A co nowego można wnieść do takiej "dyskusji"? Jedyne co przychodzi mi na myśl, to wystąpienie jakiegoś wysoko postawionego w Watykańskiej hierarchii prałata, który przed kamerami telewizyjnymi stwierdziłby: "Jesteśmy satanistami, masonami, Żydami, cyklistami, krypto-okultystami, alchemikami, kapłanami Isztar, Horusa i Pierzastego Węża, mamy kontakty z UFO, organizujemy wraz z Izraelem, Iranem, USA, Rosją, Chinami i Dominikaną rząd światowy, który ma służyć totalnej kontroli i kolczykowaniu całej ziemskiej populacji oraz przekazaniu władzy Mardukowi, który przybędzie w 2012 powożąc Nibiru. A nocami fałszujemy dolary i zatruwamy mleko dla niemowląt w supermarketach. Ponadto rozprzestrzeniamy ptasią, świńską i króliczą grypę, rozpylając wirusy z promów kosmicznych." Wtedy dopiero zwolennicy teorii spiskowych byliby usatysfakcjonowani i poszukaliby sobie innego obiektu do snucia swoich fantazji.
Dopóki to nie nastąpi (a sądzę, że nie nastąpi) co chwilę będą odgrzewane "sensacyjne" odkrycia na temat Watykanu, KK, chrześcijaństwa, etc. i będą wywoływały negartywne reakcje. I to nie dlatego, że "nastolatek pisał", tylko z tego względu, że jest to słaby tekst. Ale w gruncie rzeczy co innego można zrobić? Można po raz setny próbować prostować bałamutne informacje, co jednak ma taki wyłącznie skutek, że pojawiają się one po raz sto pierwszy. Ewentualnie można odwrócić pytanie i zapytać, kiedy w końcu krytycy Watykanu wniosą coś nowego. Bo jak dotąd większość rewelacji koncentruje się na dowodzeniu, że katolicyzm, czy też chrześcijaństwo w ogóle jest plagiatem ze starszych religii, w których to wszystko już było. Jakie to były religie i jaka jest nasza wiedza o nich, to ma znaczenie drugorzędne, jako że podstawą nie jest w tym przypadku treść, tylko forma - rzucanie twardymi tezami, nie popartymi co prawda rzetelnymi źródłami, za to głoszonymi z absolutną pewnością siebie. Jeśli się dobrze przyjrzeć różnym internetowym (a czasem i drukowanym) "źródłom wiedzy", to nie ma chyba w starożytnych panteonach boga, który nie urodziłby się 25 grudnia, nie został urodzony przez dziewicę, z którą lubił się w dzieciństwie fotografować, nie został w jakiś sposób zabity i nie zmartwychwstał, albo nie odrodził się na 'wyższych poziomach boskości'. Jakaś epidemia po prostu! A co najciekawsze, żadnej z tych rewelacji nie można potwierdzić w licznych w końcu źródłach oryginalnych, ani w poważnych wydawnictwach religioznawczych.
Tymczasem podstawą poważnej dyskusji jest weryfikowalność i rzetelność przedstawianych tez. Natomiast w poście Gompa z weryfikowalnością nie jest najlepiej, skoro autor nie podaje źródeł, z jakich korzystał, pozbawiając nas tym sposobem możliwości oceny ich wiarygodności. Oczywiście częściowo można te źródła zidentyfikować, ale mimo wszystko byłoby lepiej, gdyby zostały one wskazane przez autora. Nie mam przy tym na myśli źródeł bezpośrednich (bo tymi są najpewniej strony internetowe), ale pierwotne - jeśli spotykamy zdanie:
"...przecież jest to zwykły plagiat ze starożytnego Egiptu gdzie kapłani Ozyrysa unosili kawałek ciasta, Ozyrys w nie wchodził i kapłani zjadali przyswajając sobie jego siłę...", to warto byłoby się dowiedzieć jaka jest oryginalna, tzn. staroegipska podstawa tego stwierdzenia. W tym akurat przypadku jest ona zerowa - nie ma żadnych egipskich źródeł, które opisywałyby formy kultu Ozyrysa w starożytnym Egipcie, a całe to zdanie można zaliczyć jedynie do grona bajek wytwarzanych na użytek z góry przyjętej tezy. Takich zabiegów jest zresztą więcej i to właśnie stanowi o słabości tego tekstu.
