Dzikie dzieci są kolejnym dowodem na to, jak dużo nas łączy ze zwierzętami. Załamują mnie ci wszyscy ignoranci, którzy twierdzą, że nie jesteśmy zwierzętami, albo że ewolucja nie miała miejsca. A wystarczy po prostu otworzyć oczy.
Podobnie jak inny użytkownik, również uważam, że nie powinno się zabierać dziecka ze środowiska, w jakim się wychował. To jest jego świat, on czuje się zwierzęciem, który go wychował i u ludzi będzie się czuł jak w niewoli. Czytając o takich dzieciach nie czuję smutku, czy poczucia, że dzieje się z nimi coś złego. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że biologia wykształciła coś takiego jak adopcja młodych przez inne gatunki. Cieszę się, że te dzieci nie umarły gdzieś w krzakach, porzucone zapewne przez swoich rodziców, tylko zostały przygarnięte i otoczone opieką. To jest piękne, nie straszne.
Ciekawy jestem, co inni sądzą na ten temat, bo niektórzy może to racjonalnie wytłumaczą.
Ja nie widzę w tym nic dziwnego i nie wiem co tu tłumaczyć. Zjawisko to pokazuje, że wszystkie ssaki należą do tej samej rodziny i są kierowane przez te same instynkty. Ludzie te instynkty w sobie tłumią, ale wystarczą odpowiednie warunki, by z powrotem je w sobie obudzić.
Czy gdyby dziecko bylo pod opieką człowieka i zwierzęcia stało by się...tłumaczem?
Nie sądzę, by było to możliwe, z powodu, który podałem wyżej: ludzie starają się tłumić instynkty, a zwierzęta nimi żyją. To od razu rodzi konflikt. Bo jak miałoby to funkcjonować? Dziecko spędzałoby parę dni w dziczy, a później parę dni w domu? Nie wyobrażam sobie jak miałoby to zadziałać.
PS. Moim zdaniem ten temat jest w złym dziale, bo to jest wyjaśnione i jasne zjawisko. Bardziej pasowałby do działu biologia, bo to kwestia ściśle związana z ewolucją.
Użytkownik Krzys19911 edytował ten post 18.05.2014 - 18:59