Skocz do zawartości


Przeznaczenie DNA


  • Please log in to reply
73 replies to this topic

#46

butibu.
  • Postów: 289
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Ja bym powiedział że wszędzie ten dziki wszechświat składający sie z pół energii powiązanych i przenikających się nawzajem, jeden wielki hologram. Tylko żeby mieć do niego dostęp i aktywnie go współtworzyć musimy być z nim połączeni - PRZEZ RYTM SERCA ZGODNY ZE ZŁOTYM PODZIAŁEM. Inaczej jesteśmy odseparowanymi kawałkami mięsa powoli umierającymi - jak rośliny w klatce
Dołączona grafika
Dołączona grafika

:o
Człowieku!!! To już przesada. Wiem, że zaraz mnie zaatakujesz w imię profesora Pająka i iluś tam super wymiarowego czegoś. Ja się chyba nawet nie będę bronić. Gdyby klatka naprawdę zabijała życie, to używalibyśmy kalek do dezynfekcji. (w szczelnych stacjach kosmicznych rośliny nie padają) W zasadzie, mam nadzieje, iż się nabijasz lub jest to żart, którego nie zrozumiałem.
Życzę nam wszystkim zdrowego rozsądku.
  • 0

#47 Gość_Muhad

Gość_Muhad.
  • Tematów: 0

Napisano

Jacy Wy jesteście śmieszni :)

Mi nie trzeba bełkotu "fizyków", którzy leczą swoje ambicje wykłócając się na forum,
by wiedziec, że serce, mózg i dna mają wiele wspólnego z naszymi zdolnościami.

Byli ludzie, którzy mieli zdolności?
Macie mnichów lewitujących i zdjęcie nawet jednego z nich, który na jednym palcu podtrzymywał do góry nogami swoje ciało. Fotkę widziałem tu na forum.
A co powiecie na mnicha, który wybudza się po 75 latach? :)

taaaaak... takie rzeczy pomijacie lewopółkulowcy :)
Ta siła kryje się w umyśle...

Pffff....
  • 1

#48

Indoctrine.
  • Postów: 1450
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Muhad, o tym mnichu to niewiele tak naprawdę było.. Pokazano zdjęcia trupa, napisano że ożywa i.. Koniec. Jak ożyje to porozmawiamy, na razie dowodu nie masz.
Z lewitacji też nie ma ANI JEDNEGO wiarygodnego filmu, przedstawiającego takie coś w warunkach kontrolowanych. Zatem także na razie nie masz jak użyć w formie argumentu.
  • 0

#49 Gość_radoslaw

Gość_radoslaw.
  • Tematów: 0

Napisano

Hej!
Wklejam cytat który może pomóc zrozumieć znaczenie prac Wintera.
"
James J. Lynch
„Język serca”
Oryginalnie Za: James Lynch, “Language of the Heart: The Human Body in Dialogue”, New York, Basic Books, 1985
(nie wiem czy ta książka ukazała się w języku polskim, natomiast poniższy jej fragment zaczerpnięty z książki James Stewart, „Mosty zamiast murów. Podręcznik komunikacji interpersonalnej, PWN, Warszawa 2008 i wiele wcześniejszych wydań)

Jest oczywiste, że mowa odróżnia nas, istoty ludzkie, od wszystkich innych żywych stworzeń. Czy to mężczyzna, kobieta czy dziecko, każdy z nas w trakcie dialogu może podzielić się z każdym swoimi pragnieniami, myślami oraz – nade wszystko – uczuciami. Idzie za tym inna prawda, prosta, choć wielkiej wagi: kiedy mówimy słowami, mówimy także naszym ciałem i krwią. Jak się przekonamy, seria badań wykazała, że ludzki dialog nie tylko oddziałuje znacząco na serce, lecz może nawet odmienić biochemię pojedynczych tkanek i obwodowych partii ciała. Ponieważ krew przepływa przez każdą tkankę w organizmie człowieka, wpływowi dialogu podlega całe ciało. Jest zatem niezbitym faktem, że kiedy mówimy, czynimy to każdą komórką swego ciała.

Ten „język serca” jest integralnym składnikiem zdrowia i życia emocjonalnego każdego z nas. Jednak tę żywotną prawdę przesłania wspólna nam wszystkim perspektywa naukowo-filozoficzna sprawiająca, że myślimy o ludzkim ciele wyłącznie w kategoriach jego funkcji mechanicznych. W epoce zdominowanej dramatycznymi obrazami przeszczepów serca, sztucznych rozruszników, a nawet wszczepiania serca pawiana dziecku ludzkiemu, bardzo łatwo o traktowanie ludzkiego ciała wyłącznie jako maszyny niezdolnej ani do słuchania innych, ani do mówienia do nich. Jednak istotą ludzkiego bytu jest zaangażowanie ciała w dialog – proces, w którym nie jest w stanie uczestniczyć żadna maszyna. Dzieje się tak, ponieważ serce ludzkie mówi językiem, który nie tylko jest podstawą naszego dobrostanu, ale też umożliwia istnienie uczuć i wiąże ze sobą istoty ludzkie. [...]

W celu zrozumienia, dlaczego skłonni jesteśmy myśleć o ciele jako o maszynie, wystarczy przypomnieć sobie niezwykłe wydarzenie z przełomu roku 1982 i 1983. Wtedy to po raz pierwszy, w Centrum Medycznym Uniwersytetu w Utah w Salt Lake City, życie istoty ludzkiej było podtrzymywane przez sztuczne serce. Ten wyczyn zelektryzował opinię publiczną, być może dorównała mu pod tym względem tylko ekscytacja pierwszą operacją przeszczepienia serca wykonaną przez Christiana Barnarda w Kapsztadzie, w Południowej Afryce w 1969 roku. Jeśli chodzi o wcześniej wspomniany zabieg, to codzienne biuletyny donosiły światu o stanie dra Clarka, gdy maszyna znajdująca się na zewnątrz jego ciała, pulsując niezmordowanie i wydajnie w miarowych westchnieniach swojego kompresora, utrzymywała przepływ życiodajnego płynu – krwi. Przez 112 dni maszyna utrzymywała tętno, pompując krew, aż do czasu, kiedy obumarł system krążenia, załamały się organy wewnętrzne i dr Clark zmarł. W jego pogrzebie w Federal Way w stanie Waszyngton uczestniczyło tysiąc trzystu żałobników, w tym osobisty wysłannik Prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Oczywiście, to nie tylko dr Clark, ale cała ówczesna medycyna podjęła z powodzeniem nadzwyczajny, heroiczny czyn. Co więcej, czyn ten, obwieszczany na całym świecie, odzwierciedlał kulminację wiary, na której funkcjonowanie medycyny jako nauki opierało się przez ponad trzy wieki: wiary w to, że ciało ludzkie tworzy grupa zasadniczo mechanicznych organów, które – jeśli nie działają właściwie – można naprawiać jak każdy inny mechanizm, z nadzieją, że staną się ponownie sprawne.

