Ja akurat słyszałem o amerykańskich sektach, które zabijają dzieci specjalnie na to urodzone i piją krew.
Czy zdaje się wam to możliwe?
Ale ja akurat słyszałem tą opowieść od księdza, opowiadał to mojemu koledze na religii.
Powiem krótko - NIE. Ulegasz Zbyszku propagandzie i praniu mózgu. U duchownych szczególnie katolickich to norma

Wracając do tematu, przeczytałem ostatnio kolejny ciekawy artykuł:
Mój tata chce mnie zabić
- Dlaczego twój ojciec zabił matkę? - pytam. Lejla nie jest pewna. - Później nieraz powtarzał, że była dziwką. Chyba były plotki o mamie i jakimś mężczyźnie, czyli można powiedzieć, że sama była sobie winna
Lejla pochodzi z Iranu, dzisiaj ma 19 lat. Kiedy miała sześć lat, razem z rodzeństwem widziała zabójstwo matki. Jej starsza siostra, która miała wtedy osiem lat, przestała mówić.
Pytam, dlaczego ojciec nie trafił za kratki. - Nie wiem, byłam za mała, ale u nas takie rzeczy po prostu się zdarzają - Lejla śmieje się ponuro.
Odtąd razem z siostrą zajmowała się domem, ojciec i bracia cały czas je bili. Lejla nie chce o tym mówić, ale Diana Nammi, szefowa kampanii "Stop honour killings" zajmującej się walką z zabójstwami honorowymi w Europie, opowiada, że dziewczyna miała na ciele ponad 150 blizn - od noża, papierosów, wrzątku.
- Pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego. Nasz lekarz stwierdził, że miała kilkanaście razy łamane ręce i nogi - opowiada Diana.
Kiedy Lejla skończyła 17 lat, ojciec i bracia siłą wydali ją za mąż. - Nawet nie znałam tego człowieka, ale oni się cieszyli, że znalazł się chętny na dziewczynę ze zhańbionej rodziny - opowiada. - Właśnie dlatego on nigdy mnie nie szanował, a po roku znalazł sobie nową kobietę.
Lejla zażądała rozwodu. To wtedy po raz pierwszy usłyszała od braci: jeśli to zrobisz, zginiesz.
- Pomyślałam: tu im nie ucieknę, napisałam do rodziny, która od kilkunastu lat mieszka w Londynie. Przysłali zaproszenie, wjechałam do Wielkiej Brytanii na lewych papierach jako ich córka.
Szybko okazało się, że "brytyjscy" krewni niewiele się różnią od rodziny w Iranie.
- Uznali, że skoro uratowali mi życie, to ono należy teraz do nich. Kazali mi pracować w domu, bili, nie pozwalali wychodzić - opowiada. - Ale nie myślałam, że mogą mi naprawdę zrobić krzywdę, do czasu kiedy poznałam Ahmada. Mieszkał niedaleko, widywał mnie, kiedy wychodziłam po zakupy, któregoś dnia zagadał. Nie wiem, jak się dowiedzieli, ale wtedy drugi raz w życiu usłyszałam, że zginę.
Lejla znowu ucieka, ląduje na ulicy. - Dowiedziałam się, że nie ma pieniędzy, że śpi na ulicy. Jej historia jest jedną z najgorszych, z jakimi się zetknęłam - Diana ma łzy w oczach, kiedy opowiada o Lejli.
Kiedy już udało się znaleźć dla niej bezpieczne lokum, dziewczyna złożyła wniosek o status uchodźcy. Został odrzucony przez Home Office, bo Lejla wjechała do kraju pod fałszywym nazwiskiem. - Odwołaliśmy się od tej decyzji i za drugim razem wygraliśmy - opowiada Diana.
- Co teraz robisz? - pytam Lejlę. - Studiuję, mam dorywczą pracę, spotykam się z jednym chłopakiem - opowiada.