"
jedyną dziwną rzeczą dotyczącą chrześcijaństwa, a w szczególności katolicyzmu, którą wiedziałem była data 25 grudnia, która wg. Mitraizmu była datą urodzenia się boga Mitry - Sol Invictus (Słońce nieskończone)"Jeśli już to 'Słońce Niezwyciężone', ale to akurat najmniejsze zmartwienie. Istotniejsze są dwie inne kwestie. Po pierwsze, Sol Invictus nie jest tym samym co Mitra. Kult Niezwyciężonego Słońca został wprowadzony w Cesarstwie przez Aureliana w drugiej połowie IIIw (274r.n.e.), a więc w czasie, gdy mitraizm był już od dłuższego czasu obecny w Rzymie. Była to próba sworzenia synkretycznej religii, związanej ze Słońcem, którego kult był od dawna obecny w rodzie cesarza. Sol Invictus pozostał oficjalnym najwyższym bóstwem Cesarstwa również w IV wieku i to właśnie Niezwyciężone Słońce (a nie Mitra) znajduje się na rewersie monet wybijanych przez cesarzy.
linkPo wtóre, nie ma żadnych wskazówek potwierdzających fakt, że data 25 grudnia została przejęta przez chrześcijan od mitraistów. Taki pogląd jest wynikiem utożsamienia Sol Invictus z Mitrą i faktu, że święto upamiętniające narodziny Niezwyciężonego Słońca odbywało się 25 grudnia. Z drugiej strony pisarze katoliccy powołują się na Hipolita i Sekstusa, którzy już na początku III wieku jakoby pisali, że BN obchodzone jest 25 grudnia. Niestety, pisma tych autorów nie zachowały się i znane są tylko z późniejszych odwołań, więc nie można sprawdzić wiarygodności tych twierdzeń. Nie ulega natomiast wątpliwości, że w "Chronografii 354" (zwanej też Kalendarzem r. 354) Valentiusa znajduje się wzmianka o dacie BN, obchodzonego 25.12., a jest to również jedyne źródło mówiące o tym, że 25.12. obchodzone jest
państwowe święto narodzin Niezwyciężonego Słońca. Innymi słowy - pierwsza w pełni udokumentowana informacja o datach natali Solis Invicti i BN pochodzi z
tego samego źródła. Ale mowa jest w nim o Sol Invictus, a nie o Mitrze, co do którego nie ma żadnego źródłowego potwierdzenia faktu obchodzenia jego urodzin 25 grudnia.
ChronografiaStąd też stwierdzenie: "
Jakkolwiek przez Watykan data ta uznana została w IV wieku to była ona znana setki lat wcześniej jako data narodzin boga Słońca Mitry." jest po prostu nieuzasadnione. Zacznijmy od tego, że w IV wieku Watykan nie mógł niczego uznawać, nie tylko dlatego, że nie było wówczas Watykanu (siedziba papieży jeszcze długo była na Lateranie), ale przede wszystkim dlatego, że w tym czasie chrześcijaństwo nie było "scentralizowane", lecz było wspólnotą autokefalicznych kościołów, w którym wiążące decyzje podejmować mogli przedstawiciele
wszystkich tych kościołów. (Kilka wieków później odstępstwo od tej zasady przez biskupów 'zachodnich' spowodowało podział chrześcijaństwa.) Nie jest żadną tajemnicą, że istniały różnice doktrynalne pomiędzy kościołami, będące powodem zwołania na początku IVw. dwóch soborów powszechnych, w czasie których możliwe było uzgodnienie kompromisów w tych kwestiach.