Mniej więcej w tym samym czasie w Klinice Psychofizjologicznej Szkoły Medycznej Uniwersytetu Maryland badałem, wraz z moimi współpracownikami, również po raz pierwszy zupełnie inny aspekt ludzkiego systemu sercowo-naczyniowego, którego opisanie pozwoliłoby na stworzenie całkiem nowego podejścia klinicznego – takiego, który opierałoby się na zrozumieniu powiązań między komunikacją ludzką a układem krążenia. Technologia komputerowa umożliwiła nam stwierdzenie, że kiedy tylko ktoś zaczyna mówić, wówczas znacząco wzrasta jego ciśnienie krwi, serce bije szybciej i mocniej, następują także zmiany w dużych naczyniach krwionośnych w odległych partiach ciała. I na odwrót, kiedy ktoś słucha kogoś innego lub skupia uwagę na środowisku zewnętrznym w zrelaksowany sposób, wówczas ciśnienie krwi zazwyczaj spada, tętno ulega spowolnieniu, często nawet poniżej normalnego poziomu spoczynkowego.

Początkowo odkrycie to wydawało się bardziej ciekawostką niż przełomem pojęciowym, zwłaszcza w zestawieniu z dramatem ludzkim i problemem technicznym rozgrywającym się w Utah. Dane były jednak tak klarowne i spójne, że nie mogliśmy ich zignorować. Pokazywały nam, że mądrość religijna, filozoficzna, literacka i poetycka, która przez wieki sugerowała związki między słowami a ludzkim sercem, zawierała jądro prawdy o zaskakująco dużych, kluczowych dla medycyny konsekwencjach. Kiedy uświadomiliśmy sobie tę prawdę, zweryfikowaliśmy ją na różnych przypadkach, w systematycznych badaniach. Przebadaliśmy tysiące jednostek – od noworodków krzyczących w wózkach, poprzez przedszkolaki recytujące abecadło, licealistów czytających na głos z podręczników, studentów pielęgniarstwa lub medycyny opisujących rozkład dnia, pacjentów nadciśnieniowych z naszej kliniki i tych oczekujących z niepokojem na wszczepienie by-pasa, schizofreników z oddziałów psychiatrycznych, wiekowych pensjonariuszy domów opieki opisujących swoją samotność, aż po pacjentów bliskich śmierci. W każdym przypadku związek między językiem a sercem był jasny i niezaprzeczalny.

Istniała jednakże potężna siła, która pierwotnie utrudniała nam zdanie sobie sprawy z tego, że rzeczywiście tworzymy nowe podejście kliniczne. Siłę tę określiłbym jako nie sprawdzoną perspektywę filozoficzną, którą narzucaliśmy naszym badaniom. Zawierała ona wizję ciała ludzkiego, zasadniczo uznawaną przez każdego członka naszego społeczeństwa, sformułowaną po raz pierwszy w XVIII wieku przez filozofa francuskiego Kartezjusza. Żyjący w epoce początków nauki nowoczesnej Kartezjusz zestawił odkrycia takich uczonych, jak Galileusz, Kopernik, Kepler, Harvey oraz Pascal i zintegrował je w nowy, zwarty system filozoficzny. Jak sam stwierdził, zamierzał stworzyć całkowicie nową medycynę opartą na założeniu, że ciało ludzkie jest maszyną. Wypełnił swój cel tak znakomicie, że jego wpływ, choć tak dogłębny, jest dziś rzadko rozumiany. Jego perspektywa podobnie jak powietrze, którym oddychamy, jest uważana za cos naturalnego.

Kartezjusz głosił ideę, że ciało ludzkie funkcjonuje jak wszystkie inne ciała w naturze – zgodnie z zasadami mechaniki. Oddzielił funkcjonowanie umysłowe od mechaniki cielesnej argumentując, że zdolność do myślenia musi być rezultatem istnienia duszy. Ta niezwykła wizja, choć z pozoru niewinna, przeniknęła na wskroś przyszłe rozumienie przez świat Zachodu natury istot ludzkich, ciała ludzkiego, zdrowia ludzkiego oraz związków między naszymi jednostkowymi ciałami a naszą egzystencją społeczną. Po Kartezjuszu problemy zdrowia i choroby zostały relegowane do dziedziny nauk medycznych, natomiast troski duchowe i społeczne traktowano jako mające niewiele wspólnego ze zdrowiem fizycznym. Lekarze są szkoleni na podobieństwo niezwykle biegłych techników pracujących we francuskich ogrodach, w których figury na fontannach były tak zmyślnie zaprogramowane, że poruszały się pod wpływem ciśnienia wody, co zainspirowało koncepcję Kartezjusza. Trzy wieki po Kartezjuszu naturalnie jest myśleć o przeszczepie serca u istoty ludzkiej tak, jak mechanik myśli o wymianie zepsutej pompy wodnej w samochodzie: choroba serca stała się problemem mechanicznym w szwankującym systemie hydraulicznym. W istocie, jak powiedział lekarz wczepiający małej dziewczynce serce pawiana: „Serce... to pompa mięśniowa i nie jest ono siedliskiem duszy” („The New York Times”, 31 października 1984, s. A18).

Grunt przygotował zatem Kartezjusz. Od tamtego czasu wszyscy, myśliciel po myślicielu, uczony po uczonym – nawet tak wpływowi mistrzowie naszych czasów jak Marks, Darwin, Freud i Pawłow – myśleli o ludzkim ciele w kategoriach mechanicznych. Dalszym krokiem było uznanie życia emocjonalnego istot ludzkich za odzwierciedlenie mechanicznych funkcji dobrze wyregulowanej maszyny. Wyjątkowe aspekty ludzkiego życia emocjonalnego i wyjątkowa natura mowy ludzkiej zostały przesłonięte naukową perspektywą, zgodnie z którą przyjmowano, że ciało ludzkie jest mechanizmem podobnym ciałom innych zwierząt, a ludzkie życie emocjonalne jest porównywalne do życia emocjonalnego zwierząt.

