Czwarta część Antarktydy może spłynąć do morza
Czy światu grozi potop? Ekolodzy straszą, że jeśli stopnieją biegunowe lądolody, poziom morza podniesie się nawet o kilkadziesiąt metrów. Z najnowszych odkryć wynika, że woda faktycznie może się podnieść, i to bardzo niedługo. Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że powodem tego wcale nie musi być ocieplenie klimatu. Brytyjscy naukowcy potwierdzili, że pod lądolodem Antarktydy Zachodniej znajdują się czynne wulkany. W lodzie, na głębokości około 300 m, znaleźli warstwę popiołów. Geologów to nie zaskoczyło, bo spodziewali się tam wulkanów. Jeśli wulkany się uaktywnią, duża część Antarktyki Zachodniej spłynie do morza w ciągu kilku lat.
Ląd z wody
Antarktyda to kontynent zagadka. Właściwie jest niewidzialna, bo przykrywa ją warstwa lodu o grubości do 5 km. To, co widać ? lód pod wszelkimi postaciami ? nazywa się dla odróżnienia Antarktyką. Właściwą Antarktydę do niedawna można było poznawać tylko na jej obrzeżach, gdzie podczas antarktycznego lata, czyli w styczniu i lutym, spod białej skorupy wyłania się kamienista ziemia. Oprócz wybrzeży i pingwinów na Antarktydzie czernieją także szczyty gór. Pasmo Gór Transantarktycznych przecina kontynent, oddzielając Antarktydę Zachodnią od Wschodniej. To właśnie one zasugerowały geologom, że tuż obok, pod lodem, mogą drzemać wulkany.
Jak zajrzeć pod lód grubości kilku kilometrów? Można lód przewiercić, ale wiercenia są kosztowne. Rozwiązanie wymyślono pod koniec lat 80. Był to radar emitujący promieniowanie przenikające przez lód. Dziesięć lat później urządzenie zainstalowano na pokładzie samolotu, który przeleciał nad bezkresnym lądolodem. Tak powstały pierwsze mapy skalnego podłoża Antarktydy. Okazało się, że Antarktyda Zachodnia w zasadzie nie istnieje. Gdyby bowiem usunąć z niej cały lód, ukazałby się nie kontynent, lecz archipelag wysp. I to wulkanicznych.
Podłoże pokrywy lodowej Antarktydy Zachodniej znajduje się w znacznej części poniżej poziomu morza. Jeśli wskutek globalnego ocieplenia, a konkretnie ekspansji termicznej oceanów, podniesie się poziom morza lub zwiększy się temperatura wód oblewających tę część Antarktyki, cały lądolód na zachód od Gór Transantarktycznych może się rozpaść i spłynąć do morza. Według różnych ocen, spowodowałoby to podniesienie poziomu oceanów o 5-15 m, i to dość szybko, bo przed końcem XXI wieku. To wystarczy, by z mapy świata zniknął zamieszkany przez 150 mln ludzi Bangladesz, a także Malediwy i wiele innych nisko położonych rejonów świata, na przykład delta Nilu. Nic więc dziwnego, że Antarktyda Zachodnia stała się laboratorium klimatologów i glacjologów z całego świata. Pomiary prędkości spływania do morza lodowców w tym rejonie dały niejednoznaczne rezultaty. Wiadomo, że przyczyną rozbieżności mogła być aktywność wulkaniczna.
Zjazd po wulkanie
Jesienią 1996 r. na Islandii doszło do niewielkiej erupcji przykrytego przez lodowiec bocznego krateru wulkanu Vatnajökull. W ciągu trzech dni wytopiło się tyle lodu, że woda do połowy wypełniła wielką nieckę pozostałą po erupcji wulkanu Grimsvötn. Miesiąc później niecka przepełniła się, woda przerwała lodową tamę i rozszalałą rzeką wlała się do morza. Był to przykład, jak szybko wulkany potrafią roztopić zalegający na nich lód. By podniósł się poziom morza, lód nawet nie musi stopnieć.