Mieszka w Londynie, krewni dostali ostrzeżenie od policji. - Oni wiedzą, że są obserwowani. Nie zaryzykują, w końcu nie jestem ich córką, tylko daleką krewną. Ale już dwa razy zmieniałam numer telefonu, bo dostawałam SMS-y z pogróżkami.
Ile kosztuje dziewictwo
Gróźb nie dostaje Aisza, która nadal mieszka z rodzicami i pewnie nigdy się nie dowie, czy rzeczywiście groziło jej z ich strony niebezpieczeństwo.
- Rodzice przyjechali do Londynu z Iraku 20 lat temu, ja i mój brat urodziliśmy się już tutaj - opowiada. - Tata zawsze był surowy, z mamą dogadywałam się lepiej, ale ona miała w domu niewiele do powiedzenia. Mamy tu dużo rodziny, wujkowie, ciotki, zawsze byli bardzo tradycyjni. Jak byłam młodsza, nawet mi się to podobało, ale potem zaczęło mnie denerwować. Chciałam żyć jak moi znajomi, w końcu jestem normalną brytyjską nastolatką!
Aisza znalazła sobie chłopaka. - To nie była jakaś wielka miłość, ale straciłam głowę, przespałam się z nim. Wiem, że to było głupie, ale miałam już 18 lat, a tutaj dziewictwo to żaden problem! - tłumaczy.
Stało się problemem rok temu, kiedy okazało się, że rodzina znalazła Aiszy idealnego kandydata na męża. Kiedy zaprotestowała, rodzice zrobili się podejrzliwi, zaczęli ją pilnować, wypytywać, czy się z kimś nie spotyka.
- Sprawdzali mój telefon, brat odprowadzał mnie do szkoły, ale nie na żarty przestraszyłam się, kiedy się okazało, że rodzina narzeczonego wymaga zaświadczenia o dziewictwie - opowiada Aisza. - Mama powiedziała, że zrobimy badanie w przyszłym miesiącu.
Od koleżanek dowiedziała się, że Diana Nammi pomaga wydostać się z takich tarapatów. - Od razu wiedziałam, że trzeba działać szybko, jeśli rodzina dowie się, że spała z chłopakiem, może być za późno - tłumaczy Diana. Na szczęście w porę znalazła lekarza, który przywrócił Aiszy dziewictwo.
- Z takim problemem dziewczyny trafiają do mnie bardzo często - opowiada. - To zwyczajne młode Brytyjki, które są zmuszane do małżeństwa z człowiekiem wyznającym identyczne zasady jak ich rodzice, który w noc poślubną ma się przekonać, że nie został oszukany!
Diana narzeka, że brytyjskie szpitale nie przywracają dziewictwa w ramach ubezpieczenia, a usługi prywatnego lekarza są bardzo drogie. - To co najmniej pięć tysięcy funtów, którą dziewczynę na to stać? Pomagamy, jak umiemy, ale nie możemy całych pieniędzy przeznaczać na takie operacje. Czas, żeby rząd zrozumiał, że tu nie chodzi o zabieg kosmetyczny, ale o ratowanie życia! Jasne, rozumiem argumentację, że to wspieranie hipokryzji, ale spytam wprost: czy w imię walki z hipokryzją możemy narażać życie chociaż jednej dziewczyny?
Nie wszystkie historie, jakie usłyszałam w biurze Diany, skończyły się happy endem.
Mąż Subhi, Kurdyjki z Iraku pracującej w Londynie jako tłumaczka, był wykształconym człowiekiem, naukowcem, oboje przez wiele lat pracowali w Wielkiej Brytanii, mieli brytyjskie obywatelstwo. Ale wykształcenie i brytyjski styl życia nie zmieniły jego mentalności.
