojonych w AK-47, które Amerykanie rozmyślnie pozostawili na ulicach, zapamiętale pokazujący znak zwycięstwa V i cynicznie krzyczący: «Bush dobry – Saddam zły». Zaledwie parę tygodni wcześniej te same zbrodnicze tłumy całowały stopy irackiego dyktatora śpiewając: «Naszą duszę, naszą krew poświęcimy Saddamowi». Przyzwoici Irakijczycy siedzieli w domu, a gdy mimo bezprawia i chaosu odważyli się wyjść na ulice, nie świętowali, lecz demonstrowali. Dla nich prawdziwymi winowajcami byli sami Amerykanie.”
Fatani, która jest profesorem anglistyki i stylistyki na Uniwersytecie im. króla Abd al-Aziza w Dżiddzie (Arabia Saudyjska), stwierdza, że obecnie istnieją relacje wiarygodnych i niezależnych świadków, o tym, jak piechota morska USA zachęcała rabusiów do grabienia i niszczenia instytucji administracyjnych i kulturalnych, a nawet pomagała ich dowozić autobusami z przedmieść. Jeden z tych świadków, Ole Rothenborg ze szwedzkiego dziennika „Dagens Nyheter”, opisał, jak żołnierze amerykańscy zabili strażników strzegących pewnego budynku rządowego, rozbili czołgiem bramę i zachęcali do rabunku używając nawet megafonów, poczym pojechali pod Ministerstwo Sprawiedliwości, gdzie zachowali się tak samo, i tak po kolei, instytucja za instytucją. Robert Fisk, zanim wyjechał, doliczył się 158 ograbionych i puszczonych z dymem budynków państwowych.
Jak to możliwe, że ci rabusie zniszczyli bibliotekę koraniczną, palili manuskrypty Koranu z VIII w., kartoteki służby zdrowia i służb miejskich, archiwa i inne zasoby kulturalne, bibliotekę narodową, archiwa uniwersytetów w Bagdadzie, Mosulu i Al-Baszrze? Dlaczego oszpecili młotami marmurowe boginie w świątyni w Harcie, zniszczyli posągi greckie i rzymskie, utrącili głowy kamiennym posągom Nabuchodonozora i Sanheriba, królów starożytnej Babilonii i Niniwy?
Fatani powołuje się na Fiska, który widział, jak bandami rabusiów kierują wyszkoleni i zorganizowani ludzie wyposażeni w plany miasta i ufnie przemieszczający się z jednego budynku do drugiego przy całkowitej bezczynności wojsk USA oraz dokładnie wiedzący dokąd pójść i co spalić. „Nie trzeba być geniuszem, aby się domyślić, kim byli ci ludzie. W każdej zbrodni kluczem do rozwiązania zagadki jest motyw. Zadajmy sobie pytanie: kto może najwięcej zyskać na zatarciu islamskiej, kulturalnej i artystycznej tożsamości narodu irackiego? W czyim najlepszym interesie leży wyrwanie starożytnych korzeni irackiej kultury i cywilizacji i zniszczenie symboli irackiego nacjonalizmu i irackiej dumy narodowej? Proszę się nad tym zastanowić.” Faktycznie warto.
„Irakijczycy oskarżają USA o najlepiej zorganizowaną kulturalną «zbrodnię stulecia». Mają rację. Archeolodzy amerykańscy sugerują nawet, że w świetle konwencji haskiej z 1954 r. o ochronie dóbr kultury w razie konfliktu zbrojnego niezabezpieczenie antyków irackich można uznać za zbrodnię wojenną.” Zgodnie z wstępnymi ocenami, ogółem znikło 170 tys. antyków sprzed ponad 5 tys. lat. Jak to możliwe, że np. – lista takich strat jest długa – znikła licząca 5 tys. lat i ważąca 300 kg sumeryjska waza alabastrowa, że znikły tablice z eposem opiewającym przygody półlegendarnego władcy sumeryjskiego Gilgamesza, kolekcja rzeźb neolitycznych czy kolekcja 80 tys. tablic z najstarszym w dziejach ludzkości pismem klinowym itd.?
„Bądźmy poważni. Gdyby administracja Busha chciała uratować te skarby dla narodu Iraku, nie zignorowałaby ostrzeżeń swoich własnych doradców kulturalnych, którzy postulowali, aby w pierwszej kolejności chronić bezcenną kolekcję starożytnych zabytków, a generałowie amerykańscy nie odmawialiby wystawienia kilku żołnierzy czy choćby jednego czołgu przed słynnym na całym świecie Narodowym Muzeum Archeologicznym”, pisze prof. Fatani.
„«Stało się», huczał gniewnie na konferencji prasowej sekretarz obrony USA Rumsfeld. To sprawa «redystrybucji bogactwa», dodał później odprężony i nonszalancki. Chciałabym wiedzieć czy Rumsfeld kiedykolwiek zamyślił się nad stanowiącą 4% społeczeństwa skorumpowaną elitą, która obecnie posiada 80% bogactwa Ameryki. Czy jest jakaś szansa, że Pentagon przeprowadzi redystrybucję tego bogactwa?” Dobre pytanie.
pozdrawiam