Komunikat: Confident i zbyszek11 otrzymują 3 dni urlopu za obrażanie i prowokowanie innych użytkowników.
Chyba najbardziej niesprawiedliwy urlop jaki widziałem na tym forum, odkąd tu jestem.
Zbyszek, takie pitu pitu o niczym. Miałam niejeden problem w życiu i poradziłam sobie dlatego, że wierzę w SWOJE możliwości, a nie "pomoc" boską, tak więc nie udał Ci się ten argument.
Problemy nie są problemem
Są jednak takie sytuacje w życiu, które bez Boga są nierozwiązywalne. Szkoła, porzucenie przez dziewczyne/chłopaka, inne tego typu - w obliczu prawdziwych życiowych tragedii stają się niczym. I wtedy u każdego bez wyjątku - Dawkinsa, Agnosiewicza czy innych sprawdza się stare powiedzenie "Jak trwoga to do Boga". Życzę Ci z całego serca abyś jak najpóźniej się o tym przekonała, bo to nic przyjemnego.
Kazik Staszewski:
"Autor tekstu: oprac. Mariusz Agnosiewicz; Oryginał: www.racjonalista.pl/kk.php/s,1565
PN: Panu Bóg nie jest potrzebny?
KS: Na razie nie jest. Oczywiście ja tu się mądrzę, a kiedy mojego syna napadli i zadzwonił do mnie ze szpitala, to pierwsze, co zrobiłem, to zacząłem się modlić, żeby Jarkowi nic się nie stało. Ja się tu mądrzę, bo teraz mam zharmonizowane i szczęśliwe życie, Bóg nie jest mi potrzebny, ale nie mam zielonego pojęcia, czy tak samo będzie jutro, pojutrze."
Więc wierzysz, aby być szczęśliwym po śmierci? Czy Bóg nie daje możliwości bycia szczęśliwym za życia, ciesząc człowieka tyloma pięknymi rzeczami? Czy takie szczęście to dla Ciebie za mało? Czemu liczysz na więcej? Ze strachu przed śmiercią, przed nieistnieniem w Bogu i przez Boga? A jeśli jest to piękne, naturalne, zgodne z Jego prawem, z Jego wolą, Jego doskonałą miłością?
Oczywiście, że daje. Świat i człowiek są przecież Jego tworami. Ty także pochodzisz od Niego.
Osobiście chociaż jestem Chrześcijaninem - wcale nie wierzę w "raz postanowione umrzeć i sąd"(to w liście do Hebrajczyków tak zostało napisane, nie są to słowa Jezusa). Wierzę że mamy wiele żyć i że każde jest dla nas nauką, by w końcu osiągnąć doskonałą jedność z Bogiem. Uważam, że ten wspaniały, piękny świat jest dla duszy szkołą. Dlatego uważam że śmierć nie istnieje. Moim zdaniem to my nazwaliśmy przejście w inny, wyższy wymiar, śmiercią, a w rzeczywistości jest to po prostu droga do innego świata.
Pytasz, w którym momencie się pysznisz. Posuwając się, jak wyżej, do twierdzeń, z których wnioskować można 100% pewność. A takiej nie masz. Bogu przypisuje się cechy polemizujące z Twoim oglądem sprawy, posuwasz się nawet do wypowiedzi niezgodnych z nauczaniem KrK. Skąd wiesz, że Bóg na pewno nie ma planu? Skąd wiesz, że Bóg nie może odczuć ludzkiego upływu czasu, jeśli jest wszechmocny, wszechmogący? Czy nieograniczenie nie byłoby zarazem Jego ograniczeniem? Jednak nikt nie mówił o braku sprzeczności... :-)
Cóż, ja też za herezje pewnie spłonąłbym na stosie
Powiem tylko tak: Kościół Katolicki nie jest żadnym wyznacznikiem. Dla nas, wierzących, wyznacznikiem jest Jezus Chrystus i tylko on.