Co się zaś tyczy tych "setek lat", to trzeba zauważyć, że rzymski mitraizm, który rozpowszechnił się w Cesarstwie od czasów Antoninusa Piusa tzn. od połowy II wieku, początkowo głównie wśród wyższych warstw społecznych, a później także żołnierzy, dzięki którym został rozpropagowany w ciągu III wieku na terenie całego Cesarstwa, nie był religią identyczną z mitraizmem indyjskim ani perskim, choć zapewne powstał pod wpływem tego ostatniego. "Po drodze" jednak Mitra został utożsamiony z greckim Heliosem - i dopiero od tej pory można mówić o nim jako o bogu solarnym. W formie znanej w Cesarstwie mitraizm był 'młodą' religią i rozprzestrzeniał się równolegle z chrześcijaństwem, które było dobrze zorganizowaną wspólnotą już na początku II w. Definitywne rozstrzygnięcie sporu o pierwszeństwo wyznaczenia daty 25.12. pomiędzy kultem Sol Invictus i chrześcijaństwem nie wydaje się raczej możliwe - choć pierwszeństwo święta Niezwyciężonego Słońca jest prawdopodobne. Ale co ważniejsze rozstrzygnięcie to jest bez znaczenia, gdyż jeżeli nawet przyjmiemy zależność daty BN od daty święta narodzin Niezwyciężonego Słońca, to nie można z tego faktu wyciągać wniosku o zależności doktrynalnej chrześcijaństwa od mitraizmu. Tok myślenia osób podkreślających zależnośc BN od dnia narodzenia Mitry (a w istocie Słońca Niezwyciężonego) jest jak rozumiem następujący: Mitraizm był potężną religią, a chrześcijaństwo marginalnym wyznaniem, którego przedstawiciele, jakimś niecnym sposobem ogłupili Konstantyna, który uznał chrześcijaństwo za równoprawną religię, a właściwie stworzył jego dogmaty, wykorzystując do tego celu znany wszystkim kult Mitry. Problem w tym, że taki pogląd jest kompletnym nieporozumieniem, gdyż chrześcijaństwo było rozpowszechnionym wyznaniem, które przetrwało kilka okresów prześladowań ze strony aparatu państwowego, tworząc w tym czasie dobrze funkcjonujące struktury wewnętrzne i gromadząc tak wielu wyznawców, że żadne prześladowania (a ostatnie miały miejsce jeszcze na początku IV wieku) nie były w stanie go zmarginalizować. Mam przed sobą "Dzieje Rzymu" Cary'ego i Scullarda, autorów angielskich, niepodejrzewanych o konszachty z Watykanem. Piszą oni o przemianach religijnych w okresie III stulecia: "W tym samym czasie uduchowiony kult boga światła Mitry ogarnął całe Cesarstwo, stając się z czasem najgroźniejszym rywalem chrześcijaństwa - przynajmniej na niektórych obszarach i niektórych warstwach społecznych" (s.416)
"
Wspominany w Biblii Nimrod był legendarnym założycielem państwa Babilońskiego"
Z tym zdaniem trudno się nie zgodzić w dwóch punktach - Nimrod jest wspomniany w Biblii i jest
legendarnym założycielem Babilonu (chociaż nie państwa, tylko miasta). Dodać jednak należy, że Biblia jest jedynym 'pierwotnym' źródłem mówiącym o Nimrodzie oraz to, że o tym swoim założycielu nic nie wiedzieli ludzie, którzy powinni mieć chyba informacje z pierwszej ręki, to znaczy sami Babilończycy. Historia - realna, nie legendarna Babilonu jest dość dobrze znana z oryginalnych tekstów klinowych, które nie wspominają jednak o tym prawnuku Noego. Co za straszne niedopatrzenie babilońskich skrybów! Tym większe, że nie wspominają również o Semiramidzie. Jak wspomniałem Biblia jest jedynym 'pierwotnym' źródłem, mówiącym o Nimrodzie. Kolejnymi są midrasze oraz uzależnione od tamtych źródeł opowieści arabskie. Z samej Biblii możemy się dowiedzieć tylko tyle, że Nimrod był prawnukiem Noego (swoją drogą dlaczego Noego, a nie Utnapisztima?), wielkim myśliwym i założył co najmniej kilka wielkich miast. Cała reszta jego 'historii' jest dziełem późniejszych autorów midraszy, czyli swego rodzaju komentarzy do Biblii (piszę 'swego rodzaju', bo są to pisma daleko wychodzące poza to, co znajduje się w tekście Biblii, w celu przekazania jakichś koncepcji teologicznych, czy 'umoralniających'). To midraszowe źródło widać zresztą doskonale w stwierdzeniu: "
trzeba podkreślić symbolikę Babilonu jako nie tylko tworu państwowego/królestwa ale również przeciwieństwa Jeruzalem." Jakimż to realnym przeciwieństwem dla Babilonu, który w czasach swojej świetności był największym miastem ówczesnego świata i stolicą potężnego imperium, mógłby być ten palestyński kurnik, jakim była Jerozolima?
Na tak mocnym fundamencie "faktograficznym" można zbudować każdą teorię i utożsamiać Nimroda z kim dusza zapragnie, co też od długiego czasu jest czynione z uporem godnym lepszej sprawy. Nimrod raz jest utożsamiany z (równie legendarnym) Ninusem, kiedy indziej z Baalem (choć niekiedy jest jego ojcem), albo dla odmiany z Ozyrysem, etc. Tu akurat, jak wynika ze wzmianki o Semiramidzie, jako żonie Nimroda, została przyjęta 'teoria' niejakiego Hislopa, który dokonał utożsamienia Nimroda z Ninusem, mężem Semiramidy. Problem w tym, że obie te postacie (Ninusa i Semiramidy) są legendarne - tym razem jest to legenda wytworzona przez Ktezjasza i rozpowszechniona przez Diodora, wg. którego Ninus (bo o Nimrodzie Grecy nie słyszeli) był pod koniec III tysiąclecia p.n.e. twórcą ogromnego państwa sięgającego od Synaju do Indusu i od Oceanu Indyjskiego do północnego wybrzeża Morza Kaspijskiego. Co prawda o takim państwie nie wspominają źródła sumeryjskie, ani akadyjskie, ale obu Grekom nie przeszkodziło to w rozpowszechnieniu legendy o Ninusie i Semiramidzie. Ale skoro opieramy sie na ich tekstach, to róbmy to konsekwentnie! Semiramida wg. Diodora miała z Ninusem syna Ninyasa, którego (po śmierci Ninusa) usunęła w cień i objęła rządy w państwie, podbijając w tym czasie, za pomocą trzy i pół milionowej armii Egipt, Nubię i Kawałek Indii. Na koniec jednak niewdzięczny syn wyprawił ją na drugi świat.