Mapy podłoża skalnego Antarktydy Zachodniej pokazują, że jej dwa największe lodowce ? Pine Island i Thwaitesa ? spływają do Morza Amundsena po stromej zjeżdżalni. Lód jest plastyczny i przemieszcza się pod wpływem grawitacji, lecz decydujący wpływ na ten ruch ma typ podłoża. Jeśli podłoże jest zimne i suche, lód płynie powoli. Gdy rozgrzeje się i między lodem a skałą pojawi się woda, będzie to dla lodowca idealna ślizgawka. Lód może się znaleźć w morzu w okamgnieniu. Wtedy natychmiast zaczyna wypierać wodę odpowiadającą jej ciężarowi ? zgodnie z prawem Archimedesa.
Słynny Erebus, który wznosi się tuż obok Gór Transantarktycznych, dymi cały czas. Ostatnią większą erupcję miał w 1989 r. Góry Transantarktyczne wulkanami nie są. Mają podobną budowę geologiczną jak Tatry, podobny wiek i podobną genezę. 65 mln lat temu, gdy Antarktyda była zalesionym tropikalnym rajem, pod wybrzeżem jej obecnej zachodniej części otworzyła się rozpadlina w skorupie ziemskiej, tak zwany ryft. Rozszerzając się, ryft zepchnął Antarktydę Zachodnią na Wschodnią, wypiętrzając długie pasmo górskie. W pobliżu ryftu zaczęły wyrastać wulkany. Ten proces nie ustał, bo ryft wciąż się rozszerza (z szybkością około 2 mm rocznie). To wystarczające tempo, by co jakiś czas doprowadzić do potężnej erupcji.
Ostatnia duża erupcja w Antarktydzie Zachodniej zdarzyła się około 325 r. p.n.e., gdy Aleksander Wielki podbijał Indie. Wulkan wybił dziurę w lądolodzie i wystrzelił popioły na wysokość kilkunastu kilometrów. Zapewne spowodowało to ucieczkę lodu do morza i niewielkie, lecz wieloletnie ochłodzenie klimatu związane z zanieczyszczeniem wysokich warstw atmosfery popiołem i kroplami kwasu siarkowego. To samo może nastąpić choćby jutro.
Postrach żeglarzy
Wybuch wulkanu, nawet dość duży, raczej nie wpłynie na klimat w naszej części globu. To dlatego, że Antarktyda jest otoczona niewidzialnym murem, który utrudnia wymianę powietrza między nią a resztą świata. Powstał on 30 mln lat temu, gdy w ostatnim akcie rozpadu superkontynentu Pangea oderwała się Australia. Zniknęła wówczas ostatnia lądowa przeszkoda zatrzymująca stałe zachodnie wiatry, naturalnie wiejące w tych szerokościach geograficznych. Silne wiatry rozpędziły wody oblewające ciepły wówczas kontynent, tworząc potężny prąd okołoantarktyczny, który stanowi trudną do przebycia barierę dla mas powietrza i wód napływających z północy. Prąd ów jest trudny do przebycia także dla ludzi, toteż przylądek Horn cieszy się niesłabnącym powodzeniem wśród śmiałków z całego świata.
To właśnie prąd okołoantarktyczny uczynił z Antarktydy to, czym jest ona dzisiaj ? niegościnny kontynent o temperaturze spadającej zimą poniżej -80°C. Antarktyda to ostatni bastion epok lodowych, wciąż niezdobyty, mimo że jego wały są już mocno podmyte. Choć jest odizolowana od reszty świata, to od niej zależy nasza przyszłość. Tam powstaje dziura ozonowa i tam znajduje się woda, która kiedyś zatopi sporą część świata. O tym, kiedy to nastąpi, zdecydują nieprzewidywalne wulkany, które jak kurek w kranie regulują tempo spływania lodu do morza.
Autor: Andrzej Pieńkowski
Źródło