Natomiast nikt z nas tak naprawdę nie może powiedzieć czy Bóg ma plan czy go nie ma. Zrozumienie ludzkim rozumem Boga jest rzeczą po prostu niemożliwą. On zaś wie o nas wszystko - "modląc się, nie bądźcie wielomówni jak poganie; albowiem oni mniemają, że dla swej wielomówności będą wysłuchani: 8.Nie bądźcie do nich podobni, gdyż wie Bóg, Ojciec wasz, czego potrzebujecie, przedtem zanim go poprosicie". Co do czasu - Bóg może wszystko, ale ja wątpie czy odczuwanie "ludzkiego upływu czasu" jest mu do czegoś potrzebne
Każdy człowiek chce mieć jak najlepiej, nikt, o ile nie wykazuje żadnych umysłowych zaburzeń, nie pragnie destrukcji, nie dąży do klęski, cierpienia. Każdy jest w pewnym stopniu konformistą, jest to jakby zapisane w genach, jako czynnik umożliwiający przetrwanie gatunku, a więc życie, co Twoim zdaniem równać się ma "taplaniu" się w Bożej miłości. Świadomie nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby skazać się na coś złego, czego można byłoby uniknąć. Jeśli ateistą nie jest człowiek zbuntowany i ograniczony (buntem i zaślepieniem się z tym wiążącym, celowym lub nieświadomym), postępuje on w zgodzie ze sobą i problemu by nie było. Ale jeśli wiara i odprawianie religijnych rytuałów mają się ze zbawieniem, zaprzeczeniem nieistnienia, łączyć, to czy człowiek-konformista nie jest zmuszony do ich kultywowania, uczestnictwa we mszy św., modlitwy, aby dostąpić tej łaski? Człowiek jest zmuszony do nadziei i starania poprzez genetyczne obciążenie konformizmem i popędem do przedłużenia gatunku, a tym samym wszystek społecznych (oraz aspołecznych) instynktownych zachowań, jeśli tylko do siebie pogląd o życiu po śmierci dopuszcza. Naturalne, iż jeśli nie wykazuje postawy stricte nihilistycznej, zależy mu na duszy, zbawieniu. Lecz jeśli nie potrafi wykrzesać z siebie wiary...?
Zgadzam się, ale tylko w połowie. Osobiście doznałem prawdziwej, wspaniałej miłości jaką Bóg darzy człowieka i wiem jedno - żadne uczucie jakie istnieje na ziemi nie jest w stanie zrównać się z nią.
Natomiast konformiści - taki człowiek, który chodzi do Kościoła "na wszelki wypadek", a nie wierzy - czy można go nazwać wierzącym? Moim zdaniem nie. Sam robię troche inaczej - nie chodzę do Kościoła, a wierzę
Co jeżeli nie potrafi wykrzesać z siebie wiary? To znaczy że może słabo widzi
. Każdego dnia, wszędzie - na ulicy, w pracy, w szkole, w autobusie, tramwaju, metrze - spotykamy tysiące ludzi - w każdym człowieku można dostrzec Boga. Czy doprawdy prawdziwa niezwykłość istnienia nie jest dowodem na istnienie istoty Wyższej, która to wszystko stworzyła? Wystarczy spojrzeć na świat, żeby zrozumieć, że coś tak niesamowietego po prostu nie mogło się stworzyć samo. Doskonałe zaplanowanie, niezwykła skomplikowaność musząca zajść aby powstało życie we wszechświecie.
"Ciekawy art:
Bóg w genach? "Jedni znajdują je w mózgu, inni w genach, ...
Bóg w genach?
"Jedni znajdują je w mózgu, inni w genach, jeszcze inni w zjawiskach fizycznych. Gdziekolwiek kryje się Bóg, nie ulega wątpliwości, że wiara w niego jest człowiekowi bardzo potrzebna.
W kuchni między garnkami, wśród chorych i cierpiących, w wirtualnych labiryntach internetu... Ludzie szukają Boga wszędzie. Wydawało się, że rozkwit myśli naukowej spowoduje załamanie się wiary i zanik wyższej duchowości. Bóg nie byłby już jedynym wytłumaczeniem różnych niezrozumiałych zjawisk występujących w naturze, ponieważ nauka zdołała je wyjaśnić. Jednak dwieście lat później 98 procent ludzi na świecie deklaruje wiarę w siłę wyższą, a 50 procent nazywa tę siłę Bogiem.
W tej sytuacji nauka nie ma innego wyjścia, jak poddać się i rozpocząć poszukiwania. Badacze szukają Boga między cząsteczkami materii. Niektórzy naukowcy analizują komórkową strukturę mózgu gatunku Homo sapiens, inni badają efektowne, podwójne spirale DNA. W którym punkcie biochemii znajduje się świątynia Najwyższego? I dlaczego w Niego wierzymy?