- Kiedy usłyszał plotki, że Subhi flirtuje z kolegą z pracy, wywiózł ją do Iraku, niedługo potem wrócił sam - opowiada Diana. - Przez cztery lata spokojnie żył i pracował w Londynie, mimo że w środowisku imigrantów mówiło się, że jego żona nie żyje. Kiedy o sprawie zrobiło się za głośno, po prostu wyjechał. Z tego, co wiem, wykłada w Iraku na uniwersytecie, ożenił się po raz drugi.
Kultura, nie religia
Dianę najbardziej irytują statystyki. - Nie rozśmieszaj mnie. One wciąż mówią o kilkunastu udokumentowanych przypadkach rocznie. A moja organizacja tylko od stycznia tego roku uratowała ponad 70 dziewczyn! - tłumaczy.
Europejskie zabójstwa honorowe nie zdarzają się tylko w Wlk. Brytanii. W ten sposób honor oczyszcza się we Francji, w Niemczech, Szwecji, Belgii.
Scenariusz zwykle jest podobny - zabija mężczyzna, ofiarą jest kobieta, która łamie określone tradycją normy kulturowe. Sama chce wybrać sobie męża, bez ślubu traci dziewictwo albo wybiera mniej tradycyjny styl życia.
Kiedy krewni stwierdzają, że w ten sposób splamiła ich honor, robią wszystko, żeby go oczyścić. Bo taka plama to dla nich duży problem: inne dziewczyny z rodziny tracą szanse na dobre zamążpójście, mężczyźni są mniej szanowani, bo nie potrafili upilnować własnego domu, nawet rodzinne interesy idą gorzej.
Takie uzależnienie od honoru powiązanego ściśle z zachowaniem i moralnością kobiet występuje w społecznościach imigrantów z Bliskiego Wschodu i Azji Południowej, ale zdarza się też wśród Latynosów i Afrykanów i nie ma związku z żadną religią.
- Obsesyjne przywiązanie do honoru, a co za tym idzie także zbrodnie honorowe, nie ma nic wspólnego z islamem, hinduizmem, sikhizmem czy chrześcijaństwem - tłumaczy mi Ram Gidoomal, były kandydat na burmistrza Londynu, chrześcijanin urodzony w hinduskiej rodzinie i kształcony w muzułmańskiej szkole, który od lat walczy o nagłośnienie zabójstw honorowych. - Ofiarą takich zbrodni padają osoby, które złamały normy kulturowe, a nie wymogi religii! - przekonuje.
Mimo to na Zachodzie takie zabójstwa często kojarzą się z islamem. Tymczasem Koran nakazuje karać za zinę, czyli seks pozamałżeński, ale zawsze oboje sprawców i tylko po poświadczeniu winy przez czterech świadków, co w praktyce jest niemożliwe.
Fajsal Hanjra, szef unii studentów muzułmańskich, przekonuje, że właśnie dlatego nic nie dają wydawane przez największe autorytety islamu fatwy zakazujące zabójstw honorowych. - Problem jest kulturowy, dlatego nie ma sensu walka z nim środkami religijnymi. Ale ciekawe, że chyba każdy słyszał o takich zabójstwach wśród muzułmanów, ale mało kto wie, że procentowo ich liczba jest taka sama jak wśród hindusów i sikhów. A już w ogóle nie mówi się na Zachodzie, że zdarzają się wśród chrześcijan. Kto słyszał, że w 2005 r. w Turcji 22-letnią chrześcijankę z Palestyny ojciec zabił za romans z muzułmaninem?
Kto zabija swoje dziecko?
Zabójstwa honorowe w Europie różnią się od tych dokonywanych w Azji Południowej czy na Bliskim Wschodzie. Tutaj chodzi o różnicę między pokoleniami jednej rodziny.
Rodzice, którzy przyjechali na Zachód jako dorośli ludzie, nie potrafią się pogodzić z tym, że ich dzieci wychowane w nowym kraju nie są Pakistańczykami czy Arabami, tylko Europejczykami. W szkole, na ulicy uczą się zachowań różnych od tych, które wpajają im rodzice, dlatego prędzej czy później dochodzi od konfliktu.
