W przeciwieństwie do większości zaobserwowanych tajemniczych obiektów, które są stosunkowo niewielkich rozmiarów i widzi się je zazwyczaj z daleka, tym razem pojawił się obiekt w kształcie litery "V" o długości ponad milę (1 mila = 1,6 km), lecący ostrym końcem do przodu. Pojawił się "znikąd" na wysokości około 150 metrów nad ziemią i stopniowo, lecąc lekko wznoszącym się torem, osiągnął wysokość wielu kilometrów i znikł w ciemnościach nocnego nieba. Cały przelot trwał około kilku godzin.
Po raz pierwszy obiekt zaobserwowano w Los Angeles w Kalifornii, później, gdy wzbił się już na większą wysokość, widziało go tysiące ludzi z Phoenix, Paulden i Flagstaff w Arizonie, a wielu z nich sfilmowało zjawisko kamerą wideo.
Obiekt miał na swych "ramionach" wielkie białe i czerwone światła, leciał bez pośpiechu pewny swej potęgi, nie przekraczając prędkości 50 km/godz.
Usiłowało dolecieć do niego kilka supernowoczesnych samolotów myśliwskich typu F-16 oraz czarne wojskowe śmigłowce, ale już w odległości ok. pół mili od obiektu gasły im silniki i wyłączała się cała elektronika, co zmuszało pilotów do odwrotu z obawy przed katastrofalnym upadkiem.
Wśród świadków zjawiska był również Peter Davenport z Państwowego Ośrodka Zbierania Danych o UFO w Seattle, który oświadczył, że mieszkańcami Arizony wydarzenie to poważnie wstrząsnęło, unaoczniając im, że Obcy naprawdę istnieją.
Kontroler lotów z lotniska Sky Harbor powiedział, iż widział obiekt na własne oczy, ale nie widział go na ekranie radaru. Zdaniem polskich pilotów wojskowych z dużym doświadczeniem, którzy też widywali UFO w powietrzu, brak obserwacji radarowej wcale nie przesądza o niezaistnieniu obiektu w powietrzu. Przecież i my obecnie budujemy samoloty niewidzialne dla radarów, a nikt nie odmawia im materialności.
Inny obserwator, specjalista lotniczy, powiedział: "TO wyglądało, jakby było nie w pełni materialne, jakby było w innym stanie przestrzeni, światła natomiast wyglądały na realne, chociaż ich blask nie raził oczu". Wśród obserwatorów tego dziwu panuje przekonanie, że była to demonstracja siły i potęgi, jaką dysponują obce cywilizacje odwiedzające Ziemię bez pytania nas o zgodę.
Ten niesamowity obiekt, wolno przesuwający się po niebie nad wieloma miastami, zwłaszcza gdy leciał jeszcze nisko, samą swoją obecnością likwidował pole elektryczne, przestawały działać wszystkie odbiorniki radiowe, telewizory i telefony. Gasły silniki samochodów, miasta pogrążały się w ciemności. Po jego odlocie wszystko wracało do normy.
Wiele osób, nie zdających sobie sprawy z charakteru zdarzenia, oskarżało władze wojskowe i lotnicze o dokonywanie jakichś "przelotów doświadczalnych obiektów" i było zdziwionych, gdy władze stanowczo temu zaprzeczały.
Źródło : Niewyjaśnione.pl