Nasza wiedza o tych problemach rozwijała się w toku badań trwających ponad dwadzieścia lat. Na początku staraliśmy się zrozumieć wpływ związków międzyludzkich i samotności na stan zdrowotny układu krążenia. W 1977 roku podsumowałem nasze ustalenia w „The Broken Heart” (The Broken Heart: The Medical Consequences of Loneliness, New York, Basic Books 1977). Punktem wyjścia tej książki była konstatacja, że we współczesnej Ameryce samotność jest jedną z najważniejszych przyczyn przedwczesnej śmierci. Wziąwszy pod uwagę zasadniczo wszystkie powody zgonów – czy to samobójstwa, raka, marskość wątroby, wypadki samochodowe czy choroby serca – stwierdziliśmy w naszych badaniach, że przedwczesne zgony były dużo częstsze wśród osób samotnych niż wśród żyjących w małżeństwie. O ile w niektórych przypadkach – jak samobójstwo, marskość wątroby, czy rak płuc – możemy łatwo wykryć bezpośrednie czynniki powodujące przedwczesną śmierć, o tyle mechanizmy innych chorób są dużo mniej jednoznaczne, zwłaszcza chorób serca, głównej przyczyny śmierci w Stanach Zjednoczonych. Było dalece niejasne, dlaczego w grupie osób samotnych, owdowiałych lub rozwiedzionych istnieje dwa do czterech razy większe prawdopodobieństwo przedwczesnej śmierci na nadciśnienie, udar lub chorobę wieńcową.

Chociaż samotność narzucała się jako najważniejszy czynnik emocjonalny tych przedwczesnych zgonów, nie byliśmy w stanie wyjaśnić, jak związany z nią stan uczuć wpływa na serce. Choć statystyki były jednoznaczne, nie rozumieliśmy, jakim sposobem takie doświadczenie ludzkie, jak utrata lub osierocenie może prowadzić do przedwczesnego zgonu z powodu udaru lub zawału. Nie lepiej było z odpowiedzią na pytanie, dlaczego samotność powoduje wzrost ciśnienia krwi. W nie mniejszym stopniu przedmiotem naszej troski było zapobieganie problemowi, ponieważ wielu pacjentów z oddziału chorób wieńcowych potwierdzało wykryty przez nas związek samotności z ryzykiem chorób serca.

Podjęliśmy badania nad samotnością u nadciśnieniowców. Nadciśnienie pozostaje zdecydowanie najważniejszym problemem współczesnej Ameryki (szacuje się, że od czterdziestu do sześćdziesięciu milionów Amerykanów cierpi na tę chorobę). Założyliśmy, że samotność odgrywa ważną rolę w co najmniej znaczącym procencie tych przypadków.

Jednakże już pierwsze próby zbadania problemu sprzężenia ludzkiej samotności i nadciśnienia ujawniły całą serię paradoksów. Intuicyjnie wydawałoby się oczywiste, że dialog międzyludzki powinien być najlepszym antidotum na samotność, jednak pojawiły się liczne i dobrze udokumentowane ostrzeżenia, że pewne typy interakcji społecznych u pacjentów z nadciśnieniem mogą powodować znaczny wzrost ciśnienia krwi. Jeszcze dziwniejsze było stwierdzenie, że ten typ dialogu psychoterapeutycznego, który wydawał się najlepiej dostosowany do penetracji tematów związanych z samotnością, jest to dokładnie taki rodzaj kontaktu, który u pacjentów z nadciśnieniem powoduje wzrost ciśnienia krwi do niebezpiecznego poziomu. Problem uległ dalszej komplikacji, kiedy odkryliśmy uderzający związek między mówieniem a ciśnieniem krwi. Jeśli ciśnienie krwi prawie wszystkich naszych badanych wzrastało w czasie mówienia, to ciśnienie pacjentów nadciśnieniowych wzrastało wówczas znacznie bardziej niż badanych z każdej innej grupy. Czasami ciśnienie osoby z nadciśnieniem podnosiło się o 50 % w stosunku do poziomu spoczynkowego, gdy zaczynała ona mówić. Byliśmy więc zmuszeni przyznać, że „kuracja” psychoterapeutyczna mogła zwiększać nadciśnienie. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy pacjenci z nadciśnieniem nie są w pułapce własnego ciała – źle jeśli odwrócą się od swych bliźnich, źle jeśli spróbują się do nich zbliżyć.

Dzięki naszym wysiłkom zmierzającym do rozwiązania tego problemu odkryliśmy nowy wymiar układu sercowo-naczyniowego, co pozwoliło nam wypracować całkowicie nowe podejście do terapii zaburzeń krążenia, takich jak nadciśnienie i migrena. Na koniec uznaliśmy, że działanie ludzkiego systemu sercowo-naczyniowego polega na czymś więcej niż tylko zmiana pod wpływem wymogów wewnętrznych i zewnętrznych: system ten również się komunikuje. Skoro nasze serca są w stanie mówić językiem, którego nikt nie słyszy ani nie widzi, zatem nie może rozumieć – możemy... popaść w kłopoty sercowe [...]

Jest całkowicie zrozumiałe, kto i co kontroluje wewnętrzne mechanizmy w maszynach tworzonych przez ludzi. Po co została stworzona konkretna maszyna, taka jak pompa, która zastępowała serce Barneya Clarka? Pompa ta była przeznaczona do pełnienia konkretnego celu i pozostała pod całkowitą kontrolą swoich twórców. Jednak to, kto jest odpowiedzialny za ludzkie serce i co je kontroluje, to inna sprawa. Kontrola jest sprawowana zarówno od wewnątrz, jak i z zewnątrz. Idea ta, choć wydawała się prosta wówczas, gdy ją powzięliśmy, stopniowo doprowadziła nas do zrozumienia, że wewnętrzne mechanizmy organizmu, takie jak ciśnienie krwi, długo uważane za regulowane przede wszystkim przez wewnętrzne mechanizmy ciała ludzkiego, pozostają także pod silnym wpływem dialogu ludzkiego. Uznanie siły tego wpływu pozwoliło nam zrozumieć, że to dialog nadaje ciału człowieczeństwo.

Dialog ludzki oraz jego związek z naszym sercem i uczuciami jest centralnym tematem tej książki, pozwolę więc sobie zdefiniować go tak, jak w „The Broken Heart”:
„W znaczeniu najbardziej ogólnym dialog polega na wzajemnej komunikacji między dwiema lub więcej istotami żywymi. Składa się nań dzielenie się myślami, wrażeniami fizycznymi, ideami, ideałami nadziejami i uczuciami. Podsumowując, na dialog składa się dzielenie się wszelkimi doświadczeniami życiowymi. [...]
Inne cechy procesu dialogu to jego wzajemność, spontaniczność, często jest on niewerbalny i żywy”.

Jądrem tej książki jest idea, że my, istoty ludzkie, jesteśmy biologicznie uwarunkowani – i że wszelkie działania na rzecz zachowania lub przywrócenia zdrowia muszą być oparte na tym fakcie. Naukowe próby zrozumienia ludzkiego ciała z pominięciem najbardziej podstawowej ludzkiej cechy – faktu, że mówimy – mają szansę stworzyć jedynie lekarstwo, które leczy izolowane części ludzkiego ciała, pomija natomiast jednostkę jako całość i jako cześć natury. Możemy rozumieć chorobę i walczyć z nią tylko wtedy, kiedy jesteśmy zdolni traktować siebie jako cześć złożonego świata znajdującego się poza granicami naszej własnej skóry. Reakcje naszego serca, naczyń krwionośnych, mięśni w trakcie komunikacji z małżonkami, dziećmi, przyjaciółmi, współpracownikami i szerszą społecznością są tak samo ważne dla zdrowia naszego układu krążenia jak ćwiczenia i dieta.