Diodor SycylijskiHislop postanowił pójść na całość i utożsamił legendarnego Ninusa z równie legendarnym, biblijnym Nimrodem. Śmieszne jest w tym wszystkim to, że celem Hislopa, duchownego protestanckiego i autora wielkiego i niezwykle bałamutnego dzieła "Dwa Babilony", było udowodnienie tezy, że katolicyzm jest pogańską, szatańską sektą, a jedynym prawdziwym chrześcijaństwem jest protestantyzm. Rzecz w tym, że o ile wielebny Hislop w połowie XIX wieku mógł wypisywać każdą bzdurę, która mu przyszła do głowy, to przy dzisiejszym stanie wiedzy o starożytnych cywilizacjach jego dzieło może co najwyżej wzbudzać zażenowanie lub wesołość, a odsmarzanie tego kotleta przyprawia o niestrawność. Tymczasem większość anty-watykańskich publikacji bezpośrednio lub pośrednio sprzedaje w nowym opakowaniu tezy Hislopa, przyprawiając je od czasu do czasu kolejnymi, równie "odkrywczymi" rewelacjami. Nawiasem mówiąc jest rzeczą zadziwiającą, że osoby tak krytyczne wobec chrześcijaństwa uważają 'Pięcioksiąg Mojżesza' za tak wybitnie wiarygodne źródło, że budują na nim swoją wizję historii świata starożytnego. O ile rozumiem, że zarówno dla Hislopa, jak i niektórych współczesnych kościołów protestanckich Biblia jest jedynym autorytetem, a każde jej twierdzenie jest bezdyskusyjnie prawdziwe, to takie jej traktowanie przez krytyków religii jest co najmniej zaskakujące. No ale skoro tak się ją traktuje, to należy konsekwentnie podtrzymywać wszystkie zawarte w Biblii twierdzenia, również te, które mówią o supermenie Józefie, który nauczył tych idiotów znad Nilu budowy magazynów na zboże, o ucieczce dwóch, czy trzech milionów Żydów z Egiptu, o Izraelu jako światowym supermocarstwie, no i oczywiście o tym, że to Jahwe natchnął Persów do podboju Babilonu w celu wyzwolenia z 'babilońskiej niewoli' narodu wybranego.
Pozostaje wszelako jeden problem - ani kult Nimroda, ani Ninusa, ani Semiramidy nie jest znany religioznawstwu. Trzeba więc znaleźć jakieś "ofiary" wśród znanych bóstw starożytności i dokonać zgrabnego utożsamienia z nimi tych legendarnych postaci. Racje merytoryczne nie są w tym przypadku istotne, najważniejsze, aby to zrobić z przekonaniem i w sposób nie podlegający dyskusji.
"Według mitu Semiramis była jego [Nimroda] żoną i razem mieli dziecko, Tammuza/Baala, warto podkreślić, że Baal był również bóstwem solarnym, jego kult był bardzo popularny w Imperium Rzymskim"Jedno zdanie, a parę błędów. Tammuz, a w istocie Dumuzi jest imieniem boga znanym z panteonu sumeryjskiego i babilońskiego, męża Inany (Isztar), który jednak nie był bogiem solarnym - był bóstwem wegetacji. Tymczasem 'baal' jest przede wszystkim rzeczownikiem pospolitym, przekładającym się na język polski jako "pan". Jest więc tytułem, używanym zarówno w odniesieniu do wysoko postawionych ludzi, jak i licznych lokalnych bóstw starożytnego świata, szczególnie chętnie używanym przez Fenicjan, którzy mówiąc o swoich lokalnych bogach używali terminu "Baal XXX" - wstawiając w miejsce 'iksów' nazwę miasta. Oczywiście słowo 'baal' nie istnieje ani w języku sumeryjskim, ani akadyjskim, tak więc utożsamianie Dumuziego z Baalem nie ma żadnych źródłowych podstaw. W panteonie kananejskim Baalem nazywano syna Ela, pana niebios, a przede wszystkim boga deszczu i burzy (ale na pewno nie słońca, więc nie był bóstwem solarnym), który w tekstach ugaryckich nosi imię Hadad (jego akadyjskim pierwowzorem jest Adad, zaś sumeryjskim pierwowzorem Adada jest Iszkur, a nie Dumuzi). I właśnie do tego bóstwa odnoszą się liczne biblijne wzmianki o Baalu.
