Nie wiem dlaczego większość z wypowiadających się tu osób nie umie odróżnić wiary od religii. Nie wierzysz, Twoja sprawa. Ale żeby zaraz nie chodzić na religię, jeśli alternatywą jest siedzenie na korytarzu?
Prawda jest taka, że większość dzisiejszej młodzieży zostaje ateistami, bo tak jest wygodnie. Bo lekcje religii są zazwyczaj na rano (jako że księża maja później inną pracę), bo można dać mamie dobry powód niepójścia w niedziele na 45 minutową mszę. Przyjemnie prawda?
Jako argumenty podajecie, że księża są niekompetentni, religia nudna, ksiądz na kazaniach pociska głupoty. A przecież można wybrać sobie mszę, którą prowadzi rozsądny ksiądz. W każdym przeciętnym mieście jest co najmniej 10 kościołów, a w każdym z 5 księży. Mały wybór? To samo tyczy się lekcji religii. Gdy chodziłam jeszcze do liceum, religię prowadził ksiądz, który mówił tak ciekawie, że odechciewało mi się uczyć biologii na jego lekcjach
Pomijając modlitwę na początek i koniec zajęć, to były lekcje religii, a nie wiary! Jeśli ktoś jest ateistą, może w tym czasie tylko powstać z szacunku. Kto mu każe się modlić?
Już na prawdę minęły czasy, gdy młodzież odpytywano, co było na kazaniu w niedziele. Takie rzeczy robi się chyba jeszcze tylko w wiejskich szkołach.
My na religii poruszaliśmy kwestie homoseksualizmu, innych religii, sekt, egzorcyzmów, aborcji i każdy miał prawo do własnego zdania! Ksiądz oceniał nas tylko po tym, czy aktywnie braliśmy udział w dyskusji. Oczywiście zeszyt należało prowadzić, ale to chyba minimum szacunku do prowadzącego zajęcia?
Mieliśmy rekolekcje, podczas których nawet takie beztalenci muzyczne jak ja śpiewało na całe gardło. Mieliśmy msze przed egzaminami maturalnymi, na których nie było nawet śladu po koszyku czy innej skarbonce na "co łaska". Ksiądz robił to dla nas!
Jeśli chodzi o moje poglądy, to różnią się one od dogmatów kościelnych. Jestem za IVF, aborcją (w przypadkach gwałtu, kazirodztwa, wady płodu lub stanu zagrożenia życia matki), eutanazją na życzenie. Ale w przyszłości chciałabym na przykład wziąć ślub kościelny. Jestem ciekawa, ilu z was, którzy zarzekacie się że jesteście ateistami, będzie chciało w przyszłości wziąć ślub kościelny. Zwłaszcza, jeśli pozna zadeklarowanego katolika/ zadeklarowaną katoliczkę? Ok, można wziąć ślub kościelny będąc ateistą, ale co na to wasz wybranek? Wasza rodzina?
Ilu z was będzie chciało ochrzcić swoje dziecko, a tak na wszelki wypadek?
Potem będziecie musieli "zaliczać" wszystkie sakramenty w przyśpieszonym tempie za bonusową opłatą. Po co sobie przyszłe życie utrudniać ze zwykłego lenistwa?