- Kim trzeba być, żeby zabić własne dziecko? - pytam.
Ram Gidoomal: - To nie są ekstremiści, tylko po prostu ludzie wychowani w określonych warunkach, kulturze. Dla nich honor określa całe życie człowieka, jego położenie w hierarchii społecznej, sytuację finansową. I nagle wszystko, w co wierzą, zostaje postawione na szali, to powoduje wściekłość, presję dalszej rodziny. I nie ma rady, trzeba działać.
Diana Nammi: - To może być zwyczajna rodzina, twoi sympatyczni sąsiedzi. Bo przecież zawsze może się zdarzyć, że dziecko wychowane tutaj będzie miało inne plany, niż by sobie życzyli jego arabscy czy hinduscy rodzice. To nie musi być kwestia wyboru męża, może być na przykład ścieżka kariery.
Samobójstwo też honorowe
- Nie wystarczy odnotować liczbę zabójstw - tłumaczy Ram Gidoomal. - Trzeba się zastanowić, dlaczego wśród młodych imigrantów z krajów muzułmańskich czy Indii liczba samobójstw jest cztery razy wyższa niż wśród reszty Brytyjczyków.
Ram z goryczą mówi o brytyjskiej policji. Trudno mu zapomnieć sprawę Banaz Mahmud, 20-letniej Kurdyjki uduszonej przez ojca i wuja w 2006 r. Przed śmiercią Banaz sześć razy była na policji prosić o pomoc. - Za każdym razem mówiła: "Ojciec chce mnie zabić, a oni uznali ją za histeryczkę" - wścieka się Diana Nammi.
Scotland Yard zgadza się, że dane o zabójstwach są mocno zaniżone, dlatego od zeszłego roku zajmuje się rozwiązaniem 117 zabójstw z ostatnich 15 lat, które mogą okazać się zbrodniami honorowymi. Od 2003 r. policjanci są szkoleni, jak radzić sobie w takich sytuacjach, ministerstwo spraw wewnętrznych prowadzi wywiady środowiskowe, zapobiegając przemocy rodzinnej wśród imigrantów.
Andy Baker ze Scotland Yardu tłumaczy, że "nie można tolerować przemocy w imię kultury ani morderstwa w imię honoru". - Wiem, że ciągle mamy dużo do zrobienia, ale jest coraz lepiej, coraz więcej policjantów wie, jak reagować w takich sytuacjach.
Ale to ciągle za mało. W lutym tego roku brytyjska policja wznowiła śledztwo w sprawie śmierci 17-letniej Szafilei Ahmed zamordowanej cztery lata wcześniej po powrocie z Pakistanu, gdzie odmówiła wyjścia za mąż. W kwietniu 2005 r. 25-letnia Samaira Nazir z Londynu została uduszona i zadźgana przez brata i kuzyna, bo nie chciała wyjść za wybranka rodziny.
Najważniejszy jest terroryzm
W nieformalnych rozmowach od policjantów słyszę, że lepiej od takich spraw trzymać się z daleka. - To nie tak, że ja nie chcę pomóc, kiedy ktoś jest w niebezpieczeństwie - tłumaczy mi Gerry, policjant z Londynu, ze specjalnej jednostki ds. imigrantów. - Ale ta ich kultura jest trochę dziwna, prawda? Poza tym wiem, że moi koledzy trochę się boją, że jak zrobią za dużo, to ktoś ich posądzi o rasizm albo dyskryminację.
Właśnie takie myślenie doprowadza Dianę Nammi do pasji. - Przecież to jest kompletnie na odwrót! Jeśli policja pomaga białej Brytyjce, która jest w niebezpieczeństwie, a nie pomaga dziewczynie z rodziny imigrantów, to chyba właśnie to jest rasizm i dyskryminacja, prawda? Na litość boską, zabójstwa honorowe to nie element kultury jak interesujące święta czy kuchnia, ale ohydne zbrodnie!