Kult Baala nie był "bardzo popularny w Imperium Rzymskim" - cesarz Heliogabal próbował wprowadzić w Rzymie kult lokalnego boga z Emesy, którego był kapłanem i którego imię brzmiało 'Ilah hag-Gabal' (w języku polskim stosuje się często skróconą wersję imienia: El-Gabal) - 'bóg góry', zaś Rzymianie nazywali go Elagabalus - imię to nie ma jak widać nic wspólnego z 'baalem'. Kult tego bóstwa, narzucony przez cesarza, trwał w Rzymie tak długo, jak długo żył jego opiekun, czyli cztery lata. Po gwałtownej śmierci Heliogabala bóstwo z Emesy wróciło do domu. Nota bene jego święto zostało zadekretowane przez Heliogabala na dzień przesilenia letniego, a nie na 25 grudnia.
To samo dotyczy Semiramidy. Raz jest utożsamiana z Aszerą (Aserath), a chwilę później z Isztar. Aszera jest boginią znaną z terenów Syrii i Palestyny. Teksty znalezione w Ugarit podają, że była żoną boga Ela i matką jego 70 dzieci. W tradycji palestyńskiej, a więc także tradycji Izraelitów była łączona z Baalem, ale także z Jahwe, a jej kult był najwyraźniej bardzo mocno zakorzeniony w Kananie, skoro w Biblii można znaleźć kilka fragmentów, które zakazują wyznawcom Jahwe tego kultu. Isztar (sumeryjska Inana) to bogini z całkiem innej - i dużo wcześniejszej - bajki. Była sumeryjską i babilońską boginią miłości i żoną Dumuziego. Jej późniejszym 'odpowiednikiem' na obszarach północno-semickich jest Astarte, która jest niekiedy utożsamiana z grecką Afrodytą (której kult wg. Herodota dotarł do Greków z Fenicji). To jest dość rudymentarna wiedza religioznawcza, którą można znaleźć w jakiejkolwiek książce na temat historii religii, ale jak ktoś się uprze, to może Semiramidę utożsamić również z królową Wiktorią, albo Merlin Monroe - papier jak wiadomo jest cierpliwy.
"Semiramis jako królowa nieba była przedstawiana z koroną na głowie lub swego rodzaju blaskiem jako bogini księżyca"No, chwileczkę! Przed momentem Semiramida była utożsamiona z Isztar (Inaną), której planetą była Wenus. Teraz się okazuje, że była boginią księżyca. Nawet pisząc bajki, trzeba jednak zachować wewnętrzną logikę.
"Oczywiście nie tylko data została skopiowana z tego święta, ale również wszelakie atrybuty jak choinka, która to była symbolem odrodzenia się Nimroda, syna Semiramis/Asherah do której to symbol należał bezpośrednio."Strasznie długo ta choinka musiała czekać na swoją wielką chwilę, bo pojawiła się ona, jako dekoracja bożonarodzeniowa dopiero w XVIII w. Natomiast zupełna tajemnicą jest źródło pozwalające na powiązanie Aszery z choinką. Biblia, a raczej jej tłumaczenia, stwierdza w kilku miejscach, że jej symbolem był drewniany słup - w tekście hebrajskim pojawia się po prostu słowo aszera w sensie jakiegoś materialnego obiektu kultu), ale od tego jest jeszcze daleka droga do przyozdobionej choinki, wokół której tańczą wyznawcy.
"Dniem narodzin Nimroda był 25 grudnia"To właśnie jest przykład tego, o czym pisałem wyżej - nieważne są argumenty, ważne, aby grzmotnąć jakimś twierdzeniem ex cathedra, w sposób nie znoszący sprzeciwu. Dlatego nie warto nawet pytać o źródło tej rewelacji, ale nasuwa się inne pytanie: według jakiego kalendarza wyznaczono dzień narodzin mitycznego Nimroda? Skoro mówimy o grudniu, to najwyraźniej według kalendarza rzymskiego, który jak z tego widać musiał być dobrze znany ludziom w trzecim pokoleniu po biblijnym potopie. Jest to zarówno wspaniała, jak i odkrywcza ciekawostka historyczna.