Język naszego serca jest tak ważny dla naszego zdrowia, że ignorowanie go, niesłuchanie, niezrozumienie może doprowadzić do strasznych cierpień fizycznych, a nawet przedwczesnej śmierci. Gdyż język naszych serc krzyczy, by go usłyszeć. Żąda, by go zrozumieć. I nie można go lekceważyć. Nasze serca przemawiają wymownie, tak jak to zawsze (i to trafnie) odczuwali poeci. Do nas należy nauczyć się słuchać i rozumieć.”

pozdrawiam
  • 1

#50

shanti.
  • Postów: 71
  • Tematów: 3
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Chciałam to skomentować w kontekście tego FILMU. Otóż w filmie Wintera jest mowa o tym, że muzyką dla naszego serca są emocje, a to wszystko ma podłoże impulsów elektrycznych (jeśli nie zrozumiałam czegoś opacznie). Jeśli taki mikrochip wszczepiony pod skórę mógłby generować jakieś impulsy, to być może mógłby nami sterować? Ja rozumiem, że większość ludzi chce mikrochipa ze względu wygody, ale każdy chyba wie, że istnieje jednak coś takiego jak pole magnetyczne, a elektryczność jakoś tam na nie wpływa (przepraszam, ale nie jestem naukowcem, i nie znam się na tym za dobrze). Ja osobiście raczej nie chciałabym mieć mikrochipa w ciele. Mikrochip w 2016 roku
  • 0

#51 Gość_radoslaw

Gość_radoslaw.
  • Tematów: 0

Napisano

Hej!
Ponieważ genetycy na dzień dobry krzyczą że emocje nie mają wpływu na DNA przedstawiam badania naukowe które ten fakt dawno udowodniły:
http://www.item-bioe...entiononDNA.pdf
pozdrawiam
  • 1

#52 Gość_radoslaw

Gość_radoslaw.
  • Tematów: 0

Napisano

Hej!
Podaję linka do listu oywartego skierowanego do wszystkich rządów na świecie, podpisanego przez 445 naukowców którzy rozumieją wagę prac Wintera nad DNA i w związku z tym niebezpieczeństwo wprowadzania żywności GMO.
http://www.goldenmea...undna/UNDNA.pdf
pozdrawiam, szczególnie ciepło "naukową" część naszeo forum
  • 0

#53 Gość_radoslaw

Gość_radoslaw.
  • Tematów: 0

Napisano

"
Kontroluj własne DNA
2008-02-04

Ty sam odpowiadasz za to, czy zachorujesz na raka, czy dostaniesz zawału. To ty decydujesz o charakterze i zdrowiu swojego dziecka. Od twojego stylu życia zależy, co, jak i kiedy zadziała (lub nie) w twoim DNA.

Geny. Jakie to wygodne! Można było na nie zwalić dosłownie wszystko. Tycie, cukrzycę, niski wzrost, nieśmiałość, iloraz inteligencji, odstające uszy. Zwalniały z odpowiedzialności. Mam takie geny i już. Nic na to nie poradzę.

No to was zmartwię (albo ucieszę tych, których przeraża biologiczny determinizm). Koniec tego. Twoje geny mogą się ciebie słuchać. Masz większy, niż ci się wydaje, wpływ na to, który z nich jak zadziała i kiedy. Możesz zrobić porządek (albo bałagan) w swoim DNA. Wolna wola.

Genowe korki

Jak to możliwe? Wydawało się, że nie ma na świecie rzeczy bardziej stałej niż DNA w naszym organizmie. Pół od mamy, pół od taty. I oto taki jestem. Nic się tu nie zmieni.

A jednak. Rewolucję w takim podejściu do rzeczy zawdzięczamy myszom, konkretnie jednemu ich szczepowi mieszkającemu w laboratorium zwanemu aguti*. Od zawsze były żółte, grube i cierpiały na cukrzycę. Takimi stworzyli je naukowcy do sobie tylko znanych celów. Wszystkie kolejne myszy rodzące się z mamy i taty aguti wyglądały i zachowywały się tak samo.

W każdym razie tak było, zanim nie zajął się nimi doktor Randy Jirtle z amerykańskiego Duke University. Właściwie nie zrobił wiele. Zmienił tylko dietę pewnej grupie ciężarnych myszek. Podawał im więcej kwasu foliowego, witamin z grupy B, soli organicznych. Jakie było jego zdumienie, kiedy nagle w laboratoryjnej klatce pojawiały się małe myszki jakby wzięte od innych rodziców: szczuplutkie, zwinne, brązowe. Zdrowe. Wyglądało na to, że w jakiś tajemniczy sposób geny, które z takim mozołem zaszczepiali myszom naukowcy, by wyhodować z nich chorowite spaślaki, nagle przestały działać. Ktoś lub coś je wyłączyło. Co? Metylacja. Pod tą mało przyjaźnie brzmiącą nazwą kryje się reakcja chemiczna polegająca na tym, że do rozmaitych naszych genów może przyczepić się cząsteczka zwana grupą metylową. A kiedy już się przyczepi, działa jak korek. Zatyka gen. Wyłącza go. Dezaktywuje.

Skąd ów korek bierze się w naszym organizmie? Źródeł jest wiele: my sami, jedzenie, picie, toksyny, lekarstwa. Najogólniej mówiąc – środowisko.

Ono wpływa na to, które z naszych genów działają, a które nie. Nasze otoczenie, to, co jemy, gdzie żyjemy, może wpływać na aktywność genów, nie zmieniając przy tym samej struktury DNA. Obrazowo można by to porównać do grania na fortepianie. Mamy stały zestaw klawiszy, ale w zależności od tego, w który z klawiszy uderzymy (uaktywnimy go), a który pozostawimy nietknięty, wydobędziemy z instrumentu bardzo różne melodie. Wirtuozem naszych genów jest metylacja.

Instrukcja do instrukcji

Kiedy w 2003 roku doktor Jirtle razem ze swoimi grubymi myszami dowiedli, że za pomocą czegoś tak banalnego jak dieta ciężarnej matki można wpłynąć na DNA dziecka, świat nauki na chwilę zamarł. A zaraz potem gwałtownie się rozkrzyczał.

