Piszecie o niemożliwości bycia szczęśliwymi bez Boga. Cholernie ciekawe. Czy to znaczy, że człowiek wierzący jest szczęśliwy cały czas, w każdej chwili dnia, o każdej godzinie?
E, gdzie tak napisałem? Ateista nie jest w stanie zaznać szczęścia po śmierci, gdyż wyparł się Boga. Postrzeganie szczęścia jako chwile w życiu ziemskim, nie jest jako takim błędem, ale w kwestii wiary jest nietrafne. A o czym jest temat? No własnie.
Jak najbardziej jest nadzieja, iż dzięki swemu Miłosierdziu i Miłości Jezus Was zbawi, przebudzi do życia w swoim królestwie, lecz najpierw każdego czeka nicość, marność. Zresztą przewiduje się też, że zbudzą się również grzesznicy, w tym również mojego i innych ateistów pokroju, którzy zostaną ostatecznie osądzeni i zgubieniu w jeziorze ognia. Ale nigdy nie macie gwarancji, czy żyliście na pewno godnie, czy zasługujecie na nagrodę, a myśląc tak pysznie jedynie się od niej oddalacie. Toteż trochę pokory, gdyż jest ona w Waszej religii - jak sądzę - czymś ważnym.
Kto powiedział że każdego czeka nicość i marność? Mówisz "przewiduje się", ja nie przewiduje, nie kieruj tego do mnie. Są teologowie, którzy twierdzą, że nawet Szatan zostanie zbawiony przy Końcu Czasów. Nazywa się to apokatastaza. Jeżeli chodzi o piekło, najlepsze wytłumaczenie jakie znalazłem, to takie, że człowiek już po śmierci, widząc na własne oczy i własnym rozumem słuszną Drogę, nawet wtedy świadomie i dobrowolnie mówi Bogu " NIE ". Ale.. no właśnie, zawsze jest " ale ".
Różne były na przestrzeni dziejów opinie, kto zasługuje na zbawienie, a kto nie.
Kto zasługuje na zbawienie, tego się nie dowiemy. Bóg to wie, ja tego nie wiem.
Ale dlaczego w takim razie pozbawił mnie On możliwości weń uwierzenia? Czy na prawdę sądzicie, iż jest to tak łatwe? Że nigdy nie próbowałem? Czy to choroba, skaza, czy przeciwnie - jej brak - trudno powiedzieć, jednakowoż nie potrafię się modlić, nie potrafię przeżyć tego wewnętrznego uniesienia, jakiego Wy w kontakcie z Nim doświadczacie. Dlatego uważam, że przymuszanie się do tego, chodzenie do kościoła itp. byłyby jedynie zbędną stratą czasu.
Bóg cię czegoś pozbawił? Ty NIC nie musisz. To ma tyle samo sensu, co narzekanie, że się " musi " kochać swoje dziecko. Chodzi tu o kwestie:
Ja nic nie muszę - mogę w tym momencie odrzucić Chrystusa, i zapomnieć zarówno o Dekalogu, jak i o święceniu dnia świętego czy spowiedzi. Jestem wolny, mogę to zrobić. Ale ponieważ jestem wolny, mogę tego nie zrobić, a zamiast tego szukać drogi do Boga, m.in. na niedzielnej Mszy Św. Obowiązek niedzielnej Mszy Św. w żaden sposób mnie nie zniewala, bo to jest MÓJ WOLNY WYBÓR. To jest mniej ważny aspekt. Ważniejsze opisałem przedtem.
Próbuję być dobrym człowiekiem, pomagać innym i kiedy to czynię, czuję, że jestem szczęśliwy. Nie zależy mi (świadomie) na przypodobaniu się komuś, jakiemuś nadnaturalnemu Bytowi; robię to, co postrzegam za działanie słuszne, wartościowe, przynoszące poprzez to satysfakcję.
Bardzo dobrze, w czym problem? Jest to równie ważne, jak to czy wierzysz w Boga. Robiąc to, wierzysz w dobro, a dobro to Bóg. POWTARZAM nie można niczego brać tak dosłownie, no ludzie
Jeśli taka szczerość ma być śmiercią, potępieniem -
Moim zdaniem, nie jest.
Jestem zmuszony się z tym po prostu pogodzić i zapominać się, próbując przeżywać kolejne chwile większego wydzielania się hormonów odpowiedzialnych za uczucie szczęścia oraz pragnienie jego odczuwania wciąż bardziej mobilizujące.
Do niczego nie jesteś zmuszony. Nie jesteś zmuszony ani do wiary, ani do niewiary, ani do uczuć ani do nienawiści. Nie jesteś zmuszony do NICZEGO.
Confident stwierdził, że sensem istnienia jest Życie, Bóg. Nie do końca mogę się z tym zgodzić, nie tylko dlatego, że nie wierzę. Sensem istnienia jest przedłużenie gatunku, przetrwanie.
Dlaczego bierzesz to tak dosłownie? Czy nie możesz wierzyć, i przedłużać gatunku? Mówie po raz kolejny, że wszystko jest Bogiem. Sensem istnienia jest Bóg, gdyż on jest WSZYSTKIM. Zrozumiałe nie?
A jeśli Jego plan zakłada nicość dla większości, a - jak już pisałem - wyróżnienie jedynie dla wybranych?
Może po prostu nie da się tego zrozumieć ? Najlepsze wyjaśnienie jest chyba takie, jakie już tu napisałem - Jego wiedza zależy od tego, co TY zrobisz. Bóg nie ma planu. Warto pamiętać, że w Bogu nie ma " wcześniej " i " później " - w Bogu zawsze jest TERAZ, i Bóg też zawsze wie TERAZ. Nie jest natomiast tak, że " wcześniej wiedział ", lub " wie, co będzie ", te stwierdzenia są naznaczone piętnem czasowości, z której człowiek nie potrafi się wyzwolić, bo nie zna innego środowiska
Dlaczego udajecie i pysznicie się, że poznaliście Jego zamiary, wiecie, co jest Dobrem, co Miłością? Ponawiam apel o większą skromność, pokorę.
Kto się pyszni? Ja?!
Nigdzie tak nie mówiłem, od co.
IMO jest w Waszej wierze zbyt dużo sprzeczności.
Nikt nie powiedział, że miało ich nie być.
Zdaję sobie sprawę, iż obowiązkiem Chrześcijanina jest nawracać, ale w taki sposób...
OMG, gdzie ja nawracam? Czy dyskusja na tematy teologiczne, to od razu nawracanie? Napisałem wcześniej, mam nadzieje że zapoznałeś się z tym, że NIE MAM zamiaru nikogo nawracać.
pozdrawiam jedyną osobe która się wzieła do dyskusjii.