"Dzień ten [przesilenie zimowe] jest oczywiście ruchomy i dzisiaj wypada na 21-22 grudnia, lecz w czasach starożytnych był to 25 grudzień."No i znowu mamy problem. Bo co to znaczy 'w czasach starożytnych'? Skoro mówimy o grudniu, to możemy się odnosić wyłącznie do kalendarza rzymskiego. Pierwotnie kalendarz ten liczył dziesięć miesięcy (księżycowych), a długość roku próbowano 'uzgodnić' z cyklem słonecznym przez dodanie kilkudziesięciu dodatkowych dni, które później zostały podzielone na dwa dodatkowe, ostatnie miesiące roku - styczeń i luty. Rok w tym kalenarzu liczył 354, a później 355 dni musiał więc być uzupełniany dniami dodatkowymi, co jednak nie uchroniło go przed rozregulowaniem. Dopiero po reformie Cezara poszczególne miesiące i dni miesięcy (a więc również daty równonocy i przesileń) wypadały mniej więcej w tym czasie, co w naszym kalendarzu (gregoriańskim). I dopiero od wprowadzenia kalendarza juliańskiego (45 r. pne) można szukać korelacji pomiędzy przesileniem zimowym, a 25.12. Problem w tym, że nie potrafimy nawet dokładnie skorelować ówczesnego kalendarza juliańskiego i gregoriańskiego, a to z kilku powodów - po pierwsze, nie wiadomo kiedy wypadał pierwszy rok przestępny, po drugie, pierwotnie (w wyniku nieporozumienia) liczono lata przestępne co trzy, a nie cztery lata, po trzecie wreszcie, kiedy w czasach Augusta zorientowano się w pomyłce zrobiono małe misz-masz, aby przywrócić porządek - niestety nie wiadomo dokładnie jak daleko idące były ingerencje w kalendarz. Zasady wprowadzone przez kalendarz juliański obowiązują w pełni od roku 5 n.e., kiedy to zaczął się czteroletni cykl lat przestępnych, utrzymywany konsekwentnie do dziś. No i dodajmy na koniec, że kalendarz juliański również nie jest precyzyjny i 'spieszy', więc zjawiska astronomiczne zmieniają swoje daty - dziś przesilenie zimowe w kalendarzu juliańskim wypada 8 grudnia. A ponieważ w ciągu 2000 lat, przesunięcie kalendarza wyniosło ok 15,5 dnia, to jak łatwo łatwo obliczyć, na początku naszej ery przesilenie zimowe wypadało 23 lub 24 grudnia, a później przesuwało się w kierunku początku miesiąca. W roku 274, kiedy wprowadzono kult Sol Invictus, przesunęło się już o dwa dni. Zresztą gdyby koniecznie chciano wprowadzić korelację pomiędzy przesileniem zimowym, a datą święta narodzin Sol Invictus, to cóż stało na przeszkodzie, aby świeto to było związane ze zjawiskiem astronomicznym, a nie konkretną datą w kalendarzu?
"Aby wyjaśnić sobie skąd się wzięło to święto tak naprawdę zostajemy przy tej samej historii. Nimrod lub też raczej jego ciało zostało rozszarpane, a sam Nimrod wzniósł się na kolejny poziom boskości."A jakieś źródła tych rewelacji? Bo to jest już radosna twórczość, mająca uzasadnić z góry przyjęta tezę.
"Stąd też się bierze tradycja wielkanocnych jajek co widać nawet w etymologii poszczególnych słów. W języku angielskim wielkanoc to Easter z kolei boskim imieniem jakie przybrała Semiramida i pod jakim była czczona było Isztar (ang. Ishtar) i stąd też "Easter egg" "Ishtar's egg"."No to w końcu jakie "boskie imię" przybrała? Aszera, czy Isztar? A fragment o jajku wielkanocnym zalicza sie do tych sytuacji, o których Rosjanie mówią "i smieszno, i straszno". Angielskie słowo "easter", będące potoczną nazwą wielkanocy (potoczną, bo 'oficjalnie' to święto nazywa się Passover) rzeczywiście pochodzi od imienia bogini, tyle tylko, że bogini wiosny czczonej przez Saksonów (czy Sasów, jak kto woli), której imię brzmiało Eostre i której święto wypadało na początku wiosny, czyli mniej więcej w kwietniu wg. naszego kalendarza.