To była sensacja. I początek zupełnie nowej nauki - epigenetyki. Od tej chwili zajmować się ona będzie badaniem dziedziczności pozagenowej. Jean Baptiste Lamarck zachichotał w grobie. Dwa wieki temu sformułował teorię, zgodnie z którą zwierzęta są zdolne do intencjonalnej przemiany swoich ciał, tak aby sprostać wyzwaniom stawianym przez środowisko. Cechy nabyte mają być dziedziczone przez potomstwo. To herezja! – zakrzyczeli Lamarcka genetycy. Dziedziczone mogą być tylko geny! Otóż nie tylko. O DNA mówi się, że stanowi instrukcję budowy i działania naszego organizmu. Istnieje jednak instrukcja do instrukcji. To epigenom. Informacja o tym, który gen, kiedy i jak ma zostać uaktywniony. Nie ma jednego epigenomu. Każdy z nas ma ich tysiące, a może i miliony. Wszak inne geny (z tego samego kompletu, który mamy w każdej komórce naszego ciała) działają w wątrobie, a inne w mózgu. Inne w nerce, a inne w skórze. Inne włączają się, kiedy jesteśmy młodzi, a inne – kiedy starzy.

Gdy osiem lat temu naukowcy stworzyli mapę naszego genomu, otrąbi-li zwycięstwo. Wiemy, że mamy 3 miliardy par nukleotydów, które składają się na 25 tysięcy genów. Oto przepis na człowieka. – Co to za mapa? – drwią dzisiaj epigenetycy. – Jak się za jej pomocą poruszać, skoro nie wiemy, które z dróg są otwarte, a które zamknięte?

Liczy się każdy krok

Dlaczego bliźnięta jednojajowe mające ten sam zestaw genów jednak trochę się od siebie różnią? Na to pytanie odpowiada dziś epigenetyka. Bliźnięta różnią się wtedy, gdy jakąś cześć swego życia spędzają w różnym środowisku. Dotyczy to także macicy. Jedno z dzieci było w życiu płodowym lepiej odżywione. Włączą się u niego jedne geny, a wyłączą drugie. Trochę inne niż u siostry lub brata. Z czasem różnic będzie więcej. Jedno zachoruje na nadciśnienie, drugie nie. Dlatego że jedno je warzywa i owoce i oddycha świeżym powietrzem, bo mieszka na wsi, a drugie wcina hamburgery i wędzi się w miejskich spalinach. Jedno pali papierosy, drugie nie. A nikotyna i substancje smoliste to bardzo silne metylatory. Pach, pach – powyłączają geny. Niestety, często takie, które odpowiadają za naprawę uszkodzonego DNA. Nie ma naprawy, robi się rak.

To wszystko można jeszcze pojąć. Jednak co zrobić z odkryciem, że nie tylko czynniki biologiczne, ale i psychologiczne mogą wpływać na włączanie się jednych genów, a wyłączanie drugich? Michael Meany, biolog z McGill University, w 2004 roku pokazał na szczurach, że troskliwa opieka matek nad potomstwem wpływa korzystnie na rozwój mózgu dzieci. Są spokojniejsze i mniej podatne na stres. Mama liże małego szczura, a w jego mózgu, ciach! (no może nie tak „ciach” – to dość skomplikowany mechanizm) – włącza to odpowiedni gen i szczurek staje się miłym, spokojnym zwierzątkiem. Nie ma powodów sądzić, że podobne mechanizmy nie działają u ludzi.

OK. Pomyślicie więc – tak samo jak pomyślało wielu naukowców – wiemy, że geny można włączać i wyłączać, to zróbmy z nimi porządek. Powyłączajmy sobie te złe, powłączajmy dobre i gotowe. No ale nie jest to takie proste.

Po pierwsze, nie umiemy jeszcze precyzyjnie celować w konkretny gen. Po drugie, nie wiemy, czy włączenie i wyłączenie czegoś nie wpłynie potem na co innego. Na przykład: podawanie kobietom w ciąży kwasu foliowego i witamin z grupy B przeciwdziała wadom rozwojowym u dzieci. Te substancje to silne metylatory. Coś tam wyłączają w DNA płodu. Tylko co? Pewne geny odpowiadające za wady cewy nerwowej. Ale czy przy tym nie wyłączają genów chroniących przed depresją, alzheimerem, schizofrenią? Za mało wiemy, by na to odpowiedzieć. Badania trwają.

Coraz więcej z nich przynosi dowody na obserwacje, które trudno było wyjaśnić. Dlaczego zielona herbata chroni przed niektórymi nowotworami? Bo substancje w niej zawarte uaktywniają odpowiednie geny, a uciszają inne. Dlaczego po zamachach z 11 września kobiety masowo roniły chłopców? Stres przełącza geny, które decydują o poronieniu płodu męskiego. To strategia ewolucyjna: nie warto inwestować w słabych facetów, którzy są bardziej wymagający w życiu płodowym od dziewczynek. W trudnych czasach lepiej mieć kilku silnych samców i wiele kobiet, których „utrzymanie” mniej kosztuje matczyny organizm.

Dlaczego niedożywione kobiety tak samo jak i te opychające się w ciąży fast foodami mają otyłe dzieci? Fast foody mają dużo kalorii, ale małą wartość odżywczą. Epigenom tak traktowanego dziecka „stroi” jego organizm na trudne czasy, w których brak potrzebnych składników i wszystko, co się zje, trzeba trzymać na zapas. To pomaga w chwilach głodu. W dobrobycie wywołuje chorobę. I jakkolwiek mało jeszcze wiemy o naturze epigenomu, jedno jest pewne. Nie jesteśmy zombi sterowanymi przez geny. Bardziej lub mniej świadomie manipulujemy swoim DNA. Geny tańczą, jak im się zagra.

Olga Woźniak

Jak styl życia zmienia aktywność DNA

Istnieje wiele czynników środowiskowych, które wpływają na włączanie i wyłączanie genów w DNA twoim i twoich potomków.

Synowie mężczyzn, którzy palili papierosy tuż przed momentem dojrzewania płciowego, mają spermę gorszej jakości. Prawdopodobnie nikotyna „poprzestawiała” aktywność genów w chromosomach Y w plemnikach ich ojców palaczy.

Suplementy diety – niektóre witaminy i mikroelementy mają wpływ na geny budujące nasz układ nerwowy. Mogą także odpowiadać za depresję i inne choroby.

Stres, którego doświadcza dziecko już po urodzeniu, oraz opieka, jaką otacza je matka, aktywuje lub dezaktywuje geny odpowiadające za rozwój mózgu.

Zanieczyszczenie powietrza może wpłynąć na aktywność genów, które odpowiadają za rozwój raka płuc.

Głód w 1944 roku „przestawił” metabolizm potomków duńskich kobiet. Styl życia kobiety spodziewającej się córki wpływa na geny jej i wnuków, bo żeński płód ma już komórki jajowe, z których powstanie następne pokolenie.

