Napisano
26.05.2009 - 13:03
Ostatnio słyszałam od koleżanki pewną historię, która działa się na przełomie lat 60/70 na wodach Bałtyku. Jej teść(Zenek) jest rybakiem, już na emeryturze. W tamtym latach pływał z kilkoma kolegami na kutrach, pewnego dnia jak co dzień wypłyneli w morze, dokładnie nie jestem w stanie określić, wktórym miejscu byli... po skończonych połowach zawsze spotykali się na jakimś krótkim odcinku drogi powrotnej do portu, jednak kuter kolegi Zenka nie pojawił się w umówionym miejscu, spóżnił się kilka godzin. Kiedy Staszek(imię kolegi Zenka) z załągą wrócili z połowów, okazało się, że ich kuter jest bardzo naelektryzowany i lekko uszkodzony a rybacy nie bardzo chcieli mówić co się wydarzyło na morzu, wyglądali na bardzo przestraszonych, i zmęczonych, gubili się w opowieściach, Zenek nie raz próbował wyciągnąć coś od Staszka na ten temat, ponieważ znali się bardzo długo, ale Stach nigdy nie chciał powiedzieć prawdy. Po tym zdarzeniu kutry, którymi pływał Staszek topiły się 3 razy i on za każdym razem się ratował, a inni gineli, raz nawet koleżanki mąż go uratował(syn Zenka), Obecnie Stach mieszka na Helu i już chyba nie pływa, Z tego co wiem do trochę sobie popija, ale chodzą słuchy, że 2 kolegów z kutra, którzy byli tego dnia ze Staszkiem wylądowało w szpitalu dla umysłowo chorych. Cały czas chodzi mi po głowie wypad na Hel i jakaś rozmowa, z rybakami, którzy wtedy tam pływali. Ktoś może powiedzieć, że to wymysł starego pijaka, ale ja wierzę tym ludziom. Może kiedyś uda mi się zbadać tą sprawę, póki jeszcze żyją świadkowie. Jeśli są chętni możemy zorganizować jakiś wypad na Hel(jestem z pomorskiego) i popytać ludzi jak to było...