"Symbol wszystkowidzącego oka jest jak najbardziej unikatowy. Przecież nie mówimy tu o jakiejś książce anatomicznej. Każdy symbol ma jakieś pochodzenie, oko Horusa wzięło się z mitu o tym jak Horus stracił oko"Zapewne każdy symbol ma swoje pochodzenie, tyle tylko, że oko Horusa nigdy nie symbolizowało wszechwiedzy, ani opatrzności - dla starożytnych Egipcjan było symbolem uleczenia, bądź odrodzenia i dlatego powszechnie znajdowało się w wyposażeniu grobowym. Nota bene "oko opatrzności" nie jest w ścisłym sensie symbolem, bo symbol oznacza coś, czym sam nie jest. Jest to raczej graficzne przedstawienie obecności bożej - symboliczną częścią tego znaku jest co najwyżej trójkąt (symbolizujący trójcę).
"W sumie to chyba odkrywając znaczenie wielkanocy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że Ci goście zwani hierarchami uważają nas za bandę niemyślących owiec. No bo jak wytłumaczyć to, że kościół mówi iż Jezus został ukrzyżowany w piątek, leżał w grobie 3 dni i 3 NOCE a zmartwychwstał w niedziele?"Ironia jest mocną bronią, pod tym wszakże warunkiem, że jest właściwie skierowana. W przeciwnym wypadku ośmiesza niestety 'ironistę'. A aby uniknąć tej niemiłej sytuacji wystarczy dowiedzieć się, że chrześcijańskie wyznanie wiary mówi, że Jezusa zmartwychwstał TRZECIEGO dnia, a nie PO trzech dniach i nocach. Został ukrzyżowany i pochowany w piątek, drugiego dnia, czyli w sobotę spoczywał w grobie, a trzeciego dnia, w niedzielę, znaleziono grób pusty. Rozumienie prostego tekstu w języku polskim nie jest chyba zbyt trudne, pod warunkiem, że chce się go zrozumieć.
"Niedziela, dzień Słońca - Wg. byłego spirytysty na wysokim szczeblu Rogera Monroe sprawienie aby ludzie odprawiali swoje obrządki w niedziele było jednym z głównych celów spirytystów gdyż nie tylko, kłóci się to z dekalogiem ale również właśnie niedziela jest dniem wybranym przez Lucyfera do oddawania mu czci."To ci spirytyści mają naprawdę długie ręce - istnieją od XIX wieku, a już w IV w. udało im się skłonić Konstantyna do uczynienia niedzieli dniem wolnym od pracy w Cesarstwie Rzymskim. No, ale czas jest przecież względny, więc właściwie nic dziwnego. Ale dlaczego "odprawianie swoich obrządków w niedzielę" kłóci się z dekalogiem, tego naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć.
"Obelisk ten jest symbolem solarnym. Takie same możemy zobaczyć w Londynie i Waszyngtonie ale przede wszystkim w Egipcie w ośrodkach kultu solarnych bogów (Horusa, Atona, Amona, Ra) głównie w Heliopolis. W rzeczywistości to dokładnie ten obelisk, który teraz sobie stoi w samym środku placu Św. Piotra został sprowadzony nie skąd indziej jak ze świątyni Ra z Egiptu." To, że obelisk był symbolem solarnym to akurat nie ulega wątpliwości. Skąd dokładnie został sprowadzony ten konkretny obelisk, który stoi dziś na pl. św. Piotra nie wiadomo. Został sprowadzony z Egiptu w czasach Kaliguli i stał na hipodromie, który znajdował się obok wzgórza watykańskiego. Został odnaleziony i ustawiony za Sykstusa V, który na tę okolicznośc kazał dodać do niego napis, mówiący m.in.: "Sykstus V papież, poświęcił godniej i szczęśliwiej Niezwyciężonemu Krzyżowi obelisk watykański oczyszczony z bezbożnych zabobonów w roku 1586, drugim swego pontyfikatu". Więc czego ma dowodzić obecność tego obelisku w Watykanie? Chyba tego, że papież, stawiając go, ogłosił zwycięstwo chrześcijaństwa nad innymi "bezbożnymi" kultami. Zresztą podobne obeliski stoją w Paryżu i Londynie (i oczywiście innych częściach Rzymu) - czy Francuzi i Anglicy też są wyznawcami Nimroda, czy Baala? I co właściwie ma wspólnego
egipski obelisk z tymi postaciami?
