Skocz do zawartości


Zdjęcie

Przerażający, nierozwiązany i niepokojący incydent w górach Ural


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
199 odpowiedzi w tym temacie

#46

Nath.
  • Postów: 99
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

didny, to PS odpada na starcie. Był za bardzo chory żeby iść dalej a jednak się wrócił tak szybko i nawet nikt nie zauważył że go nie ma? No way...
  • 0

#47 Gość_mroova

Gość_mroova.
  • Tematów: 0

Napisano

cały czas mnie zastanawia ta obdarta kora na drzewie, może faktycznie to były próby rakietowe ... hm ciekawe czy odnaleźli korę pod paznokciami ofiar? ja stawiam na wojsko a według mnie to było tak:
ludzie siedzieli w namiocie nagle coś w nich uderzyło z wielką siłą, stąd porwany namiot, (że został porwany od środka to raczej dokleili) 4 osoby przez dziurę w namiocie wyleciały na śnieg, co było spowodowane uderzeniem rakiety bądź czegoś innego pędzącego z dużą prędkościa, połamało żebra dwóm ofiarom, które mogły obok siebie stać natomiast dziewczyny siedziały więc oberwały w głowę i język, dwóch pod drzewem zdołało uciec w skarpetkach, ale zamarźli na śmierć, a trójka pozostałych również zdołała uciec, a że byli bliżej obozu byli w stanie zebrać porozrzucane po śniegu ubrania kolegów, jednak ze względu na mróz nie udało im się powrócić do obozu po zdarzeniu ponieważ zamarźli.
pytanie brzmi co w nich uderzyło i co z korą na drzewie?
  • 0

#48

Hyperion.
  • Postów: 135
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 7
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

W zasadzie mogło stać się z nimi wszystko. Chyba mamy zbyt mało poszlak by rozwiązać tą zagadkę. Ja mogę spróbować (z naciskiem na spróbować) poszukać otorten na mapach satelitarnych (w google earth nie ma). Jeżeli koło tego miejsca jest jakiś poligon czy coś w tym stylu to pojawi się kolejna możliwość. Ktoś może wie koło jakiego miasta jest ta góra?
  • 0

#49

Hyperion.
  • Postów: 135
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 7
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Udało mi się znaleźć tą górę na innej mapie:

Dołączona grafika

Znalazłem też inny tekst na http://paranormalne....u-grupy-diatowa. Zacytuję ciekawy fragment:

"Teorii jest wiele.

Jedna z pierwszych, którą starali się zgłębić na początku śledczy w sprawie dotyczyła morderstwa ze strony miejscowego ludu Mansów za naruszenie ziemi świętej. Przypuszczenia takie nie były bezpodstawne, gdyż incydent z lat 30-tych mógł dobrze zachować się w pamięci śledczych. W tym okresie szaman Mansów rzekomo utopił geolożkę, która wspięła się na górę uważaną za zakazaną przez jego lud. W przypadku grupy Diatłowa ani jedna ani druga góra nie były jednak ważne dla Mansów, nie stanowiąc miejsc świętych ani zakazanych. Zdumiewającym zbiegiem okoliczności może być to, że nazwa Ortoten oznacza w miejscowym języku „nie idź tam”, zaś Cholatczachl tłumaczy się jako „Góra śmierci”. W każdym razie nazwy te mogą dla wędrujących Mansów mieć raczej praktyczne aniżeli jakiekolwiek inne zastosowanie. Ponadto najbliższa wioska ludu znajdowała się w odległości ok. 100 km, zaś oni sami utrzymywali raczej przyjazne stosunki z Rosjanami i nie zapuszczali się w zimę w okolice, w które wybrali się studenci, gdyż nie wiązały się one ani z ich terenami łowieckimi ani pastwiskami. Jakiś czas potem teorię o zemście Mansów odrzucono z racji braku dowodów. Inne sugestie mówiły, że Diatłow i jego ludzie mogli natknąć się na przebywającą w okolicy grupę przestępców albo też zostali oni przypadkowo wzięci za zbiegłych więźniów przez strażników z miejscowego obozu.

