Gdy chodziłam jeszcze do liceum, religię prowadził ksiądz, który mówił tak ciekawie, że odechciewało mi się uczyć biologii na jego lekcjach Pomijając modlitwę na początek i koniec zajęć, to były lekcje religii, a nie wiary! Jeśli ktoś jest ateistą, może w tym czasie tylko powstać z szacunku. Kto mu każe się modlić?
Już na prawdę minęły czasy, gdy młodzież odpytywano, co było na kazaniu w niedziele. Takie rzeczy robi się chyba jeszcze tylko w wiejskich szkołach.
My na religii poruszaliśmy kwestie homoseksualizmu, innych religii, sekt, egzorcyzmów, aborcji i każdy miał prawo do własnego zdania! Ksiądz oceniał nas tylko po tym, czy aktywnie braliśmy udział w dyskusji. Oczywiście zeszyt należało prowadzić, ale to chyba minimum szacunku do prowadzącego zajęcia?
Mieliśmy rekolekcje, podczas których nawet takie beztalenci muzyczne jak ja śpiewało na całe gardło. Mieliśmy msze przed egzaminami maturalnymi, na których nie było nawet śladu po koszyku czy innej skarbonce na "co łaska". Ksiądz robił to dla nas!
O to chodzi właśnie. Niewielu jest takich księży z pasją, z zacięciem pedagogicznym. Ja miałem przyjemność z takim mieć przez całe liceum religię. Nie było tematów tabu, zbędnego jezusowania [wszystko może się w końcu przejeść]. Pół klasy od 1 roku nie chodziło na religię z różnych powodów. Kiedyś jednak jeden z drugim został i na początku 2 klasy był komplet. Dlaczego? Prowadzący był taki, że aż się chciało iść i podystkutować na ciekawe tematy, które często sami podsuwaliśmy nie będąc zbytym banalnym 'Bo tak jest i koniec kropka' czy innym potworkiem.
To jest właśnie jest problem. Nie każdy może być nauczycielem i dlatego lekcje religii tak kuleją. Dlatego moim zdaniem trzeba znieść obecny system lekcji religii przynajmniej w szkołach ponad gimnazjalnych [bo ludzie mimo różnicy 2 lat nie są zwykle już w skrajnościach rozwoju takich jak w podstawówce, gimnazjum] i wymyślić coś bardziej interesujacego, by na religię chodzili ludzie bez przymusu odgórnego. By można było tam poruszyć wiele ważnych i trapiących młodych ludzi tematów.
Jedna zmiana i wiele problemów zniknie. Moim zdaniem dobrym rozwiązaniem byłoby coś w stylu kółka zainteresowań - nieobowiązkowe, które odbywałoby się raz w tygodniu zajmowało z 2 godziny lekcyjne, by dało się zrobić coś więcej niż zadać pytanie. Te zajęcia musiała by prowadzić osoba o jakiej wspomniałem ja czy cytowana przeze mnie użytkowniczka forum. Troszeczkę gimnastykowania by było z ułożeniem podziału godzin by każdy kto chce mógł iść i nie musiał czekać 38723 godzin. Jednak tu wyrasta kolejny problem, przeładowany program nauczania. I tak dochodzimy do potrzeby reform i to głebokich jeśli chcemy mieć to i to na odpowiednim poziomie.