Zresztą chciałem spytać ateistów na tym forum, o co chodzi w waszej "niewierze". Pewnie większość napisze że o to aby być szczęśliwym. Ja napisze że w mojej wierze chodzi o to samo. Gdy głębiej się zastanowię to wiem ze chcę aby moja wiara zaprowadziła mnie i wszystkich ludzi których kocham w miejsce gdzie zawsze będziemy razem. Jeśli się mylę to oczywiście niczego takiego nie uświadczę ale żalu też wtedy nie będzie.
Odnoszę dziwne wrażenie ze ateiści idą w tą samą stronę tylko po swojemu. Wy pewnie też chcecie aby wasi bliscy zawsze z wami byli i aby było pięknie. Tyle ze wy chcecie dojść do tego drogą naukową a my swoją wiarą.
Różnica między nami jest taka że religie mają już swoja kulturę którą ateizm dopiero wypracowywuje. Uważam ze ta kampania "Nie wierzysz w Boga? Nie jesteś sam" jest po prostu jedną z wielu zmian w ateizmie który chcecie lub nie, kiedyś będzie religią. Będziecie mieć jakieś zwyczaje itd ale zamiast Boga będziecie wyznawać kult umysłu.
Ateizm to nie teizm, religią po prostu nie jest. O co chodzi? O szczerość bez obłudy; o wylanie na siebie wiadra zimnej wody i przyznaniu, że jesteśmy sami na tym świecie, nic nas nie czeka i nikt nas nie wyczekuje, jesteśmy marnym ziarnem we wszechświecie, przeminiemy kiedyś jak setki cywilizacji przed nami. Ateizm dla mnie to bardziej zbiór ideologii filozoficznych, a nie religia; tak jak z nihilizmu nie można stworzyć wiary. Nie dążymy do wiecznego szczęścia, jesteśmy świadomi swojej marnoty istnienia i przyjmujemy całą prawdę o niej, bez histerii i lęku, ale z lekką nostalgią. Ot i cała nieskomplikowana prawda o nas. W obliczu takiej prawdy o beznadziei istnienia, tworzenia wiary ku ogólnej pociesze jest śmiesznie małe i komiczne; to kurczowe trzymanie się matczynej spódnicy.