Jakiś czas potem mówiono nawet, że więźniowie obozu śpiewali piosenkę opartą na słowach wiersza Diatłowa, choć mało prawdopodobne jest, aby ten jakiekolwiek pisał. Historia ta jest raczej zmienioną wersją faktu, że podczas noclegu w Wiżaj grupa Diatłowa spotkała się z ekipą geologów, od których nauczyli się wielu „zakazanych piosenek”, co odnotowała w swym dzienniku Dubinina. Nie wiadomo, czy były to piosenki polityczne czy też zwyczajne „złodziejskie ballady”.

W każdym razie wszystkie teorie dotyczące interwencji ludzi w sprawę śmierci członków grupy nie odpowiadały faktom, bowiem w okolicach ostatniego obozu ani też przy ciałach nie odnaleziono innych niż pozostawione przez nich śladów stóp. Co więcej, dr Borys Wozrożdenny, który badał ich ciała orzekł, że według jego opinii żaden człowiek nie mógł spowodować u nich podobnych obrażeń, bowiem siła z jaką je zadano była tak wielka, że zniszczeniu nie uległy tkanki miękkie.

- Był to efekt porównywalny z tym, co dzieje się w czasie wypadku samochodowego – mówił.

Ale jeśli nie ludzie spowodowali śmierć narciarzy, to co za nią stoi?

Owe tajemnicze obrażenia zgodnie z opinią rosyjskiego kryptozoologa Michaiła Trachtengertza wyglądały tak, „jak gdyby ktoś za mocno ich uścisnął”. Inni fotelowi teoretycy sugerowali, że ucieczkę narciarzy z namiotu spowodował widok 3-metrowej wysokości potwora, który wyłonił się ze śniegu.

Obserwacje „śnieżnych ludzi” i innych stworzeń przypominających wyglądem himalajskiego Yetiego są w Rosji powszechne, jednak jeśli te stworzenia rzeczywiście ukrywają się gdzieś w głuszy, robią to aby skryć się przed ludzkimi oczyma.

Trachtengertz twierdził również, że tworzona przez nich „gazetka” zawierała oświadczenie napisane wielkimi literami: „Od dziś wiemy, że ludzie śniegu istnieją.” W dalszej części czytamy: „Można ich spotkać na Północnym Uralu, niedaleko Ortotena.” Jednakże biorąc pod uwagę raczej satyryczny ton gazetki, której zadaniem było jednoczenie grupy można odnieść wrażenie, że studenci odnosili ten zapis raczej do siebie nie zaś do nieznanych nauce istot. Oprócz tej pojawiły się także inne sugestie, w tym jedna odnosząca się do ataku podziemnych istot.

Akta w sprawie grupy Diatłowa udostępniono dopiero w latach 90-tych ub. wieku, ale zabieg ten dodał jedynie tajemnic wydarzeniom z lutego 1959 roku. Testy medyczne wykazały znaczne ślady promieniowania na ciałach i ubraniach czwórki narciarzy odnalezionych w rozpadlinie. Wyglądało na to, że albo mieli oni do czynienia z materiałami radioaktywnymi, albo też znaleźli się w skażonej okolicy. Jeden z pierwszych badaczy sprawy, Lew Iwanow opisuje zachowanie licznika Geigera w czasie wizyty w obozie grupy Diatłowa na górskim stoku. Iwanow mówi, że w miarę zbliżania się do miejsca licznik zaczął nagle piszczeć i klikać.

Stwierdził on jednak, że władze regionalne nakazały mu zamknąć dochodzenie i trzymać sprawę w tajemnicy. Władze niepokoiły także liczne doniesienia armii i służby meteorologicznej dotyczące „jasnych latających kul” widywanych nad obszarem, gdzie leży Chylat-Siachyl w lutym i marcu 1959 roku, których obserwacje koncentrowały się wokół 17 lutego.

- Przypuszczałem wówczas i dziś również tak sądzę, że owe latające kule miały bezpośredni związek ze śmiercią członków ekspedycji – powiedział Iwanow jednej z kazachskich gazet.

Akta zawierały zeznania innej grupy turystów, studentów geografii, którzy tej samej nocy, gdy doszło do ucieczki grupy Diatłowa z namiotu stacjonowali w odległości 50 km na południe od nich. Ich lider zeznał, że widzieli wówczas dziwne pomarańczowe kule lub też „kule ognia”, które unosiły się na niebie w okolicach Cholatczachl. Inny z nich odnotował, że widział „jasny okrągły obiekt, który przeleciał nad wioską z południowego-wschodu na północny-zachód. Jasny dysk był praktycznie w rozmiarze księżyca w pełni. Miał niebiesko-biały kolor i otoczony był niebieskawą aurą. Otoczka nieznacznie błyskała, tak jak znajdująca się daleko burza. Gdy obiekt zniknął za horyzontem, niebo w tym miejscu pozostawało jasne jeszcze przez kilka chwil.”