Fast food to dużo kalorii i mało składników odżywczych. Kiedy jadają tak kobiety w ciąży, przestawia to geny ich dzieci, narażając je na otyłość i choroby w dorosłym wieku.

Źródło:
http://wiadomosci.wp...mosc_prasa.html
"

i uaktualnienie "Przeznaczenia DNA" online


  • 0

#54 Gość_radoslaw

Gość_radoslaw.
  • Tematów: 0

Napisano

Umysł, rozwój i materia

http://www.schodamid...p...e&Itemid=55


Bruce Lipton

Jeśli istnienie tego, co nazywane jest "współzależnością ciała i umysłu" - które legło u podstaw rozwoju wielkiego przemysłu medycyny komplementarnej i stało się zarazem impulsem do nowego sposobu myślenia - jest dla Ciebie czczym gadaniem, usiądź wygodnie i czytaj dalej.

Nowe nauki, jak fizyka kwantowa oraz epigenetyka kompletnie zrewolucjonizowały nasze rozumienie związku między umysłem i materią, rzucając rękawicę uznanym naukowym teoriom zachęcając do całkowitego przewartościowania życia, jakie znamy.
Jedną ze świetlanych postaci, która się wyłoniła z nurtu tych dwóch nauk, jest dr. Bruce Lipton - biolog komórkowy i zarazem autor bestsellera - którego książka "Biologia Przekonania" (The Biology of Belief) została uznana za Najlepszą Naukową Książkę 2006 roku.

Lipton uważa, że kluczowe dla przełomu myślowego w obrębie światka naukowego było rozpoczęcie badań nad funkcjonowaniem genów.

Bruce Lipton: Stare widzenie rzeczy zakładało, że geny się samokontrolują (włączają i wyłączają). Ale nowe wyniki badań pokazują, że w genach nie istnieje funkcja włączania i wyłączania, albowiem są one same w sobie matrycą (ang: blueprint) do tworzenia protein, które z kolei są budulcem, która nadaje kształt całej strukturze.

Doniosłość tej zmiany przekonań jest ogromna w takim sensie, że dotychczasowe poglądy sprowadzały nas do roli ofiary biologii. Nowe nauki ukazują nas jako mistrzów naszej biologii.
Autorem starego poglądu był Francis Crick, który wraz z Jamesem Watsonem odkodował strukturę cząstki DNA w 1953 r. W oparciu o eksperymenty, które zostały wyjęte z pewnego kontekstu, ale wspierały to, o czym obaj panowie myśleli, Crick zachwycił się przekonaniem, że DNA kontroluje życie. Crick sformułował to, co uznaje się w literaturze jako "podstawowy dogmat" - że DNA rządzi.

Kluczowe jednak jest to, że to była jedynie hipoteza. Nigdy nie została naukowo potwierdzona, ale wszyscy ją uznali, albowiem takowe przekonanie już istniało - że właśnie geny mogą być tym, co kontroluje życie. Więc kiedy wyniki wydawały się to potwierdzać, łatwo było przyjąć, że tak właśnie jest. (Lipton, który wykładał biologię komórkową na University of Wisconsin’s School of Medicine był jednym z tysięcy nauczycieli, którzy wykładali tę teorię).

Ten dogmat stał się tak podstawowym we współczesnej biologii, jakby był wyryty w kamieniu. Był swojego rodzaju odpowiednikiem Dziesięciu Przykazań.
W założeniach dogmatu - jak powstaje życie - DNA plasowała się wysoko na górze, zaś następną pozycję za nim zajmowałem RNA - krótkotrwała "xerokopia" DNA. Wszelako nowe rozumienie tego, jak działają geny, uznaję tę hipotezę za błędną, albowiem geny są matrycą, która jest sczytywana.

"Przez 90% naszego czasu kierujemy się automatycznym procesorem"

Succeed Magazine: Sczytywana przez kogo?

Bruce Lipton: W rzeczy samej. To było pytanie. Niespodziewanie nacisk został położony gdzie indziej i powstało pytanie: kto u diabła to sczytuje? Wyszło na jaw, że czytnikiem jest umysł. Umysł objawił się jako wszechmocny kontrahent ciała. To umysł mówi komórkom, czego będzie potrzebował i komórki się komunikują z matrycą - DNA - i tworzą to, czego umysł oczekuje.

SM: Czy to nadaje nowego wymiaru pozytywnemu myśleniu?

BL: Nie.
Ludzie często słyszą o "myśleniu pozytywnym, ale kiedy przychodzi co do czego, to widzą, że to nie działa, albowiem czegoś w ich działaniu brakuje. Co prawda umysł struje biologią, ale ważnym jest, by pamiętać, że mamy dwie części naszego umysłu - świadomość i podświadomość - i że istnieją bardzo zasadnicze różnice pomiędzy tymi obiema częściami.
gdy dochodzi do przetwarzania informacji, to podświadomość jest milion razy silniejsza, niż świadomość
neuro-badacze obliczyli, że umysł świadomy pracuje przez najwyżej 5% czasu naszego dnia. Tak więc przez 95% czasu dnia (dla większości ludzi będzie to nawet 99%) kierujemy swoim życiem z pozycji automatycznego procesora, jakim jest podświadomość.


SM: Zanim pociągniemy ten wątek dalej - czy istnieje jakiś twardy dowód na to, że to umysł jest Panem Kontroli nad ciałem?

BL: Jest statystycznie udowodnione, że jedna trzecia przypadków wyleczenia (włączywszy w to operacje) jest spowodowana efektem placebo, które jest przeciwieństwem medycznej interwencji. To znaczy, że jeśli ktoś weźmie cukrową tabletkę, myśląc, że jest to przepisany mu lek, który ma uleczyć jego przypadłość, to w co trzecim przypadku osoba ta wyzdrowieje.
To naukowo uznany fakt, o którym uczy się w szkołach medycznych, a tak naprawdę wskazuje on na to, że postrzeganie i przekonanie mogą spowodować wyleczenie, które to proces jest przypisany naszemu ciału. Wszyscy zostaliśmy wyposażeni w tę wrodzoną nam umiejętność, która jest nam dana od zarania ewolucji naszego gatunku, ale od wieku sześciu lat nasz umysł zaczyna zmieniać nasze wzorce przekonań o tym kim jesteśmy w otaczającym nas świecie i w przytłaczającej większości przypadków owe uwarunkowania zostają "nadpisane" na nasze wrodzone zdolności.
Przez pierwszych sześć lat życia nasz umysł jest w stanie hipnotycznego transu - na poziomie aktywności mózgu opisywanej EKG - i zapisuje doświadczenia na podobieństwo magnetofonu. To bardzo ważna część planu, jaki natura przygotowała dla nowych uczestników życia, którzy wchodzą do społeczności, albowiem to dzięki niemu może ona "załadować" (ang:download) program nadrzędny - język, wzorce zachowań itd.