"Z tym jak ta "czapka" dostała się do Watykanu, na głowę papieża wiąże się ciekawa historia bowiem kiedy katolicyzm przejął w Cesarstwie Rzymskim totalną władzę religijną kapłani zajmujący się kultem Dagona postanowili poprzysiąc posłuszeństwo papieżowi."To faktycznie bardzo ciekawa historia - tym bardziej, że nakrycie głowy w tym kształcie pojawiło się dopiero w jedenastym wieku.
link"I kiedy zobaczy się ten strój w poprawnym kontekście widać ukryte znaczenie motta najbardziej maryjnego papieża w historii. "Totus tuus - Maria" W tłumaczeniu cały twój - Isztar/Semiramis i w ten sposób Nimrod oznajmia swoje oddanie swojej matce."To teraz Nimrod robi za Dagona? Bo prawdę mówiąc już się pogubiłem?
"Oto symbol papiestwa."To nie jest symbol Papiestwa, tylko Chrystogram - greckie litery 'ch' i 'r', czyli pierwsze litery słowa christos.
"A oto wyprzedzający tysiące lat chrześcijaństwo symbol kultu słońca."A gdzie można go zobaczyć (oczywiście poza placem św. Piotra)? No bo skoro to taki stary symbol, to zapewne pojawia się w wielu miejscach. Oczywiście w okrąg, czy owal mozna wpisać każdą figurę geometryczną. Jak wpiszemy trójkąt prostokątny, to wg. zastosowanej tu logiki udowodnimy, że Watykan pielęgnuje wiarę Pitagorejczyków.
"Popatrzmy choćby na Egipt, prawie identyczna historia z tym rozszarpywaniem. Ozyrys zostaje rozszarpany, zostaje królem świata podziemnego, Izyda zbiera jego szczątki, poprzez kontakt z członkiem Ozyrysa zapładnia się, rodzi się bóg nieba/słońca Horus, Horus później również zostaje rozszarpany, Izyda zbiera szczątki, zanosi je Ra aby ten dał im nowe życie." To jakaś całkiem nowa mitologia egipska. Nie ma jakichkolwiek poważnych źródeł, gdzie można byłoby przeczytać podobny nonsens. To już ostro pachnie niejakim Pujolem i bzdurami, którymi karmi swoich naiwnych czytelników. Ozyrys nie został "rozszarpany", tylko zabity (w bardzo zresztą przemyślny sposób) przez swojego brata Seta, który później podzielił jego ciało na części i schował je w różnych miejscach. Izyda nie "zapłodniła się" (zresztą w jaki sposób można "się" zapłodnić? - to nie jest czynność zwrotna) przez kontakt z członkiem Ozyrysa, bo akurat członka nie udało jej się odnaleźć, więc "dorobiła" mu gliniany. Jest zresztą inna wersja mitu o Ozyrysie i Izydzie, wg. której figlowali już w łonie Nut, a Horus był tym sposobem zarówno synem, jak i bratem Ozyrysa. W pismach egipskich nie ma ani śladu twierdzenia, aby Horus został kiedykolwiek pozbawiony zycia, nie mówiąc już o tym, że nie był bogiem "nieba/słońca". Horus był boskim władcą Egiptu i o władzę nad całkiem ziemskim królestwem toczył walkę ze swoim stryjem Setem. Poważnej literatury egiptologicznej jest akurat zatrzęsienie , więc nie ma jakiegokolwiek problemu, aby zajrzeć do niej, zanim wygłosi się kilka bałamutnych stwierdzeń w jednym zdaniu.
Na koniec prawdziwa perełka.
"Zdjęcie, które widzicie nieco wyżej przedstawia posąg Semiramis/Isztar z małym Nimrodem w porównaniu do rzeźby Maryi oraz Jezusa. Jeżeli mam być uczciwy to sam nie wiem kto jest kto."A kto, jak nie autor ma wiedzieć, co przedstawiają zdjęcia, które prezentuje na potwierdzenie swojej tezy??? No ale spróbujmy rozszywrować tę zagadkę. Jeżeli spojrzymy na zdjęcie po prawej stronie, to łatwo zauważymy krzyż na koronie, a w tle posągu fasadę kościoła. Można więc domniemywać, że jest to posąg "Madonny z dzieciątkiem". Wskazuje to, że posągiem Semiramis jest ten przedstawiony na zdjęciu po lewej stronie. Tyle tylko, że każdy mający choćby rudymentarne pojęcie o sztuce na pierwszy rzut oka rozpozna w tym posągu gotycka lub wczesnorenesansową rzeźbę, hmm ... Madonny z dzieciątkiem.
Byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie był to dużego kalibru przekręt.
W jaki sposób przedstawiano boginie w sztuce starożytnej Mezopotamii, można zobaczyć na tych przykładach podobizn
Aszeryi
Inany (Isztar)Wydają się jakoś mało podobne - i dziwnym trafem, żadna nie ma dziecka w ramionach.