Iwanow spekulował, że jeden z narciarzy mógł feralnej nocy opuścić namiot, zauważyć kulę i zbudzić swymi krzykami innych, co skłoniło ich do pościgu w dół zbocza. W tym czasie kula mogła eksplodować zabijając czwórkę, która odniosła poważne obrażenia, jak i powodując uraz czaszki Słobodina.

- Nie wiem, czym były te kule – czy była to broń czy też obcy, albo jeszcze coś innego, ale jestem pewien, że bezpośrednio wiążą się one z ich śmiercią – dodał Iwanow.

Jurij Judin również myśli podobnie. Tajemnica otaczająca wydarzenie skłoniła go do wniosku, że mogli oni przypadkowo trafić na tajny poligon wojskowy, co tłumaczyłoby ślady radioaktywności na ich ubraniach. Kuncewicz zgadza się z tym wnioskiem dodając, że ważną wskazówką jest odkryta na ciałach opalenizna.

- Brałem udział w pogrzebach pierwszych pięciu ofiar i pamiętam, że ich twarze wyglądały na opalone na głęboki brąz – mówił.

Inne relacje również sugerowały jakoby członkowie rodzin ofiar mówili o nienaturalnym kolorze ich skóry oraz siwych włosach. Ujawnione dokumenty nie zawierają jednak informacji o stanie organów wewnętrznych członków ekspedycji.

- Wiem, że umieszczono je w specjalnych pojemnikach a potem wysłano na badania – powiedział Judin.

Mimo to w okolicach obozu nie natrafiono na jakiekolwiek ślady eksplozji. Dwa lata przed tragicznym finałem wyprawy Rosjanie wystrzelili z Kosmodromu Bajkonur pierwszego satelitę.

Dwa lata po wydarzeniach z 1959 roku Jurij Gagarin z tego samego miejsca udał się w pierwszą podróż kosmiczną. Ale czy radziecki program kosmiczny może mieć jakikolwiek związek z tym, co przytrafiło się grupie studentów?

Podczas gdy rakieta z Bajkonuru mogłaby dotrzeć na północy Ural, nie ma jakichkolwiek zapisków o odbywających się w tym czasie próbach – mówił Aleksander Żelezniakow – historyk rosyjskiego programu atomowego. Drugi leżący jednak znacznie bliżej kosmodrom w Plesiecku otwarto dopiero pod koniec 1959 roku. Rakiety ziemia-powietrze, który mogły być z niego odpalane jeszcze wówczas nie powstały.

Mimo to Jurij Kuncewicz, który w 2007 roku poprowadził w rejon Cholatczachl ekspedycję, trafił tam na ślad „cmentarzyska” metalowych części wskazujących na fakt, że wojsko przeprowadzało tam swego czasu eksperymenty.

Dołączona grafika
Jeden z fragmentów odnalezionych przez Kuncewicza w czasie wyprawy na Ural w 2007 roku dowodzi, że obszar ten stanowił wojskowy teren testowy

- Nie możemy stwierdzić, jaki rodzaj broni testowano, ale katastrofa z 1959 była z pewnością spowodowana przez człowieka – mówi.

Judin wierzy z kolei, że wojsko mogło dotrzeć do namiotu grupy jeszcze przed ratownikami. Dodaje również, że poproszono go o zidentyfikowanie właścicieli każdego ze znalezionych na miejscu przedmiotów, lecz nie udało mu się ustalić przynależności kawałka tkaniny, który wyglądał jak materiał użyty do szycia wojskowych płaszczy, pary nart oraz ich kawałka. Judin miał widzieć również dokumenty, które doprowadziły go do wniosku, że śledztwo w sprawie zdarzenia otwarto już 6 lutego, czyli dwa tygodnie przed znalezieniem namiotu przez ekipę ratunkową.

Inni zwolennicy teorii o wojskowym spisku w sprawie zdarzenia idą jeszcze dalej twierdząc, że narciarze mogli zostać celowo zamordowani po natknięciu się na pewien rodzaj wojskowej tajemnicy. Niezależnie od tego co testowano, prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że na tym odludziu pośrodku zimy znaleźć się mogą jacykolwiek ludzie. Kiedy natrafiono na ich obecność, priorytetem było zapewnienie tajności poprzez eliminację ocalałych świadków.