"Musimy zmienić nasze przekonanie o tym, że jesteśmy ofiarami okoliczności będących poza naszą kontrolą"

SM: Czy to znaczy, że dziecko przed osiągnięciem szóstego roku życia ma zdolność do samoleczenia?

BL: To znaczy, że jej istnienie nie zostało narażone na przekonanie, że nie można się samodzielnie wyleczyć.

SM: Mógłby Pan rozwinąć ten temat? Czym dokładnie są te programy, które zostają wgrane do naszego mózgu?

BL: Programem jest seria przekazów adresowanych do naszego mózgu. Mózg nieustannie skanuje otaczające go środowisko za pośrednictwem zmysłów. Umysł czyta, co się dzieje i składa wszystkie powstałe skojarzenia w szersze zrozumienie. Na przykład: dla ciebie jest zrozumiałe, że pomidor to skojarzenie koloru czerwonego i okrągłego kształtu, ale pierwotnie pomidor nie jest postrzegany jako pomidor. Pomidor jest raczej zbiorem różnych bodźców, takich jak smak, faktura, czy wygląd.

SM: Wracając do samoleczenia - w jaki sposób zostajemy warunkowani tym negatywnym programem, który nam mówi, że nie możemy się sami uleczyć?

BL: Pozwól mi do tego wrócić za chwilę. Chciałbym jeszcze dodać coś istotnego.
Dziecko w trakcie swojego rozwoju zauważa, że ilekroć znajduje się obok czegoś, co się nazywa "wodą", jego rodzice zaczynają się dziwnie niepokoić, czym sugerują dziecku, że woda jest niebezpieczna. Zobacz, jak to przebiega i to nas doprowadzi z powrotem do tematu umiejętności samoleczenia.
Fakt jest taki, że wszystkie dzieci od chwili narodzin potrafią pływać jak delfiny. Jak tylko wydostaną się z kanału rodnego pod wodą, potrafią pływać. Wszyscy mamy "wbudowaną zdolność do samoleczenia. Dlaczego więc musimy uczyć swoje dzieci pływać?

SM: Bo otrzymały negatywny program.

BL: Zgadza się. I negatywne programowanie wyłączyło nawet nasz przyrodzony instynkt.

SM: Czy to się stosuje także do naszej zdolności do odnoszenia sukcesów?

BL: Absolutnie tak.
Wróć myślą do dziecka i zobacz, jak rodzice sączą mu program "nie zasłużyłem na to", który to program staje się częścią jego systemu przekonań i jest podświadomym programowaniem.
Teraz wyobraź sobie tego samego człowieka w wieku lat czterdziestu, gdy siedzi w jakimś malutkim biurze i się zastanawia: "Jak to jest, że tkwię w tym ślepym zaułku w tej nieszczęsnej robocie? Jestem wykształcony i mądry, więc co ja tu robię?"
I tutaj obie strony medalu łączą się w całość. Facet myśli w ten właśnie sposób z poziomu świadomego umysłu - tego, który ma swoje pięć minut jedynie w ciągu owych 5% czasu dziennego - ale tak w ogóle, to przez cały pozostały czas działa z poziomu podświadomego programu, który się nazywa "nie zasłużyłem na to".
Cechą umysłu jest odnajdywanie spójności w otaczającym świecie. Więc jeśli masz w sobie program "nie zasłużyłem na to", to Twój umysł nie pozwoli Ci podjąć działań, które by temu przeczyły, albowiem jego własna natura nie pozwoli na niespójność.

SM: Więc jak się od tego uwolnić?

BL: Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, że mamy dwa umysły i pogodzenie się z faktem, że cokolwiek nam się w życiu nie przydarzy - czy to sukces czy porażka - to wszystko to ma związek z tym właśnie faktem. Musimy zmienić nasze przekonanie, że jesteśmy ofiarą okoliczności, które są poza naszą kontrolą.
Obydwa umysły pracują jako tandem. Jeżeli umysł świadomy jest zaabsorbowany myśleniem o czymś, to umysł podświadomy wykona swoją robotę - bez względu na to, co będzie do zrobienia. I tutaj jest ważny moment: wykona ją zgodnie z programem, który ma wdrukowany. Ten program często jest negatywny i zmniejsza nasze zdolności.

KONKLUZJA

Jeśli wmówisz dziecku, że jest przeciętne, a to jest właśnie programem, dzieciak nigdy nie przekroczy średniej, albowiem jego mózg orzeknie, że "to się nie trzyma kupy". I niezależnie od tego, jak ciężko by nie pracował, podświadomie stworzy tylko przeciętność.

SM: Więc jak mamy się zaprzyjaźnić z naszym podświadomym umysłem?

BL: Po pierwsze zrozum, że on tam jest, albowiem jeśli uważasz, że świat jest przeciwko tobie, to strzelasz sobie sam w stopę. Dopóki nie oswoisz faktu, że działasz w 95% swojego czasu z poziomu umysłu podświadomego, nie masz szans wejść na następny poziom.

SM: Pana drogą poznania mocy podświadomego umysłu była kinezjologia?

BL: Tak. Zaobserwowałem, że w sytuacji rywalizacji umysłów świadomego i podświadomego, ten drugi zawsze wygrywa. Tak więc przez 95% naszego czasu działamy kierowani tym znacznie silniejszym umysłem, który został zaprogramowany przez innych ludzi tak, by nas ograniczał w naszych możliwościach pójścia w miejsce, którego nie potrafimy zobaczyć - dopóki nie zostaniemy uświadomieni o jego istnieniu.

SM: No dobrze, ale jak już stajesz się tego świadomy, to co?

BL: Możesz opanować nowy program poprzez ustawiczne ćwiczenie. To się nazywa buddyjską świadomością. Tym właśnie jest świadomość. Ale to jest zbyt trudne dla ludzi, którzy pędzą z prędkością miliona mil na godzinę. Łatwiejszym pomysłem jest osiągnięcie tego poprzez energię psychologicznych modalności, które są wyszczególnione na mojej stronie.


http://www.schodamid...p...e&Itemid=55

------------------------------------

Credits: reprinted by Jill Fraser. from Succeed Magazine. Oct 07
Tekst z zdjęcie zaczerpnięto ze strony autora tekstu, http://www.brucelipton.com/ , za jego zgodą
Tłumaczenie z angielskiego: Andrzej Bazgier
_________________


p.s. Ten Lipton to miły i kumaty gość, plecam http://www.paranorma...showtopic=12967
  • 0

#55 Gość_radoslaw

Gość_radoslaw.
  • Tematów: 0

Napisano

Dzięki niewidzialnej ręce pt. Shielder możemy sobie obejrzeć film Lena Horowitza - "DNA: Piraci Świętej Spirali".