Ale zdaniem Rama Gidoomala nie wystarczy wytrenować policjantów, trzeba szkolić też nauczycieli, żeby wiedzieli, jak wyłapać oznaki zbliżającego się niebezpieczeństwa. - Nagle pogarszają się oceny? Dziecko zaczyna opuszczać zajęcia? Po wakacjach nie wraca do szkoły? Trzeba się dowiedzieć dlaczego. Od lat domagam się kampanii w szkołach, telefonów zaufania, plakatów z jasnym przesłaniem: jeśli czujesz się zmuszany do czegoś, czego nie akceptujesz, dzwoń. Jednak z tego, co wiem, rząd nic nie robi w tej sprawie.
Fajsal Hanjra tłumaczy mi dlaczego: - Prawda jest taka, że ani policji, ani władz specjalnie te zabójstwa nie obchodzą. Dzisiaj liczy się walka z terroryzmem, reszta jest na drugim planie.
Diana Nammi opowiada też, że do niedawna nawet brytyjskie sądy usprawiedliwiały "honorowych morderców". - Jeszcze dziesięć lat temu w Londynie sąd skazał ojca tureckiej Kurdyjki na dwa lata za zabicie córki. W uzasadnieniu wyroku napisano, że gdyby jej nie zabił, on i cała jego rodzina byliby "izolowani w społeczeństwie". Nammi przyznaje, że teraz jest dużo lepiej. W 2003 r. iracki uchodźca Abdullah Yones, który zamordował swoją 16-letnią córkę Heshu, bo spotykała się z chłopakiem z chrześcijańskiej rodziny, został skazany na dożywocie.
Dlaczego zniszczyła rodzinę?
Czy zabójstwa honorowe nie są trochę jak zbrodnie w afekcie? - pytam. Ram Gidoomal: - Nie. To nie jest tak, że facet wraca do domu, zastaje żonę w łóżku z kochankiem, chwyta za broń i strzela. Tutaj podejmowanie decyzji trwa długo, wszystko kalkuluje się na chłodno, toczą się precyzyjne przygotowania.
Diana: - Nie. Wiem, że trochę przesadzam, ale to jest bardziej tak, że ci ludzie siedzą w domu i przy obiedzie rozmawiają o tym, jak się pozbyć "problemu". No i mordercy często są postrzegani jako bohaterowie!
Rzeczywiście w krajach, gdzie najczęściej dochodzi do zabójstw honorowych, istnieje spore przyzwolenie społeczne na takie zbrodnie. Ludzie mówią: to wielka tragedia, ale dlaczego przespała się z chłopakiem? Dlaczego nie chciała wyjść za kandydata rodziców? Przecież wiedziała, czym to grozi, dlaczego zniszczyła rodzinę?
Ram Gidoomal: - Kiedy w hinduskiej, pakistańskiej albo arabskiej telewizji mówi się o takim zabójstwie, używa się słów związanych z honorem, które mają podświadomie pozytywne konotacje. Izzat kakuun w urdu, dżarimat szaraf po arabsku. I wypowiedź brzmi: no tak, zabił ją, ale przecież splamiła jego honor, zamiast: zamordował ją z zimną krwią, bo jest ohydnym psychopatą. Właśnie z takiej mentalności biorą się niskie kary. To nie są kary dla morderców, tylko dla nieszczęśników zmuszonych do zejścia z dobrej drogi.
Kiedy sędzia Neil Denison skazywał na dożywocie ojca Heshu Yones, mówił, że to "wielka tragedia". - Dramat tej rodziny spowodowały wielkie różnice kulturowe między kurdyjskimi tradycjami a wartościami zachodniego społeczeństwa. Wartościami, których nie da się pogodzić.
Autor: Marta Kazimierczyk (Londyn)
Opracowanie: CrAxMaN
Źródło: Gazeta Wyborcza 03.11.2008