Ale ci albo już nie żyli, albo umierali. Eksplozja zabiła troje z nich na stoku i jeszcze dwóch przy ognisku. Czwórka nadal żyła, jednak cierpiała wskutek napromieniowania. Gdy stracili przytomność, wrzucono ich do rozpadliny, co spowodowało znalezione u nich obrażenia. Następnie szczelinę zasypano śniegiem.

Mimo wszystko teoria ta jest trudna do zaakceptowania z racji wspominanego już braku w okolicach obozu jakichkolwiek obcych śladów.

Moisej Akselrod, przyjaciel Diatłowa, podchodzi do sprawy z bardziej przyziemnym spojrzeniem. Jak mówi, według jego opinii na namiot spadła lawina. Część studentów odniosła rany w czasie, gdy śnieg uderzył w ściany namiotu, blokując jednocześnie wyjście, zmuszając ich do wykonania cięcia od środka. Grupa skierowała się do poprzedniego obozu, lecz zabłądzili. Przy ognisku część z nich zdjęła ubrania, aby dać je rannym.


Jewgienij Bujanow oraz Walentin Nekrasow, doświadczeni turyści również wspierają tą wersję mówiąc, że charakter obrażeń odkrytych u studentów zgadza się z tymi jakie odnieść można po zderzeniu z masą śniegu. Czaszka Thibauxa-Brignolle’a pękła w wyniku uderzenia, zaś Dubinina mogła odgryźć sobie język.

Krytycy tej wersji wydarzeń wskazują na fakt, że narciarze opuścili obóz pieszo i przeszli ponad kilometr w temperaturze -30 stopni Celsjusza. Thibeaux-Brignollel mógł być nieprzytomny z racji zmiażdżonej czaszki, jednak mógł być niesiony przez innych (zatem śledczy nie byli w stanie ustalić dokładnej liczby śladów w śniegu). Dubnina i Zołotariew mogli poruszać się mimo złamanych żeber, choć obrażenia, jakich doznała kobieta (której żebro przebiło serce) sprawiały, że było przed nią jedynie kilkanaście minut życia. Zmarłaby zatem przed dotarciem do lasu i rozpadliny. W jaki zatem sposób jej dwaj towarzysze zamarzli na śmierć przed tym nim nastąpił jej zgon? Po raz kolejny pozostaje nam więcej pytań niż odpowiedzi.

Ponieważ w latach 90-tych pojawiło się więcej szczegółów w sprawie wydarzenia, wielu badaczy kontynuowało próbę znalezienia odpowiedzi. Jekaterynburski dziennikarz, Anatolij Gusczin, jedna z pierwszy osób, które dotarły do oryginalnych dokumentów ze śledztwa przeprowadzonego w 1959 roku mówił, że brakowało znacznej liczby stron wymienionych w dokumentacji. W 1999 roku wydał on książkę pt. „Cena tajemnic państwa w dziewięciu żywotach”, gdzie wysuwa on swą własną teorię dotyczącą testów tajnej broni i wojskowego spisku. Lew Iwanow dodał wagi tym twierdzeniom, gdy oświadczył, że nakazano mu milczeć w tej sprawie. Iwanow emeryturę spędził w Kazachstanie, gdzie zmarł cały czas trwając w wierze, jakoby za tragedią grupy studentów stało UFO i obca technologia.

W roku 2000 regionalna stacja telewizyjna nakręciła dokument o incydencie, zaś pisarka Anna Matwiejewa opublikowała na wpół fikcyjną powieść opartą o losy grupy studentów. Od tego czasu założona przez przyjaciela Diatłowa, Jurija Kuncewicza, fundacja mieszcząca się w Jekaterynburgu zajmuje się pielęgnowaniem pamięci o studentach oraz próbą ponownego otwarcia badań nad ich śmiercią.

W 2008 roku sześciu członków oryginalnej ekipy ratunkowej oraz 31 niezależnych ekspertów zgromadziło się na konferencji zorganizowanej przez Uralski Krajowy Uniwersytet Techniczny, Fundację im. Diatłowa oraz kilka organizacji pozarządowych. Doszli oni do wniosku, że za śmierć członków ekipy odpowiada wojsko przeprowadzające testy na obszarze północnego Uralu. Mimo to „brak nam dokumentów, o które prosimy Ministerstwo Obrony, Rosyjską Agencję Kosmiczną oraz FSB i dzięki którym otrzymalibyśmy pełniejszy obraz sytuacji” – czytamy w oświadczeniu jej uczestników.

