Może i to się liczy, ale właściwie dlaczego ? Kto powiedział, że właśnie to się liczy ? A jeżeli życie i tak definitywnie kończy się śmiercią, to jakie właściwie znaczenie ma to, jak ja się odnoszę do innych i czy żyję godnie ? Zadałeś sobie kiedyś takie pytanie ? Dlaczego miałbym się odnosić dobrze do innych ludzi, skoro oni umrą, ja umrę, i nic z tego, co oni zrobili dla mnie, a ja dla nich, nie pozostanie ? Często zarzuca się wierzącym, że nie przykładają wagi do życia doczesnego, bo myślą tylko o życiu wiecznym. A jest dokładnie odwrotnie. To właśnie wiara w życie wieczne sprawia, że WSZYSTKO, co robimy, odnosimy do wieczności, każdy nasz czyn i każde odniesienie do drugiego pozostaje na wieki ważne. Dla nie wierzących w zycie wieczne waga każdego czynu kończy się najpóźniej wraz ze śmiercią ( i nie ma też sensu mówić, że coś z tego " pozostanie w innych ", bo inni to są inni, a ja to jestem ja, i dla mnie nic z tego nie pozostanie, więc przejmowanie się tym, co ze mnie zostanie, kiedy mnie już nie będzie, jest tylko pozbawionym znaczenia sentymentalizmem ).
Najłatwiej jest tutaj powiedzieć iż to obecny świat skłania nas do tego by skupić się wyłącznie na sobie i na tym co dotyczy tylko nas. Widzisz, odnosisz się do wieczności jako stadium życia lub bytowania po śmierci... dla mnie temat ten pozostaję ciągle na filozoficznym placu boju w mojej głowie, nie wiem czy istnieję cokolwiek po śmierci, nie wiem także czy po ustaniu funkcji życiowych, rzekoma ludzka dusza przetrwa, nie mogę także stwierdzić iż odrzucam istnienie duszy/wyższej jaźni czy jak to kto chce nazywać, bo byłbym obłudny biorąc pod uwagę własne doświadczenia z LD tudzież OOBE. Oczywistym jest, iż mając "duszę" filozofa wiele przyjemności sprawia mi poszukiwania odpowiedzi i rozważanie nad stadium życia pośmiertnego, ale w codziennym życiem nie jest to dla mnie jakimś znaczącym sensem. Od wczoraj me przemyślenia nasiliły się i kilkakrotnie wróciły do punktu wyjścia, co spowodowane było śmiercią kolejnej osoby, którą darzyłem sympatią i szacunkiem... Jednakże, to właśnie to doświadczenie po prawie całej nocy przemyśleń(popijam piątą kawę dzisiaj

) pozwoliło mi stwierdzić, iż domniemanym sensem życia jest to co jest teraz. Popatrz na to z takiej perspektywy, wczoraj zastanawiałeś się co będziesz robił dzisiaj i jak ten dzień zagospodarujesz, dzisiaj nie ma na to czasu myślisz już o jutrze... Ja natomiast, staram się skupić na tym co jest tu i teraz. Na tym co robię dla siebie i dla osób na których mi zależy. Mówisz, iż oznaki mojej egzystencji są niczym jeżeli nie ma życia po śmierci, nie prawda... jest to głęboki egoizm. Żyję dla siebie i skupiam się na sobie, ale poprzez własne osiągnięcia zarysowuję także szkic ogółu. Skąd wiesz kiedy i gdzie kończy się coś dla osoby niewierzącej w swoje istnienie po śmierci, tu chodzi o to iż z jego życia, ludzie mu bliscy czy też jego potomstwo może wyciągnąć kolejne lekcje. Jest to proces, który ja dumnie nazywam mianem ewolucji społecznej, ukształtowanie jednej jednostki odgrywa kluczową rolę na życie innych, choć się tego będziemy wypierać. Gdyby ktoś kiedyś nie oparzył się ogniem, dzisiaj nie wiedzieli byśmy, że to boli. A mimo to nikt nie zna, pierwszego odkrywcy, jego istnienie już dawno popadło w niepamięć. Jednakże, sens jego życia... lub też raczej składniowy cel poboczny w jego życiu, przetrwał po dziś dzień. Przechodząc od bóstw egipskich po dzisiejsze chrześcijaństwo

Myślę, że rozumiesz.
Super fajnie, tylko pisz "Biblia" z dużej litery, jeśli nie sprawia Ci to jakiegoś większego bólu. smile2.gif
Nie ma sprawy, sorki jak uraziło Cię to jakoś

No i widzisz, jesteśmy znowu w punkcie wyjścia. Ty uświadczasz mnie w przekonaniu że wiara to dla ciebie niezrozumiałe pojęcie, a ja nie chce po raz 765893 tłumaczyć czegoś, co wiedzą już dzieci w gimnazjum.
To akurat była ironia, sens religii jest dla mnie odmiennym starcie filozoficznym, który jest jednym z głównych moich upodobań. Wracając do dzieci w gimnazjum, widzisz nie za bardzo mogę się z tobą zgodzić. Gdyż odniosłem wrażenie iż dla moich rówieśników, sens religii leży w tym, kto głośniej drze mordę i obraża myślących inaczej, nie mając przy tym żadnej wiedzy o własnej religii lub co gorsza nie wiedząc nawet dlaczego samumu się w to wierzy.
Po za tym mianem dziecka, można nazwać też co trzeciego dorosłego, więc nie szufladkujmy