Materiał ten pokrywa wiele tematów związanych z genetyką, świętą geometrią, cymatyką i elektromagnetyzmem. Odkrywa przed nami sekrety pitagorejskiej matematyki i pogrzebaną przez 3000 lat oryginalną skalę muzyczną. Jest nim starożytne solfeggio, którego brzmienia mają stymulujący wpływ na naszą świadomość i DNA, a które na przestrzeni historii zostały zatajone i zniekształcone. Horowitz gromadzi i przedstawia naukowe fundamenty duchowego renesansu i przeciwstawia je aktualnej sytuacji geopolitycznej świata, demaskując dokonujące się manipulacje w wielu sferach naszego życia. Fragmenty tego wykładu można było wcześniej znaleźć w filmie Esoteric Agenda.

"TY wybierasz między życiem w śmiertelnym kłamstwie - kończącym się płytką, zniewoloną egzystencją lub wybierasz świętowanie większej prawdy o świętości Twojej duszy, genetyki, połączeniu z Bogiem i Twojej zdolności do wyjątkowego wkładu dla ludzkości w tym KRYTYCZNYM CZASIE" - Len Horowitz


pozdrawiam
  • 0

#56 Gość_radoslaw

Gość_radoslaw.
  • Tematów: 0

Napisano

Możesz powiedzieć coś więcej na temat tych wszystkich samozapadających się w sobie spiralnych, magnetycznych torusach, modelowanych w oparciu o 7-kolorową samoorganizującą się mapę, która okazuje się być wstęgą Moebiusa (oczywiście, samonapędzającą pole, a jakże), związaną ze Spiralą złotego podziału?


i

Obejrzałem 1/4 filmu, więcej nie dałem rady. Podobnie jak mariush, stwierdzam, że autor karmi nas pseudospecjalistycznym językiem, używa terminów, o których ma pewnie niewielkie pojęcie (o ile ma). Biologia, szczególnie molekularna i genetyka są mi bliskie, ale pierwszy raz słyszałem o polu magnetycznym chromosomu X (drobnostką jest fakt, że przez większość czasu chromosom X, jak z resztą wszystkie chromosomy, "rozpleciony" i nie wygląda jak X).
Pierwszy raz również usłyszałem o rozgałęzianiu się gałęzi zgodnie z ciągiem Fibonacciego....


To świetne przykłady wybujałego ego i pseudonaukowego podejścia do tematu. Przez właśnie taką arogancką postawę nasi naukowcy nie mają zieloneg pojęcia co to jest grawitacja, skąd się bierze świadomość, życie i parę innych ważnych rzeczy.

Macie jakiś problem z toroidalnym DNA i magnetycznym X-em?
Sugeruję dokształcenie się w tym zakresie, obwarzanki DNA znajdowane w spermie i komputerowe symulacje ułatwiające zrozumienie magnetycznego X-a:

Dołączona grafika
http://www-vis.lbl.g...s/KDowning-DNA/

DNA w momentach błogości pod mikroskopem:

Dołączona grafika
http://www.pnas.org/...00/16/9296.full

pozdrawiam, miłego wypoczynku życzę
  • 0

#57

Pit.

    pies Darwina

  • Postów: 1034
  • Tematów: 28
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Cóż drogi Radosławie, widzę, że od dawna nikt oprócz Ciebie nie pisał w tym temacie. Ciekawe dlaczego?

obwarzanki DNA znajdowane w spermie

Muszę dać małe sprostowanie, fakt DNA jest w komórkach somatycznych przez sporą część czasu rozplecione, jednakże w spermie, a właściwie plemnikach (które są bardzo małe) musi być bardzo gęsto upakowane, wtedy też nić DNA nawijana jest na białka zwane histonami (w komórkach somatycznych również, choć nie aż tak jak w plemnikach). Stąd też ten kształt mógł się wziąć i wynika to ze względów "ekonomicznych", tak jak meble z Ikei są w płaskich pudelkach pościskane, żeby więcej się w transporcie zmieściło :)
  • 0



#58 Gość_radoslaw

Gość_radoslaw.
  • Tematów: 0

Napisano

Upakowane jest tak bardzo że w środku robią się mikro-czarne dziury. Fraktalna kompresja ładunku elektrycznego o której mówi caly czas Winter nie kojarzy Ci się z pakowaniem?
W dodatku jest to kompresja doskonała, rzut z góry:

Dołączona grafika

Dołączona grafika

Dzięki temu zjawisku możemy podlączyć się do frakyalnego wszechświata, tutaj niecałe dwie minuty filmu na ten temat:



pozdrawiam
  • 1

#59

Mariush.
  • Postów: 4322
  • Tematów: 60
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 5
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Macie jakiś problem z toroidalnym DNA i magnetycznym X-em?Sugeruję dokształcenie się w tym zakresie, obwarzanki DNA znajdowane w spermie i komputerowe symulacje ułatwiające zrozumienie magnetycznego X-a:

http://www.goldenmea...Adonutsmall.jpg
http://www-vis.lbl.g...s/KDowning-DNA/

DNA w momentach błogości pod mikroskopem:
http://www.goldenmea...NA/donutdna.jpg
http://www.pnas.org/...00/16/9296.full

Nie mam problemu z toroidalnym DNA, bo to, że DNA może formować takie struktury jest znanym już od kilku dziesięcioleci faktem. Większy problem mam z magnetycznym X-em, tym bardziej, że żadna z podanych przez Ciebie stron nic w tej kwestii nie mówi.

A jeśli już jesteśmy przy torusach...
Winter w swoim wykładzie skupiał się na nieco innych torusach i moje pytania do tego właśnie się odnosiły. Z tego, co zrozumiałem (a oglądałem te jego wynurzenia dwa razy) opisywany przez Wintera torus był graficzną reprezentacją napięć przebiegających mięsień sercowy (ok. 30 minuty filmu). To mnie bardziej interesuje...

Fraktalna kompresja ładunku elektrycznego o której mówi cały czas Winter nie kojarzy Ci się z pakowaniem?

Mnie się kojarzy, tylko dalej nie wiem, co to jest. Już kiedyś Cię o to pytałem, ale nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Ale zapytam jeszcze raz:

Co to jest "fraktalna kompresja ładunku elektrycznego"???


P.S.: Dzięki za minusika ;)
  • 2



#60

Ill.

    Nawigator

  • Postów: 1656
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Co to jest "fraktalna kompresja ładunku elektrycznego"???

Nie wypowiadam się za Radoslawa, on jest tu ekspertem :P

Czy to nie działa aby tak, że mamy jakąś podstawową materię wszechświata (coś typu eter), do tego wzorzec (tzw gwiazda-matka) i ową kompresję fraktalną, która jest w istocie procesem generowania form (wszelkich) z eteru na bazie wzorca??
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych