Jestem ateistą, ateuszem, poniekąd pod wpływem niektórych elementów buddyzmu i religii wschodu (karma czy ying-yang chociażby) jak zwał tak zwał. Interesuję się jednak tematyką religijną, w szczególności aspektami teologicznymi katolicyzmu. Biblię czytuję częściej niż większość tak zwanych "katolików", co najmniej raz w tygodniu. Dzięki znajomości tej religii od podszewki mam mnóstwo powodów, by nie wierzyć w Boga jakiego nam serwują. Chciałbym podnieść kwestię, które mnie frapuje od ładnych kilku lat i żadna osoba - osławiona katechetka, ksiądz, głęboko wierzący wykładowca uniwersytecki po studiach teologicznych, którego pasją jest zagłębianie się w aspekty doktrynalne czy właśnie teologiczne, a nawet doświadczony jezuita z nie byli mi w stanie na nie odpowiedzieć. Mianowicie.
Według teologii katolickiej Szatan jest
wrogiem Boga. Robi mu zawsze
na przekór. Jest władcą Piekła, świata przeklętych, którzy nie przestrzegali Prawa Bożego - choć jeśli już mamy być dokładni, to Piekło nie jest miejscem ale stanem duszy, posłużę się jednak skrótem myślowym. Tu się pojawia cyk, lampka, mur. Skoro jest on przeciwnikiem Boga, dlaczego wobec tego przyjmuje do siebie dusze, które nie przestrzegały Jego prawa? Czy nie jest to analogiczne do ziemskiej sytuacji, gdy przestępca idzie do więzienia strzeżonego i zarządzanego przez Prawodawców? Wniosek logiczny jest taki, że Szatan jest sługą Boga. Jak teologia katolicka radzi sobie z tym problemem, bądź jakie są wasze przemyślenia na ten temat?
Wypowiedzi pokroju "bo Boga nie ma", "piekło to straszak", czy cyniczne "Bóg i tak nas kocha" proszę, odpuśćcie sobie, bo zależy mi na rzeczowej dyskusji