Andrew Newberg, badacz z Uniwersytetu Pensylwanii, który zatytułował swoją najnowszą książkę "Why We Believe What We Believe" (Dlaczego wierzymy w to, w co wierzymy), twierdzi, że nasz mózg "jest w zasadzie wierzącą maszyną, ponieważ nie ma innego wyboru".
Z kolei Dean Hammer, genetyk z National Institutes of Health (Narodowego Instytutu Zdrowia USA) w swojej książce "The God Gene" (Boży gen) pisze, że "nasza duchowość jest częścią naszego elementarnego dziedzictwa. To właściwie instynkt. (...) Mamy genetycznie zakodowaną predyspozycję do wiary w Boga i przeżyć duchowych". Hammer opiera swoje twierdzenie nie tylko na własnych badaniach, ale także na wynikach ankiety przeprowadzonej przez jego instytucję. Ponad jedna trzecia respondentów twierdziła, że doświadczyła kontaktu z potężną siłą duchową w takiej czy innej formie. Warto dodać, że w tym samym czasie, kiedy obserwuje się rozkwit wiary, nastąpił znaczny odwrót od praktyk religijnych. Ten fakt uzmysławia nam po raz kolejny, że religia i duchowość to nie to samo, choć często są ze sobą utożsamiane.
Ze wszystkich dziedzin nauki najwięcej przesłanek na temat prawdopodobnego miejsca pobytu Boga ma neurologia. Od kilku lat słyszy się nawet o jej nowym dziale, którego nazwa mówi sama za siebie: neuroteologia. Oczywiście rzeczywistość zmienia się zależnie od tego, kto na nią patrzy ? wyniki doświadczeń dla jednych stanowią dowód na istnienie Boga, podczas gdy inni powołując się na nie, twierdzą, że Najwyższy Byt to tylko jeszcze jeden produkt naszej wyobraźni. Najostrożniejsi z nich mówią: "Jesteśmy biologicznie zdeterminowani do starań o znalezienie w naszym życiu jakiegoś sensu. Jednak to, czy Bóg jest wyłącznie wytworem naszego mózgu, czy nie, nie zostało jeszcze naukowo stwierdzone". Tak właśnie napisał nam w e-mailu Andrew Newberg.
Newberg ma doświadczenie w badaniu czynnika boskiego w ludziach. Zarejestrował już obrazy mózgów wielu mnichów różnych wyznań i innych ochotników w stanie medytacji i głębokiej modlitwy. W ten sposób zaobserwował, że w kulminacyjnym momencie zachodzą równocześnie różne zjawiska na poziomie neuronalnym. Zwiększa się aktywność płatów czołowych, odpowiedzialnych za skupienie uwagi. W tym samym czasie badany osiąga głęboką koncentrację. Obserwuje się także zwiększoną aktywność układu limbicznego, czyli struktury związanej z emocjami i z pamięcią.
Jednak najbardziej zaskakującym odkryciem był fakt, że w tym samym czasie zmniejsza się aktywność płatów ciemieniowych, czyli obszarów znajdujących się w obu półkulach mniej więcej na czubku głowy. Można powiedzieć, że tutaj mieści się jaźń, to tu jest zakorzenione poczucie indywidualności. Zmniejszenie aktywności tego obszaru podczas głębokiej medytacji lub modlitwy daje efekt zatarcia granic między świadomym "ja" a otoczeniem i prowadzi do poczucia zjednoczenia ze wszechświatem, całkowitej do niego przynależności. Dokładnie tak, jak to opisują ci, którzy osiągnęli stan głębokiej, mistycznej transcendencji duchowej.
Jednym z pionierów poszukiwania Boga w labiryncie neuronów jest Michael Persinger, neurobiolog z Laurentian University w Kanadzie. Dwadzieścia lat temu napisał książkę zatytułowaną "Neuropsychological Bases of God Beliefs" (Neuropsychologiczne podstawy wiary w Boga). Persinger szukał odpowiedzi na pytanie, dlaczego osoby o różnych wyznaniach, kulturach i pozycji społecznej mogą doświadczać tak podobnych stanów oświecenia. W tym celu zaczął poddawać mózgi ochotników działaniu słabego, ale precyzyjnie umiejscowionego pola elektromagnetycznego. Próbował znaleźć obszar mózgu i taką konfigurację elektromagnetyczną, która umożliwia niektórym ludziom doświadczanie obecności bytów nadnaturalnych. 80 procent osób, które założyły słynny "boski hełm" ("the God helmet"), twierdziło, że przeżyło spotkanie z Bogiem. Ci, którzy już wcześniej tego doświadczyli, mówili, że odczucia generowane przez hełm były takie same jak te w stanach osiąganych spontanicznie.