Co rzeczywiście stało się nocą z 1 na 2 lutego 1959 roku? Odpowiedzi możemy nie poznać nigdy, ale z pewnością ofiary tego incydentu, w tym Diatłow, nie zostaną tak szybko zapomniani. Okolica, w której rozbili swój ostatni obóz została oficjalnie nazwana „Przełęczą Diatłowa”. "

Po przeczytaniu tego tekstu uważam, że to rzeczywiście próby wojskowe spowodowały śmierć załogi.
  • 2

#50

cichy45.
  • Postów: 372
  • Tematów: 2
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

A zauważyliście, że w rosyjskich aktach przeważnie jest napisane:
-liczba zabitych PRAWDOPODOBNIE, OKOŁO, DOKŁADNY STAN NIEZNANY :o
nie mówiąc już o "pomijaniu nieistotnych" danych itp?
Szczerze mówiąc, wątpię żebyśmy się kiedykolwiek dowiedzieli czegoś prawdziwego na temat owego incydentu.
Nie biorąc pod uwagę wykradania danych :)
  • 0



#51

bianka.
  • Postów: 301
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

"Moisej Akselrod, przyjaciel Diatłowa, podchodzi do sprawy z bardziej przyziemnym spojrzeniem. Jak mówi, według jego opinii na namiot spadła lawina. Część studentów odniosła rany w czasie, gdy śnieg uderzył w ściany namiotu, blokując jednocześnie wyjście, zmuszając ich do wykonania cięcia od środka. Grupa skierowała się do poprzedniego obozu, lecz zabłądzili. Przy ognisku część z nich zdjęła ubrania, aby dać je rannym.


Jewgienij Bujanow oraz Walentin Nekrasow, doświadczeni turyści również wspierają tą wersję mówiąc, że charakter obrażeń odkrytych u studentów zgadza się z tymi jakie odnieść można po zderzeniu z masą śniegu. Czaszka Thibauxa-Brignolle’a pękła w wyniku uderzenia, zaś Dubinina mogła odgryźć sobie język.

Krytycy tej wersji wydarzeń wskazują na fakt, że narciarze opuścili obóz pieszo i przeszli ponad kilometr w temperaturze -30 stopni Celsjusza. Thibeaux-Brignollel mógł być nieprzytomny z racji zmiażdżonej czaszki, jednak mógł być niesiony przez innych (zatem śledczy nie byli w stanie ustalić dokładnej liczby śladów w śniegu). Dubnina i Zołotariew mogli poruszać się mimo złamanych żeber, choć obrażenia, jakich doznała kobieta (której żebro przebiło serce) sprawiały, że było przed nią jedynie kilkanaście minut życia. Zmarłaby zatem przed dotarciem do lasu i rozpadliny. W jaki zatem sposób jej dwaj towarzysze zamarzli na śmierć przed tym nim nastąpił jej zgon? Po raz kolejny pozostaje nam więcej pytań niż odpowiedzi. "


Czyli była to lawina. Tylko,że nie dopadła ich w namiocie i nikt z żadnymi obrażeniam nigdzie nie łaził. Oni ją usłyszeli-dlatego wybiegali w popłochu (rozcięcie namiotu-ucieczka w panice bez ubrań). Ci co się ubrali biegnąc wpadli pod lawinę.

Lawina nie mogła wpaść na namiot,bo byłby on znaleziony pod śniegiem ( na zdjęciu jest jedynie przysypany). Lawina "porwała" ubranych studentów powodując u nich liczne obrażenia i śmierć ( "jakby coś ich zbyt mocno ścisnęło"). Śnieg jest miękki i nie powoduje obrażeń zewnętrznych,a ciężki więc miażdży.

Reszta uciekła do lasu i tam zamarzła.

Najbardziej z tego tekstu podobał mi się związek frazeologiczny "fotelowi teoretycy". To o nas forumowiczach między innymi :rotfl: :mrgreen:
  • 0

#52

Santeri.
  • Postów: 127
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

A może KGB jakieś? Tajne służby mordują newygodnych studentów i fabrykują różne dowody co by się nikt nie domyślił że to oni i przypisywał cała sprawę UFO/lawinie. Mało sensowne ale mozliwe.
  • 0

#53

Rzolniez.
  • Postów: 31
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

@Bianka dostane jutro nowego kompa to wejde i pokopiuje Ci opinie innych ludzi ktorzy twierdzą, że to były te kule świetlne. To co skopiowiałaś to tylko jedna z wielu opini, a nie zaraz rozwiązanie tej zagadki. Jeśli to by była lawina to nikt nie próbowałby tego utajnić bo po co tak naprawde. Dopoki Ruski nie odtajnią reszty faktów to nie zawiele sie dowiemy.
  • 0

#54

yater1.
  • Postów: 47
  • Tematów: 3
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Czy gdziekolwiek w materiałach jest jakaś wzmianka o śladach lawiny. Nawet jeżeli znaleźli ich po tygodniu czy dwóch to powinny zostać ślady. Ślady takie powinny dużo wyjaśnić a zapewne nie doprowadziłyby do jakichkolwiek zatajeń i niedomówień.

Osobiście uważam, że najbardziej prawdopodobna jest wersja z wojskowymi machlojkami. Coś testowali lub coś nie wyszło, poszli sprawdzić. Jak zrobili swoje pozwolili cywilom znaleźć obozowisko. Z racji, że na wierzchu jest najłatwiej ukryć pewne fakty doprowadzili, że powstało wiele teorii i niedomówień i bez prawdziwych dokumentów nigdy się nie dowiemy co się stało. Jeżeli maczała w to ręce armia to takowe zapewne są, oli nie zostały zniszczone wraz z upadkiem komunizmu, wszelkie totalitaryzmy lubią dokuentować swoje zbrodnie bardzo dokładnie.
  • 0

#55

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6686
  • Tematów: 774
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

A później,ktoś nakręci "Eksperyment Filadelfijski 2" , o przepraszam-"Uralski".Stawiam na błąd w eksperymencie. Infradźwięki ,bądź pole magnetyczne. Promieniowanie? Może " mini Czarnobyl" z jakimś reaktorem polowym zasilającym pole siłowe, które zaczęło się raptownie rozszerzać ,trafiło na ludzi ,no i mamy to co mamy.

Nie jest to odosobniony przypadek.Były podobne zdarzenia już w przeszłości-wspólny mianownik:niewytłumaczalne.

W 1961 roku na Północnym Uralu podobny los spotkał grupę studentów-geologów z Petersburga. Ludzie w panice wyskoczyli z myśliwskiej chaty i rozbiegli się w różnych kierunkach. Wszyscy zginęli w równej odległości od chaty.

Na Cholatczachlu (według wspomnień świadka z 1964-65 roku) grupa geologów wracała do bazy i znalazła się w podobnej sytuacji. Uczestnik grupy, B. Polakow, udający się na polowanie w tajdze nagle przeżył przypływ niewytłumaczalnego wręcz strachu i paniki jakby z tajgi w jego kierunku zbliżało się coś strasznego. Odczekał jakiś czas w barłogu, gdzie się ukrył. Kiedy geolog wrócił do kolegów okazało się, że wszyscy nie żyją. Kierownik grupy leżał twarzą do ziemi z wystrzelonym pistoletem, palił się namiot, który był zerwany z haków i omotany wokół ciała jednego z geologów. Trzeci ofiara leżała obok drzewa, czwartej nie było widać. Później sprawa została zamknięta a śmierć wytłumaczono zepsutymi konserwami.

W tym samym miejscu, na przełęczy Purlachtyn-Sori (czyli „Przełęczy, która przynosi ofiary”) znaleziono trójkę turystów z Petersburga. Wszyscy leżeli twarzą do ziemi a kolor ich skóry był jaskrawożółty.

Tablica upamiętniająca tragiczną śmierć studentów. Napis głosi: „Było ich dziewięcioro".

Pod koniec 1970 roku radziecki statek wielorybniczy KK-0065 trzy dni ścigał kaszalota na Atlantyku. Zmęczony radiotelegrafista położył się odpocząć. Zbudziwszy się po dwóch godzinach marynarz ze zdziwieniem stwierdził, że wisi do góry nogami zaczepiony o ubranie. Statek płynie dalej jednak nikt nim nie kieruje, cala załoga zniknęła. Do dziś nie wiadomo co stało się z 30 osobami.

Jesienią 1971 roku na brzegu jeziora Bałchasz odnaleziono pusty kuter należący do grupy biologów. Spośród 5 członków wyprawy na różnych krańcach jeziora odnaleziono cztery ciała. Ostatniej osoby nie znaleziono nigdy. Oględziny kutra wykazały, że wszystkie rzeczy pozostały na miejscu, brak było śladów walki. Wyglądało na to, że 10 września 1971 roku 5 zdrowych mężczyzn rozebrało się i wskoczyło do lodowatej wody, aby rozpłynąć się w różnych kierunkach.

Latem 1972 roku w górach Alakit zaginęła geologiczna wyprawa składająca się z 4 osób. Wkrótce udało się odnaleźć namiot tylna ścianka którego była rozpruta nożem. Ciała geologów bez zewnętrznych śladów obrażeń znaleziono w odległości 2-3 km od namiotu. Wszyscy byli lekko ubrani i bosi.

23 marca 1974 r. na Atlantyku zniknęło 40 członków załogi rybackiego kutra. Przeżył tylko mechanik Kurt Schneider, który w tym czasie był pod woda, bo próbował uwolnić śrubę okrętowa zaplątaną w sieć. Kiedy wynurzył się z wody, okazało się, że cała załoga rozpłynęła się w powietrzu.

Zimą 1976 roku z namiotu nad jeziorem Ładoga znikło troje narciarzy, a noc przed tym zdarzeniem wiele osób widziało w tym miejscu zagadkowe światła.

Latem 1989 roku kolejna tragedia według tego samego scenariusza rozegrała się na Morzu Azowskim. Zaginęły dwa statki miejskiego klubu młodych marynarzy z dorosłymi członkami załogi. 28 lipca o 13:30 do Rady miejskiej Mariupola nadeszła informacja, że statki odnalazły się ale po załogach nie ma śladu. Wieczorem 31 lipca w okolicach miejscowości Kamyszewatska odnaleziono 5 ciał, które zostały wyrzucone na brzeg przez fale. Na pokładzie dwóch statków pozostały przy życiu tylko dwie osoby – 8-letni chłopak i 17-letnia dziewczyna, którzy nie widzieli co się stało, bo spali. Obudzili się w nocy z uczuciem strasznej paniki. Zobaczyli tylko porozrzucane rzeczy i pusty statek.


Źródło:INFRA-SERVIS



#56

Raziel.
  • Postów: 405
  • Tematów: 6
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

, wszelkie totalitaryzmy lubią dokuentować swoje zbrodnie bardzo dokładnie.


a także bardzo dokładnie je zabezpieczać przed mediami itd.

Jak dla mnie to wszystkie te teorie są naciągane jakieś eksperymenty, UFO, Lawina hehe, naćpali się przeryło ich i tyle to w końcu studenci heheh
  • 0

#57

Harvey.
  • Postów: 77
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Staniq, mogę Cię prosić o źródła tych rewelacji?
  • 0

#58

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6686
  • Tematów: 774
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

http://paranormalne....ginicia-w-rosji

To tylko powierzchowne dane.Więcej nie wygrzebałem, bo jestem leniwy :)) .Jakoś tak samo wpadło na mnie po drodze szukania czegoś innego.



#59

AwAke.
  • Postów: 95
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

hmm ale ta lawina tutaj wcale nie pasuje ponieważ w treści artykułu jest napisane że ta przysypana czwórka miała ubrania od reszty obozowiczów więc musieli zginąć jako ostatni i lawina musiała by zejść później. Jak było by to jakieś yeti or something to zostawiło by ślady. A latające kule to wcale nie taki absurd najlepszym przykładem są pioruny i może właśnie to zjawisko wywołało obrażenia tylko wewnętrzne. A i jeszcze dodam, że usunięcie języka niezbyt się pokrywa z odgryzieniem :P
  • 0

#60

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6686
  • Tematów: 774
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Niestety,kontakt z piorunami pozostawia ślady - najczęściej są to oparzenia. Zresztą,jakikolwiek kontakt z elektrycznością powyżej 60V - 100mA pozostawia w krwioobiegu wyraźne markery.Nasze elektrolity zawarte we krwi zmieniają się pod wpływem działania prądu.




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 3

0 użytkowników, 3 gości oraz 0 użytkowników anonimowych