Sam Persinger, choć niewierzący, doświadczył wrażenia kontaktu z Bogiem, gdy aplikował pole elektromagnetyczne innej osobie. Zdaniem tego neurobiologa Bóg mieszka w płatach skroniowych, czyli obszarach mózgu znajdujących się nad uszami. Wnioski Persingera zakwestionowano, kiedy grupa szwedzkich badaczy nie osiągnęła tych samych wyników. Polemika nie została jednoznacznie rozstrzygnięta.
Najbardziej zagorzali zwolennicy teorii Darwina zastanawiają się zapewne, jakie znaczenie z punktu widzenia ewolucji może mieć dla człowieka zdolność doświadczania stanów mistycznych. ? Mózg ma dwie podstawowe funkcje: utrzymanie nas przy życiu i umożliwienie nam doświadczania autotranscendencji. Przez całe życie pomaga nam zmieniać się i przystosowywać do nowych warunków. Religia i duchowość również spełniają te podstawowe funkcje, toteż zapewniają jednostce znaczne korzyści ? mówi Newberg. Tak samo uważa Dean Hammer: ? Sądzę, że najważniejsza rola, jaką spełniają boże geny w procesie selekcji naturalnej, to wyposażenie ludzi we wrodzone poczucie optymizmu. A optymizm, jak twierdzi, "sprawia, że człowiek jest zdrowszy i żyje dłużej".
Rzeczywiście, większość osób, które przeżyły takie mistyczne doświadczenie, twierdzi, że ich życie stało się lepsze i zmieniło się ich postrzeganie świata. Zdaniem Hammera dzieje się tak dlatego, że owe osoby musiały zastanowić się nad tym, co w życiu najważniejsze: nad własną świadomością. (...) ? Bez niej nie wiedzielibyśmy, kim jesteśmy ani dokąd zmierzamy. A jednak nigdy o niej nie myślimy. W tym miejscu warto również wspomnieć o badaniach, które wykazały, że medytacja i wierzenia religijne mają pozytywny wpływ na zdrowie i długość życia.
Prace Hammera nad poszukiwaniem bożego genu zaczęły się od badań na bliźniętach. Badania te wykazały, że pary bliźniąt częściej mają zbieżne poglądy w sprawach wiary niż rodzeństwa niebliźniacze. Po przeanalizowaniu fragmentów DNA badacz zidentyfikował gen znany jako VMAT2. Jak wszystkie pozostałe geny, występuje on w wielu odmianach, które różnią się między sobą poszczególnymi elementami. Hammer doszedł do wniosku, że osoby mające określoną odmianę tego genu wykazują większe zainteresowanie sprawami duchowymi, większą skłonność do tego, co nazywa autotranscendencją. Co ciekawe, ten domniemany boży gen odsyła nas znów do obserwacji mózgu, ponieważ VMAT2 odpowiada za gospodarkę kilku bardzo ciekawych neuroprzekaźników, między innymi dopaminy i serotoniny. Te dwa związki kojarzone są z uczuciem przyjemności i szczęścia, a także z ich negatywnymi odpowiednikami: uzależnieniem i depresją.
Hammer nie jest jedynym specjalistą, który powiązał podwójną spiralę DNA z Bogiem. Szanowany naukowiec Francis Collins, kierujący publicznym konsorcjum, w którym wyizolowano ludzki genom (chodzi o National Human Genome Research Institute, Narodowy Instytut Badań nad Ludzkim Genomem ? przyp. Onet), twierdzi, że odnalazł Boga badając kod genetyczny, ponieważ coś tak skomplikowanego mogło być tylko dziełem Stwórcy. Nie znaczy to, że kwestionuje on dowody na prawdziwość ewolucji, ale jego zdaniem teoria Darwina nie kłóci się z istnieniem wyższej inteligencji.
Kolejny poszukiwacz boskiego pierwiastka to Gregg Braden, inżynier pracujący nad rozwojem astronautyki i internetu. Zgrabnie połączył on naukę z tradycjami duchowymi i również znalazł dowody na istnienie Boga w podwójnej spirali DNA. W swojej książce "The God Code" (Boski kod) opisuje własne badania nad kabałą i alfabetem hebrajskim oraz nad analogią między nimi a pierwiastkami chemicznymi tworzącymi kod genetyczny. Braden twierdzi, że imię Boga jest wpisane w DNA w każdej z naszych komórek: Bóg jest wewnątrz nas.
Wielu przedstawicieli świata nauki nie chce nawet słyszeć ani mówić o Bogu. Jedni są zdania, że to całkowicie odrębna dziedzina, inni natomiast uważają, iż Bóg i nauka wzajemnie się wykluczają. Do tych ostatnich należy zagorzały ateista i gorliwy uczeń Darwina, Richard Dawkins. Ten brytyjski biolog atakuje Boga używając całego dostępnego arsenału środków i broni teorii ewolucji, która jego zdaniem jest odpowiedzią na najważniejsze pytania dotyczące życia. Jego najnowsza książka nosi tytuł "The God Delusion" (Bóg urojony). Dawkins mówi nie tyle o duchowości, co o religii ? uważa ją za zagrożenie dla nauki i racjonalnych umysłów.
Dean Hammer, który wspomina o nim w kilku rozdziałach swojej książki, pisze: "Jak na ironię w końcu okazuje się, że Dawkins ma także swoją religię ? jest nią nauka ? ponieważ kieruje się w niej bardziej wiarą niż logiką". Andrew Newberg z kolei twierdzi, że "skoro jesteśmy zdeterminowani przez nasz mózg, to wszyscy, począwszy od największej dewotki, aż po najbardziej zatwardziałego ateistę, w coś wierzymy. Po prostu każdy z nas wierzy w coś innego".
Mówiąc o naukowym poszukiwaniu Boga, nie sposób nie wspomnieć o fizyce. Michael Faraday, odkrywca zjawiska indukcji elektromagnetycznej, mówił, że "każdą materię utrzymuje na swoim miejscu jakaś siła. Musimy założyć, że za tą siłą kryje się świadomy i inteligentny umysł". Prawie dwieście lat później fizycy nadal próbują udowodnić istnienie tak zwanej boskiej cząsteczki, czyli bozonu Higgsa. Ta nieuchwytna cząsteczka miałaby istnieć jedynie przez około dziesięć sekund po Wielkim Wybuchu, ale możliwe, że podczas swego króciutkiego istnienia dała początek wszelkiej materii. Choć fizycy szukają dowodu na jej istnienie już od lat 60., jeszcze go nie odnaleźli. Do Boga można trafić jedynie przez modlitwę.
Niektórzy zwolennicy metafizyki twierdzą, że Bóg zstąpił z nieba i teraz budzi się w każdym człowieku. Może zatem powinniśmy szukać go w naszych własnych uczynkach"."
http://korwin-mikke....46,0,forum.htmlPo pół roku nie chodzenia do kościoła poszedłem tam(z cholera dobrym zamiarem , naprawde chciałem uwierzyć !!! ). i cały czas ogarniało mnie wrażenie że jestem JEDYNĄ osobą która słucha księdza (nawet on sam nie wiedział co gada) . Banda robotów wstaje i siada na wypowiadane komendy i powtarza co ważniejsze teksty (działa na podświadomości jak reklama proszku do prania za 9.99zł).. Kazanie o uciskających kobiece stopy butach powodujących zgodny.. (ROFL)
Gdzie jest DUCH tej wiary RADOŚĆ z przebywania z Bogiem ??!!
A po co Ci Kościół? Możesz samemu poznać Boga, on wcale nie mieszka w Kościele jak to uczą. Bóg jest wszędzie, a żeby Go lepiej poznać i zrozumieć możesz przeczytać Ewangelie. Nie mówię, że Bóg jest Katolicki, Chrześcijański, Mułzumański czy Indiański. Bóg to Bóg wszystkiego. Ale Ewangelie to wspaniałe świadectwo o tym jaki on jest naprawdę, przekazane przez Jego syna Jezusa.
Bo ubierasz Boga/Źródło w cechy niedoskonałe - ludzkie. To my jesteśmy jego dziełem a nie On naszym! Właśnie po to tutaj na ziemi jesteśmy aby uczyć sie być tacy jak On. Jak już się tego nauczymy to wrócimy do doskonałego świata, w którym KAŻDY będzie odczuwał jego obecność czyli Czystą Bezwarunkową Miłość w RAJU/NiRVANiE...
Zgadzam się w 1000%